Nie ma chyba sklepu z elektroniką, który nie przygotowałby swoich zestawów na czas przymusowego pobytu w domu i zdalnej pracy/nauki. To takie proste: żeby pracować zdalnie, musimy mieć narzędzia. Z drugiej strony słyszymy o załamaniu się rynku smartfonów i nowych technologii – to w końcu kupujemy czy nie?
Koronawirus jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki pokazał nam jedno – obawy największych sceptyków mogą się ziścić szybciej, niż myślimy.
Nie trzeba daleko szukać, wystarczy zapytać samego siebie, czy jeszcze miesiąc temu byłbyś w stanie uwierzyć, że będziesz uziemiony w domu, wyprawa do sklepu stanie się wyzwaniem, komunikacja publiczna niemal przestanie funkcjonować, a dostanie się do lekarza, na komisariat czy do sądu okaże się zadaniem z gatunku Mission: Impossible?
A podanie ręki? Selekcja osób, które leczymy, a których nie warto (vide kolebka humanizmu, Włochy)? Europa bez granic, które potrafiły zmaterializować się w przeciągu kilku dni?
Pokolenia zanurzone po uszy w przejazdach Boltem/Uberem, zaludniające galerie handlowe, biurowce, kina, McDonaldy, stadiony, hale targowe z e-sportem itp. miejsca, nagle stały się bezdomne, a globalna wioska zaciążyła nam bardziej, niż kiedykolwiek.
Internet zalała plaga fake newsów, a rekordy oglądalności biją kanały głoszące rozmaite teorie spiskowe.
Czas jest wyjątkowy i nikogo nie trzeba o tym przekonywać – reperkusje wirusa zagarniają coraz szersze dziedziny życia, w tym handel. To właśnie w branży elektroniki użytkowej dzieje się teraz coś naprawdę ciekawego, bo chcąc tego czy nie, duża część społeczeństwa przechodzi obecnie przyśpieszony kurs komputeryzacji.
Oczywiste, że sklepy z elektroniką poddały się wymogom prawa i zamknęły swoje salony stacjonarne, a cała walka o ich utrzymanie spadła na działy internetowe. Na pozór sytuacja wydaje się idealna, w stylu słynnej sceny z DiCaprio, który w „Wilku z Wall Street” pokazał, jak sprzedać klientowi długopis.
Według zaleceń osoby mogące pracować zdalnie powinny przejść na taki tryb wykonywania zadań – a skoro tak, to potrzebują do tego sprzętu.
Jednak te optymistyczne dla handlowców założenia nijak się mają do dziedziny telefonów komórkowych. Dane są bezlitosne – niedawno Rzeczpospolita przytoczyła kilka zestawień pochodzących z Strategy Analytics:
Jak widzimy, smartfony nagle stały się artykułem drugiej, a nawet trzeciej kategorii – a świat (poza Chinami, o ile wierzyć płynącym stamtąd doniesieniom) nie jest nawet na półmetku epidemii.
O ile telewizory, sprzęt komputerowy i peryferia mogące pomagać w pracy zdalnej na razie mają się dobrze, to branża telefonów otrzymuje właśnie potężny cios, jakiego jeszcze nie zaznała.
Pojawia się pytanie: czy wszystkie marki podniosą się z tego kryzysu? Pozostaną najwięksi, czy jednak czeka nas niespodzianka?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…