Testuję bezprzewodowe słuchawki bluetooth typu True Wireless – model QCY T5. Mają konstrukcję podobną do Apple AirPods, dotykowe sterowanie i AAC. Sprawdzam, czy warto je kupić.
QCY to nierówna marka: po nieźle grających, ale słabo wykonanych TWS QS1, rozsądnych L2, mizernych brzmieniowo ale rokujących pod względem obsługi T3 przyszedł czas na nowy model, czyli QCY T5. Airpodsowa konstrukcja, dobra autonomia, dotykowe sterowanie i AAC wystarczą, by dać im szansę?
- Słuchawki QCY T5 dostępne są w chińskich sklepach – w promocji na 11.11 zapłacimy za nie 23.98 dolarów, czyli około 100 zł.
QCY dotąd miało mieszaną passę na łamach techManiaKa i tym bardziej byłem ciekaw, co tym razem zaprezentowali Chińczycy. Kilka słów o marce na naszych łamach:
- TWS QS1, oferujący zaskakująco dobre brzmienie i dużą skuteczność w mizernej konstrukcji;
- L2, tradycyjne słuchawki Bluetooth z przewodem, świetnie sprawdzające się podczas ćwiczeń i nieźle grające;
- T3, pierwsze podejście do klonowania Airpodsów, niestety będące falstartem.
Jak widzicie, zauważyliśmy od razu tkwiący w tej firmie potencjał i otrzymała ona od nas spory kredyt zaufania, który nadszarpnęła problemami, często pojawiającymi się po dłuższym użytkowaniu QS1 oraz słabiutkimi T3kami, obiecującymi o wiele więcej, niż mogły w rzeczywistości zaoferować.
Sprawdzamy, co tym razem oferuje QCY i czy jest to jedna z marek, które dążąc do ekspansji nie zapominają o uczeniu się na błędach?
QCY T5 – charakterystyka i wrażenia z użytkowania
T5 to jeden z wielu klonów Airpodsów, który przy ułamku ich ceny oferuje podobną konstrukcję i przynajmniej kilka ciekawych rozwiązań, takich jak dotykowe sterowanie czy obsługę asystenta głosowego (Siri/Google).
Poniżej znajdziecie garść parametrów urządzenia:
- Obsługa: dotykowa
- Bluetooth: 5.0
- Automatyczne połączenie po wyjęciu słuchawek z etui
- Wodoodporność IPX5
- Aktywna redukcja szumów mikrofonu
- Czas odtwarzania muzyki: do 5 godzin na jednym ładowaniu
- Czas rozmów: 4-5 godzin
- Możliwość korzystania z jednej słuchawki w mono
- Pojemność etui ładującego: 380 mAh
- Sumarycznie do 20 godzin pracy
- Czas ładowania: 90 minut
- Naładowanie zestawu w etui: do 4 razy
- Czułość: 98±3dB
- Obsługa kodeków: SBC, AAC
- Pasmo przenoszenia: 20 Hz – 20000 Hz
Jak widzimy, są to raczej tradycyjne parametry, którymi mogą pochwalić się słuchawki w tej kwocie: oczywiście nie ma mowy o obsłudze aptX, jednak znajdziemy tu przynajmniej AAC. Na plus muszę zaliczyć bezproblemowe parowanie – przynajmniej podczas mojego użytkowania nie zdarzyła mi się ani jedna przygoda, jaka miała miejsce choćby w przypadku QS1/T3, kiedy słuchawki gubiły tryb stereo.
Podoba mi się sposób, w jaki rozwiązano sterowanie: powierzchnia dotykowa jest duża i bezbłędnie reaguje na nasze tapnięcia czy przytrzymania:
- dwukrotne tapnięcie: play/pause/odbieranie połączeń;
- trzykrotne tapnięcie lewej słuchawki: wywołanie Siri/Google;
- trzykrotne tapnięcie prawej słuchawki: tryb gamingowy, opóźnienie 65 ms;
- przytrzymanie prawej słuchawki przez 2 s: następny utwór;
- przytrzymanie lewej słuchawki przez 2 s: poprzedni utwór.
W ciągu ponad tygodnia użytkowania nie spotkałem się z żadnym problemem związanym z obsługą dotykową – jednym słowem pracuje ona bez zastrzeżeń.
Nie sposób narzekać także na jakość wykończenia i użyte materiały – jak na tę klasę cenową jest nieźle: etui ładujące wykonane jest z twardego, lekko matowego tworzywa, które może łapać niewielkie ryski, ale jest odporne na upadki i zaopatrzone zostało w magnetyczne zamknięcie. Moje obawy budzi nieco sam zawias, jednak o ile nie będziemy otwierać wieczka zbyt mocna, nic nie powinno mu zagrozić.
Dwa słowa dotyczące jakości rozmów i czasu pracy, które są co najmniej poprawne:
- rozmowy są wyraźne, choć głos rozmówcy jest nieco spłaszczony;
- mikrofony dobrze wyłapują nasz głos i można rozmawiać bez wpływu na słyszalność dość cichym głosem;
- nie spotkałem się ze zrywaniem połączenia itp.;
- bateria wbudowana w słuchawki w zupełności wystarcza na 4 godziny odsłuchu muzyki;
- etui w moim wypadku naładowało je 3-krotnie, jednak wpływ na to mogły mieć niskie temperatury (większość czasu spędziły w aucie jako zestaw głośnomówiący).
Jak grają QCY T5?
Pierwsze uruchomienie zadziwiło mnie szybkością parowania: po wyjęciu z pudełeczka prawej słuchawki połączyłem ją z moim telefonem i dopiero kiedy sygnał dźwiękowy oznajmił sukces transmisji, wyjąłem z etui lewą słuchawkę a ta połączyła się z Bluetoothem w mgnieniu oka.
Nadeszła chwila prawdy: najpierw kilkusekundowe układanie słuchawki w każdym uchu (nie wiem dlaczego, ale zawsze mam problem z klonami Airpodsów ze szczelnym ich ułożeniem – o dziwo nie odczuwam tego przy korzystaniu z oryginałów ani z innych konstrukcji typu TWS), później na pierwszy ogień poszedł Tidal w wysokiej jakości i szlagier od Motorhead: „Aces of Spades”. Wystarczyło kilka sekund, by wiedzieć, że nie jest dobrze – o skali porażki zadecydowała niespełna minuta, po której trudno mi było znieść brzmienie tego kawałka, sponiewieranego brakiem mięcha, basu, przestrzeni i zlewającymi się instrumentami.
Po tym doświadczeniu na jakiś czas odstawiłem T5tki na półkę, gdzie czekały sobie na swoją kolej. Tknęło mnie jednak, że powinienem dać im kolejną szansę i tym razem uruchomiłem na nich to, czego słuchałem na bieżąco na innym sprzęcie (od KZ ES10 przez Delty, B&W P3 po równolegle testowane najnowsze wokółuszne XPG):
Valley of the Sun „All We Are”: przebojowe, melodyjne granie klimatem rodem z rockowych lat 90-tych, z naleciałościami stonera, ale bez hardcorowych ciągot: niezła przestrzeń, całkiem soczysta gitara prowadząca, w końcu pojawia się bas! Choć ciągle zabraknie nam tłustego brzmienia, charakterystycznego dla stonera, to kawałek brzmi nieźle i czysto.
Leprous „I Lose Hope”: dalszy ciąg ewolucji progrockowej kapeli, która z romansu z elektroniką przeszła w etap stałego z nią związku – efekt jest powalający. Eksperymenty wokalne brzmią bardzo dobrze, linia basu jest wyraźna, choć nieprzytłaczająca, a syntetyczne brzmienia są przestrzenne i świeże. Także tutaj nie zabraknie nam niskich tonów przy czystości brzmienia.
AC/DC „Thunderstruck”: chwila prawdy o rocku w wersji klasycznej, zakończona pozytywem, choć z zastrzeżeniem – jeśli słuchamy cicho (na przykład przy pracy czy lekturze) dźwięk będzie pozbawiony powera i płaski; kiedy zbliżymy się do połowy skali, okaże się nagle, że wokal robi się drapieżny, gitara brzmi tak, jak powinna, a basu wcale nie trzeba szukać na upartego. Oczywiście nie jest to nasycenie gęstymi dźwiękami jak choćby w przypadku Leprousa, ale bez kompleksów możemy odpalać na T5tkach szlagiery pokroju dokonań AC/DC.
Jaki z tego wniosek, zwłaszcza w kontekście kawałka Motorhead? Otóż T5ki nie radzą sobie z albumami, które są zwyczajnie słabo bądź surowo wyprodukowane – potrzebują współczesnego operatora studia nagraniowego. Dla ścisłości – zarówno Motorhead, jak i powyższych kawałków słuchałem na tym samym sprzęcie i w tej samej jakości. Nie są to z pewnością słuchawki dla fanów kapel w rodzaju starszy Slayer, Iggy Pop, Billy Idol, Stonesi czy Mercyful Fate: nagranie te będą płaskie, suche, wręcz ostre, tak jakby słuchawki uwypuklały właśnie te cechy utworów.
Kto powinien być zadowolony z T5? Na pewno fani nowocześniejszych brzmień (choć Doorsi z Tidala brzmią dobrze!) w rodzaju przywołanych we fragmencie z numerami testowymi kapel: Leprous, Valley of the Sun, ale też rapowo-nowofalowego Bisza, RHCP, nowszej Metalliki, Die Antwoord czy The National („Not in Kansas” broni się zaskakująco dobrze).
Ważna uwaga: T5tki są niezwykle wręcz wrażliwe na ułożenie w uchu – wystarczy, że lekko przemieszczą się w stosunku do optymalnej dla słuchacza pozycji i jakość dźwięku mocno spada – przede wszystkim znikają niskie tony i dźwięk staje się płaski. Jeśli ktoś ma cierpliwość, świetnym rozwiązaniem na tę bolączkę będą pianki w stylu Comply, które niestety nie mieszczą się w etui i musimy je każdorazowo zakładać i zdejmować, co chyba jednak mija się z celem.
Czy warto kupić słuchawki QCY T5?
W cenie około 100 zł ten model może znaleźć się w orbicie zainteresowań słuchaczy, którzy preferują nowszą muzykę, współcześnie aranżowaną z większą ilością basu. Nie mówię od razu o produkcjach typowych dla loudness war, ale w przypadku nagrań charakterystycznych dla rocka/metalu z lat 80-tych brzmienie będzie nieznośnie płaskie, suche, bardzo cyfrowe w złym tego słowa znaczeniu.
Na pewno nic nie można zarzucić obsłudze (dotykowe sterowanie sprawdza się w 100%), baterii (choć nie dobiłem do deklarowanych 5 h odsłuchu, to 4 jest jak najbardziej osiągalne) ani jakości wykonania. W swojej cenie to model warty zainteresowania, o ile nie jesteśmy fanami starszej, gitarowej muzyki.
Słuchawki do testów otrzymaliśmy z oficjalnego sklepu QCY na Aliexpress – w wyprzedaży na 11.11 zapłacimy za nie dokładnie 23.98 dolarów, czyli około 100 zł.
Ceny QCY T5
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.