Pamiętacie pierwsze ogólnodostępne telefony komórkowe w Polsce? Zwłaszcza te, które można było nabyć w raczkujących wtenczas abonamentach za złotówkę? Nie ważne, czy były to urządzenia sygnowane logiem Alcatela, Siemensa, Nokii czy – w późniejszym czasie – Motoroli. Wszystkie te urządzenia łączyła jedna cecha wspólna, która w obecnych czasach została przez producentów niemal całkowicie zapomniana.
Nie ważne, czy na ziemię spadł nam telefon od Siemensa czy była to komórka innej firmy, efekt był taki sam: schylaliśmy się, podnosiliśmy urządzenie, otrzepywaliśmy z kurzu i dalej mieliśmy w pełni działający telefon. Świat był w stanie obyć się bez certyfikatów wytrzymałości, a o wynalazkach takich jak Gorilla Glass czy poliwęglanowa obudowa nikomu się nawet nie śniło. Malutki, zazwyczaj niespełna 2-calowy ekran tworzący jednolitą bryłę z plastikową obudową i fizyczną klawiaturą lub – dla elegancików 😉 – klapką wystarczał w zupełności, aby niemal na własnej skórze doświadczyć pojęcia nieśmiertelności.
Świat poszedł do przodu, Siemens i Alcatel oddały pole innym korporacjom, Nokia zasypała nas tonami nudnych, jednolitych urządzeń, które od czasów modeli E52, N95, N9 a ostatnio Lumii, nie wnosiły do branży nic nowego. Gdzieś między tymi wszystkimi epokami do głosu doszły nowoczesne smartfony, początkowo pracujące pod kontrolą Windows Mobile i Symbiana, później pojawili się protoplaści obecnych multimedialnych urządzeń. Pierwsze wariacje HTC z Androidem, proste słuchawki od Samsunga z których polscy odbiorcy najlepiej będą kojarzyć model Avila dostępny w ofertach chyba wszystkich wiodących operatorów za złotówkę. Branża mobilna dostała solidnego kopa i na przestrzeni tych kilku lat dokonała ogromnego postępu, jednak gdzieś ponad naszymi głowami zdaje się, że zapadła ważniejsza dla wszystkich użytkowników smartfonów decyzja.
Co można uznać za gadżet a co jest narzędziem pomagającej nam w pracy?
Ostatnimi czasy telefon komórkowy z narzędzia pomagającego nam w pracy stał się jednocześnie modnym gadżetem, który pozwala nam pokazać przynależność do danej grupy. Zaczęło się dawno temu od wdrożenia pierwszych telefonów muzycznych, później pojawiły się eksperymenty z połączeniem komórki z podręczną konsolą do gier (Nokia N-Gage) ale w ostatnich latach, po raz pierwszy mamy do czynienia z możliwością utożsamiania się z producentem zarówno urządzenia, jak i systemu operacyjnego. To duży krok do przodu mający na celu “ugadżetowienie” telefonu komórkowego. Co z tą tajemniczą decyzją, która zapadła ponad naszymi głowami? Sprawa jest prostsza, niż mogłoby się wydawać: wywołajmy modę na smartfony, niech ludzie się z nimi utożsamiają a same urządzenia, mimo tego, że będą szczytem techniki, niech po kilku kontaktach z podłożem nadają się już tylko i wyłącznie do wyrzucenia.
Oczywiście jest to tylko i wyłącznie teoria, jednak patrząc na testy wytrzymałościowe iPhone’a 4S, Samsunga Galaxy S III czy paru innych telefonów widać wyraźnie, jak niewiele brakuje, aby niespełna 3 tysiące złotych znalazło się w punkcie serwisowym.
Gdyby przeprowadzić crash-test dowolnego starszego telefonu i topowego samrtfona, wyniki dla tych urządzeń, którymi wszyscy się tak strasznie ekscytujemy, byłyby miażdżące. Aż trudno uwierzyć, że w toku ewolucji telefonii komórkowej pokonania bariery 5-calowego ekranu w komórce, 4-rdzeniowych procesorów i naprawdę potężnych systemów operacyjnych, nikt nie znalazł rozwiązania, które skutecznie chroniłoby całą tę konstrukcję – a zwłaszcza ekran – przed urazami mechanicznymi, które przecież towarzyszą telefonom komórkowym odkąd te pojawiły się na rynku.
Wydaje się, że nasz telefon faktycznie ma być sezonowym cacuszkiem. Jeśli nie potrzebna Ci nowa wersja systemu, nowa wirtualna asystentka, to – szanowny użytkowniku – uważaj na swojego smartfona, bo wyrok może nadejść szybciej, niż się spodziewasz. 😉
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.