Niedawno recenzowaliśmy Huawei Watch GT2, który miał sporo zalet, ale też poważne wady. Wraz z pojawieniem się nowszej odsłony tej serii – Watch GT 2e – sprawdzamy, jak wygląda postęp w wykonaniu Huawei i skąd nagłe zamiłowanie do polskich porzekadeł? Oto test Huawei Watch GT 2e.
Jakiś czas temu miałem do czynienia z poprzednikiem tego modelu, który wywarł na mnie dość ambiwalentne wrażenie (sprawdź test Huawei Watch GT 2). Dlaczego?
GT 2ka była smartwatchem pełnym przeciwieństw – z jednej strony jakość wykonania, będąca klasą samą w sobie, z drugiej zaś kulejące oprogramowanie zegarka, które raczyło nas przymulającymi animacjami.
Żeby było zabawniej, softowi w GT 2 towarzyszyła udana aplikacja na smartfony… Jednak, kontynuując zestawianie sprzeczności, część z algorytmów tej apki była fatalna (choćby obliczanie czasu regeneracji potreningowej), a część – świetna (analiza snu).
Jednym słowem bezpośredni poprzednik GT2e był zegarkiem dla fanów marki, którzy mogli przełknąć pewne niedoskonałości. Nowy model może sugerować, jak Huawei podchodzi do niszy inteligentnych zegarków – czy najnowsza odsłona to skok na portfele klientów, czy wdrożenie istotnych poprawek, godnych odrębnego urządzenia?
Porównując specyfikację przecierałem oczy ze zdumienia: rozumiem, że prawa rynku są niezmienne, jednak zwykle producent stara się czymkolwiek poza kolorami odróżnić nowszą wersję modelu od poprzednika. Tu obcujemy z tymi samymi podzespołami!
Co więcej, mam wrażenie, że Huawei niespecjalnie przyłożył się do podania na swojej stronie specyfikacji GT2e (zresztą zobaczcie sami), a moim ulubionym zapisem jest:
Wymiary i waga produktu oraz powiązane specyfikacje są jedynie wartościami teoretycznymi. Rzeczywiste parametry mogą różnić się dla poszczególnych produktów.
Zaraz, kto jak kto, ale firma wytwarzająca dany produkt wie, jakie ma rozmiary i masę! Żeby było zabawniej, to właśnie enigmatyczność marki jest przyczyną błędów na stronach sklepów (np. x-kom podaje jako wymiary dane poprzednika i zaniża obwód nadgarstka).
Huawei Watch GT2e wygląda jak ten wzmocniony brat bliźniak GT2. Tuning w chińskim wykonaniu skupił się na wydłużeniu koperty i mocowaniu paska, które uniemożliwia odłożenie zegarka po zdjęciu z ręki tak, by spoczywał na pleckach. Niestety pasek tak odstaje, że smartwatch musi leżeć na boku.
Kolejna zmiana dotyczy przycisków funkcyjnych, które z przywodzących na myśl solidne divery zostały zastąpione zaokrąglonymi prostokątami, które na szczęście zachowały sprężystość i opór poprzednika.
Zmiany, które rzucają się w oczy, to paradoksalnie te na gorsze. Dlaczego tak uważam? W GT2 mieliśmy do czynienia z okrągłym kształtem koperty i standardowym mocowaniem paska, tu ustawiono je pod kątem, mającym (przynajmniej w teorii) zwiększyć wygodę użytkowania i ułatwić zapinanie.
Nic z tego, przez to rozwiązanie musimy odkładać zegarek albo na szkiełku, albo boku. Podobnie przyciski, które w starszej wersji sprawiały, że sprzęt wyglądał na bardziej nobliwy, w nowszej są nieciekawe i przywodzą na myśl setki innych produktów.
Na szczęście ponowie należy podkreślić świetną jakość zastosowanych materiałów i ich spasowania – smartwatch ma przyjemny ciężar i sprawia wrażenie, jakby wykonany był z jednego kawałka szkła i metalu.
W trakcie testów zegarek upadł mi ze sporym impetem na twardą podłogę z płytek (która swoją drogą ma już na sumieniu ekran mojego prywatnego telefonu): po chwili grozy okazało się, że Watch GT2e wyszedł z tej próby bez najmniejszego szwanku, mimo uderzenia ekranem.
Czego jak czego, ale solidności sprzętom Huawei nie sposób odmówić.
Gdyby jeszcze szła za nią większa inwencja…
Menu GT2e – znów bez zaskoczenia – jest niemal identyczne, jak u poprzednika. Pod wzbudzeniu ekranu naciśnięciem górnego z przycisków zobaczymy główne menu (dolny odnosi nas do wyboru aktywności):
Pogrubiony element menu to nowa funkcja, w poprzednim modelu jej nie było, a przekreślona nazwa oznacza element, który zniknął w GT2e. Niestety, dobrze widzimy: w głównym menu brakuje kontaktów (które i tak były ograniczone do wprowadzonych manualnie przez użytkownika) i rejestru połączeń – no ale to chyba oczywiste w przypadku smartwatcha, który jako jedyną opcję w sytuacji połączenia przychodzącego wyświetla… odrzuć.
Starsza wersja potrafiła sprawdzać naszą wydolność tlenową VO2max, w nowszej postawiono także na pomiar nasycenia krwi tlenem (Spo2), którego poprzednik nie potrafił obliczyć. Choć Huawei zachwala SpO2 jako narzędzie pomagające przeciwdziałać „brakowi energii, zmęczeniu i zawrotom głowy”, to nie zauważyłem po kilkunastu pomiarach (z czego nie więcej niż połowa doszła w ogóle do skutku, bo nie wiedzieć czemu po 30 s mierzenia w bezruchu urządzenie ciągle twierdziło, że mam trzymać rękę nieruchomo), żeby wskazywane wartości się różniły.
W moim wypadku Huawei wskazywał poziom nasycenia krwi tlenem w zakresie 93 do 95 %, niezależnie od pory dnia, aktywności, pogody i samopoczucia.
GT2e jest reklamowany jako smartwatch, który może pochwalić się monitorowaniem 15 standardowych dyscyplin oraz aż 85 trybów treningu.
Do dyspozycji dostajemy 13 treningów biegowych (m.in zaawansowany bieg na spalanie tłuszczu, bieganie na tempo, interwały), bieganie w terenie i na bieżni, marsz w terenie i na bieżni, kolarstwo, rower stacjonarny, pływanie na basenie, otwarte wody, wspinaczka, wędrówka piesza, bieg przełajowy, triathlon, orbitrek, ergometr, inne.
Na samym końcu znajduje się enigmatyczna pozycja „dodaj” i to właśnie tam ukryto multum dodatkowych i mniej popularnych opcji, takich jak trening siłowy, stepper, aerobik, crossfit, boks, rodzaje zabaw jak taniec, jazda na rolkach, łucznictwo, dyscypliny zespołowe (m.in badminton, siatkówka, rugby), ćwiczenia wodne (żeglarstwo czy surfowanie), zimowe (łyżwy czy saneczkarstwo).
Zebrane dane z naszego dnia znajdziemy w zakładce Aktywności:
Oczywiście znajdźmy tu sporo opcji, do których przyzwyczaiły nas smartwatche/smartbandy: od odnalezienia telefonu, przez pogodę (o dziwo mamy tylko aktualną, bez prognozy), stoper, minutnik, latarkę, kompas, sterowanie muzyką, po szczegółowe dane snu.
Ciekawostką jest barometr i wspomniana już analiza SpO2.
Choć smartwatch według producenta posiada funkcję wykrywania popularnych treningów, to w przypadku marszu sprawdza się ona o wiele gorzej niż rozwiązanie proponowane przez Samsunga w modelu Active 2 i często wcale nie włącza aktywności.
Zegarek parujemy z aplikacją Huawei Zdrowie, której szczegółowe omówienie znajdziecie w przywoływanej już recce poprzednika (test Huawei Watch GT2).
W telegraficznym skrócie:
Czy znajdziemy tu coś, co znacząco odróżniałoby GT2e od poprzednika? Poza analizą SpO2 – nie.
Nie wiem, czy to wina testowania zegarka sparowanego z telefonem Motoroli (oczywiście poza apką Zdrowie zainstalowane usługi Huawei), ale zauważyłem problemy z brakiem powiadomień. Co zabawne, były one zupełnie losowe i raz dotyczyły wiadomości mailowej, a kolejny raz Whatsappa.
Zawodzi odczyt z Gmaila, ponieważ widzimy tylko temat wiadomości bez jej treści. Oczywiście w przypadku komunikatorów zapomnijmy o jakiejkolwiek grafice – nie odbierzemy nawet miniaturki zdjęcia.
Rozczarowanie powoduje ekran przychodzącego połączenia głosowego: możemy je tylko odrzucić. Z oczywistych względów (brak mikrofonu i głośnika) nie użyjemy zegarka jako namiastki telefonu, ale smuci brak możliwości odebrania połączenia na telefonie poprzez wybór komendy na ekranie smartwatcha (a znajdziemy to choćby w Amazfitach).
W tej klasie urządzeń brakuje też możliwości odpowiedzi na wiadomość choćby preinstalowanym tekstem czy emotikoną. Za plus należy uznać bezproblemową obsługę polskich znaków w powiadomieniach, co wbrew pozorom nie jest wcale takie oczywiste.
Potknięcia z brakiem powiadomienia czy mizerne opcje interakcji na wiadomości/rozmowy to preludium do problemu z wydajnością smartwatcha, która zawodzi i przypomina chwilami pracę urządzenia za kilkadziesiąt złotych. Trudno uwierzyć, że zegarek za około 700 zł laguje w trakcie zwykłego przechodzenia po elementach menu!
W zasadzie opóźniona reakcja na nasze komendy to stan permanentny – czy wzbudzamy zegarek przyciskiem, czy przewijamy główne ekrany z podstawowymi informacjami, opóźnienia są ciągle odczuwalne. Dodajmy do tego okazjonalne problemy z dotykiem, a okaże się, że korzystanie ze smartwatcha jest frustrujące.
Uprzedzając ewentualne zarzuty przeciwników tego rodzaju smartwatchy, którzy uważają, że płynnej pracy nie zapewniają nawet sprzęty za prawie 2 tys zł: na co dzień używam Amazfit GTS, który nie jest tytanem wydajności, a pracuje płynnie i bezbłędnie reaguje na dotyk. Jednym słowem da się wypuścić na rynek zegarek za niecałe 500 zł, który jest niezwykle responsywny i zapewnia niemal to samo (bez SpO2), co nowość od Huawei.
Jak wygląda kwestia dokładności pomiarów?
Tętno
W zestawieniu z ciśnieniomierzem Microlife A2 Basic wyniki z pomiarów spoczynkowych różniły się o około 3-4 uderzenia na minutę, natomiast pomiary przeprowadzane z „doskoku” wykazywały różnice nawet 10 uderzeń.
Do mierzenia aktywności na zewnątrz zestawiłem GT2e z Amazfit GTS oraz pasem Polar H10, sparowanym z dedykowaną aplikacją – właśnie ten ostatni jest wzorcem, z którym porównuję rezultaty smartwatchów. Wyniki ze spaceru na świeżym powietrzu przedstawiają się następująco:
Jak widzimy, Huawei słabiej radzi sobie ze zmianami tętna i nie zarejestrował maksymalnej wartości, do której zbliżył się Amazfit (odchyły na poziomie 14 ud/min to sporo), natomiast algorytmy GT2e trafnie uchwyciły średnie tętno, prezentując wyniki w zakresie marginesu błędu.
GPS
W zakresie poprawności działania lokalizacji smartwatcha nie mam mu wiele do zarzucenia: tradycyjnie długie łapanie pierwszego fixa bez połączenia ze smartfonem (około 10 minut), natomiast kolejne były na poziomie Amazfit GTS, czyli mogliśmy zaczynać trening na zewnątrz po kilkunastu sekundach. Precyzja lokalizacji jest w normie dla urządzeń tego typu i zapisany ślad odzwierciedla dokładnie naszą trasę mniej więcej w 80% – resztę stanowią mniejsze lub większe wychyły, dochodzące do około 5 m.
Jak widzimy, Huawei GT2e ponownie okazuje się urządzeniem lubiącym skrajności – z jednej strony słaba responsywność i przycinki, wspomagane przez odchylenia w zapisie trasy GPS i słabym rezultacie testu mierzenia tętna maksymalnego, z drugiej dobre algorytmy, pozwalające uzyskać wynik tętna uśrednionego na poziomie odnotowanej przez pas na klatkę piersiową.
W moim wypadku pomiar SpO2 okazał się mało wnoszącym dodatkiem, ale nadrabia to – jak zwykle w przypadku Huawei – dobry algorytm analizy snu, bardziej odpowiadający mojemu samopoczuciu po przebudzeniu niż to, co prezentuje choćby Amazfit GTS.
Ten akapit stanowi powtórzenie zarzutów, jakie stawiałem poprzedniemu modelowi – nie mam zielonego pojęcia, na jakiej podstawie (poza oderwanymi od rzeczywistości testami laboratoryjnymi) Huawei określa czas pracy zegarka nawet na 14 dni.
To zupełnie nierealne, no chyba, że niemal go nie użytkujemy. Oczywiście producent uprzedza nas, że czas pracy po włączeniu aktywnej tarczy spada o połowę, ale w takim razie liczyłem na jakiś tydzień działania…
W praktyce zegarek z włączoną tarczą i 4 godzinami treningu, oczywiście ciągle sparowany z telefonem i pokazujący powiadomienia, wytrzymał u mnie 4 i pół dnia.
Swoją drogą już wiadomo, dlaczego Huawei nie pokazuje w aplikacji czasu, jaki minął od ostatniego naładowania zegarka 😉
Urządzenie ładujemy poprzez wpięcie w dedykowaną ładowarkę – w tej klasie sprzętu musimy trafić w piny, nie jest to stacja indukcyjna. Czas ładowania jest dłuższy niż w przypadku Amazfit GTS i wynosi bite 2 godziny.
Huawei Watch GT2e to smartwatch, którego sens wypuszczenia na rynek dotarł do mnie poprzez analogię do ostatnio popularnej praktyki chińskiego producenta.
Pamiętacie, jak jakiś czas temu do smartfonów mogliśmy dostać bonusowe słuchawki Freelace? Później ich rolę przejęły Freebudsy, które swoją drogą nie najgorzej poradziły sobie w naszym ringu (test Huawei Freebuds 3), teraz wygląda na to, że marchewką będzie Watch GT2e.
I w takiej roli sprawdzi się wyśmienicie.
Niestety: słaba płynność działania, problemy z tętnem maksymalnym w zastosowaniach sportowych, losowe braki powiadomień w przypadku sparowania ze smartfonem innej marki czy słaba bateria, nijak mająca się do deklaracji producenta, sprawiają, że – zwłaszcza w obecnej cenie, wynoszącej około 700 zł – GT2e ma lepszych konkurentów.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…