Jeśli coś ma Face ID, które działa i nie da się oszukać zdjęciem z grafiki Google, to musi być sztos – chyba z tego założenia wyszli projektanci Kospet, wypuszczając Prime SE. W założeniu to smartwatch niemal dla Bonda: dobrze zabezpieczony, z dyskretnymi kamerami i możliwością rozmów oraz zaletami Androida. Praktyka nie jest jednak tak różowa..
Pod naszymi recenzjami inteligentnych zegarków, choćby dobrze ocenionymi Amazfit GTS lub Huawei Watch GT2, często padają komentarze w rodzaju „gdyby można było z niego pisać i dzwonić to może bym kupił”.
Tym razem dzięki Gearbest do naszej ManiaKalnej redakcji trafił Kospet Prime SE, który pracuje pod kontrolą Androida 7.1 i pozwala realizować połączenia głosowe.
Dodatkowo znajdziemy tu dwie kamerki, Face ID, wielozadaniowość oraz inne wady i zalety Androida, łącznie z możliwością instalowania aplikacji i mizernym czasem pracy.
No, ale po kolei.
Nie da się ukryć, że patrząc na specyfikację możemy czuć się rozczarowani: za napędzenie urządzenia odpowiada leciwy i budżetowy procesor Mediatek MT6739 i 1 GB RAMu, ale w klasie cenowej Prime w wersji SE trudno spodziewać się czegoś mocarnego.
O ile Kospet nie obiecuje nam zapasu mocy, to już pojemność baterii pozwala mieć nadzieję, że pod koniec dnia nie będziemy gorączkowo szukać dedykowanej ładowarki.
Niestety, w specyfikacji on-line ani tej dołączonej do zegarka instrukcji nie znalazłem żadnej informacji na temat zabezpieczenia ekranu a po tym, jak łatwo łapie rysy można sądzić, że nie zastosowano Gorilla Glass ani jego odpowiednika.
Po wyjęciu z opakowania Kospet Prime SE wywarł na mnie dobre wrażenie, jednak nieco przeraziłem się jego wyglądem i wielkością. Mam spore dłonie, ale na moim nadgarstku Kospet wyglądał jak busola na ręku dzieciaka przystępującego do Pierwszej Komunii.
W porównaniu do Prime SE Amazfit GTS wygląda jak damski zegarek, ba – nawet mechaniczna Amfibia czy AWM 320 nie zbliżają się rozmiarami do bohatera tego tekstu.
Choć dość przeszkadza średnica i waga tego zegarka, to już grubość uważam za trudną do zaakceptowania – nie ma szans, żeby nie przeszkadzał w założeniu kurtki (po prostu zaczepiamy o niego), nie schowamy go też pod mankietem koszuli.
Oczywiście tęgość konstrukcji to zasługa sporej baterii, którą udało się zmieścić w Prime SE, a także solidnej obudowy z chromowanym, metalowym obramowaniem:
Zegarek odblokowuje tarczę główną poprzez wykrycie ruchu nadgarstka albo kiedy naciśniemy któryś z dwóch fizycznych, dobrze wyczuwalnych i obdarzonych duży skokiem przycisków. Dopóki nie ustawimy Face ID, Kospet jest gotów do pracy bez chwili zwłoki, zaś z opcją odblokowywania urządzenia trwa to dłużej, ale akceptowalnie.
Poniżej zobaczycie, jak prezentuje się główny ekran, przykładowe tarcze i najważniejsze elementy menu:
Pierwszą rzeczą, jaką widzimy po odblokowaniu zegarka, jest główna tarcza, którą zmieniamy poprzez jej długie naciśnięcie. Początkowo w Prime SE znajdziemy 12 wgranych tarcz (w aplikacji jest ich o wiele więcej) i bez trudu możemy dodawać własne.
Jak można się domyślać, Kospet postawił na tarcze, co do których zwykle mamy wrażenie, że gdzieś już je widzieliśmy – ale muszę uczciwie przyznać, że bez trudu znajdziemy tu coś dla siebie.
Oczywiście, jak często bywa w urządzeniach z Chin, spora część tarcz wizualnie niezbyt trafia w gusta reszty świata, w tym mieszkańców Europy – ale znajdziemy też tarcze wzorowane choćby na Suunto, które są nie tylko czytelne i schludne, ale zawierają masę przydatnych informacji.
Rzecz jasna żadna z tarcz nie ma elementów interaktywnych i dotykanie fragmentu ekranu, gdzie zobaczymy ikonę mierzenia pulsu czy przebytego dystansu, nie przeniesie nas do tych aplikacji.
Menu zegarka jest oparte na gestach góra-dół oraz prawo-lewo, gdzie zgrupowano następujące funkcjonalności:
Poza powyższymi szybkimi ustawieniami całą masę dodatkowych opcji znajdziemy w podmenu Androida, które możemy personalizować i widzieć jako „bubble”, czyli bąbelki znane ze smartwatchy lub „arc”, czyli sferyczną listę aplikacji.
Znajdziemy tu:
Bez problemu zainstalujemy popularne aplikacje (choćby Google Fit czy You Tube), ale korzystanie z nich często jest bardzo utrudnione – okrągły kształt wyświetlacza powoduje ucięcie części opcji w poszczególnych apkach.
W opakowaniu z Kospetem znajdziemy ładowarkę (a właściwie stację ładującą, która dzięki magnetycznemu zaczepowi dobrze spełnia swoją funkcję), odrobinę papierologii, sam zegarek i maleńki, ale o dziwo całkiem wygodny śrubokręcik. Zaraz zaraz, śrubokręt?
Tak, bo bez niego nie otworzymy blaszki, umieszczonej z tyłu urządzenia i chroniącej dostępu do slotu na kartę SIM.
Kiedy zobaczyłem, jak mikrych rozmiarów jest śrubka, którą musimy odkręcić, zrozumiałem od razu, dlaczego producent w zestawie umieścił 3 zapasowe 😉
Na szczęście niefrasobliwych użytkowników poza dodatkowymi śrubkami chroni magnetyczna krawędź wyspy, na której umieszczono zamykaną tackę na kartę SIM – kiedy już byłem pewien, że muszę uszczuplić rezerwę, okazało się, że śrubka tkwi sobie przyczepiona do boku obudowy.
Drobiazg, a cieszy.
Na pochwałę zasługuje też jakość tacki, w której umieszczamy swoja kartę – rozmiar jest idealnie dobrany, a zatrzask zamyka się na tyle mocno i bezproblemowo, że nie ma mowy o jakimkolwiek przesuwaniu się simki zamkniętej w smartwatchu.
Zegarek to kawał busoli, która wyraźnie zaciąży nam na nadgarstku – o ile nie podoba mi się brak zabezpieczenia szkła przed zarysowaniem (już po tygodniu mój egzemplarz nosił dumnie na szybce 3 rysy, podczas gdy GTS po kilku miesiącach nie ma ani jednej), to jakość obudowy jest co najmniej dobra.
Niestety, na pokładzie nie znajdziemy wyświetlacza typu AMOLED, więc nawet przy czerni bije z niego delikatna jasna poświata, co może przeszkadzać w nocy. Przy przekątnej 1,6 cala mamy tu rozdzielczość 400×400 px, co pozwala na komfortowe użytkowanie zegarka.
Chromowana, metalowa ramka zanurzona jest od spodu w twardym plastiku, który stanowi skuteczną ochronę przed urazami mechanicznymi. Zadbano też o solidne zabezpieczenie wciskanych przycisków, które mają długi skok i działają bezbłędnie.
Nie do końca przemyślane wydaje mi się umieszczenie jako najbardziej wystającego elementu boku zegarka obiektywu kamery, bo w razie upadku/uderzenia będzie on narażony na zniszczenie.
Kospet Prime SE w zestawie oferuje gumowy, sportowy pasek z lekko żebrowaną wewnętrzna stroną i ze sporą ilością dziurek. Cieszą też dwie szlufki, pomoce w trzymaniu zapiętego paska na swoim miejscu oraz metalowe zapięcie.
Mimo słusznych rozmiarów i szerokości, pasek nie powoduje tak silnego pocenia się i uczucia ciepła, jak niektóre silikonowe paski z Chin. Na plus zasługuje także szybka wymiana paska – zastosowano prosty i popularny mechanizm z przesuwanym bolcem.
Tak jak jakości wykonania Kospeta trudno coś zarzucić, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego koszt, to już komfort działania jest mocno dyskusyjny.
Dlaczego?
Zanim przejdę do szczegółów, ujmę to tak:
Dodajmy do tego wyczuwalne opóźnienie działania przy przechodzeniu na menu Androida, kłopotliwe korzystanie z kamery/aparatu i średnio satysfakcjonujące wyniki ich działania, opóźnienia w Face ID, zwłaszcza przy słabym oświetleniu, brak AOD i już widzimy, że to smartwatch dla specyficznej grupy klientów.
Wiele osób kupuje smartwatcha przede wszystkim w celu monitorowania aktywności fizycznej i tu w przypadku Kospeta pojawia się pierwszy zgrzyt: bohater testu przekłamuje wyniki pracy pulsometru tak znacznie, że przestaje być wyznacznikiem naszej kondycji. W czasie treningu obwodowego chwilowe tętno wskazane przez Prime SE wyniosło 70, przez Amazfit GTS 95, natomiast przez pas Polar H10 – równe 90.
Przepaść pomiędzy wzorcem a Kospetem wynosi aż 20 uderzeń na minutę i dyskwalifikuje urządzenie.
O ile Amazfit oferuje w swoim menu pomiary dedykowane treningowi na siłowni, to Kospet skupił się na bieganiu i … koszykówce, piłce nożnej, ping-pongu i badmintonie. Nie dość, że noszenie takiej busoli podczas meczu na boisku może grozić spowodowaniem krzywdy innemu graczowi (patrząc na budowę Prime SE nie zdziwiłbym się, że można wybić nim jedynkę), to jeszcze w i tak niewielkiej liczbie rozpoznawanych aktywności znalazły się tak niszowe, jak tenis stołowy…
Irytujący jest brak możliwości wyeksportowania danych z treningu – nie ma takiej opcji w zegarku ani w aplikacji. Treningi zapisują się w pamięci urządzenia i oczywiście możemy zawsze do nich wrócić, zęby odczytać poniższe dane:
Z poziomu aplikacji możemy wyeksportować screen z głównego ekranu, na którym widać ilość kroków, spalone kcal i przebytą odległość. To wszystko, bowiem w WiiWatch nie znajdziemy zapisanych treningów.
Nie podoba mi się też stoper, którego używałem podczas treningów: przyciski odpowiedzialne za pauzę i start są za małe, wiec mimo wielozadaniowości korzystanie z Kospeta wcale nie należy do najprzyjemniejszych. Dziwnie rozwiązano sterowanie muzyką: po każdym przewinięciu/przełączeniu utworu zegarek sygnalizuje to wibracją i wyświetleniem tytułu piosenki; do tego kiedy jeden utwór się kończy, po czym zaczyna drugi, zegarek też zawibruje. Moim zdaniem to przesyt mało istotnych informacji.
Zdarzają się tu również bardziej przyziemne błędy czy niedociągnięcia, takie jak podwójne wyświetlanie powiadomień czy opóźnienia w synchronizacji danych. Nie mogę zrozumieć braku AOD, choć widząc (nie)moc baterii domyślam się, skąd taka decyzja.
Kospet deklaruje czas pracy od 32 do nawet 72 godzin i powiem od razu – włóżcie to między bajki, chyba, że będzie korzystali ze smartwatcha bez karty SIM albo nawet bez Wi-Fi.
W praktyce, kiedy korzystałem z Prime SE jako zamiennika telefonu, z trudem dotrwał on do wieczora, a nie użytkowałem go szczególnie intensywnie, bo przeglądanie neta czy korzystanie z komunikatorów to na nim udręka.
Baterię drenują rozmowy telefoniczne i transfer danych, nie mówiąc już o włączonym GPS.
Przy korzystaniu ze smartwatcha bez karty SIM, z wyłączeniem połączenia z Internetem oraz GPS i traktowaniu go jak uzupełnienia smartfona, dotrwałem do dwóch dni. Jednym słowem – jeśli szukasz długiego czasu pracy i nie musisz dzwonić z zegarka, rozejrzyj się za innym sprzętem.
Naładowanie Prime SE zajmie nam około 2 godzin.
Zegarek obsługujemy aplikacją WiiWatch 2, którą możemy pobrać korzystając z kodu QR na opakowaniu lub samodzielnie wyszukać w Sklepie Play. Po instalacji i nadaniu apce wszystkich uprawnień łączymy smartfon z zegarkiem wykorzystując kod QR, który wyświetla się na jego ekranie:
Wchodzimy do zainstalowanego WiiWatcha i zaczynają się schody: aplikacja składa się z dwóch kart, gdzie na pierwszej znajdziemy bieżące podsumowanie:
Po tapnięciu ilości kroków zostajemy przeniesieni na ekran szczegółowych statystyk tygodniowych i miesięcznych, gdzie obok zestawienia tabelarycznego czeka na nas także graficzne przedstawienie dziennego celu. Wiarygodność krokomierza jest bliska ideału – w czasie spaceru na 200 kroków nie zgubił żadnego, podobnie podczas monitorowania spokojnego biegu.
Ikona pulsu przenosi nas do zakładki analogicznej do powyższej (zestawienie pulsu na linii czasu), gdzie dodatkowo możemy ustawić maksymalne tętno, po przekroczeniu którego zostaniemy powiadomieni. Niestety, to właśnie mierzenie pulsu nie dość, że w przypadku wysiłku jest niemiarodajne (w spoczynku otrzymamy dokładne wyniki), to jeszcze zostało po macoszemu potraktowane przez twórców oprogramowania.
Zapomnijcie o ciągłym mierzeniu tętna w określonych przez siebie interwałach, bo takiej opcji po prostu Kospet nie przewidział. Choćby w Mi Fit bez trudu ustawimy całodobowe mierzenie tętna co kilka minut, natomiast Wii Watch pozwala jedynie na jego mierzenie na nasze każdorazowe żądanie!
W praktyce wygląda to tak, że jeśli nie wskazaliśmy manualnie mierzenia tętna przez ostatnie dni, to na wykresie obrazującym puls nie zobaczymy nic.
Tapnięcie na ikonę z naszą wagą przenosi nas do analizy BMI liczonej z prostego równania, bez uwzględnienia składu ciała, szykujcie się więc na absurdalne komunikaty o otyłości, jeśli macie sporą masę mięśniową.
Poza ekranem głównym druga część aplikacji to ustawienia, gdzie znajdziemy:
Jak zauważyliście, tłumaczenie aplikacji mocno kuleje, ale jestem w stanie przymknąć na to oko – za to brak zautomatyzowanego monitorowania pulsu i brak jakiejkolwiek analizy snu jest zadziwiający. Dodatkowo zapomnijcie o udostępnianiu wyników swojej aktywności w innej postaci niż screen z głównego ekranu – aplikacja pozwala wyłącznie na to.
Podstawowa uwaga: w trybie bez karty SIM nie mamy możliwości odbioru połączenia czy odpisania na wiadomość, którą otrzymaliśmy na smartfona.
Chcemy dzwonić i pisać z zegarka? Śrubokręcik w dłoń i montujemy kartę SIM – dzięki niej otrzymujemy faktycznie mikrotelefon pracujący pod kontrolą Androida 7.1. Już przy pierwszym wykonaniu telefonu Kospet wzbudza respekt, oferując zadziwiająco dobrą jakość połączenia, choć z dużej odległości odbiorca usłyszy nas z pogłosem.
Na plus należy też ocenić wysoką głośność – zarówno my, jak i rozmówca słyszymy głośno i wyraźnie. Niestety, przy dłuższych połączeniach czuć wyraźnie, że nagrzewa się spód zegarka. W trakcie połączenia możemy korzystać z klawiatury numerycznej, tak jak w „normalnym” smartfonie.
O ile połączeniem głosowym niczego nie zarzucę (a wręcz mogę określić je jako zaskakująco dobre), to już pisanie wiadomości jest makabrą. Maleńkie literki, brak swype, czasem brak reakcji na naciśnięcie. Zresztą, zobaczcie sami:
Podsumowując: rozmowy tak (i wbrew stereotypom wcale bez konieczności trzymania zegarka blisko ust), pisanie zdecydowanie nie.
No własnie, dwie kamerki dają całkiem spore nadzieje na możliwość używania Kospeta jako czegoś w rodzaju szpiegowskiego urządzenia.
Kospet jako bohater akcji „szpiegujo”:
Jak widzicie, obraz jest przeciętny – w nagraniu skorzystałem z bocznej kamerki, która wymaga od nas specyficznego trzymania dłoni – zresztą co tu dużo mówić, używanie przedniego aparatu również wymusza na nas trzymania przedramienia w stylu gestu, który znamy z portretów Napoleona.
Nici z dyskretnego nagrywania, choć jako dyktafon smartwatch sprawdza się dobrze.
Poniżej kilka zdjęć z Kopseta (z obu aparatów):
Chyba nawet agent Romek nie byłby zbyt zadowolony z takiej jakości.
Kiedy czekałem na otrzymanie do testów Kospeta, wiązałem z nim spore nadzieje: w końcu tani smartwatch obsługujący wielozadaniowość, z funkcjami telefonu i fajnymi dodatkami!
Czar prysł błyskawicznie już pierwszego dnia:
Jako smartwatch do monitorowania aktywności sportowych Kospet nie sprawdzi się zupełnie, podobnie jeśli chcemy uzupełnić nim obsługę naszego smartfona.
Zaczyna być użyteczny wtedy, kiedy wyposażymy go w kartę SIM: urządzenie oferuje zadziwiająco dobrą jakość i wysoką głośność połączenia głosowego. O ile połączeniom telefonicznym poza nagrzewaniem się smartwatcha trudno coś zarzucić, to już pisanie wiadomości ze względu na maleńką klawiaturę i okrągły ekran do przyjemnych nie należy.
Niestety, intensywne korzystanie z Kospeta mającego na pokładzie kartę SIM może być utrudnione przez słabą baterię, która mimo całkiem niezłej pojemności realnie może wystarczać na roboczy dzień pracy.
Szkoda, że Kospet skupił się wyłącznie na zaprojektowaniu urządzenia o solidnej budowie, będącego zminiaturyzowanym telefonem, a po macoszemu potraktował te funkcje smartwatcha, które związane są z monitorowaniem aktywności, snu, tętna, współpracy ze smartfonem.
Kospet Prime SE to dobry wybór dla kogoś, kto potrzebuje smartwatcha z wysokiej jakości rozmowami głosowymi – cała reszta może spokojnie szukać dalej.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Podkręcony Snapdragon 8 Gen 3 w połączeniu z 7000 mAh to marzenie niejednego ManiaKa. Sam…
Z zakupem telefon do zdjęć czekasz do premiery Huawei Mate 70? Możesz mieć rację, bo…
Seria vivo S20 zaoferuje użytkownikom mocarną specyfikację. Zwłaszcza vivo S20 Pro zapowiada się na jednego…
Aplikacja Uber wzbogaca się o udane nowości, które mogą przydać się także w okresie świątecznym.…
Najbliższy weekend może być uciążliwy dla klientów banku mBank. Bank zaplanował przerwę w działaniu swoich…
Do rodzinki ciekawych flagowców niedługo dołączy vivo X200s. On również otrzyma potężną specyfikację na czele…