W całej dyskusji o ewentualnym braku ładowarki w zestawie z iPhone 12 wcale nie chodzi o ochronę środowiska i słuchanie użytkowników. I nawet nie o to, że nie jesteśmy gotowi na smartfony bez ładowarek. Problem w tym, że z roku na rok otrzymujemy coraz mniej za coraz więcej.
Ewentualny brak słuchawek i ładowarki do iPhone 12 to temat niesamowicie „grzejący” – i to wcale nie dziwi, wszak Apple przyzwyczaiło nas do różnorodnych, kontrowersyjnych decyzji i ta, niewątpliwie bardzo ciekawa, zapowiedź to kolejny z chwytliwych nagłówków. Nagłówków, który każdy interpretuje po swojemu, a według mnie prawda leży jeszcze gdzie indziej i niekoniecznie pośrodku.
Do informacji o wybrakowanych smartfonach z serii iPhone 12 odniosło się trzech moich redaKcyjnych kompanów:
Z racji tego, że opinia jest jak… wiadomo co i każdy ma swoją, to do tego zestawu postanowiłem dorzucić także swoją.
Ewentualne usunięcie ładowarki z pudełka z nowym smartfonem Apple jest kontrowersyjne przede wszystkim z jednego powodu – tracimy akcesorium, które jest niezbędne do codziennego korzystania z urządzenia mobilnego, nie dostając niczego w zamian.
Chociaż przepraszam – w przypadku nowych iPhone’ów jeden bonus jest gwarantowany. To podwyżka cen o kolejne 100 czy 200 dolarów.
Michał w swoim tekście zawarł bardzo ciekawą frazę, że „Nie jesteśmy gotowi na smartfony bez ładowarek”. Z całym szacunkiem, ale to, czy użytkownicy smartfonów są gotowi na smartfony bez ładowarek, czy też nie, jest sprawą drugo-, jeśli nie trzeciorzędną. Najważniejsze, że na ten ruch gotowe jest Apple. I jest to ruch, który przynosi same korzyści właśnie gigantowi z Cupertino.
Po pierwsze – to czysta oszczędność. Oczywistym jest, że brak ładowarki w żaden sposób nie wpłynie na obniżkę ceny nowych iPhone’ów – te smartfony były, są i będą drogie, niezależnie do tego, czy w pudełku znajdziemy tylko samego smartfona, czy też urządzenie z dziesiątkami akcesoriów i innych bajerów. Ten ruch służy tylko i wyłącznie poprawieniu – jak to często stwierdzamy – „tabelek w Excelu”. W ujęciu jednostkowym zysk z usunięcia ładowarki z zestawu jest marginalny, ale efekt skali robi tutaj swoje.
Po drugie – taki ruch to idealne zagranie pod publiczkę w kontekście „eko-trendów”. Apple zapewne stwierdzi, że wyeliminuje ładowarkę z zestawu ze względu na ochronę środowiska – to oczywiście tylko czcze gadanie. Jasne, może i takie rozwiązanie sprawi, że część ładowarek nie wyląduje szybko w szufladce z resztą niepotrzebnych akcesoriów, ale to tylko półprawda.
Błędnym założeniem jest bowiem to, że ludzie – znajdując w pudełku ładowarkę ze standardową mocą – czym prędzej wyrzucają „darmowe” akcesorium i pędzą do sklepu, by kupić model ze wsparciem szybkiego ładowania. Jasne – tendencja do gadżeciarstwa to jedna z cech rozpoznawczych posiadaczy smartfonów Apple, ale mimo wszystko trzeba sobie jasno powiedzieć, że kupno szybkiej ładowarki nie jest czymś, na co decyduje się większość posiadaczy urządzeń z logiem nadgryzionego jabłka.
Na szybkość ładowania zwracają bowiem uwagę głównie ludzie żywo zainteresowani technologiami – znakomita większość podłączy smartfon do zasilania, stwierdzi „Ładuje? Ładuje – więc w czym problem?” i pójdzie spać, uzupełniając energię w baterii przez noc. Jakkolwiek zabawnie to nie brzmi, takie są właśnie realia.
Krótko mówiąc – to, że ładowarka zostanie wyrzucona z pudełka, absolutnie nie sprawi, że obieg „elektrośmieci” się zmniejszy. Naturalnym następstwem tego faktu jest to, że:
Jaki z tego wniosek? Nabywcy iPhone’ów po prostu napełnią kabzę Apple dodatkową ilością gotówki. Tylko tyle i aż tyle.
Kreowanie się na firmę „eco friendly” w znakomitej większości przypadków nie niesie niczego konkretnego i przypadek Apple zmierza w dokładnie tym samym kierunku. Bycie „eko” jest „trendy”, ale także kosztuje – dlatego za warzywa „z ekologicznego gospodarstwa” płacimy dwa razy tyle co normalnie, dlatego za eko-chleb musimy wydać 10 złotych i dlatego za ładowarkę do iPhone 12 będziemy musieli dodatkowo zapłacić.
To smutna konstatacja, ale za ekologicznymi działaniami wielkich koncernów w znakomitej większości przypadków nie idzie nic więcej, poza pustymi frazesami wykreowanymi przez speców od PR i chęcią zrobienia jeszcze lepszego biznesu. Bo w imię dbałości o przyrodę oczywiście to my, klienci, musimy zapłacić więcej. I myślę, że jeżeli zaryzykuję stwierdzenie, że „Matka Natura” nie odniesie żadnej korzyści z braku ładowarki w pudełku ze smartfonem Apple, to nie rozminę się znacząco z rzeczywistością.
To piekielnie smutne, że w dzisiejszych czasach każde rozwiązanie obliczone na zysk można wytłumaczyć ideologią. Ideologią dbania o środowisko, ideologią równości czy też pobudkami politycznymi. Zawsze staram się być w swoich artykułach apolityczny, ale gdy czytam, że ludziom zaczyna przeszkadzać podział szachów na czarne i białe, wybielacz nie może nim być w istocie, a po setkach lat padają pomniki, usuwa się kultowe sceny z wielkich filmowych dzieł czy kastruje się seriale z wybranych odcinków, to nie jestem w stanie przejść obok tego obojętnie. Bo zastanawiam się, czy jak jutro pójdę do sklepu, to będę mógł kupić białą czekoladę.
Dlatego też ewentualne zniknięcie ładowarki z pudełka z nowym smartfonem Apple to szalenie niebezpieczny precedens. Precedens, który może rozlać się na całą branżę i który zmusi nas do jeszcze większych wydatków – nie jest przecież tajemnicą, że na pomysłach giganta z Cupertino wzorują się wszyscy producenci smartfonów.
To przecież Apple zawdzięczamy powolny koniec złącz słuchawkowych w smartfonach, a więc krok, który – paradoksalnie – doprowadził do powstania „elektrośmieci” w postaci przejściówek do słuchawek. Dlatego też brak akcesoriów w pudełkach i ich równoczesne pojawienie się na półkach sklepowych to coś, co za kilka miesięcy może stać się normą nie tylko w kontekście ultradrogich smartfonów Apple.
Od lat zmierzamy w kierunku minimalizacji profitów dla kupującego, ale już za moment możemy obudzić się w nowej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której nie tylko nie znajdziemy ładowarek w zestawie ze smartfonami. Wkrótce może się bowiem okazać, że kupując nowy telewizor nie dostaniemy do niego pilota, a inwestując w odkurzacz będziemy musieli udać się na dział ze szczotkami i końcówkami. Standardem stanie się sprzedawanie rowerów bez pedałów, samochodów bez opon i hulajnóg elektrycznych bez baterii.
Brzmi niewiarygodnie? A wszystko zmierza w tym kierunku – sprzedawanie zabawek bez baterii czy pudełek z grami bez fizycznych nośników to coś, z czego teraz się śmiejemy. A wkrótce możemy być zmuszeni do tego przywyknąć, płacąc nieprzyzwoicie dużo za nieprzyzwoicie mało.
I kto wie, czy za pięć lat idąc do sklepu po smartfona nie będziemy musieli przyjść z własnym pudełkiem, wszak produkcja tekturowych etui nie ma nic wspólnego z ekologią. Ma za to wiele zbieżnego z chęcią maksymalizacji zysku i tylko o to w tym całym zamieszaniu chodzi.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…
Apple iPhone SE 4 będzie miał premierę w Polsce jeszcze wcześniej, niż oczekiwałem. Smartfon zadebiutuje…