Dyskusje wokół tego tematu trwają praktycznie od czasu pierwszych wzmianek w kwestii realizacji wielordzeniowych procesorów. Przeciwnicy owego rozwiązania używają w sporze wielu argumentów, które wcale nie wydają się bezzasadne. Po pierwsze, wspomina się o energochłonności procesorów wielordzeniowych. Nawet przy relatywnie pojemnych bateriach, smartfony wyposażone w układ nVidii pracują dość krótko na jednym ładowaniu, co każe się zastanowić nad pojęciem mobilności danego sprzętu. Producenci i zwolennicy platformy przekonują jednak, że prace w tym zakresie ciągle trwają, a ich owocem jest choćby konstrukcja Tegry 3: konstrukcja zbudowana jest na zasadzie 4+1, gdzie jeden oznacza dodatkowy rdzeń wykorzystywany do rutynowych zadań w stylu przeglądania poczty. Podążanie tą drogą ma się wpisywać w sens starego przysłowia: I wilk syty i owca cała. Oznacza to, że za jakiś czas możliwe będzie pogodzenie wielordzeniowości i długiego czasu pracy sprzętu.
Zarzut numer dwa dotyczy zadań, do jakich można wykorzystywać czterordzeniowe platformy. Na dzień dzisiejszy są to jedynie gry – reszta aplikacji nie wymaga tak dużej mocy obliczeniowej. Wnioski wydają się oczywiste: skoro nie ma oprogramowania wymagającego wielordzeniowych procesorów, to po co je instalować w słuchawkach? Na ten argument można usłyszeć następującą odpowiedź: aplikacji dla „wielordzeniowców” nie ma, ponieważ to nowy trend – za jakiś czas pojawi się oprogramowanie, które w pełni wykorzysta możliwości wymienionych wcześniej modeli i dostarczy użytkownikom sporo wrażeń.
Przeciwnikami smartfonów z procesorami wielordzeniowymi są m.in. Paul Otellini – CEO Intela oraz Stephen Elop – CEO Nokii. Obaj panowie uważają, że na dzień dzisiejszy użytkownikom w zupełności wystarczą słuchawki z wydajnym procesorem jednordzeniowym oraz dobrym oprogramowaniem. Wspomniani szefowie dwóch wielkich korporacji przytaczają uwagi wspomniane powyżej i solidnie argumentują swoje stanowisko, ale jednocześnie należy pamiętać, iż sukces czterordzeniowych procesorów poważnie skomplikowałby ich sytuację w branży mobilnej. A ten fakt stanowi broń w rękach ich adwersarzy.
Gdy na rynek trafił Samsung Galaxy Note wiele osób łapało się za głowę i powtarzało, że to już spora przesada. Nieoczekiwanie jednak, smartfon osiągnął spory sukces i sprzedał się w kilku milionach egzemplarzy. Przekonało to wielu producentów, iż użytkownicy chcą smartfonów o dużych wyświetlaczach. Na efekty nie musieliśmy długo czekać – wspomniane już flagowe modele LG oraz HTC doczekały się ekranów o przekątnej 4,7 cala, sprzęt Huawei wyposażono w 4,5-calowy wyświetlacz (wszystkie mają rozdzielczość 1280×720 pikseli – to kolejna cecha rozpoznawcza nowych smartfonów), a model Galaxy S III prawdopodobnie także wpisze się w ten trend.
Nieustannie rosnące smartfony mogą wpłynąć nawet na Apple – bardzo prawdopodobne, iż kolejny iPhone będzie posiadał większy ekran (przynajmniej 4 cale). Czekają na to zarówno eksperci, jak i poważny odsetek obecnych i potencjalnych klientów korporacji z Cupertino. Jeżeli amerykański gigant nie zdecyduje się na poważne odróżnienie swego kolejnego sprzętu od modelu 4S, to może stracić sporą część fanów marki, którzy w pogoni za multimedialnymi kombajnami przerzucą się na sprzęt konkurencji (zwłaszcza wtedy, gdy w parze z niezłą jakością będzie szła atrakcyjna cena).
Sporych rozmiarów ekrany mają oczywiście poważną liczbę przeciwników. Podkreślają oni, iż na dobrą sprawę zaczynamy wracać do cech charakterystycznych dla słuchawek z lat 90. ubiegłego wieku, które wypełniały praktycznie całą kieszeń i nie mieściły się w ludzkiej dłoni. Do tego dochodzi opisywana już kwestia energochłonności i czasu pracy sprzętu na jednym ładowaniu. Producentem przekonującym, że obecna moda bardziej szkodzi klientom, niż odpowiada na ich rzeczywiste potrzeby, jest… Nokia. Co prawda, Finowie wyposażyli model Lumia 900 w większy ekran (4,3 cala), ale ponoć zrobili to jedynie przez wzgląd na presję ze strony konkurencji.
Coraz częściej pojawia się pytanie o punkt graniczny obecnej mody na duże wyświetlacze. Zapewne stanie się on kwestią płynną, ponieważ z czasem trudno będzie oddzielić duże smartfony od mniejszych tabletów. Producenci zapewne nie przestaną eksperymentować, a skłoni ich do tego sukces modelu Note. Swoich sił w tym rodzącym się właśnie segmencie zamierza spróbować np. LG z modelem Vu o dość niecodziennym stosunku stron. Jeśli i ten gadżet znajdzie sporą liczbę amatorów, to różnego typu wariacje innych producentów będą jedynie kwestią czasu. I to krótkiego czasu – dzisiejsza branża mobilna rozwija się niezwykle dynamicznie i firmy muszą bardzo szybko reagować na zachodzące w niej zmiany.
Sieci LTE mogą w najbliższych latach przeżywać prawdziwy rozkwit. Zależy to jednak od kilku czynników, z których najważniejszym jest rozwój usług tego typu w większej ilości państw. Dzisiaj nadal w wielu krajach podchodzi się dość sceptycznie do telefonii komórkowej kolejnej generacji, a to deprymuje producentów, którzy nie chcą tworzyć smartfonów zaledwie dla kilku rynków. Zmiana tej sytuacji z pewnością korzystnie wpłynęłaby na pojawienie się nowych modeli ze wsparciem dla LTE, z czego korzyść odniosą sami klienci.
Miesiąc temu na naszym blogu pojawił się tekst, w którym przytaczaliśmy prognozy firmy analitycznej Strategy Analytics. Przekonuje ona, iż w tym roku na rynek trafić może nawet 67 mln smartfonów ze wsparciem dla technologii LTE. Dla porównania: w roku 2011 osiągnięto wynik stanowiący zaledwie 10% tej liczby. Tegoroczny cel nie wydaje się jednak niemożliwy do osiągnięcia – zwłaszcza, gdy w moduł sieci 4G wyposażone zostaną smartfony SGS III oraz iPhone kolejnej generacji. Swoją cegiełkę dołożą pewnie HTC, Motorola i chińscy producenci (dla Huawei i ZTE ma to być jeden ze sposobów na sprzedanie 100 mln smartfonów.
Wielkie nadzieje w technologii tej pokłada LG. Koreańczycy zamierzają w tym roku sprzedać 35 mln smartfonów, z czego aż 8 mln ma posiadać na pokładzie moduł LTE. Firma opracowuje technologie typu Voice-to-Video wykorzystujące sieci 4G i zakłada, że będzie to prawdziwy magnes przyciągający nowych klientów. Warto jednak pamiętać, że na obecnym etapie rozwój LTE nie jest hamowany jedynie przez słabo rozwiniętą infrastrukturę i niezdecydowanie operatorów.
Analitycy podkreślają, że jeszcze przez jakiś czas ludzie mogą z dystansem podchodzić do sieci czwartej generacji, ponieważ koszt usług tego typu będzie dość wysoki. Moduły LTE podniosą też koszt smartfonów oraz (ten argument pojawia się już kolejny raz – jak widać, jest to dość drażliwy temat) wpłyną niekorzystnie na energochłonność smartfonów – słuchawki pracujące w 4G zużywają więcej energii, niż modele pracujące w sieciach trzeciej generacji. Do tego dochodzi dość dziwna sprawa nVidii Tegra 3.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…