Stawać na ramionach gigantów – tak, sądząc po nazwie Buds Air, określiłbym motto Realme. Nasz test Realme Buds Air sprawdzi, czy mamy do czynienia z kolejnym applepodobnym klonem, czy też z nowym faworytem słuchawek TWS do 300 zł.
Wyobraźcie sobie, że producent smartfonów, dajmy na to o dźwięcznej nazwie Catzzy, nazywa swój model „Catzzy Galaxy V60”. Własnie taką drogę wybrało Realme, podbierając do określenia swoich pierwszych słuchawek typu True Wireless kultowe nazwy modeli konkurencji.
Można? No pewnie! Dodajmy do tego (nie)przypadkowe podobieństwo do tworu firmy z logo nadgryzionego jabłuszka i już mamy połowę chińskiego przepisu na tygrysa sprzedaży.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po odpaleniu kilku kawałków na Budsach, była prosta: jeśli Realme robi smartfony na takim poziomie, jak słuchawki True Wireless, to muszę podziękować chłopakom, że telefony to nie moja działka.
Dlaczego?
Bo Buds Air to słuchawki jakich wiele, pozbawione tego czegoś, co pozwala je zapamiętać. Nieco boli fakt, że tryb niskich opóźnień, który ma przechylić szalę zainteresowania klienteli, znajdziemy też u sporo tańszej konkurencji…
W zasadzie przypadek Realme przywodzi na myśl ewolucję Xiaomi, który również powolutku rozkręcał ofertę swoich słuchawek, zaczynając z takiego poziomu, z jakiego dziś startuje jego konkurent.
Pytanie, po co oferować produkt, który nie zapewnia nic, co mogłoby mu pomóc przebić się w zalewie innych applepodobnych TWSów?
Dlatego z żalem przywitałem brzmienie, które wręcz stereotypowo wpisze się w to, jakie wyobrażenie mamy na temat chińskich słuchawek – ma być głośno, z mocnym basem, rozrywkowo i nieco kluchowato. To ten rodzaj grania, który z radością przywitają fani muzyki elektronicznej, z rozczarowaniem – metalowej i rockowej.
Podbity bas, na szczęście niezbyt wycofana średnica, przetrzebione wysokie tony – jednym słowem klasyka słuchawek z niskiego przedziału cenowego.
Ktoś może zapytać: skoro Buds Air są takie przeciętne, to dlaczego w ogóle warto o nich pisać? Odpowiedź jest prosta (i wbrew pozorom niekoniecznie zbieżna z tym, co właśnie zaświtało w ociosanych ostrym cieniem serduszkach hejterów): te słuchawki mają potencjał!
W tym przedziale cenowym można by spodziewać się obecności aptX, jednak producent uznał, że w ramach „lepszego” kodeka wystarczy nam AAC. Nieco rozczarowuje czas pracy słuchawek, ale z drugiej strony mało kto używa ich przez całe 3 godziny, bez międzylądowania na ładowanie w etui.
Miłość chińskich producentów do produktów Apple jest silna i niezmienna, podobnie jak fanów tej marki – ze świecą szukać pochodzących z Państwa Środka TWSów, które odważyłyby się na własną stylistykę. Budsy od Realme chcą być jak Air i nie da się tego nie zauważyć: klonowanie objęło nie tylko same słuchawki, ale także etui.
Kontrowersyjna jest jakość wykonania recenzowanego urządzenia: po kilku dniach testów, na łączeniu osłony przetwornika z resztą słuchawki, zaczęła pojawiać się niewielka szczelina, w której dodatkowo zagnieździł się kurz. Nie wróży to dobrze odporności słuchawek na upadki i inne zagrożenia mechaniczne.
Na plus należy za to potraktować rozmiary etui, które bez trudu umieścimy w kieszeni jeansów – dzięki opływowym kształtom nie powinny być w niej odczuwalne. Podobnie nie mam zastrzeżeń do mechanizmu klapki, działającej bez zastrzeżeń, w czym wspomaga ją wbudowana sprężynka.
Na froncie etui znajdziemy również diodę, która po otworzeniu klapki bądź podpięciu pod ładowarkę poinformuje nas o stanie jego baterii.
Słuchawki są lekkie i wygodne – w zasadzie Airpodsopodobna konstrukcja nie sprawia problemów z użytkowaniem i nawet dłuższym odsłuchem. Rzecz jasna konstrukcja douszna nie zapewnia żadnej izolacji od hałasów otoczenia, ale głośność Budsów potrafi to zrekompensować.
Co wcale nie jest oczywiste, bez trudu wyjmiemy i odłożymy słuchawki do (niewielkiego przecież) etui.
Niestety, mało dobrego można powiedzieć na temat sterowania słuchawkami. Spójrzcie sami:
Nie znajdziemy tu tak podstawowej opcji, jak poprzedni utwór, nie mówiąc już o regulacji głośności. Irytuje również opóźnienie na komendę play/pause, ale pozytywnie zaskakuje sprawne autoparowanie po otworzeniu wieczka etui.
Realme odeszło od połączenia na zasadzie Slave-Master, dzięki czemu każda słuchawka ma autonomiczne połączenie z naszym sprzętem i może grać samodzielnie – to duża zaleta, zwłaszcza dla osób, które chcą używać tego modelu jako zestawu do rozmów.
Buds Air oferują dość standardowy czas działania, który w przypadku samych słuchawek wynosi 3 godziny, natomiast dzięki wsparciu etui – 17 godzin.
To rezultaty plasujące je w środku stawki TWSów, jednak z podkreśleniem, że dzięki sporej efektywności nie musimy nienaturalnie podwyższać skali głośności, stąd słuchawki grają przez tyle czasu, ile zadeklarował producent.
Cieszy sprawne ładowanie słuchawek w etui – od 0 do 100% uzupełnimy energię w około pół godziny. Samo etui naładujemy w około 1,5 godziny.
Etui posiada odsłonięte gniazdo USB-C oraz możliwość bezprzewodowego ładowania w standardzie Qi – niestety przez brak tego typu ładowarki nie przetestowałem jego działania (na stronie Realme ciągle nie znajdziemy dedykowanej ładowarki, która była zapowiadana już kilka miesięcy temu).
Tryb gamingowy (latencja 120 ms) aktywujemy poprzez przytrzymanie paneli dotykowych obu słuchawek jednocześnie przez 2 sekundy (tak samo wychodzimy z tego trybu) – świetne wrażenie robi dźwięk uruchamianego silnika, który towarzyszy temu procesowi.
Włączanie trybu gry wymaga użycia obu dłoni: bardziej poręczne wydaje mi się rozwiązanie proponowane w QCY T5, gdzie uruchamialiśmy go poprzez 3-krotne tapnięcie prawej słuchawki.
Na usta ciśnie się ironiczne pytanie – czy dźwiękowe efekty wpleciono tu po to, by w ogóle zauważyć, że uruchomiliśmy tryb niskich opóźnień?
Na szczęście nie.
Efekt poprawy synchronizacji widzimy już podczas oglądania filmów na You Tube czy Netflix. W „zwykłym” trybie dźwięk dochodzi z opóźnieniem i możemy to zauważyć bez trudu, obserwując ruch ust postaci, w trybie gamingu zgranie jest na wysokim poziomie.
Podobnie po odpaleniu gier: efekty dźwiękowe (strzały, krzyki, wybuchy, odgłosy zbliżających się pojazdów) są w zasadzie natychmiastowe.
Z zestawienia trybu gamingowego trzech modeli: Buds Air vs. QCY T5 vs. Razer Hammerhead TWS, bohater dzisiejszej recenzji nie miałby powodów do wstydu, jednak na pewno przegrałby ze sporo droższymi Razerami, które tworzyły wręcz wrażenie, jakby dźwięk zaczynał wyprzedzać obraz.
Jakość rozmów za pośrednictwem Buds Air jest zaskakująco dobra: podwójne mikrofony z ENC (technologia redukcji szumów otoczenia) świetnie zbierają nasz głos, a rozmówcę słyszmy głośno i wyraźnie.
To poziom lepszy niż przywoływane QCY T5, PaMu Side (zobacz test PaMu Slide) czy nawet sporo droższe Sudio ETT (sprawdź test Sudio ETT): jest głośno, klarownie, bez zniekształceń, a do tego urządzenie całkiem nieźle radzi sobie z transmisją naszego głosu podczas spacerów (choć większy wiatr skutecznie utrudni nam rozmowę).
Jak już wspomniałem, Buds Air nie są słuchawkami dla fanów rocka i metalu – mimo dousznej konstrukcji brzmienie ma lekko przymuloną charakterystykę, a bas potrafi dopiec reszcie pasma.
Spotkałem się gdzieś z recenzją, w której objechano ten model za brak niskich tonów – nic bardziej mylnego, bo basu tu nie brakuje – choć solidnej średnicy i dobrej jakości wysokich tonów już tak.
Warto pamiętać o dobrym ułożeniu słuchawek w uchu – są na to bardzo wrażliwe.
O ile gitarowa muzyka nie jest domeną Realme, to już mocna elektronika potrafi dać czadu: mimo, że bas nie jest tej jakości, jak choćby w Onyx Ace, to i tak potrafi dobrze poradzić sobie z Little Big czy Die Antwood.
Bardziej ambitny pop w rodzaju Ralpha Kamińskiego jest przez Budsy dosłownie skastrowany: w takich „Autobusach” zanika tło, smyczki ledwo przebijają się przez zagęszczone brzmienie a wysokie rejestry wokalisty tracą swoją magię.
Starsze nowofalowe utwory, takie jak choćby „How Soon Is Now?” The Smiths, brzmią słabiutko, podobnie jak rockowe klimaty w rodzaju „Lighting Bolt” Pearl Jam, „Let Me In Your Heart Again” Queen czy „25 or 6 to 4” Chicago – własnie w takiej muzyce pojawiają się zastrzeżenia do jakości basów, czystości brzmienia, przestrzeni.
Relame Buds Air to model, który może spodobać się fanom elektroniki i mniej skomplikowanej, współczesnej muzyki – fani alternatywy, muzyki lat 70 i 80, rocka i metalu nie mają tu czego szukać (choć współczesne aranżacje gitary akustycznej brzmią zaskakująco ciekawie).
Buds Air nie są zawieszone w próżni i na rynku znajdziemy co najmniej kilku ciekawych konkurentów (kolejność od najtańszych):
Czym Realme mogą zagrozić powyższym modelom? QCY są tańsze, Tronsmart mają lepszy bas, Xiaomi oddanych fanów (i lepszą współpracę pomiędzy własnymi urządzeniami), Razer „prawdziwie” gamingowy rodowód i dobre brzmienie.
No właśnie. Coś, co miało być killer ficzerem – czyli tryb gamingowy – znajdziemy bez trudu u konkurencji, a reszta cech urządzenia nie pozwala na to, by zapadło w pamięć. Ot, kolejny przykład airpodsopodobnego designu, z przeciętnym sterowaniem, czasem pracy, komfortem użytkowania.
Zapominamy jednak o … cenie oraz wznoszeniu się marki na fali popularności. Tak, idąc tropem dotychczasowych podbojów Realme wyceniło swoje TWSy o kilkadziesiąt złotych taniej niż Xiaomi.
Dla wielu klientów, którzy nie spotkali się z markami w rodzaju Tronsmart, to w zupełności wystarczy – chyba warto dać szanse firmie konkurującej z Xiaomi i sprzedającej miliony telefonów?
Oddając sprawiedliwość Buds Air trzeba zaznaczyć, że poza ceną mają sporo innych zalet: niezłe brzmienie, mogący się podobać design, dobre materiały (etui!), możliwość bezprzewodowego ładowania Qi, sprawnie działającą autopauzę.
Czy to wystarczy? Czas pokaże.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…