Jako pierwsi w Polsce mieliśmy okazję testować najświeższą odsłonę Clam z cyfrową redukcją szumów, czyli ANC DGTL. To świetnie skrojone słuchawki wokółuszne dla indywidualistów, obsługujące aptX i przeznaczone dla fanów ciepłego brzmienia. Czego możemy się spodziewać po Fresh ‚n Rebel Clam ANC DGTL?
Z marką Fresh 'n Rebel pierwszy kontakt miałem podczas recenzji starszego modelu Fresh 'n Rebel Clam ANC, później w moje ręce trafił przenośny głośnik (Bold X, test którego znajdziecie również na rtvManiaKu) – oba produkty pozytywnie zaskoczyły mnie jakością wykonania, designem i odważną kolorystyką, niezłym brzmieniem.
Przede wszystkim miały to coś, co sprawia, że zapadają w pamięć: dziś czasem tylko logo pozwala odróżnić słuchawki czy głośnik od tuzina podobnych, a tego o F’nR powiedzieć nie można. Firma ma swoją filozofię projektowania i konsekwentnie ją wdraża, co mnie bardzo się podoba.
Z modelem, który jest bohaterem recenzji, spotkałem się już kilka miesięcy temu na berlińskich IFA w typowo targowych warunkach i to właśnie wszechobecny hałas, gwar i przekrzykiwanie się tysięcy zwiedzających pozwoliły mi docenić progres, jaki DGTL wykonał w stosunku do poprzednika pod katem ANC, choć na pewno będzie tu jeszcze co nieco do poprawienia (poziom Sony WH1000XM3 to jednak nie jest).
Po doświadczeniach z holenderska marką tym bardziej ucieszyłem się, że to właśnie do nas trafia pierwszy testowy egzemplarz przeznaczony na polski rynek. Z recenzji dowiecie się:
>>>Kup Fresh 'n Rebel Clam ANC DGTL
Pozytywne wrażenie robi już widok opakowania z Clamami – w jednolitym kolorze podkreślającym barwę słuchawek, na którym tle umieszczono czytelne, białe napisy. Pudełko otwieramy tak, jak otwieralibyśmy książkę z magnetyczną okładką: po odchyleniu okładki naszym oczom ukazuje się przeźroczysta, plastikowa osłonka, chroniąca umieszczone pod nią w głębokiej, wyprofilowanej piankowej formie rozłożone słuchawki.
Po ich wyjęciu naszym oczom ukaże się czarne, miękkie etui zapinane na suwak, w którym możemy przechowywać słuchawki po złożeniu. Zostało ono wyposażone w dodatkową kieszonkę boczną na akcesoria: to własnie w niej znajdziemy kabel USB typu C do ładowania oraz przewód, zakończony końcówkami mini jack, dzięki któremu możemy cieszyć się Clamami także po wyczerpaniu baterii.
Choć etui jest miękkie, a nie utwardzane jak w przypadku wspomnianych już Sony 1000 XM3, to smaczku dodaje puszysta wyściółka (futerko?), którą znajdziemy w jego wnętrzu. Takie rozwiązanie powinno przynajmniej trochę złagodzić uderzenie lub ochronić słuchawki przed porysowaniem.
Podoba mi się upodobanie Fresha do logowania dodatków: zarówno etui, jak i kable mają dyskretnie umieszczone logotypy marki (etui na skóropodobnej metce, przewody na wtykach).
Dobre wrażenie robią też przewody: w przeciwieństwie do starszego modelu Clam ANC zastosowano tu USB typu C, które – podobnie jak kabel słuchawkowy – pokryto tkaninowym oplotem w kolorze słuchawek.
To jest zabawna i zaskakująco pozytywna sytuacja: słuchawek jeszcze oficjalnie nie kupimy w Polsce, ale ich opis, częste pytania i odpowiedzi oraz instrukcja obsługi została zamieszczona po polsku na dedykowanej naszemu krajowi podstronie. Mała rzecz, a cieszy.
Przy okazji specyfikacji dwie niezbyt przyjemne ciekawostki: nowszy model oferuje krótszy czas pracy niż poprzednik, który mógł pracować do 35 godzin oraz 30h z włączonym ANC oraz na oficjalnej stronie F’nR nie udało mi się ustalić, jaką wersję Bluetooth w nim zastosowano.
O ile to pierwsze możemy tłumaczyć bardziej rozbudowanym ANC, to już brak podania wersji połączenia wygląda na niedopatrzenie – a szkoda, bo opis DGTL jest naprawdę dopracowany.
Clam DGTL oferuje tryby pracy, które znamy ze słuchawek z podobnej półki cenowej, czyli system redukcji szumów otoczenia (zarówno pasywny dzięki wygłuszeniu, jak i aktywny dzięki ANC) i Ambient Sound Mode, który wzmacnia dźwięki znajdujące się wokół nas (przydatne w podróży lub gdy chcemy orientować się, co się dzieje dookoła). Trzeci tryb to… brak trybu, czyli „normal”, kiedy mikrofony z układu cyfrowego nie pracują.
Producent podkreśla, że system aktywnej redukcji szumów (ANC) w formacie analogowym współpracuje z komponentami analogowymi i wykorzystuje tylko 1 mikrofon wewnątrz każdego nausznika do redukcji głównie tonów niskich, a ANC w formacie cyfrowym wykorzystuje mikrofon znajdujący się wewnątrz i na zewnątrz każdego nausznika.
Połączenie chipu komputerowego z odizolowaną konstrukcją nauszników zapewnia redukcję szumów lepszej jakości.
Tryb Ambient Sound Mode pozwala zachować świadomość otaczającego nas świata, działając odwrotnie niż w przypadku funkcji aktywnej redukcji szumów. Mikrofony znajdujące się na zewnątrz nauszników wzmacniają otaczające dźwięki i głosy, dzięki czemu podczas słuchania muzyki lepiej usłyszymy to, co dzieje się wokół bez konieczności zdejmowania słuchawek.
Własnie, skoro o zdejmowaniu mowa… Clam DGTL posiadają wbudowane czujniki, które po zdjęciu słuchawek z uszu automatycznie pauzują muzykę, wznawiając jej odtwarzanie po ponownym nałożeniu.
Jak omówione systemy sprawdzają się w praktyce? Z trzech powyższych na pierwszym miejscu postawiłbym ANC, na drugim autopauzę, na trzecim Ambient. Skąd ta kolejność?
ANC działa bardzo dobrze: z jednej strony wybitnie pomaga przy tym wokółuszna konstrukcja z dużymi, pokrytymi ekoskórą padami, które dość ściśle przylegają do uszu, z drugiej przełączenie trybu na redukcję szumów skutkuje momentalnym i robiącym wrażenie wyciszeniem.
System najlepiej radzi sobie z niższymi częstotliwościami i raczej jednostajnymi brzmieniami (po założeniu słuchawek zupełnie przestajemy słyszeć na przykład pracujący głośno ekspres do kawy), choć miewa problemy z dźwiękami w rodzaju zginanej plastikowej butelki czy odgłosu rzucanych na siłowni obciążeń – pojedynczy, trwający ułamek sekundy wybuch takiego odgłosu niekiedy bywa w sporej mierze przepuszczony.
Codzienne hałasy, takie jak gwar ulicy, rozmowa o standardowej głośności, jednostajna muzyka z głośników w markecie, program telewizyjny wyciszane są bardzo dobrze, choć nie tak, jak we wspominanym już modelu Sony.
Tryb autopauzy działa w zdecydowanej większości przypadków poprawnie, dobrze interpretując nasze ruchy – trafiłem jednak na okazjonalne problemy z przywróceniem muzyki, były to jednak incydenty.
Ostatni na mojej liście jest Ambient Mode – słuchawki przełączone w ten tryb rzeczywiście przepuszczają sporo dźwięku do naszych uszu, jednak często, zwłaszcza w zatłoczonych miejscach, bywa on przesterowany. Brzmi to tak, jakby system skupiał się przede wszystkim na filtrowaniu i wzmacnianiu ludzkiego głosu, co skutkuje często metalicznym pogłosem, kojarzącym się z dawnymi rozmowami telefonicznym słabej jakości.
Ważna uwaga: na prawej słuchawce znajdziemy przycisk wyłączania/włączania urządzenia, natomiast ANC/AM uruchamiamy i wyłączamy przełącznikiem na lewej – choć to wygodne i proste rozwiązania, to czasem zdarzało mi się zapomnieć o wyłączeniu redukcji hałasów, przez co wyczerpywała się bateria.
ANC DGTL to niemal idealny klon starszego modelu (jeśli jesteście ciekawi, jak sprawuje się podstawowa wersja bez ANC, zerknijcie na recenzję Fresh 'N Rebel Clam na blogu 30tki), uwspółcześniony o USB C zamiast tradycyjnego i przełącznik z dodatkową opcją Ambient. Wizualnie zmieniono dekoracyjną część pałąka, na której znajduje się nazwa modelu – tutaj została ona pokryta połyskującą warstwą lakieru, która pozwala rozpoznać nowszy model wprawnemu obserwatorowi.
Dobre wrażenie wywarła na mnie konstrukcja słuchawek – zastosowano solidne materiały (metalowa wysuwana prowadnica ukryta w pałąku; materiałowa, porowata wyściółka tej części pałąka, która styka się z naszą głową; dość ciężki i odporny na zarysowania plastik; świetne pady z miękkiej ekoskóry z dopasowującą się wkładką). To nie wszystko – Clam jako jedne z nielicznych modeli mają łatwo dostępne systemy mocowań poszczególnych elementów, co ułatwia nawet samodzielne serwisowanie słuchawek.
System składania spełnia swoją rolę wyśmienicie: bez trudu przekręcimy nausznice o 90 stopni lub złożymy je do wewnątrz przestrzeni pod pałąkiem. Zdarzało mi się przenosić Clamy w plecaku bez dedykowanego etui i ani razu przypadkowo się nie rozłożyły.
Po sparowaniu słuchawek ze smartfonem każde kolejne ich użycie jest bezproblemowe – wystarczy przycisk play/pause, który po dłuższym naciśnięciu odpowiada za funkcję włącz/wyłącz, przytrzymać przez 2 sekundy, po czym usłyszymy w słuchawkach dźwięk oznajmiający automatyczne połączenie.
Niestety w przypadku on/off nie są to komendy głosowe, jakie możemy spotkać w produktach Sennheisera czy Sony, ale informacje głosowe pojawią się podczas przełączania trybów pracy zwykły/ANC/Ambient Sound.
Wygodny, dość oryginalnie wyprofilowany pałąk, miękka skórka białkowa, poduszki pochłaniające wilgoć, dobry rozkład masy i przeciętna siła ucisku sprawiają, że słuchawki zapewniają duży komfort noszenia. Dodatkowo zadbano o łatwy transport – słuchawki można złożyć i schować do dołączonego etui. Cieszy swoboda ich składania: banalnie proste obracanie muszli oraz składanie ich do wewnątrz powodują, że Clamy (mimo sporych rozmiarów po rozłożeniu) zajmują niewiele miejsca.
Nie będę ukrywał, że nieco rozleniwiła mnie obsługa nausznych słuchawek gestami, które wykonujemy na nausznicy – w przypadku Clam DGTL musimy jednak obsługiwać je tradycyjnie poprzez fizyczne przyciski.
Tryby aktywnej redukcji hałasów zmieniamy poprzez:
Prawa słuchawka jest nieco bardziej skomplikowana, bowiem posiada 2 typy przycisków, do których przypisano różne działania w zależności od tego, czy je naciśniemy, czy przytrzymamy.
Przycisk odtwarzanie/wstrzymanie:
Przycisk głośności również ma dodatkowe funkcje:
Na lewej słuchawce znajdziemy diodę LED, która informuje nas o włączonym ANC (ciągłe białe światło) lub wyłączonym (brak światła); dioda na prawej słuchawce ciągłym białym światłem mówi nam o włączeniu i odtwarzaniu, migającym białym (0,5 s wł. / 0,5 s wył.) o łączeniu Bluetooth, ciągłym czerwonym o trwającym ładowaniu a pulsującym czerwonym (0,25 s wł. / 0,25 s wył.) o niskim poziomie baterii.
Choć początkowo miałem lekkie opory do przestawienia się na fizyczne przyciski, które są do tego dość niewielkich rozmiarów, to szybko opanowałem ich obsługę na tyle, że bez zastanowienia i ich „wymacywania” zarządzałem opcjami muzyki. Skoki klawiszy są wyraźne, a przełącznik ANC działa z przyjemnym oporem i wyraźną zapadką na poszczególnych trybach.
Szczegółowe informacje w temacie obsługi znajdziecie w instrukcji Clam DGTL, zamieszczonej na stronie F’nR.
Tym, co mnie zaskoczyło, był fakt, że ANC DGTL grają przyjemniej po włączeniu funkcji osłabiania hałasów – a spora część słuchawek odwrotnie, po włączeniu ANC traci na jakości. Oczywiście jak zwykle przy takich okazjach, także i w Clamach aktywowanie ANC jednocześnie skutkuje obniżeniem poziomu głośności. Jednak w parze z jej spadkiem nie idzie przymulenie i zaciemnienie brzmienia, ale przeciwnie, bas przestaje dominować i wyraźniej wybrzmiewają wysokie tony.
Jednym słowem słuchamy ciszej, ale z ANC i w bonusie cieszymy się lepszą jakością odtwarzanej muzyki (większa klarowność, mniejsza dominacja basu, wyraźniejsza góra).
Oto, jak Clam DGTL sprawują się przy przykładowych utworach:
AC/DC „Thunderstruck”: słynne rozkręcanie się utworu jest nieco przymglone przez cieplejszą sygnaturę, która dominuje nawet nad ostrym wokalem Younga; na szczęście z nadejściem pierwszych riffów sytuacja ulega poprawie i pojawia się szersza scena. Fani rockowych brzmień z rozbudowaną sekcją rytmiczną mogą czuć się trochę rozczarowani, bowiem Clamy grają głównie dolnymi i średnimi rejestrami z mocno współczesnym efektem loudness.
Leprous „I Lose Hope”: kawałek z pulsującym basem i syntezatorowymi brzmieniami, na którym wykłada się większość testowanych przez nas słuchawek; Clamy też nie wychodzą z tej próby zwycięsko, prezentując zbyt zlane, przytłumione zalewem basu granie, w który trudno rozeznać się w szczegółach. Podobnie brzmi też „Potlacz” Bisza.
Bowie „Moonage Daydream”: to jest ciekawa historia, bo loundesowe naleciałości nadają kawałkom tego rodzaju współczesnego pazura i „mięcha”, którego (przy mojej fascynacji muzyką wczesnych lat 70-tych), czasem tam brakuje. Podobnie jest z kawałkami choćby Guns N' Roses, Rush czy Motorhead, dostającymi kopa w postaci nasycenia brzmienia.
Nie zrozumcie mnie źle – Clamy nie grają „jak spod koca”, ale posiadają ciepłą sygnaturę, a to niezbyt idzie w parze z naturalnym brzmieniem. Jeśli jesteście fanami raczej wiernego odwzorowania muzyki, ten model wywoła u Was niedosyt, lecz jeśli nie stronicie od rozrywkowego i nasyconego basem stylu grania, to na pewno warta rozważenia propozycja.
Gdy próbowałem wyobrazić sobie kogoś, komu Clam DGTL sprawiłyby radość, zrozumiałem, że musi to być osoba dla której muzyka jest też sposobem ekspresji i kto nie jest brzmieniowym purystą, a preferuje rozrywkowe, ciepłe dźwięki.
Słuchawki Fresh 'n Rebel wyróżniają się designem i kolorystyką, są świetnie wykonane, bardzo wygodne, łatwe w obsłudze, do tego proponują sensowny ANC, obsługę aptX i autopauzę.
Czego mi zabrakło? Na pewno dobrym dodatkiem byłaby dedykowana aplikacja z prostym equalizerem, która stanowiłaby elementarne remedium na ocieploną sygnaturę. Miłym dodatkiem mogłaby być dotykowa obsługa, choć przyznam, że dziwnie szybko przywykłem do tej tradycyjnej, proponowanej przez Clamy. I to w zasadzie .. tyle z ewentualnych braków.
Clam ANC DGTL to solidna propozycja dla osób lubiących wyróżniające się słuchawki, zapewniające wysoki komfort, wygodę użytkowania i ciepły dźwięk. Na stronie producenta można je kupić za 179 euro (nie znamy jeszcze polskiej wyceny, ale to kwestia dni), co w prostym przeliczeniu daje nam niespełna 800 zł – w tej cenie Clamy stanowią ciekawą alternatywę dla indywidualistów.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…