Pierwsze rozczarowanie
W ciągu dwóch pierwszych kwartałów 2011 roku korporacja sprzedała 21,2 mln smartfonów i w połowie roku poinformowała, że łącznie do grudnia na rynek może trafić 50 mln słuchawek ich marki (wspominano nawet o 54 milionach). Producent miał oczywiście podstawy, by zakładać wysoki poziom sprzedaży (w czerwcu 2011 roku zrealizowano 88% więcej telefonów, niż w analogicznym okresie roku poprzedniego), ale wyzwanie, które firma sama sobie rzuciła mogło ją poważnie przerosnąć. Część ekspertów przekonywała, że koniec roku przyniesie HTC spore rozczarowanie i zimny prysznic. Powtarzano, że wyniki sprzedaży nie leżą jedynie w rękach tajwańskiego producenta, ale też konkurencji. A na rynku królował wówczas Samsung Galaxy S II, spodziewano się kolejnych urządzeń koreańskiego giganta i przede wszystkim wyczekiwano nowego iPhone’a. Sprzedaż 30 mln smartfonów w takich okolicznościach w zaledwie pół roku byłoby naprawdę wielkim osiągnięciem. Analitycy zaczynali chłodzić głowy inwestorów i powtarzali, że mogą oni doznać szoku.
Trzeci kwartał to kontynuacja dobrych informacji dla akcjonariuszy – przychody i zyski rosły zarówno w porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego, jak i II kwartału. W okresie od lipca do końca września 2011 roku producent zarobił na czysto ponad 600 mln dolarów. Firma analityczna Canalys poinformowała, iż w III kwartale 2011 roku to właśnie HTC był największym dostawcą smartfonów na rynek amerykański (zajęli 24% rynku). Wyprzedzenie Samsunga oraz Apple w tym niezwykle ważnym rankingu oraz dobre wyniki powinny powodować dalszy wzrost kapitalizacji korporacji. Tak się jednak nie stało – gigant tracił na wartości i coraz więcej osób przeczuwało, że to dopiero poczatek większych problemów.
Spadki na giełdzie
Najlepszym dowodem na to, iż korporacja zaczęła tracić zaufanie akcjonariuszy są jej notowania. Na początku lipca za jedną akcję tajwańskiego producenta płacono 1223 TWD (1000 TWD to ponad 33 dolary/blisko 110 PLN). W połowie października wskaźnik ten spadł do 736 TWD. I to w czasie, gdy firma nadal brylowała w branży. Okazało się jednak, że w poprzednich trzech miesiącach korporacja zrealizowała „jedynie” 13,2 mln smartfonów i raczej nie osiągnie zapowiedzianych wcześniej wyników sprzedaży. Przedstawiciele HTC zaczęli wspominać, iż w IV kwartale czeka ich zastój sprzedaży i spadek zysków. Akcjonariuszy nie mogło to napawać optymizmem, ponieważ mowa była o najważniejszych miesiącach w roku – okresie przedświątecznych zakupów, trwającym od listopada praktycznie do końca grudnia. Coraz częściej podkreślano jednak, że kolejny iPhone zmiażdży konkurencję. Przesłanek ku temu było co najmniej kilka: po pierwsze, ludzie od dawna czekali na nowy smartfon Apple, po drugie poważnie poprawiono jego parametry, po trzecie branża ciepło przyjęła Siri, a po czwarte (to chyba najważniejsze) umarł Steve Jobs. Dla korporacji z Cupertino był to z jednej strony wielki cios, ale jednocześnie strata zapewniła gigantowi świetną sprzedaż nowego produktu. HTC znalazło się w poważnych tarapatach.
Na reakcję tajwańskiego producenta nie trzeba było długo czekać. Już 23 listopada firma poinformowała, że jest zmuszona zmienić swe prognozy sprzedaży. O ile wcześniej zakładano, iż w IV kwartale przychody firmy powinny się kształtować na poziomie od 4,2 do 4,5 mld dolarów, to teraz wspominano już o 3,4 mld dolarów. A to oznaczało powrót do poziomów z analogicznego okresu roku 2011. Przedstawiciele korporacji podkreślali, że powodem zastoju są przede wszystkim inne firmy – nie spodziewano się aż takiego nasilenia konkurencji ze strony Apple i Samsunga. Wspominano także o ogólnej kiepskiej sytuacji na rynkach (rekordy wspomnianych gigantów trochę temu przeczyły). HTC wrowadzilo do sprzedaży kilka modeli nowych smartfonów (Vivid, Rezound, czy Sensation XL), ale przepadły one w tłumie innych słuchawek. Rynek żył wówczas sprzętem ze stajni Apple, realizacją Galaxy S II w USA i wprowadzeniem do sprzedaży modelu Galaxy Nexus współpracującego z platformą Android 4.0. Tajwański potentat zaczął wówczas wspominać, że konkurencja z Samsungiem jest trochę nierówna, ponieważ oni dopiero co poznali kod Androida, a tu na rynek trafia sprzęt z najnowszym zielonym robotem. HTC mogło się także czuć „zdradzone” przez innego partnera – operatora Sprint. Wcześniej firma ta uważana była za bezpieczną przystań dla HTC w USA, ale nagle swój smartfon postanowiło sprzedawać za ich pośrednictwem Apple. To z pewnością nie mogło dobrze wróżyć azjatyckiemu przedsiębiorstwu. Szybko miało się okazać, że firma będzie zmuszona zmierzyć się z poważnym kryzysem.
Użytkownicy nie chcą telefonów HTC
Na początku grudnia stało się, że listopadowe wyniki HTC są dalekie od wcześniej założonych. Smartfony tajwańskiej firmy sprzedawały się o 30% gorzej, niż w poprzednim miesiącu i o 20% gorzej, niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Cena jednej akcji HTC spadła w tym czasie do poziomu około 410 TWD (wpływ na ów spadek wartości miał jeszcze spór patentowy z Apple, o którym warto wspomnieć w dalszej części). Eksperci zaczęli zwracać uwagę na to, że użytkownicy smartfonów HTC nie chcą kolejnych słuchawek tej firmy. Wkrótce mogło się okazać, że gigant kontrolujący w III kwartale 11% globalnego rynku smartfonów może szybko wypaść z czołówki – kiepski listopad z pewnością nie był dobrą wróżbą przed świątecznym grudniem.
Końcówka roku 2011 dla jednych zakończyła się dość udanie (Apple, Samsung), a innym przyniósł spore rozczarowanie. HTC znalazło się w tej drugiej grupie. Przychody i zyski korporacji wyniosły w IV kwartale odpowiednio 3,4 mld dolarów oraz 364 mln dolarów. W porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego oznaczało to poważne spadki. 10 mln sprzedanych słuchawek w okresie od poczatku października do końca grudnia z pewnością nie mogła zadowolić inwestorów. Jeszcze gorzej było w pierwszym kwartale 2012 roku, który samo HTC szybko ochrzciło mianem najgorszego kwartału na przestrzeni ostatnich 10 lat. W porównaniu z analogicznym okresem poprzedniego roku zyski spadły aż o 70%. Przedstawiciele firmy zapowiedzieli jednak, iż zdają sobie sprawę z tego, gdzie popełniono błędy i szybko nastąpi ich eliminacja. Co zatem poszło nie tak?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.