Google Pixel 4a, którego premiera odbędzie się w czerwcu, został przetestowany pod kątem baterii. Zapowiada się świetnie, a kompaktowy smartfon radzi sobie znacznie lepiej, od iPhone’a SE 2020. W swojej cenie zapowiada się na spory hit.
Po rozczarowującym iPhone SE 2020 szukający taniego smartfona z bardzo dobrym aparatem mogą pokładać nadzieję w tylko jednym modelu. Google Pixel 4a został dzisiaj przetestowany pod kątem baterii, a festiwal przecieków (można jeszcze tak o nich pisać?) trwa w najlepsze. Jak słusznie zauważył Dieter Bohn z The Verge – jedyne, czego nie wiemy o Pixelu 4a, to dlaczego Google jeszcze go nie zaprezentowało. W punkt. A co z tą baterią?
Zacznijmy od tego, że bateria we flagowych Pixelach od dwóch generacji to rozczarowanie. Modele XL są co najwyżej w porządku, ale w ogóle nie dotyczy to Pixela 3a – ten nawet w mniejszej wersji ma niezły czas pracy z dala od gniazdka.
Pixel 4a będzie od niego lepszy, bo choć bateria będzie miała tylko 3080 mAh, to SoT na poziomie 5 godzin nie ma być niczym wyjątkowym. Dla mnie to wystarczy, a iPhone SE 2020 nie ma do niego startu. Zauważmy, że ten SoT obejmuje godzinę grania w wymagające PUBG Mobile.
Zasługami można obarczyć Snapdragona 730, który świetnie radzi sobie z zarządzaniem baterią. Ekran o odświeżaniu 60 Hz ma 5.8 cala, więc też nie pobiera tak dużo energii. Jeszcze jeden ważny element specyfikacji zdaje się robić dobre wrażenie – 6 GB RAM zwiastuje, że to będzie bardzo sprawnie działający sprzęt. Czego chcieć więcej?
Wszystko wskazuje więc na to, że Google Pixel 4a będzie dokładnie tym, czym miał być iPhone SE 2020. Kompaktowym smartfonem z wybitnym, choć pojedynczym aparatem, dobrym czasem pracy i niską ceną – przynajmniej w USA. Byłoby cudnie, gdyby w Polsce kosztował około 2000 złotych. Coś mi się jednak wydaje, że importerzy nie potraktują nas tak łagodnie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.