Sennheiser HD 4.50 BTNC to ewenement na rynku słuchawek Bluetooth, który mimo wieku nie zamierza ustępować miejsca młodszym konstrukcjom. Sprawdzamy, czy to rzeczywiście absolutny top wyborów słuchawek nausznych z ANC do 500 zł.
Ktoś może się zdziwić: dlaczego testujemy niemłode już słuchawki, kiedy Sennheiser wypuścił ich następcę, czyli HD 450BT? Odpowiedź jest banalna: obecna cena HD 4.50 BT sprawia, że stają się jednymi z faworytów na najlepsze słuchawki nauszne BT do 500 zł.
Dla przypomnienia: słuchawki startowały z pułapu ponad 800 zł, a obecnie możemy je kupić za 449 zł w dużych elektromarketach.
Podchodząc do testu HD 4.50 BTNC złapałem się na tym, że mimowolnie cieszę się na myśl, że znów będę miał do czynienia z tą marką. Co zabawne nie oczekiwałem tego konkretnego modelu, bowiem największe wrażenie zrobili na mnie jego bardziej kosztowni bracia:
Oczywiście to inne rodzaje słuchawek i liga cenowa, ale gdzieś tam z tyłu głowy porównanie zostaje i obawiałem się, że może rzutować na recenzję, doprowadzając do starcia w rodzaju Wolverine vs. Hulk – choć kto zna „Staruszka Logana” wie, że to może być zaskakujący pojedynek 😉
Sprawdźmy więc, czy mimo leciwego rodowodu (już 3 lata!) Senki ciągle mogą zaoferować nam coś ciekawego.
Po otworzeniu pudełka naszym oczom ukazują się, sprytnie wyeksponowane w przeźroczystym plastiku, słuchawki. Poza nimi jego zawartość skrywa:
Załączone przewody są dość długie i niezłej jakości, ale nieco rozczarowuje prostokątne, czarne etui, które – co zresztą Sennhaiser zastosował m.in. w topowych M3 – mają wzmocnione czymś w rodzaju elastycznego drutu jedynie brzegi.
Takie rozwiązanie sprawia, że etui jest poręczne i po wyjęciu słuchawek nie zajmie niepotrzebnie miejsca w torbie czy plecaku, jednak nie możemy liczyć na to, że ochroni zamknięte w nim słuchawki przed uszkodzeniem.
Jak na zestaw za 500 zł nie jest to wyposażenie przynoszące producentowi wstyd.
Do jakości wykonania samych słuchawek trudno mieć zastrzeżenia. Pozytywnie zaskakują pady ze sztucznej skóry (które bez trudu dokupimy w razie zniszczenia nawet na chińskich portalach), ukrywającej wewnątrz miękkie i dopasowujące się do naszych uszu pianki. Podobnie pałąk od spodu wyściełano podbiciem z ekoskóry, dzięki czemu słuchawki mniej uwierają nawet przy długim użytkowaniu.
Niestety, zgodnie z klasą cenową konstrukcja słuchawek to sam plastik – nie znajdziemy tu metalowych elementów w newralgicznych miejscach, a szkoda: ruchome łączenia (zarówno wysuwające się z pałąka, jak i zawiasy składania) są plastikowe.
Byłem ciekaw, jak HD 4.50 zniosą blisko 2 miesięczny okres testowy, w czasie którego nie obchodziłem się z nim specjalnie delikatnie i mogę już teraz powiedzieć, że tak jak od początku były bezgłośne (tzn. nie trzeszczały i nie wydawały niepokojących odgłosów podczas energicznych ruchów głową) i składały się z wyczuwalnym, przyjemnym stopniowaniem, tak pod koniec mojej przygody z nimi nie zauważyłem żadnej zmiany.
Wiek urządzenia zdradza wersja Bluetooth i micro USB, nieco przestarzała może się wydać także metoda sterowania fizycznymi przyciskami, ale samej konstrukcji oraz jakości przesyłanego dźwięku pozazdrościć mogą nawet najnowsi konkurenci.
Miałem nieco kłopotu z autorską redukcją hałasów otoczenia Sennhaisera, czyli NoiseGard. Dlaczego? Otóż w przeciwieństwie do większości słuchawek tego rodzaju, ANC wydaje się tu potraktowane nieco po macoszemu – symboliczne jest to, że do jego włączania używamy jednoczesnego naciśnięcia vol- i vol+, bowiem układ ten nie doczekał się odrębnego przycisku.
Oczywiście w tej klasie cenowej i przy sporym wieku sprzętu trudno liczyć na dedykowaną aplikację, pozwalającą manipulować ustawieniami ANC, musimy więc zaufać producentowi w kwestii jego zestrojenia.
Co ciekawe, już sama konstrukcja słuchawek oferuje wyraźną izolację od otoczenia: po założeniu ich na uszy i dopasowaniu odczujemy, że nausznice przylegają do nich na tyle dokładnie, że nawet pasywne tłumienie hałasu stanowi skuteczną zaporę.
Dziwić nieco może, że choć słuchawki potrafią powiadomić nas głosem o podstawowych funkcjach, to tego typu komunikaty nie objęły ANC: po przytrzymaniu jednocześnie obu przycisków regulacji głośności jedynie chwilowa przerwa w odtwarzaniu muzyki oznajmi nam, że w ogóle coś nacisnęliśmy i komenda zadziałała.
Czy system ANC ma wpływ na jakość odtwarzanej muzyki? Oczywiście, jednak na szczęście jest to zmiana nie tak inwazyjna, jak czasem bywa u konkurencji i w zasadzie „wpada w ucho” jedynie tuż po włączeniu/wyłączeniu redukcji hałasów.
Redukcja szumów działa bardzo przyzwoicie i potrafi wytłumić gwar zatłoczonej siłowni czy jednostajne dźwięki w rodzaju buczącego ekspresu do kawy, dobrze sprawdza się także wtedy, kiedy inni domownicy oglądają telewizję lub słuchają muzyki.
Przy obecnej cenie słuchawek nie można zarzucić im słabego działania ANC.
Bez dwóch zdań to jedne z wygodniejszych słuchawek nausznych i świetnie sprawdzają się one w zastosowaniach stacjonarnych (praca przy biurku, słuchanie muzyki w pozycji leżącej czy półleżącej), jednak jeśli szukasz modelu, który będzie Ci towarzyszył podczas biegów, marszu, ćwiczeń na siłowni – to nie są słuchawki dla Ciebie.
Dlaczego? Przede wszystkim ich trzymanie się głowy jest mocno dyskusyjne – wystarczy szybki ruch, by minimalnie zmieniły swoje położenie. Próba biegu czy innej aktywności fizycznej jest skazana na niepowodzenie, chyba, że lubimy co chwila poprawiać położenie słuchawek.
Aktywne użytkowanie wyklucza też tak przyziemna kwestia, jak wentylacja – a raczej jej brak! – słuchawek. Nie dość, że ekoskóra szybko się nagrzewa, to jeszcze niewielki obieg powietrza i ścisłe przyleganie do uszu (w końcu to model nauszny, nie wokółuszny) wzmagają pocenie się. Po kilku minutach wysiłku używanie Senków bez ich wycierania jest zwyczajnie nieprzyjemne.
W czasie testów miałem okazję kilka razy sprawdzać, jak słuchawki radzą sobie z rozmowami telefonicznymi i nie spotkałem się z żadnymi problemami: mój głos przenoszony był wyraźnie i głośno, podobnie sam bez przeszkód słyszałem rozmówcę.
Sennheiser nawet w droższych słuchawkach potrafi przemycić sterowanie fizycznymi przyciskami, więc nie dziwią one w średniopółkowcu, będącym bohaterem recenzji. Choć miałem dość mieszane uczucia do takiego rozwiązania, to już po kilkunastu piosenkach wydało mi się ono optymalne i trudno jest mi je zaliczyć do wad, zwłaszcza kiedy weźmiemy pod uwagę datę premiery tego urządzenia.
Sterowanie oparto na dwóch przełącznikach, umieszczonych na prawej muszli:
Odrębnym klawiszem włączymy i wyłączymy słuchawki.
Bez trudu przywykłem do takiego układu, który ani razu mnie nie zawiódł: choć przy pierwszym kontakcie przyciski wydały mi się zbyt małe i delikatne, to działają one bezbłędnie i szybko, a zapamiętanie ich ułożenia nie zajmuje wiele czasu i odbywa się mimochodem.
Prawdopodobnie pod wpływem wrażenia, jakie wywarły na mnie trzykrotnie droższe M3ki, byłem przekonany, że po długiej przerwie od HD 4.50 BTNC powrót do niższej półki będzie boleśnie odczuwalny. Nic z tych rzeczy! Senki brzmią soczyście, a jednocześnie przestrzennie: to taki typ grania, który wywołuje radość ze słuchanej muzyki.
Po prostu.
Uważam, że inżynierom marki udała się trudna sztuka takiego zbalansowania brzmienia, które zadowoli względnie szerokie gusta: mamy tu sprężysty, punktowy i mocny bas, wyraźną górę i dobrą średnicę, bez faworyzowania konkretnego pasma i poczucia „odklejania” się poszczególnych tonów.
Jak HD 4.50 BTNC radzą sobie z różnymi typami muzyki (Tidal, jakość Hi-Fi), sprawdzicie poniżej:
Pearl Jam „Dance of the Clairvoyants”: ten nowy kawałek legendarnej kapeli prezentuje się co najmniej dobrze – to wymagający utwór, z niesamowitym miksem brzmień lat 80-ych i współczesnych, który wykańcza mniej zrównoważone brzmieniowo słuchawki. Senki świetnie przenoszą pulsujące brzmienie sekcji rytmicznej, zachowując jej charakterystyczny styl, który tak zaskoczył przy premierze utworu. Dodajmy do tego wzorowo odwzorowaną dramaturgię wokalu i pokręcone brzmienie gitary – to jest to!
Leprous „I Lose Hope”: killer zamulaczy nie ima się 4.50tek, które mimo rozpiętości basów wspaniale eksponują modulowane wokalizy. Bez dwóch zdań – w podobnej półce cenowej nie spotkałem słuchawek Bluetooth z ANC, które tak dobrze poradziły sobie z tym kawałkiem.
Bowie „Moonage Daydream”: z brzmieniami sprzed dekad HD 4.50 BTNC również radzi sobie znakomicie – wyraźna góra ze wspaniałymi talerzami, naturalna linia basowa, energiczny i żywy głos Bowiego. Naprawdę trudno się tu do czegoś przeczepić.
Sennheiser HD 4.50 BT to brzmienie, jakiego oczekiwałbym po słuchawkach tej marki w cenie z momentu premiery: jest rozrywkowe, ale bez sztucznego ocieplania brzmienia przy jednoczesnej tendencji wprowadzania akcentów przestrzeni podbiciem wysokich tonów.
To niezwykle muzykalne słuchawki, które dodatkowo głośnością wyraźnie przebijają większość konkurencji.
Sennheiser wyprodukował model, który nawet w początkowej cenie, wynoszącej około 800 zł, był warty polecenia – a co mówić, kiedy kosztuje 500 zł? To niewiarygodny wręcz stosunek ceny do oferowanych możliwości: dodatkowo, jak często bywa w przypadku chińskich cudów, nie uświadczymy tu problemów z jakością połączenia czy szybkością parowania.
Sennheiser HD 4.50 BTNC będą doskonałym wyborem dla kogoś, kto nie chce wydawać więcej niż 500 zł na słuchawki bezprzewodowe, a na pierwszym miejscu stawia jakość reprodukowanego dźwięku.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…