Fitbit Versa 3 – test smartwatcha, który pokazuje, dlaczego Google prędzej czy później musiało przejąć tę niecodzienną markę. To niezły sprzęt i kapitalny software, pod wieloma względami kasujący konkurencję. Czy znajdziemy tu jakieś wady?
Na wstępie przyznam, że choć wysoko oceniam dokonania Fitbit, to nie jestem szczególnym fanem tego producenta. Jest z nim nieco tak, jak z kalkulatorem, ciśnieniomierzem czy tradycyjnym telefonem: działa na tyle sprawnie, że zapominamy o tym, jak to w ogóle się odbywa!
Znajdziemy tu wszystko to, czego oczekujemy od inteligentach zegarków dobrej klasy i jest to zaserwowane tak zgrabnie, że Versa 3 potrafi niepostrzeżenie stać się naszym codziennym smartwatchem… Uwierzcie – wiem, co mówię, bo Fitbit na prawie dwa tygodniu wygryzł mojego ulubionego Suunto 7.
Czytelnicy gsmManiaKa być może rzucili okiem na artykuł o droższym bracie Versa 3, czyli Sense (test Fitbit Sense) i teraz zastanawiają się, czego zabrakło dzisiejszemu bohaterowi, skoro w oficjalnej sprzedaży jest wyceniony ponad 400 zł taniej. Odpowiedź jest prosta: Sense kusił pełnym „pakietem medycznym” – nie znajdziemy go w Verse 3.
Ten brak rekompensuje jednak cena, ponieważ w początkach 2021 roku za Verse 3 zapłacimy 900 zł.
Sprawdźmy, czym Fibit chce uwieść osoby zastanawiające się nad zakupem smartwatcha i co stanowi o wyjątkowości oferowanych przez niego narzędzi?
Już na pierwszy rzut oka widzimy, że znajdziemy tu bliźniacze parametry do wspomnianego już Sense. Ze względu na autorskie oprogramowanie brak szczegółów technicznych (na przykład nie mamy pojęcia, ile urządzenie posiada pamięci operacyjnej – za to pamięć masowa to 4 GB), jednak nie ma to znaczenia, bo na ogół zegarek działa poprawnie, choć potrafi zaleźć za skórę chwilowymi spowolnieniami nawet podczas nawigowania po menu.
System Versa 3 wymaga przyzwyczajenia i gdyby nie przypadkowe zadyszki, wyglądające na efekt zbyt małej mocy obliczeniowej smartwatcha, byłby godnym konkurentem Tizena, Wear OS czy rozwiązań Apple. Ba! – mam nawet wrażenie, że są pola, na których konkurencja musi doganiać Fitbita.
Na pokładzie znajdziemy spory pakiet udogodnień: akcelerometr, barometr, czujnik tętna, oświetlenia, temperatury, nasycenia tlenem krwi czy żyroskop. To kombo świetnie sprawdza się podczas codziennego użytkowania i wykonywanych analiz – w zasadzie z Fitbitem i aplikacją w wersji Premium otrzymujemy coś w rodzaju asystenta zdrowotnego, który jest w stanie rozpoznać zaburzenia stanu organizmu poprzez zaawansowane analizy przeprowadzane w czasie snu.
Rezultatem tych działań są metryki zdrowotne, imponujące zebranymi informacjami: omówimy je w akapicie dotyczącym komfortu użytkowania i jakości pomiarów.
Fitbiut Versa 3 to przykład kompaktowego zegarka, pod względem rozmiarów i wagi bliskiego zarówno wspomnianemu już Sense (recenzja Fitbit Sense) czy Samsungowi Watch Active2 (test Samsung Watch Active2). Jeśli nie lubisz busoli na ręku i szukasz „prawdziwego” smartwatcha, to Fitbit będzie ekwiwalentem tradycyjnego czasomierza w rozmiarze 40 mm – kiedyś to był standard, dziś określenie małego urządzenia.
Najnowsza odsłona Versy jest po prostu śliczna i stanowi jedną linię stylistyczną z Sense. Oznacza to płaski ekran, kwadratową kopertę ze stali szlachetnej, niezły AMOLEDowy wyświetlacz, metalowy tył i dwa rodzaje pasków (na większy i mniejszy nadgarstek).
Nie warto obawiać się paska z zapięciem w stylu Mi Bandów: nie ma szans, żeby przypadkowo się rozpiął, tak jak miewają to w zwyczaju chińskie smartwatche. Sam pasek to miękka, dość gruba i sprężysta silikonowa guma, która nie powoduje żadnych podrażnień i uczucia gorąca.
Jeśli korzystamy ze smartwatcha bez aktywnej tarczy, bez trudu uzyskamy czas pracy deklarowany przez producenta – niestety, z włączonym AoD Fitbit będzie działał około 48 godzin.
Nie do końca podoba mi się odporność wyświetlacza na zarysowania – mimo Gorilla Glass sprzęt, który otrzymałem do testów, już na starcie posiadał niewielkie przytarcie na szybce – mam wrażenie, że poprzedni recenzenci nie obchodzili się z nim zbyt łagodnie i sam przyjąłem podobną taktykę.
Po miesiącu użytkowania Fitbit z dumą prezentuje na wyświetlaczu – obok wspomnianej już niewielkiej skazy – cieniutką poprzeczną ryskę, widoczną pod światło na wyłączonym ekranie.
To wszystko.
Szczegółowo omówiłem filozofię systemu Fitbit w recenzji modelu Sense (tam w akapicie dotyczącym menu znajdziecie dłuższą prezentację), tu przypomnę jedynie, że zegarek w rękach nowego użytkownika, nie mającego dotąd do czynienia ze smartwatchami, będzie bardzo prosty do opanowania, za to od starych wyjadaczy będzie wymagał odrobiny czasu na przywyknięcie do innych gestów.
Otóż rozwinięcie górnej belki gestem znanym ze smartfonów nie wywoła szybkich ustawień, a powiadomienia. Zegarek obsługujemy poprzez:
W głównym menu znajdziemy:
Oczywiście pojawią się tu doinstalowane przez nas aplikacje ze sklepu Fitbit. Jest ich całkiem sporo, w tym mapy, organizery, notatniki, nawigacje, Uber, Philips Hue, jakieś proste gierki – ogółem doliczyłem się ponad 180 aplikacji. Nie da się ukryć, że do sklepu Play nieco Fitbitowi brakuje 😉
Ciekawostka – na urządzenie wgramy swoje pliki mp3 i możemy sparować je ze słuchawkami Bluetooth.
Kluczem do potęgi Fitbita jest oprogramowanie, które obejmuje też dedykowaną aplikacje. Bez dwóch zdań to jedno z najbardziej intuicyjnych narzędzi na rynku.
Z ciekawości poprosiłem znajomą osobę, która nie korzysta z technologii ubieralnych, o sparowanie zegarka ze swoim smartfonem i skorzystanie z różnych funkcjonalności – okazało się, że poradziła sobie bez żadnych problemów.
Jak już wspomniałem w recce Sense, korzystanie z aplikacji Fitbit sprawia wrażenie ciągłego prowadzenia za rękę. Zresztą spójrzcie sami, jak wygląda proces parowania zegarka:
Podobnie pierwsze kroki w aplikacji nikomu nie sprawią problemu: zostajemy wprowadzeni w kolejne ustawienia czy zakładki, a producent tłumaczy przy każdej z nich, na czym polega ich zadanie i dlaczego są istotne:
Główny ekran aplikacji jest w pełni edytowalny – koniec z ograniczeniami narzuconymi przez producenta! Jeśli nie potrzebujemy jakichś statystyk czy opcji, po prostu je usuwamy – możemy też przesuwać poszczególne elementy, a jeśli zechcemy sprawdzić, czy jednak wcześniejszy układ nie był lepszy, wystarczy przywrócić opcje z kosza.
Kopalnią ciekawostek i interesujących narzędzi jest zakładka Odkryj. Znajdziemy w niej:
To mieszanka multimediów, sieci społecznościowej i wyników analizy naszego samopoczucia, która da nam odskocznię od mechanicznego śledzenia aktywności z każdego dnia i zapewni chwilę rozrywki.
Niestety, Fitbit ciągle nie jest zbyt popularną aplikacją w naszym kraju – spośród swoich kontaktów znalazłem jedynie dwie osoby, które używają sprzętu i aplikacji amerykańskiego producenta.
Na zakończenie wypada mi powtórzyć: aplikacja Fitbit to ścisła czołówka oprogramowania z tej dziedziny i Google dobrze wiedziało, co robi, interesując się tą marką. Połączenie spersonalizowanych analiz Fitbita z otwartością systemu od Google? Dla mnie brzmi kapitalnie!
Komunikacja aplikacji i zegarka z użytkownikiem to coś, czego od Fitbita mogą uczyć się największe marki w tej branży. Nie są to tylko proste komunikaty w stylu: popraw opaskę w celu lepszego pomiaru czy podsumowanie treningu, ale na przykład wiadomości przypominające nam o konieczności zdejmowania opaski co jakiś czas (przeczytamy podprogowy komunikat „daj nadgarstkowi odpocząć” czy „czas przygotować się do łóżka”) lub wzmianka o tym, by zakładać zegarek do snu.
To oczywiście tylko jedne z przykładowych komunikatów, bo znajdziemy ich tam o wiele więcej (w tym z powszechnie obecnym przypomnieniem o konieczności ruchu przy dłuższej bezczynności czy motywacjach do dalszego wysiłku) z powiadomieniami e-mailowymi zawierającymi raporty na temat naszych dokonań w czasie ostatniego tygodnia.
Choć na wielu osobach tego typu informacje nie zrobią większego wrażenia, to dla kogoś, kto żyje w kołowrotku pracy zawodowej i obowiązków rodzinnych będą to istotne wskazówki, nie wymagające tracenia czasu na ich odszukanie.
W zasadzie podczas korzystanie z Fitbita złapałem się na myśli, że na szczęście nikt nie wpadł na pomysł, żeby obdarować go możliwością mowy, bo zagadałby nas na śmierć – to naprawdę lubiące uraczyć nas komunikatami urządzenie, które (na szczęście?) w formie tekstowej łatwo odrzucić.
Podam mały przykład: tapniesz w ekran, który po wybudzeniu pokaże choćby ilość pokonanych dziś przez nas pięter – większość producentów podałaby tu cyfrę z efektowną wizualizacją, a Fitbit zaczyna od zdania … „fantastyczny początek„.
I tak jest ze wszystkimi funkcjami, począwszy od treningów przez analizę snu, kalorii czy picia wody/jedzenia.
Podoba mi się czytelność powiadomień i nawet dłuższych komunikatów – mimo niewielkiego ekranu wszystko odczytamy bez trudu.
To nie tylko smartwatch, ale również wirtualny pomocnik, który dodaje otuchy w czasie dnia i motywuje do wysiłku. Celowo nie użyłem określenia „trener” zamiast pomocnik, bo choć taką opcję również tu znajdziemy, to jednak wyniki analiz treningowych (zwłaszcza w kwestii sportów, których przebieg śledzimy na mapie) proponowanych przez Fitbit ustępują temu, do czego przywykli choćby użytkownicy Suunto.
Zresztą spójrzcie sami: poniżej znajdziecie screeny z aplikacji po zakończeniu treningu siłowego, zrobione w aplikacji Suunto spiętej z Suunto 7 oraz Fitbit, zbierającej dane z bohatera recenzji.
Na pierwszy ogień dane zebrane z Fitbit:
Ten sam trening z Suunto:
W przypadku treningu stacjonarnego dane i sposób ich wizualizacji są bardzo zbliżone:
Oba urządzenia potrafią zwizualizować dane na efektownych wykresach: Fibit poza tętnem pokazuje w ten sposób spalanie kalorii, natomiast Suunto stawia na zestawienie efektów treningu z poprzednimi i własne parametry (EPOC i PTE).
Zauważmy jednak, że rezultaty zarejestrowane przez oba urządzenia są podobne, a jedyna różnica to ilość spalonych kalorii i w tym wypadku trudno mi wyrokować, które urządzenie było bliżej prawdy.
Większe różnice znajdziemy po spojrzeniu na rezultaty treningu w rodzaju marszu czy biegu.
Ponownie na pierwszy ogień idzie Fitbit:
Teraz Suunto:
Tym, co rzuca się od razu w oczy, jest stopień szczegółowości mapy – Fitbit prezentuje dokładnie to, co znamy z map Google, natomiast Suunto imponuje szczegółowością Mapboxa. To nie koniec różnic, ponieważ mapa Suunto jest interaktywna i pozwala nam analizować parametry ruchu w dowolnym jego etapie – Fitbit tego nie potrafi.
Wspomnieliśmy już, z czym Fitbit radzi sobie gorzej – teraz czas na kwestię, którą kładzie na łopatki przywoływane już Suunto czy inne rozwiązania na Wear OS. Jak pewnie się domyślacie, chodzi przede wszystkim o … analizę snu!
Niestety, to pięta Achillesowa rozwiązań opartych na systemie Google – co z tego, że niedawna aktualizacja dała dała nam opcję rzekomej analizy snu, skoro opiera się ona ta tym, co najpierw sami w aplikacji wpiszemy jako godzinę zaśnięcia i pobudki…
Fitbit oferuje kontrolę jakości snu na wysokim poziomie: znajdziemy tu porady dotyczące tego, w jaki sposób lepiej wypoczywać, wizualizacje danych dotyczących faz snu i efektowne zestawienia dłuższych okresów czasowych.
Tym, co wyróżnia urządzenie, jest rzetelność zebranych i prezentowanych informacji – brak tu fałszywych drzemek czy odnotowania wybudzeń, których nie było.
Niestety, Versę 3 łatwo oszukać. Jak? Wystarczy w krótkim okresie przed snem zastosować się do prośby samego zegarka i zdjąć go na około godzinę, by „dać odpocząć nadgarstkowi” – jeśli założymy go przed snem, niestety większą część tej przerwy zostanie zaliczona na poczet snu.
Przejdźmy teraz do obiecanej perełki w postaci metryk zdrowotnych, które decydują o potencjale tego urządzenia:
Urządzenie podczas naszego snu monitoruje czynności życiowe i pozwala wychwycić zmian świadczące o początku choroby. Znajdziemy tu dane dotyczące ilości oddechów na minutę, zmienności rytmu serca (HRV), temperaturę skóry, nasycenie krwi tlenem (SpO2), tętno spoczynkowe.
W przeciwieństwie do Sense zabrakło tu czujnika EKG, ale i tak Versa 3 imponuje ilością gromadzonych informacji i umiejętnością ich analizy oraz zestawiania w postaci przejrzystych wykresów.
Warto zaznaczyć, ż Fitbit wspiera rozmowy głosowe – jednak pamiętajmy, że urządzenie ma ma własnej karty sim i stanowi jedynie rodzaj słuchawki i mikrofonu, połączonego ze smartfonem przez Bluetooth:
Nie uświadczyłem problemów z wykorzystaniem zegarka do rozmów, w spokojniejszych miejscach transmisja jest głośna i wyraźna. Czasem zdarzają się spowolnienia w odebraniu rozmowy – naciskamy przycisk i dwie sekundy czekamy na usłyszenie głosu rozmówcy.
Fitbit stworzył smartwatcha, który idealnie wpasuje się w gusta „zwykłego” użytkownika. Nie traktuję tego określenia jako wartościującego, sam właśnie w ten sposób używam inteligentnych zegarków, zwłaszcza odkąd lockdown pokrzyżował plany amatorów ćwiczeń siłowych i trzeba ratować się piwnicznymi treningami.
Owszem, nie zabrakło tu okazjonalnych lagów, które bywają irytujące nawet podczas wędrówek po menu; niezbyt mocnego szkiełka, chroniącego wyświetlacz (zemsta płaskiego wyświetlacza bez obramówki); mierzenia SpO2 tylko w czasie snu, bez możliwości manualnego wymuszenia pomiarów; czy interfejsu wymagający przyzwyczajania.
Nie jest to też gadżet dla fanów gigantycznych smartwatchy, które na większości łapek wyglądają jak bransolety Predatora – Versa 3 to wysmakowane, dyskretne i skromne urządzenie, które zamiast atakować oczy postronnych zaoferuje nam przyjazną obsługę, bogactwo możliwości, bezkonkurencyjny raport o stanie zdrowia czy przełamanie treningowej rutyny dzięki gotowym programom.
Dodajmy do tego możliwość płatności bezprzewodowych, stabilne Wi-Fi, dobrą jakość połączeń głosowych, niezłą baterię i rozsądną wycenę, a okaże się, że to jeden z pewniaków w dziedzinie smartwatchy do 900 zł.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…
Apple iPhone SE 4 będzie miał premierę w Polsce jeszcze wcześniej, niż oczekiwałem. Smartfon zadebiutuje…
Zadebiutował OPPO Find X8 Pro: superflagowiec stworzony z myślą o Europie, a co za tym…
Podkręcony Snapdragon 8 Gen 3 w połączeniu z 7000 mAh to marzenie niejednego ManiaKa. Sam…
Z zakupem telefon do zdjęć czekasz do premiery Huawei Mate 70? Możesz mieć rację, bo…
Seria vivo S20 zaoferuje użytkownikom mocarną specyfikację. Zwłaszcza vivo S20 Pro zapowiada się na jednego…