Czasem ni stąd, ni zowąd cichym bohaterem forów zostaje tani produkt, który teoretycznie wygrywa z konkurencją w swojej niszy. Tak stało się ze słuchawkami True Wireless, Spunky Beat, które – przynajmniej na papierze – rozjeżdżają ponad dwukrotnie droższe TWSy. Gdzie tkwi haczyk?
Jak każdy fan muzyki i urządzeń do jej odsłuchu wertuję OLX/Allegro w poszukiwaniu okazyjnych zakupów używanego sprzętu; czytam fora, na których inni zapaleńcy wymieniają się uwagami na temat mniej i bardziej egzotycznych produktów; przeglądam Peppera w poszukiwaniu strzałów na (nie tylko) chińskie cuda.
To własnie na Pepperze zaintrygował mnie niedawno bohater dzisiejszej recenzji, który za około 100 zł obiecywał 200% tego, czego można oczekiwać od słuchawek TWS w tej cenie. Po kilku tygodniach oczekiwania, dzięki życzliwości Geekbuiyng, trafił do mnie nowiutki, jeszcze przez nikogo nie testowany egzemplarz Tronsmarta.
I zaczęła się moja przygoda z tym intrygującym, ale zaskakująco niesfornym modelem.
Kiedy rozpakujemy opakowanie ze słuchawkami, naszym oczom ukaże się sensownie rozplanowana przestrzeń, w której dzięki dwóm foremkom z wycięciami na pudełko ładujące i słuchawki nasz nowy nabytek prezentuje się co najmniej okazale.
Po włożeniu słuchawek do etui rozpocznie się ich automatyczne ładowanie, o czym informuje nas efektowne, czerwone podświetlenie eliptycznych pierścieni, okalających powierzchnię dotykową, która wyróżnia się także lekko chropowatą powierzchnią.
Etui ze względu na sporą baterię jest specyficznie pękate, co od razu odróżnia je od innych chińskich TWSów. Ale to nie koniec niespodzianek, bowiem znajdziemy tu także dwa ciekawe rozwiązania:
O ile sam kształt etui do najładniejszych nie należy, to jego jakości wykonania trudno coś zarzucić: zastosowano twarde, dość odporne na zarysowania i upadki tworzywo sztuczne. Magnetyczna klapka dobrze przylega do opakowania i łatwo ją otworzymy dzięki dobremu wyprofilowaniu i wcięciu od frontu, ułatwiającemu jej podważenie.
Słuchawki łatwo wyjmiemy z opakowania, ale problemem będzie takie ich uchwycenie, by układając je w uchu nie wyłączyć ich lub nie aktywować asystenta głosowego – zajmiemy się tym w odrębnym akapicie.
O dziwo sprawdza się umieszczenie dodatkowego przewodu do ładowania etui w jego spodniej części – dzięki specjalnemu wyżłobieniu bez trudu ułożymy w nim kabel i samą końcówkę tak, by z niego nie wypadała. Na przedniej ściance pudełeczka znajdziemy 4 diody, które informują nas o stanie baterii, natomiast z tyłu umieszczono port USB C, który służy do uzupełnienia energii etui.
Słuchawki są dość małe i lekko podłużne: nie miałbym im nic do zarzucenia, gdyby nie FATALNE umiejscowienie panelu dotykowego, przez co podczas wyjmowania słuchawek z etui i wkładania ich do ucha na 90% albo je wyłączycie, albo uruchomicie asystenta głosowego. Podobnie próba wygodnego ulokowania słuchawki w uchu zwykle kończy się koniecznością jej powtórnego włączania.
Gadżety takie jak słuchawki True Wireless muszą działać intuicyjnie i bezbłędnie, a nie zmuszać nas do zastanawiania się, czy tym razem się nie wyłączą w najmniej spodziewanym momencie.
Jak widzimy, słuchawki w swojej półce cenowej oferują sporo – mamy obsługę kodeków aptX i AAC, redukcję szumów mikrofonu CVC 8.0 (co pozwala cieszyć się lepszej jakości rozmowami), dobry czas pracy na jednym ładowaniu.
Dodatkowo ten model wyróżnia się możliwością ładowania etui przez wejście USB C oraz wbudowanym, rozwijanym przewodem zakończonym USB A. Według Tronsmart 5 minut ładowania powinno zapewnić słuchawkom aż godzinę pracy z głośnością 50%. Warto pamiętać, że długość działania nie tylko od głośności, ale i wyboru kodeka – aptX da nam więcej radości ze słuchania, ale to SBC jest bardziej energooszczędne.
W trakcie testów udało mi się uzyskać czas pracy słuchawek liczący około 5 godzin – to dobry wynik.
Producent nie udostępnia dedykowanej słuchawkom aplikacji, ale podczas parowania słuchawek usłyszymy w nich przyjemny głos, informujący nas o połączeniu.
Słuchawki są gotowe do parowania po wyjęciu z etui – pierwsze parowanie przebiega błyskawicznie, kolejne połączenia nie wymagają naszej ingerencji, bowiem przebiegają one automatycznie. W trakcie ponad miesiąca testów samo autoparowanie miewało problemy nie więcej niż raz na jakieś 20 uruchomień (wtedy trzeba było wskazać Spunky w menu Bluetooth ręcznie).
Niestety, komfort użytkowania to czysta loteria – słuchawki mają losowe problemy ze stabilnością pomiędzy lewym i prawym kanałem, co objawia się w wersji lajt trzaskami w jednej słuchawce, w wersji medium – skokami poziomu głośności i delikatnym przerywaniem odtwarzania muzyki, w wersji hard natomiast przez kilka sekund słuchacie w mono, po czym następuje odtwarzanie stereo, po którym ponownie czeka nas przerwa. I tak w kółko, do ponownego uruchomienia.
Nie mam pojęcia, od czego zależą te humory. Bywały dni, kiedy słuchawki grały prawidłowo – choć należały do rzadkości. Najczęściej pojawiały się okazjonalne kłopoty z przerywaniem dźwięku w jednej ze słuchawek i potrafiły być tak irytująco częste, ze zmuszały do resetowania urządzenia, które pomagało na chwilę albo .. wcale.
W przypadku oglądania teledysków na You Tube czy filmu zapisanego w pamięci telefonu odczuwalne jest minimalne opóźnienie dźwięku w stosunku do ruchu ust oglądanej postaci, jednak na tyle niewielkie, że nie zaburzające przyjemności przyjemności widza.
Spunky Beat mogą pochwalić się dotykowym sterowaniem, które zostało dość standardowo opracowane:
Muszę przyznać, że kiedy już uda się nam umieścić słuchawki w uchu i zaczynamy używać sterowania dotykowego, to działa ono niemal bezbłędnie: w przypadku mojego egzemplarza nie działało 3x tapnięcie w celu zmniejszenia głośności odtwarzanej muzyki, za to pogłaśnianie działało bez zająknięcia. Reszta opcji funkcjonowała bez zarzutu.
Jeśli dotrwaliście do tego akapitu, pewnie zastanawiacie się, dlaczego poświęcam tak dużo czasu słuchawkom, które wywołały we mnie tyle irytacji. Odpowiedź jest prosta: graja one wyśmienicie i biją na głowę wynalazki w rodzaju QCY czy Dotsy, zresztą droższe produkty Huawei/Honor czy nawet niedawno recenzowane Razery.
Spunky Beat grają zadziwiająco solidnie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że za dźwięk odpowiada tam standardowy, 6 mm przetwornik. Jaki to rodzaj brzmienia? Na pewno nastawionego na rozrywkę, z żywiołowym basem i dobrą średnicą, lekko ocieplonego, ale bez przymulenia, typowego dla produktów z niskiej półki cenowej.
Kupując niedrogie słuchawki mamy zwykle alternatywę: albo bardziej przejrzyste, choć jednocześnie pozbawione basu i płaskie brzmienie, albo silniejszy bas, okupiony jego rozlaniem na pozostałe pasma i graniem „jak spod koca”.
Tutaj nie uświadczymy żadnej z tych opcji i nie musimy wybierać mniejszego zła.
Bas w Beat’ach jest zaskakująco mocny, wielopłaszczyznowy, żywy – to takie brzmienie, które z automatu wywołuje uśmiech.
Poniżej sprawdzicie, jak Tronsmart sprawdza się w przykładowych utworach:
AC/DC „Thunderstruck”: moc, energia i żywioł pojawiają się już przy pierwszych słowach wyśpiewanych przez Johnsona – bardzo dobre rockowe granie z nieco podkręcona sekcją rytmiczną, ale jednocześnie drapieżną gitarą. Zaskakująco odpowiednie słuchawki do rocka, energetyczne i żywiołowe.
Leprous „I Lose Hope”: killer basowych przymulaczy, z którym Spunky poradziły sobie zwyczajnie … dobrze. Wyraźny wokal, obecność przeszkadzajek w tle, wyższe tony, różnorodność basu – jest tego naprawdę sporo. W tej klasie cenowej to wybitne granie.
Bisz „Potlacz”: ponownie słuchawki wychodzą z tarczą, odwzorowując dobrze odcienie basu i jego gradację, nie gubiąc tła i ironicznej maniery Bisza. Jest rozrywkowo, żywo i z przytupem.
Pisząc o tym, jak grają te słuchawki, zrozumiałem, że myślę o nich (przynajmniej w zakresie brzmienia) w samych superlatywach, a to model kosztujący zaledwie około 100 zł. Gdyby Tronsmart zadbał o jakość obsługi i brak problemów z transferem dźwięku, mielibyśmy zabójcę słuchawek TWS do pułapu około 300 zł.
Spunky Beat to słuchawki, które mogły dokonać przewartościowania na rynku niższej i średniej klasy słuchawek typu True Wireless:
Mogły, gdyby tylko ambicji Tronsmarta dorównywała jakość produkcji, która boleśnie zawodzi. Kombinacja możliwości tego modelu w stosunku do ceny zasługuje na ocenę 9, jednak egzemplarz, który otrzymałem, działa wadliwie. Co gorsza, wśród entuzjastycznych komentarzy w Internecie pojawia się coraz więcej głosów proszących o pomoc z powodu problemów, o których mówiłem – nie jestem wiec odosobnionym, pechowym przypadkiem.
W związku z tym słuchawki nie nadają się do użytku i powinny otrzymać ocenę 1, jednak ze względu na fakt, że ich awaryjność to element losowy (przyjmijmy 50%, czyli 5 na 10 pkt), a brzmienie jest wybitne w swojej klasie, to Spunky otrzymują dodatkowy 1 pkt.
Jednym zdaniem – gdyby nie choroby niedopracowania, mielibyśmy do czynienia z przełomowymi słuchawkami, stanowiącymi dowód na to, że cuda się zdarzają i można połączyć dobre brzmienie z niską ceną.
Jak na razie okazuje się, że można – ale na papierze.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Składany flagowiec w super promocji? Motorola razr 50 Ultra po raz pierwszy doczekała się aż…
Segment tanich tabletów przeżywa rozkwit. Świeżo zaprezentowany Teclast M50 Mini dołącza właśnie do niedrogich pobratymców…
Tanie realme zdobyło kolejną certyfikację. Szykuje się globalne ogłoszenie niskobudżetowca. Niedługo realme Note 60x będzie…
Masz flagowca Apple? To przydałyby Ci się słuchawki. Jako fan marki na pewno słyszałeś o…
Nowy tablet OPPO Pad 3 zadebiutuje już jutro. Na dzień przed premierą sporo o nim…
Dzieli nas dzień od prezentacji średniaków OPPO. O nowym OPPO Reno 13 (Pro) wiemy niemalże…