Fitbit Sense to najdziwniejszy smartwatch, jaki wpadł w moje ręce: oprócz GPS, mikrofonu, EKG, mierzenia stresu, kompaktowych wymiarów, świetnej baterii znajdziemy tu oryginalny pomysł na inteligentny zegarek i… potężną aplikację w wersji premium, za którą musimy dodatkowo zapłacić! Warto?
Dostałem Fitbit Sense dość niespodziewanie i tym tłumaczyłem sobie zdziwienie, jakie mi towarzyszyło podczas jego testów – aż wstyd przyznać, że właśnie to uczucie towarzyszyło mi do momentu odesłania urządzenia do producenta.
Okazało się, że to pierwszy smartwatch od długiego czasu, który z jednej strony pozwolił mi wrócić do czasów, kiedy każda elektroniczna zabawka stawała się z miejsca kawałkiem ekscytującej przygody, a z drugiej pozwolił poczuć smak czegoś innego, co pozwala nabrać dystansu do tego, co już znane.
Fitbit to amerykańska marka, mogąca pochwalić się ponad 8 letnią obecnością na rynku. W jej portfolio znajdziemy zarówno stosunkowo proste opaski fitnessowe, jak i zaawansowane smartwatche z rozbudowaną aplikacją, która dodatkowo kusi wersją premium.
Podkreślam pochodzenie firmy nie bez kozery: skoro od lat utrzymuje się na rynku USA (a nie trzeba przypominać, jaka marka stanowi tam obiekt marzeń jednoczący obywateli bez względu na to, czy pochodzą z przedmieść Atlanty, czy swojego własnego Idaho) to musi mieć coś ciekawego do zaoferowania.
Sięgając głębiej do bogactw stereotypów na temat Amerykanów – Fitbit łamie na pewno jeden, związany z wielkością (wiadomo, w USA hamburgery, samochody i rozmiary ciuchów są większe) i podtrzymuje drugi, mówiący o prostocie użytkowania i nakierowaniu na przyjemność z obsługi urządzenia.
Sense stanowi kwintesencję powyższych wywodów: to niewielki i zgrabny (o dziwo!), a przy tym niezwykle intuicyjny i zaskakujący mnogością opcji smartwatch.
Dodajmy do tego własną filozofię obsługi i interfejsu, niecodzienny design, multum interakcji na linii zegarek-użytkownik (jeden z dziesiątków przykładów – na maila dostałem m.in. powiadomienie ze stanem procentowym baterii i przypomnienie o konieczności naładowania urządzenia!), a już widzimy, że to może być ten smartwatch, który z dnia na dzień wkracza w łaski nowego właściciela, nawet takiego, który dopiero rozpoczyna przygodę z tego rodzaju elektroniką.
Gotowi? Sprawdzamy, co – poza własną drogą do odnalezienia smartwatcha idealnego – ma nam do zaoferowania Fitbit Sense, kosztujący w sklepach niemal 1600 złotych.
W czasie testowania urządzenia jego cena wynosiła około 1600 zł. To kategoria cenowa, w której spokojnie możemy rozglądać się choćby za Suunto 7 (sprawdź test Suunto 7), którym zapłacimy w sklepie dzięki możliwości dodania wirtualnej karty do Google Pay, czy też w opcji dla bardziej oszczędnych, którym nie zależy na płatnościach, Watch Active2 (sprawdź test Samsung Watch Active 2).
Wspominam właśnie o tych smartwatchach z prostej przyczyny: kapitalny dla sportowców Suunto 7 oferuje wszystko, czego oczekujemy od inteligentnych zegarków poza możliwością prowadzenia rozmów, natomiast Active 2 to dziś już przystępne cenowo urządzenie, które nie obsłuży płatności (i w Polsce ciągle EKG…) , ale jest świetnym wyborem dla osób szukających kompaktowego zegarka.
Fitbit, podobnie jak Samsung, stawia na własny system operacyjny, który współpracuje z Androidem i iOS. Wiąże się z tym ograniczenie związane z brakiem głosowej obsługi asystenta Google oraz … koniecznością porzucenia dotychczasowych nawyków, które mogliśmy sobie wyrobić korzystając z zegarków na Tizen, Wear OS czy iOS.
Fitbit proponuje autorskie podejście do smartwatcha i jego funkcjonalności i choć pierwsze kroki mogą być trudne, to zaręczam – warto.
Amerykański producent kusi niewielkimi rozmiarami, dzięki czemu zegarek wygląda dobrze nawet na szczupłych czy kobiecych nadgarstkach.
Znajdziemy tu wszystkie funkcje, których oczekujemy od tej klasy urządzenia: GPS, Wi-Fi, zaawansowane funkcje treningowe i opcje monitorowania aktywności, płatności (uwaga – warto sprawdzić, jakie banki obsługuje, bo Getin Bank niestety odpada), EKG, mierzenie stresu, możliwość używania mikrofonu w zegarku do prowadzenia rozmów (uwaga – będzie aktywowana dopiero pod koniec roku).
To wszystko okraszone rozbudowaną aplikacją i upchnięte w małej, zgrabnej obudowie ze stali szlachetnej i AMOLEDEM ze szkłem Gorilla.
Co ważne, Sense nie pomylimy z żadnym innym smartwatchem – to nie jest urządzenie, które kopiuje czyjeś pomysły a raczej wyznacza własne standardy.
Po otworzeniu opakowania z Sense trudno się nie uśmiechnąć – tak porządnie spakowanego sprzętu nie widziałem już od dawna.
Początkowo mój egzemplarz niemal przyprawił mnie o palpitacje, bo … miał tak krótki pasek, że nie mogłem zapiąć go na nadgarstku! Na szczęście rzut oka do kolejnej przegródki w pudełku wystarczył, by wyciągnąć dodatkowy, o wiele dłuższy pasek, z którym sytuacja została opanowana.
W opakowaniu znajdziemy także dedykowaną ładowarkę z wbudowanym magnesem.
Sense w beżowej wersji to małe dzieło sztuki:
Tym, co nieco psuje efekt premium, jest blisko pół centymetrowa ramka wokół wyświetlacza – choć dzięki AMOLEDowi nie przeszkadza po włączeniu tarczy, to z wygaszony wygląda to nieco rozczarowująco.
Na uznanie zasługują użyte materiały: po około miesiącu testów nie zauważyłem żadnych uszczerbków/rys ani na wyświetlaczu (który jest delikatnie wypukły, więc byłem przekonany, że zbierze cięgi) ani na ramce zegarka.
Podobnie pasek, na którym nie można zauważyć śladu użytkowania.
Filozofia obsługi Fitbit odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła nas większość zegarków. Pierwszy z brzegu przykład to szybkie ustawienia (m.in. skrót do głośności, jasności, trybu nocnego itp.): u większości konkurentów wysuwamy je tak, jak na smartfonach, rozwijając górną belkę.
Sense po przesunięciu ekranu w dół zaprezentuje … centrum powiadomień. Na szczęście podstawowe zasady obsługi pozostały bez zmian: ekran wybudzimy ruchem nadgarstka, podwójnym tapnięciem bądź naciśnięciem przycisku na boku obudowy (jest tylko jeden).
Przesunięciem w prawo wracamy do poprzedniego menu.
Spójrzmy, jak w praktyce wygląda sterowanie urządzeniem:
Główne menu, dostępne po przesunięciu ekranu w lewo, zawiera następujące opcje:
Zegarek pozwala sterować Spotify/Deezerem i pozwala wgrać własne pliki z muzyką (nieco ponad 2 GB miejsca).
Kiedyś wspominałem o aplikacji Fitbit, zastanawiając się nad sensem wprowadzania jej wersji premium – bo kupując zegarek za ponad 1500 zł powinniśmy spodziewać się także dopracowanej i możliwie bogatej wersji oprogramowania, które pomoże nam nim zarządzać i wyciskać z urządzenia jak najwięcej interesujących nas danych.
Na szczęście kupując Sense otrzymujemy bezpłatny okres testowy pełnej wersji aplikacji na 6 miesięcy – musimy jednak podać swoje dane do Google Pay i jeśli nie chcemy po półroczu płacić standardowego abonamentu, powinniśmy wcześniej zrezygnować z subskrypcji.
Aplikacja zaskakuje prostotą i tym, że jesteśmy ciągle „prowadzeni za rękę”:
Program na każdym kroku podpowiada nam, jak efektownie korzystać z urządzenia, proponuje wypróbowanie różnych funkcji, chwali za poszczególne osiągnięcia.
Ba! Najzabawniejsze było to, że o zbyt niskim poziomie baterii otrzymujemy info nie tylko na ekranie smartwatcha, ale dostajemy również … maila!
To skierowanie uwagi na potrzeby użytkownika robi świetne wrażenie – w zasadzie poza podpowiedziami i pochwałami cały interfejs jest tak skonstruowany, że … niemal go nie zauważamy.
Wszystko wydaje się być na swoim miejscu, a oznaczenia poszczególnych sekcji i ich rozmieszczenie jest wzorowe – rzućcie okiem na główny ekran apki (pierwsze 2 screeny to wersja premium, 3 kolejne – podstawowa):
Na głównym ekranie wersji premium (ta, jako że otrzymujemy ją i tak na 180 dni za free, będzie nas interesować), zobaczymy:
To prawdziwy kombajn, którym możemy monitorować swoje ciało i analizować efekty bieżącej diety, treningu czy ogólnie – trybu życia.
Przykłady? Proszę bardzo – niżej wklejam screeny zawartości metryk zdrowotnych:
Mamy więc ciekawy, quasi-diagnostyczny obraz naszej aktualnej sytuacji zdrowotnej, w której zmiana monitorowanych parametrów mogłaby świadczyć o początkach choroby.
Nie wiem jak Wy, ale ja widzę tu ogromny potencjał, jednak … na przyszłość. Obecne czujniki (no, chyba że ktoś uwierzy w poprawnie wykonane EKG za pomocą przytrzymania na obudowie dwóch palców) jeszcze raczkują, ale kto wie, czego doczekamy się w najbliższej przyszłości.
Dobrym przykładem na siłę aplikacji Fitbit jest też choćby zakładka Odkryj, gdzie znajdziemy ponad 200 (!) treningów, pogrupowanych na:
Nie zabrakło tu również m.in. treningów cardio, szybkich, kickboxingu, tańca, sztuk walki czy treningów z hantlami.
Dodam tylko, że same treningi to jedynie część tej zakładki – znajdziemy tu też różnego rodzaju wyzwania, wirtualne wycieczki, wspólne cele aktywności itp.
To jeszcze nie koniec smaczków, bo nie zapomniano o zakładce społecznościowej, gdzie możemy zaprosić znajomych bezpośrednio przez kontakt z naszej książki telefonicznej, Facebooka czy adres mailowy.
Jak bardzo popularne jest ćwiczenie z Fitbitem w Polsce? Nie wiem, z mojej listy kontaktów znalazłem tam … jednego już aktywnego użytkownika tej marki 🙂
Reasumując: choć to określenie jest nadużywane, użyję go z całą odpowiedzialnością – Fitbit to prawdziwy kombajn, który da radość zarówno początkującym użytkownikom (multum treningów, podpowiedzi, inspiracji, społecznościówka) jak i zaawansowanym fanom takich gadżetów (imponujące metryki zdrowotne, szczegółowa analiza treningu).
Pierwsze, co rzuca się w oczy po zainstalowaniu aplikacji i sparowaniu zegarka ze smartfonem, jest jego … powolne działanie. Poszczególne elementy menu są często wizualizowane efektowną grafiką/animacją, która – co widać gołym okiem – spowalnia system i zmusza nas do sekundowej przerwy.
Na pozór to nie jest dyskwalifikująca wada, jednak warto podkreślić, że ani dużo tańszy Active 2, ani podobnie wyceniony Suunto 7 nie mają takich problemów i pracują płynnie.
Fitbit potrafi uraczyć nas zadyszką przy odpalaniu ekranu zawierającego dzienne statystyki, który pojawia się po przesunięciu ekranu głównego w górę – moim zdaniem taka sytuacja nie powinna mieć miejsca.
Nie mam za to zastrzeżeń do czasu pracy urządzenia – niżej podaję realne wyniki baterii z datą/godziną pomiaru:
Oczywiście to rezultaty osiągnięte bez AoD, bo z nim bateria potrafi nam zrobić nieprzyjemną niespodziankę już pod 48h.
Jak prezentują się wyniki treningów z Sense? Jestem zaskoczony szczegółowością analizy – choć to inna droga, niż ta przyjęta przez Suunto czy Polara, to potrafi zrobić solidne wrażenie:
Co my tu mamy?
Trasę naniesioną na mapę Google, odległość, czas, tempo, ilość kroków, strefy tętna, tempo z podziałem na poszczególne kilometry, różnice wzniesień, wykres tętna ze średnim i maksymalnym wynikiem, zużycie energii w czasie treningu z efektowym wykresem (możemy sprawdzić, co najbardziej daje nam w kość), podsumowanie z wpływem na dzienny, całościowy wynik (ilość kroków, spalone kcal, aktywne minuty).
Właśnie dlatego wspomniałem, że szczegółowość analizy potrafi zrobić efekt łał. Zabrakło mi tylko możliwości aktywnego śledzenia przebytej trasy – nie możemy najechać palcem na ślad i sprawdzić parametrów w danym miejscu, takich jak choćby nasze tętno.
Dokładność pomiarów przedstawia się następująco (Fitbit Sense vs. Polar H10):
Różnica w pomiarze tętna jest akceptowalna (zwróćcie uwagę, że średnie jest na naprawdę wysokim poziomie podobieństwa), niepokoi natomiast różnica w ilości spalonych kalorii (30-minutowy spacer i różnica około 130 kcal!).
Niestety, choć Fitbit może pochwalić się opcją płatności, to nie udało mi się dodać mojego banku do aplikacji (Getin), screeny poniżej:
Jak widzicie, aplikacja nie potrafi nam pokazać listy obsługiwanych banków (link odnosi do ogólnej strony z wyborem modelu zegarka), a szkoda, bo zaoszczędzilibyśmy sporo czasu.
Poniżej aktualna lista (z oficjalnej witryny producenta) Fitbit Pay polskie banki:
Jeśli Wasz bank znajduje się na liście, Sense może wam służyć jako elektroniczny portfel.
Ze względu na wpadki wydajnościowe nie jest to sprzęt dla fanów najnowocześniejszych gadżetów, które działają jak błyskawica.
Podobnie irytować może mniejsza ilość dostępnych aplikacji (choć znajdziemy tu uwielbianą Stravę), zbyt mały i trudnodostępny przycisk do obsługi, możliwość mierzenia SpO2 jedynie z dedykowaną tarczą zegarka (na szczęście to rozbudowana tarcza z kilkoma ekranami), brak współpracy Fitbit Pay z większą ilością banków.
Jednak dla reszty użytkowników, zwłaszcza tych, którzy lubią oryginalny design, rozbudowane aplikacje, integrację z urządzeniem poprzez liczne komunikaty, długi czas pracy, ogrom dostępnych treningów, szczegółowe analizy po zakończeniu ćwiczeń i w końcu prostotę obsługi, będzie to solidna propozycja.
Fitbit wydaje się też być najlepszym smartwatchem dla kogoś, kto chce sięgnąć po urządzenie z wyższej półki, a dopiero zaczyna przygodę z inteligentnymi zegarkami.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Xiaomi Smart Band 9 Pro dotarł do Europy. Specyfikacja zachęca do zakupu, tym bardziej że…
Tak będzie wyglądać Samsung Galaxy S25 Ultra. Do premiery niecałe dwa miesiące, a my już…
Pierwsze sklepy rozpoczęły już świętowanie Black Friday 2024, odpalając promocje Black Week i oferując zniżki…
Wydajność OPPO Reno 13 oraz OPPO Reno 13 Pro może zdziwić. Nowe smartfony stawiają na…
Kooperacyjna gra survivalowa z potężną obniżką na platformie Steam jest teraz tańsza o 90%. Oznacza…
Wystartowała ważna kampania związana z bezpieczeństwem w sieci. Uświadomi ona użytkownikom, jak powinni zachować się…