Google postanowiło zaskoczyć i umieściło złącze słuchawkowe w nowym Pixelu 3a, eliminując je uprzednio z flagowych Pixeli 3. I choć właściwie wszyscy ucieszyli się, że minijack powrócił, to przedstawicielka tego koncernu postanowiła umotywować tę decyzję, by podkreślić jej znaczenie. Niestety, zrobiła to w bardzo głupi sposób.
Nieustająca wojna o złącze słuchawkowe w smartfonach to wyraźnie znak czasów – czasów, w których rywalizuje się o rzeczy, które powinny być oczywistością (przynajmniej na tym etapie rozwoju technologii), zamiast skupić się na kwestiach bardziej istotnych, bo problemów związanych ze współczesnymi urządzeniami mobilnymi zdecydowanie nie brakuje. No ale złącze słuchawkowe to wdzięczny temat, do którego chętnie odnoszą się producenci smartfonów.
Szkopuł w tym, że jedni robią to całkiem zgrabnie, wprost mówiąc o konieczności umieszczenia we wnętrzu dodatkowych elementów czy podzespołów, a inni chyba nie do końca myślą nad tym, co starają się przekazać. A przynajmniej tak wynika ze słów pani Soniyi Jobanputra, pełniącej stanowisko dyrektora produktowego w Google.
Oto poważny kandydat do nagrody „Srebrne Usta” w branży mobilnej
Otóż okazało się, że obecność złącza słuchawkowego w smartfonach Pixel 3a i Pixela 3a XL była przedmiotem szerokiej debaty w szeregach koncernu z Mountain View i finalnie zdecydowano, że – uwaga uwaga! – w tej półce cenowej użytkownicy potrzebują elastyczności, wobec czego zdecydowano się umieszczenie minijacka w specyfikacji dwóch nowych modeli.
Oczywiście – jasnym jest, że mamy do czynienia z wzorcowym przedstawicielem „marketingowego bełkotu”, ale jest to rodzaj wyjątkowo nieprzemyślanego i lekkomyślnego bełkotu. Takiego, że człowiek mówi, a potem myśli i wykonuje ikoniczny gest:
W obliczu faktu, że flagowe: Pixel 3 oraz Pixel 3 XL nie mają na wyposażeniu złącza słuchawkowego, wygląda na to, że klienci wydający na smartfony znacznie więcej, niż w przypadku najnowszych średniaków tego koncernu, zwyczajnie nie potrzebują takiej elastyczności i mogą przecież skorzystać z bardzo wygodnej przejściówki do USB typu C, tudzież zainwestować w bezprzewodowe słuchawki wolne od problemów z łącznością i nie wymagające ładowania co kilka godzin. Mam oczywiście nadzieję, że wyłapaliście oczywistą ironię.
Generalnie więc wygląda na to, że Google oferuje większą swobodę i zakres możliwości nabywcom urządzeń z niższej półki, aniżeli osobom, które zainwestowały znacznie więcej pieniędzy we flagowce. Doprawdy, doszukiwanie się w stwierdzeniu przedstawicielki Google jakiejkolwiek, nawet najbardziej pokrętnej logiki, jest piekielnie trudne i tylko pokazuje, że branża mobilna powoli staje na głowie.
No, ale o tym ostatnim wiemy nie od dziś.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.