Graal dla fanów Die Antwoord i Little Big: recenzujemy nieprzyzwoicie tanie, douszne słuchawki True Wireless, obsługujące aptX, dotykowe i bezstresowe sterowanie, z ciekawym etui wyposażonym w nietypowe diody LED. Test Tronsmart Onyx Ace pokazuje 4 zalety i 1 wadę tego modelu.
Część z Was pewnie pamięta, jakie zamieszanie na naszych łamach jakiś czas temu spowodowały inne słuchawki Tronsmart: test Spunky Beat pokazał, że tanie TWSy, choć obarczone chorobami wieku dziecięcego, mogą być ciekawym wyborem. Spunky dawały nadzieję, że ich producent – o ile wsłucha się w głosy nabywców – ma szansę na wypłynięcie na szersze wody.
Po przenośnym głośniku Tronsmart (test Element T6 Max) przyszedł czas na kolejny produkt chińskiej marki i ponownie są to słuchawki True Wireless, jednak tym razem nie dokanałowe, jak Spunky, lecz douszne. Nie powinno nas dziwić, że Onyx Ace są podobne do Airpodsów, ale – w przeciwieństwie do całej masy podobnych klonów – mają nam całkiem sporo do zaoferowania.
Sprawdzamy, jaką filozofię obsługi i dźwięku proponuje Tronsmart oraz czy tym razem udało się ustrzec błędów poprzednika?
Słuchawki Tronsmart Onyx Ace kupicie m.in. na popularnym serwisie AliExpress, w cenie około 30 dolarów (warto skorzystać w koszyku z kuponu rabatowego, który obniża cenę o 1 dolara przy zakupach powyżej 27 dolarów). Uwaga: można wybrać opcję wysyłki z polskiego magazynu!
Sprzęt można również zamówić za pośrednictwem sklepu Geekbuying – w tym wypadku wysyłka jest z Niemiec, a cena jest wyższa, ale istnieje opcja zbicia jej z użyciem kodu rabatowego ONYXACEDE, dzięki któremu cena słuchawek wyniesie około 30 dolarów.
Jeśli mieliśmy do czynienia ze Spunky Beat, Onyx Ace nas nie zaskoczą – znajdziemy tu ten sam chip Qualcomma, nieco lepszą baterię w case i słuchawkach (o 50 mAh), redukcję szumów mikrofonu, obsługę AAC i aptX.
Jednak czeka nas mocna niespodzianka w postaci dużego przetwornika, którego średnica to aż 13 mm. W Spunky zamontowano 6 mm, tutaj widać inspirację choćby tym, co proponuje Huawei Freebuds 3, gdzie za dźwięk odpowiadały 14 mm membrany.
Pokaźnych rozmiarów przetwornik sugeruje miękkie i ciepłe brzmienie – i tak jest w istocie.
Po otworzeniu opakowania czeka na nas elegancki widok: słuchawki umieszczono w schludnie wykończonym pudełeczku, gdzie zza plastikowej osłonki możemy dojrzeć odrębnie ułożone „pąki” i etui.
Po włożeniu słuchawek do etui ładującego zaświeciły się na nim 4 diody (było fabrycznie naładowane do poziomu maksymalnego), wskazujące stan baterii:
Po umieszczeniu słuchawek w etui miganie pierwszej i ostatniej diody informuje nas, że proces ładowania jest w toku.
Etui ładujące – oczywiście jak na swoją klasę cenową – jest wykonane bardzo dobrze: plastik jest świetnie spasowany, nic tu nie skrzypi, a do tego projekt może się podobać. Ciekawostka: uchylenie wieczka etui informuje nas o poziomie baterii, nie musimy do tego celu wyjmować z niego słuchawek.
Spore wrażenie robi detal w postaci kapitalnego, głębokiego plumknięcia, jakie towarzyszy włączeniu słuchawek – to zaproszenie do odsłuchu, któremu nie sposób odmówić.
Jak sprawują się słuchawki podczas oglądania filmów? Nieźle, jednak widzimy minimalne opóźnienie, które nie drażni i nie jest nienaturalne, ale purystów filmików z You Tube z idealną synchronizacją zwyczajnie zawiedzie.
Sterowanie jest nieco podobne do tego, z którym mieliśmy do czynienia w przypadku Spunky, więc na bakier z powszechnie przyjętymi zasadami (czyli jedno tapnięcie = pauza/play, dwa tapnięcia = następny utwór, potrójne = poprzedni).
Mimo autorskich rewelacji, jest prosto i skutecznie:
Tronsmart zadbał o to, by zmiana kolejnych utworów nie była problematyczna: o przewinięciu informuje nas krótki sygnał, dzięki któremu nie musimy trzymać przycisku zbyt długo.
Tronsmart określa czas działania na jednym ładowaniu na maksymalnie 5 h przy głośności 50% – w praktyce nie uzyskałem aż tak dobrego wyniku, ale 4 h to bezproblemowy standard. Etui zapewni przynajmniej 4 kolejne cykle pracy, naładujemy je od zera do pełna w półtorej godziny.
Nieco zawiodłem się na jakości rozmów, choć być może zbyt wiele spodziewałem się po deklaracji producenta, że łącznie znajdziemy tu aż 4 mikrofony i układ redukcji ich szumów. W czasie testów odbiorcy kilkukrotnie skarżyli się, że słychać mnie „jak z beczki”, choć sam słyszałem osobę po drugiej stronie słuchawki idealnie, może nawet zbyt głośno.
Ze względu na te – na szczęście nie permanentne – problemy z rozmowami oceniłbym je w skali do 10 na 6.5.
Doświadczenia z chińskimi słuchawkami są bezlitosne: prędzej czy później będziemy musieli je zrestartować. Na szczęście w przypadku Onyx Ace reset jest szybki i bezbolesny:
Czas przejść do zapowiedzianych zalet i wad.
Na fali solidaryzowania się z Little Big, który powinien walkowerem wygrać Eurowizję, zacząłem przygodę z Onyx Ace od ich pierwszej płyty. Coś, co miało być żartem, sprawiło, że przez kilka dni straciłem serce do metalu i rocka – po prostu te słuchawki dają nowe życie mocnej elektronice, ale jednocześnie zamienią w przymulone zombie rodem z klasycznej „Nocy żywych trupów” każdy kawałek gitarowy.
Za to Little Big czy Die Antwoord nabierają mocy transu voodoo. Dosłownie. Nie spotkałem dotąd słuchawek, które potrafiłyby tak soczyście oddać moc połamanych bitów – nawet w cenie ponad 4-krotnie wyższej. To, jak inżynierowie Tronsmart wykorzystali duży przetwornik i układ Qualcomma w zakresie odtwarzania muzyki elektronicznej, to po prostu majstersztyk.
Bas jest mocny i angażujący, jednak nie zaciemnia całości brzmienia i pozostawia wrażenie przestrzeni. To uderzające, energetyczne granie nastawione na niskie tony i rozrywkowość, idealne do każdego, nawet ekstremalnie zakręconego rave i techno.
O zasadzie sterowania wspomniałem w odrębnym akapicie, tutaj chcę podkreślić, że zrażony problemami ze Spunky Beat podchodziłem do panelu dotykowego kolejnego dzieła Tronsmarta jak pies do jeża. Tym bardziej byłem zaskoczony, jak znaczny przeskok dokonał się w tej dziedzinie: w końcu ktoś poszedł po rozum do głowy i ograniczył powierzchnię dotykowego przycisku tak, że nie ma szans na jego przypadkowe naciśnięcie.
Brzmi banalnie, ale to jedne z nielicznych chińczyków, które można bez pośpiechu dopasować do kształtu swojego ucha i wygodnie ułożyć. Dodatkowo płytkę wyróżnia kształt i kolor – to niewielki, podłużny, „posrebrzany” element u góry słuchawki.
Za jakość sterowania i rozszerzenie standardowych opcji o ustawienie głośności – zdecydowany plus.
Design etui Onyx Ace nie każdemu przypadnie do gustu i nic w tym dziwnego, bo to mieszanka wielu rozwiązań od konkurencji. Jednak nie sposób nie zauważyć, że większość elementów została dobrana z sensem:
Oczywiście nie wszystko jest idealne i choćby wspomniany zawias mógłby wyglądać bardziej solidnie, podobnie jak przydałoby się lepsze wyprofilowanie wieczka, ale patrząc całościowo – etui to dobra robota.
To nie żart: większość niedrogich słuchawek TWS miewa humory: jednego dnia szwankuje sterowanie, drugiego autoparowanie, a trzeciego smartfon w ogóle ich nie widzi.
Po kilku tygodniach testów muszę powiedzieć jedno – Onyx Ace działają tak, jak każdy uczciwy sprzęt, w którym producent nie liczy na to, że machniemy ręką na cenę zakupu i konieczność wielotygodniowego oczekiwania na rozpatrzenie reklamacji.
Nie ma lepszej metody na odwyk dla metalowca: jeśli masz takowy przypadek wśród bliskich i chcesz go ratować z łap sam wiesz kogo, podaruj mu Onyx Ace i puść kilka kawałków Prodigy. W razie oporu – dopraw „Anitpositive” Little Big. Jeśli to nie zadziała, włącz na Tronsmartach Slayera i – o ile zdążysz, zanim obiekt wyrzuci je z oburzeniem – włącz ponownie techniawę.
Sprawa byłaby prosta, gdyby nie można było słuchać Slayera na innych słuchawkach – ale przynajmniej próbowałeś.
Niestety, o ile Onyxy są rewelacyjnym przykładem na najlepsze słuchawki w relacji cena-jakość dla fanów elektroniki, to równocześnie są jednymi ze słabszych do rocka i metalu. Nic – ani akustyki Cornella, ani starocia Lennona, ani giganci thrashu, ani tym bardziej współczesne wygibasy Mastodona, nie zabrzmi na nich neutralnie, tzn. przejrzyście, przestrzennie, raczej środkiem pasma niż dołem.
Ten model będzie dla mnie idealnym przykładem słuchawek, które zostały rzucone na jedną szalę: jeśli słuchasz elektroniki, nie potrzebujesz nawet kilkukrotnie droższej konkurencji, jeśli słuchasz innej muzyki – i tak w Onyxach zaczniesz słuchać elektro.
Niestety Tronsmarty przykrywają bardziej delikatną muzykę warstwą basowego pomruku i nawet pop z lat 90 brzmi zbyt nisko.
O ile osoby słuchające wielu gatunków muzycznych albo skupione na muzyce gitarowej będą niepocieszone, o tyle fani techno i rave docenią też wszystkie pozostałe zalety tego sprzętu:
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Zadebiutował OPPO Find X8 Pro: superflagowiec stworzony z myślą o Europie, a co za tym…
Podkręcony Snapdragon 8 Gen 3 w połączeniu z 7000 mAh to marzenie niejednego ManiaKa. Sam…
Z zakupem telefon do zdjęć czekasz do premiery Huawei Mate 70? Możesz mieć rację, bo…
Seria vivo S20 zaoferuje użytkownikom mocarną specyfikację. Zwłaszcza vivo S20 Pro zapowiada się na jednego…
Aplikacja Uber wzbogaca się o udane nowości, które mogą przydać się także w okresie świątecznym.…
Najbliższy weekend może być uciążliwy dla klientów banku mBank. Bank zaplanował przerwę w działaniu swoich…