Huawei FreeBuds Studio to kolejny krok marki w stronę stabilnej pozycji w świecie mobilnego audio: mamy tu mocną baterię, dobre ANC, kapitalny design i jakość wykonania, niszowy (ale obecny) kodek Hi-Res i zaskakujący dźwięk. Jest też pewna niespodzianka …
Ze sprzętem audio Huawei – albo on ze mną – nie miałem łatwego życia: dotąd pamiętam mieszane uczucia, jakie wzbudzała pierwsza odsłona FreeBuds 3 (zobacz test Huawei FreeBuds 3), które douszne (nie dokanałowe!) granie łączyły z ANC i kapitalnym wyglądem, ale brzmiały przeciętnie, co w zestawieniu z wysoką ceną początkową (około 700 zł) zaowocowało oceną 6/10.
Szybko jednak zrewidowałem opinię na temat tego, jak Huawei potrafi w słuchawki, kiedy miałem do czynienia z kolejną odsłoną tego modelu, tym razem w postaci 3i (rzuć okiem na test Huawei Freebuds 3i).
Lepszy dźwięk, wygoda, ANC i … niższa cena (w pewnym momencie to właśnie 3i polecałem każdemu, kto szukał relatywnie niedrogich dokanałówek z ANC, zanim nie wygryzł ich z tej pozycji Panasonic RZ-S500W, który bywa w promocjach po około 300 zł).
To nie koniec mojej przygody z Huawei, bo później firma spadła w moim prywatnym rankingu przez zaskakująco przeciętny „inteligentny” głośnik w postaci Sound X (recenzja Huawei Sound X).
I kiedy już myślałem, że chiński potentat raczej niczym szczególnym mnie nie zaskoczy, pojawiły się FreeBudsy w wersji Pro (recenzja Huawei Freebuds Pro), mogące konkurować z czołówką słuchawek dokanałowych z ANC poniżej 1000 zł jakością wykonania, mocnym ANC, skutecznym (i o dziwo oryginalnym) sterowaniem, rozrywkowym brzmieniem dobrej jakości.
Owszem, nie brakowało tam niedoróbek (aplikacja ciągle mająca niezbyt wiele wspólnego z audio czy fatalne wyjmowanie słuchawek z etui), ale nie dało się zaprzeczyć, że Huawei nie odpuści kategorii słuchawek i wie, jak poprawiać błędy początkowych modeli.
Z tym większą radością przywitałem pierwsze wieści o nadejściu słuchawek nausznych z ANC, które mocno działały na wyobraźnię nazwą Studio. Sprawdzamy, czy Huawei FreeBuds Studio podtrzymają wznoszący trend producenta w dziedzinie audio i czy najnowszy model ma rzeczywiście cokolwiek wspólnego ze studyjnym brzmieniem?
FreeBuds Studio, przynajmniej na papierze, prezentują się co najmniej kusząco – mamy tu sterowanie gestami po nausznicy, dobry czas pracy, niepospolity design (choć nieco trącący dokonaniami B&O), pasmo przenoszenia na granicy magii (no, ale kto wie, do czego zdolne są chińskie laboratoria), możliwość podpięcia dwóch urządzeń (w końcu! Bluetooth 5.2 daje nam możliwość przemieszczania się pomiędzy sparowanym urządzeniami i np. odebrania rozmowy na smartfonie, kiedy oglądaliśmy właśnie film na tablecie).
Nieco brakuje tu kodeków wyższych niż AAC – niestety, autorski L2HC (transmisja danych do 960 kb/s, pasmo przenoszenia od 4 Hz do 48 kHz, niezauważalne opóźniania z obrazem) choć może stawać w szranki z LDAC od Sony, jest realizowany jedynie przez topowe smartfony Huawei od P40 wzwyż.
Testowałem słuchawki na P30 Pro z EMUI 10.1, miałem więc dostęp do szybkiego parowania z pop-up – na niższych wersjach lub urządzeniach innej marki na razie tego nie uświadczymy.
Obecnie kupimy ten model za około 999 zł – wyjściowa cena słuchawek wynosiła jednak więcej, bo aż 1399 zł.
Przy okazji dziękuję Dziewczynie Endorfinie za – jak zwykle – świetne fotografie.
Po wyjęciu słuchawek z pudełka nie mogłem oderwać od nich oczu – to zasługa wersji złotej, która po prostu wygląda obłędnie!
Nie wiem, jak Huawei to robi, ale już FreeBuds Pro w wersji stalowej, którą otrzymałem do testów, robiły na żywo kapitalne wrażenie – oby w przypadku Studio nie było podobnie jak z Pro, kiedy tylko metalizowane kolory wyglądają tak zjawiskowo, a już czerń niczym nie wyróżnia się z tłumu.
Nauszne FreeBudsy to bardzo ciekawa konstrukcja, w której bez problemu wywiniemy nausznice na zewnątrz, obracając je o 90 stopni, ale już pozbawiono nas opcji składania ich do środka pałąka.
Szkoda, bo nie zawsze pamiętamy, żeby zabrać ze sobą etui transportowe – niby słuchawki po obróceniu nausznic nie zajmują dużo miejsca (stają się płaskie), to jednak gdzieś z tyłu głowy kołacze się nam myśl, czy aby nie uszkodzimy ich przenosząc luzem w plecaku. Od razu dopowiem, że kilkukrotnie miałem taką sytuację i jak dotąd Studio wyszły z nich bez szwanku: ba, nie pojawiły się na nich nawet żadne ryski!
Świadczy to bardzo dobrze o jakości użytych materiałów: nic tu nie skrzypi i nie trzeszczy, a pałąk regulujemy z przyjemnym oporem. Oznaczenie stron w postaci literek L i R znajdziemy wewnątrz nausznicy, na siateczce zakrywającej przetwornik.
Lewa słuchawka posiada jedynie fizyczny przycisk ANC (przyciśnięcie przełącza pomiędzy ANC/Awerness/Off), prawa – przycisk Bluetooth, włącznik, siateczkę mikrofonu i nieosłonięte gniazdo ładowania USB-C.
Podoba mi się mechanizm regulacji pałąka – wystające na zewnątrz metalowe elementy zgrabnie chowają się w plastikowym korpusie, którego wewnętrzna strona pokryta jest skóropodobną, miękką wyściółką.
Podobnie pady to ekoskóra z miękką pianką wewnątrz, która dobrze sprawdza się podczas krótszych odsłuchów, jednak użytkowanie przez ponad godzinę sprawia, że jest nam zwyczajnie za ciepło. Z tego samego powodu trudno używać słuchawek podczas treningów – sztuczne tworzy błyskawicznie pokryje się potem.
Studio to jedne z tych słuchawek, które podpasują osobom ceniącym słuchawki nauszne, ale bez dużych padów, na mniejszych głowach często wyglądających zabawnie. Tu nausznice przypominają bardziej to, co proponuje choćby B&O czy Jabra, niż słusznej grubości poduchy rodem z niedrogich i udanych Philipsów TAPH805 (recenzja Philips TAPH805).
Oczywiście nie jest to kwestia komfortu czy jakości brzmienia, ale raczej preferencji wizualnych – zauważyłem, że sporo osób pyta o słuchawki niezbyt odznaczające się na głowie i takie z pewnością będą FreeBudsy.
Jak zwykle w przypadku nowszych modeli słuchawek Huawei nie sposób im niczego zarzucić w kwestii jakości połączeń głosowych – mikrofon dobrze radzi sobie z szumami otoczenia, a głos w obie strony transmitowany jest głośno i wyraźnie.
Przykład ANC pokazuje, jak Huawei systematycznie poprawia swoje produkty – powiem od razu, że nie jest to poziom Sony, ale jest to solidna robota, która uchroni nas przed większością hałasów. W zasadzie największym zagrożeniem dla redukcji dźwięków otoczenia będą nieregularne odgłosy w rodzaju metalicznych stuków odkładanych hantli czy naprawdę głośna muzyka.
W codziennym użytkowania Studio sprawdzą się bez zająknięcia – jeśli ustawimy wysoki poziom ANC, to wyciszymy odgłosy mechanicznej klawiatury, szczekanie psa za oknem, hałas aut sunących po mokrej ulicy, rozmowę prowadzoną tuż obok nas na normalnym poziomie głośności.
To odpowiednie słuchawki do pracy czy nauki i jeśli szukamy modelu z ANC zdolnym zapewnić nam skupienie w „normalnych” warunkach, to ten model będzie dobrym wyborem.
Chciałbym wyróżnić tryb Świadomości, który – zwłaszcza po włączeniu w aplikacji opcji „Popraw słyszalność głosów” – pozwala nam swobodnie prowadzić rozmowy bez konieczności ściągania słuchawek z głowy.
Jedyne, do czego mam zastrzeżenia w zakresie pracy tych układów, to wrażliwość słuchawek na gwałtowne ruchy głową – mogą pojawić się wtedy jakieś dźwiękowe artefakty. Nie do końca rozumiem, dlaczego aplikacja AI Life nie zapamiętuje ustawienia poprawy słyszalności głosów – za każdym razem po uruchomieniu słuchawek musimy aktywować je ponownie.
Dwa słowa na temat pracy na baterii – bez trudu osiągniemy niemal dobę na jednym ładowaniu i nie ma tu znaczenia głośność, z jaką słuchamy muzyki.
Obsługa urządzenia jest niezwykle intuicyjna: mamy tu sterowanie gestami po zewnętrznej części nausznicy, które tak spopularyzowało Sony, połączone z trzema przyciskami fizycznymi (których używamy najrzadziej). Gestem przełączamy utwory i regulujemy głośność, przyciskiem zmieniamy tryb ANC, włączamy urządzenie bądź je parujemy.
To wszystko – prosto i konkretnie, tak jak w przypadku topowych modeli konkurencji.
Studio mają dwa oblicza i to jest najważniejsza kwestia, od której muszę rozpocząć akapit poświęcony brzmieniu. W największym uproszczeniu powiedziałbym, że przycisk odpowiedzialny za ANC jednocześnie kontroluje loundess ale UWAGA – inaczej niż w przypadku konkurencji! Zwykle jest tak, że aktywowanie ANC jednocześnie podkręca basy, tu natomiast jest odwrotnie.
FreeBuds użytkowane w trybie zwykłym, bez ANC czy Awerness, grają mocnym basem i przymgloną średnicą, natomiast z aktywnymi funkcjami filtrowania dźwięków otoczenia zaczynają brzmieć naturalniej i – niech to będzie określenie umowne – studyjnie.
O ile pierwsza opcja da nam więcej mocy w muzyce elektronicznej, gdzie wielu fanów czeka na uderzenie basów, to druga pozwoli czerpać radość ze słuchawek fanom zrównoważonego dźwięku.
Takie uboczne skutki ANC mogę zaakceptować, choć pewnie inżynierom Huawei nie do końca o to chodziło 😉
Nie będę omawiał brzmienia tego modelu z wyłączonym ANC/Awerness, ponieważ dla mnie w tej klasie cenowej byłoby ono dyskwalifikujące i zmierzające w stronę tego, co najłatwiej nazwać brzmieniem spod koca.
Za to z ANC/Awerness Huawei nabiera rozpędu i zaczyna pokazywać pazur, nabierając cech brzmienia, do którego zobowiązuje go nazwa. Pojawia się przestrzeń, energia i klarowność, a bas nie rozlewa się na całość i staje się zwartą, punktową a jednocześnie odczuwalną częścią dźwięku.
To bardzo uniwersalne słuchawki, które sprawdzą się zarówno na uszach fana:
Czy oznacza to, że sympatycy basu i mocnej elektroniki nie mają tu czego szukać? Skądże! Basu tu nie zabraknie i zarówno Chemical Brothers, jak Little Big zabrzmią tu z całą mocą. Jednak nie będzie to tak niskie i wibrujące zejście, jakie może być kojarzone z podobną muzyką – w skali obioru dźwięku są to na tyle jasne słuchawki, że ekstremalnych fanów basu do siebie nie przekonają.
Za to całą resztę – tak, mają ogromną szansę.
Gdyby nie kilka niedociągnięć, Huawei FreeBuds Studio stanowiłyby jeden z naturalnych wyborów dla fana zrównoważonego brzmienia. Nie można jednak pominąć kwestii, które punktowo ująłem w podsumowania, odbierających nieco radości z użytkowania tego modelu.
Zastanawiam się, czy naprawdę tak trudno zaimplementować w aplikacji korektor brzmienia? Pal licho zaawansowane możliwości, jakie daje Soundcore czy Jabra, ale wybitnie przydałby się tu zwykły, pięciopasmowy equalizer, bez żadnych preinstalowanych setów – takie rozwiązanie pozwoliłoby nieco osłabić żal fanów mocnego basu.
Trudno wybaczyć też brak minijacka, ograniczenie w zastosowaniu kodeka Hi-Res czy słabe brzmienie z wyłączonym ANC, które jest zwyczajnie przygnębiające.
Mimo to, kiedy nie przeszkadzają nam ich ograniczenia, Studio będą stanowiły przykład ciekawych bezprzewodowych słuchawek nagłownych, kuszących klarownym przekazem, wygodnym sterowaniem, mocnym ANC i baterią, dopracowanym projektem i ponadprzeciętną jakością wykonania.
Nie wiem jak Wy, ale ja mam przeczucie, że Studio nieźle namiesza na rynku, a jeszcze bardziej – jego następca.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Już w najbliższy poniedziałek jeden z polskich sklepów odpali kolejne promocje z okazji Black Friday…
Pojemna bateria i energooszczędny procesor trafi do nowego realme C75. Długi czas pracy będzie kartą…
ASUS Zenfone 11 Ultra to tegoroczny flagowiec producenta. Podczas premiery kosztował grubo ponad cztery tysiące,…
Szukasz taniego smartfona z ładowaniem bezprzewodowym? Przeraża Cię wydawać grube tysiące na najnowsze flagowce z…
Heroes 3 raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. To gra, która od momentu premiery zyskała status…
Wielkimi krokami zbliża się premiera serii HONOR 300. Producent zaprezentuje trzy modele, a jednym z…