Tronsmart Apollo Air/Air+ to nowe słuchawki True Wireless, które w obu odsłonach łączą dobry stosunek cena-jakość, niezłą baterię, aptX, ANC z trybem transparentnym, współpracę z aplikacją i radosne, rozrywkowe zestrojenie. Która wersja jest bardziej opłacalna?
Niedawno pisaliśmy o jubileuszowym konkursie marki Tronsmart, w trakcie którego można zgarnąć m.in. dwie nowości w postaci słuchawek TWS Air i ich wzmocnionej wersji Air+, a już dziś zapraszamy na ich recenzje!
Sprawdzamy, dla kogo takie różnicowanie modeli ma sens, jak sprawdzają się oba urządzenia w codziennym użytkowaniu i czy marce udało się podnieść poprzeczkę po ostatnich słuchawkach z ANC (sprawdź test Tronsmart Apollo Bold)?
Słuchawki wykorzystują chip Qualcomm QCC3046, przez samego producenta określanego jako średniopółkowy i cechujący się wersją Bluetooth 5.2, obsługą asystentów głosowych, ANC, cVc, procesorem DSP Qualcomm Kalimba, TrueWireless Mirroring oraz implementacją aptX.
To układ, który już pozwala cieszyć się mocą słuchawek – o ile nie zapominamy, że sporo zależy też od tego, jakie brzmienie skonfiguruje producent, który … go kupi 😉
Patrząc na Air widzimy, że naprawdę trudno przyczepić się do braków w tych kategoriach cenowych. No właśnie, rzućmy okiem, ile zapłacimy za obie wersje w oficjalnym sklepie producenta, przekierowującym do Geekbuing:
To dobre ceny, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że obowiązują przy premierze i można zbić je (jak to zwykle bywa) różnego rodzaju kuponami.
Poza solidnym pakietem kodeków i funkcjami oferowanymi przez Qualcomm, Tronsmart także dorzucił tu sporo od siebie. Nie zabrakło niezłej baterii (5 godzin na jednym ładowaniu, 20 dzięki etui i czas ten w praktyce zgadza się z deklarowanym), rozbudowanego sterowania z coraz lepszą apką, w bogatszej wersji ładowania bezprzewodowego, aż 6 wbudowanych mikrofonów.
Rzućmy okiem, jak wyglądają najnowsze modele i czy mają coś wspólnego z innymi TWSami z ANC tej marki.
Ostatnie słuchawki douszne Tronsmart z ANC, czyli wspomniany już Bold, zniechęcały ogromnymi „pąkami” i niechlujnie wykonanym etui. Na szczęście w przypadku Air mamy do czynienia ze słuchawkami o niewielkich rozmiarach i prawdziwie piórkowej wadze, a etui … cóż, bez ujmy można je położyć obok droższych modeli Huawei czy Jabry.
To właśnie cecha marki, za którą trudno jej nie lubić – monitoruje reakcje, bada trendy i potrafi w kolejnym modelu wyjść z totalnie odmienną koncepcją (jeśli jesteście ciekawi, jakie urządzenia Tronsmarta do premiery Air oceniałem najwyżej, rzućcie okiem na tekst omawiający firmę na jej 8 urodziny).
Wracając do Air/Air+ trzeba powiedzieć, że ich budowa nie jest rewolucyjna: to standardowe słuchawki z „pręcikami” i dość sporą komorą skrywającą przetwornik i elektronikę – ale nie na tyle sporą, by „pąki” wystawały z uszu.
Nieco nudny wygląd wetuje niska waga „pąków” i ich dopracowana konstrukcja, dzięki której słuchawki pewnie trzymają się ucha i nie uwierają. Podobać się może również etui ładujące, które jest zgrabne, na tyle niewielkie, że zmieścimy je w kieszenie jeansów, a do tego łatwo je otworzymy i wyjmiemy z niego zawartość.
Na froncie etui znajdziemy diodę LED, wskazującą poziom naładowania baterii (czerwona= 0-10%, niebieska od 11 w górę), wewnątrz umieszczono diodę obrazującą ładowane, natomiast z tyłu – nieosłonięte gniazdo ładowania USB-C i przycisk parowania.
Kidy dotarły do mnie oba modele, byłem zaskoczony, że choć technologicznie są bardzo blisko siebie, to Tronsmart zdecydował się je opakować zupełnie inaczej!
Wersja z plusem dostała spore pudełko, przypominające to skrywające Liberty Air 2 i które mówi jednoznacznie, że to produkt z aspiracjami.
Po uchyleniu magnetycznej okładki zobaczymy wytłoczkę, eksponującą „pąki” i etui, zgrabnie trzymane na swoim miejscu przez przeźroczystą pokrywę. Pod nią na kolejnej podkładce czeka na nas przewód ładujący oraz aż 4 pary dodatkowych wkładek silikonowych w różnych rozmiarach. Kolejna niespodzianka znajduje się jeszcze niżej: jest to opakowana w ozdobny kartonik karta gwarancyjna i instrukcja oraz woreczek do przenoszenia Air+.
Jak widzicie, droższa wersja stawia na efekt – natomiast podstawową dostajemy w „zwykłym”, niewielkim opakowaniu ze zdejmowaną pokrywą, a wewnątrz poza słuchawkami znajdziemy tylko 2 zestawy nakładek, kabel i luźno wrzuconą papierologię.
Poza różnicą w opakowaniu słuchawki różnią się czymś o wiele bardziej istotnym pod względem technicznym:
W zakresie komfortu Tronsmart wyprodukował niemal idealne słuchawki, stawiające na prostotę użytkowania:
Dodajmy do tego wspomniane już dobre wyprofilowanie i niewielką wagę, a okaże się, że mamy do czynienia z komfortowym i bezproblemowym modelem.
Wygodę ułatwia przemyślane sterowanie, które w dedykowanej aplikacji dostosujemy pod własne gusta. Domyślnie ustawienia pozwalają na:
Jednym słowem mamy tu kompletne sterowanie z łatwą personalizacją – i o to chodzi!
O ile nie można mieć zastrzeżeń do sterowania i jego precyzji, to już ANC działa raczej tak, jakbyśmy obstawiali w tej klasie cenowej, czyli jest dobre, ale nie aż tak, by ustawić je w jednym rzędzie z Jabrą czy Sony.
W praktyce wygląda to tak, że głośna muzyka na siłowni i gwar ludzi potrafi przebić się przez redukcję hałasu Tronsmarta, choć już typowe codzienne hałasy (rozmowa obok, ulica za oknem) są niwelowane bezproblemowo.
O ile ANC jest poprawne, to pochwalić należy tryb transparentny, który cechuje się dość naturalnym brzmieniem i bez problemu zrozumiemy, jakie słowa wypowiada ktoś niedaleko nas, nawet w większej grupie ludzi.
Niestety, ANC ma jednocześnie dość często spotykaną przypadłość i wzmaga niskie tony odtwarzanej muzyki. Gdyby nie możliwość dopasowania brzmienia w aplikacji, byłoby to sporym utrudnieniem.
Dwa słowa na temat jakości rozmów: jest ona bardzo dobra i nie miałem problemów z korzystaniem ze słuchawek jako zestawu do telefonowania, dopóki … nie sprawdziłem, jak wygląda kwestia słuchania muzyki i rozmów podczas jazdy rowerem. Otóż powiem wprost: nie wygląda, bo szumy wiatru są tak potężne, że uniemożliwiają sensowną komunikację!
Reasumując: Tronsmart Apollo Air/Air+ to świetnie zaprojektowane słuchawki, mogące pochwalić się przemyślanym i konfigurowalnym sterowaniem, dobrym (ale nie topowym!) ANC i wysoką jakością rozmów, o ile do głowy nie przyjdzie nam ich testowanie podczas jazdy na rowerze czy bieganiu.
Aplikacja do zarządzania wybranymi urządzeniami producenta ma nazwę – a jakże! – Tronsmart i obsługuje już całkiem sporo produktów:
Irytuje w niej jedno – po każdym ponownym uruchomieniu musimy ponownie łączyć się ze swoimi słuchawkami, zanim przejdziemy do dalszych ustawień.
Możemy tu zmieniać tryby pracy ANC, sprawdzać stan baterii, aktualizować oprogramowanie, zapoznać się z FAQ, wybrać preinstalowane ustawienia korektora (Default, Original, Deep bass, 3D, Hi-Fi, Classical, Vocal, Rock) czy w końcu spersonalizować sterowanie.
Choć apka ma spore możliwości (zwłaszcza cudowna personalizacja sterowania!), to nieco przeszkadzał mi brak możliwości własnoręcznego dostosowania korektora i konieczność korzystania z gotowych profili. Na ich obronę można powiedzieć, że są sensowne i nie sprawiają wrażenia wrzuconych na siłę – zwłaszcza ustawienie Rock daje radę przy starszych kawałkach tego gatunku.
Dodatkowo co jakiś czas trzeba zbyt długo czekać na połączenie aplikacja-słuchawki, co nie zdąża się w przypadku Jabry, Sony czy Panasa i niestety przypomina o budżetowym rodowodzie marki.
Kiedyś zbiorę siły i policzę, ile TWSów przewinęło się przez moje ręce podczas testów, ale mam wrażenie, że 50 modeli to delikatna prognoza 😉
Na co dzień w wersji stacjonarnej korzystam z nausznych słuchawek Fidelio (test Philips Fidelio X3), pracuję w Razerach (rzuć okiem na test Razer BlackShark V2), a moje dokanałówki Bluetooth to leciwe już Liberty Air 2 (ich największa wada to słabe leżenie w uchu podczas treningów).
Jak widzicie, to zestaw dość mało wyrafinowany i raczej neutralny brzmieniowo – na ich tle Tronsmart wypada mniej więcej tak, jak Jabra 75t (test Jabra Elite Active 75t) w stosunku do Panasa RZ-S500W (test Panasonic RZ-S500W): jest mocniej, energicznej, z silniejszym basem i ocieploną sygnaturą.
Ale … równolegle z Air do testów dostałem Freebuds 4 (chodzi o ten najnowszy model bez „i” na końcu) i jak początkowo chciałem ponarzekać na zbyt basową sygnaturę Tronsmarta, to po odpaleniu Huawei olśniło mnie, że z kwartału na kwartał komercyjne słuchawki stają się coraz bardziej loudnessowe, a na ich tle Air i tak wypada bardzo dobrze!
Przede wszystkim to jedne z tych TWSów, które mają własną, rozpoznawalną sygnaturę, podaną tak, że szybko potrafi do siebie przekonać. O dziwo to model radzący sobie ze starym rockiem, przekrojem Bowiego, metalem, muzyką popową i techno – choć każdy z tych gatunków nabierze współczesnego posmaku, to zabrzmi czysto!
Właśnie rozlewający się na całość brzmienia bas był problemem takich urządzeń jak choćby niedawno recenzowane Awei TA1, Apollo Bold czy Realme Buds Air.
Air proponują rozrywkowe, angażujące i silne brzmienie, ale poza jędrnym basem znajdziemy tu także autonomiczną średnicę i górę, co pozwala zachować klarowne zestrojenie całości.
Dwa słowa na temat niskich tonów – pal licho, że dają kopa każdej muzyce elektronicznej (to potrafił wspominany już Onyx Ace)… Ich potencjał wybrzmiewa także przy muzyce klasycznej i wszędzie tam, gdzie liczy się duch żywego instrumentarium. Mamy tu wysoką wiarygodność i plastyczność różnych rozpiętości tonalnych dołu, rozbudowaną na kształt tego, co proponowała Jabra w 75 i 85tkach.
Gdybym miał krótko podsumować brzmienie Air/Air+, powiedziałbym, że to jedne z najszybciej uzależniających słuchawek TWS na rynku, które potrafią niepostrzeżenie zamienić Cię w delikatnego basoluba.
Tronsmart Apollo Air/Air+ to ciekawe słuchawki True Wireless, które pokazują drogę producenta od jednego z wielu chińskich pretendentów, chcących zaistnieć na światowych rynkach elektroniki, do okrzepłej, rozpoznawalnej i oferującej sprzęt nie ustępujący wielkim koncernom marki.
Trzeba podkreślić, że Tronsmart nie bawi się w półśrodki i w zasadzie oba te modele można określić mianem kompletnych słuchawek w swoich półkach cenowych.
Paradoksalnie bardziej widoczne jest to w przypadku tańszego urządzenia, które za około 250 zł oferuje aptX, aplikację, niezły czas pracy, dobre ANC, solidną jakość wykonania, rozbudowane i świetnie sprawdzające się w praktyce sterowanie, dobrą jakość rozmów, wygodę i w końcu – podkręcone, rozrywkowe ale wciąż klarowne brzmienie!
Droższe Air+ to już ukłon w stronę gadżeciarzy, którzy docenią bezprzewodowe ładowanie, wyższą wersję aptX oraz czujnik obecności słuchawki w uchu – w tym przypadku już tylko od Was zależy, czy chcecie dopłacić za te możliwości i bardziej bogate opakowanie.
Mam wrażenie, że wielcy gracze w branży True Wireless mogą zaczynać oglądać się przez ramię – jeśli Tronsmart zachowa dynamikę rozwoju, już niebawem zaczniemy wymieniać go jednym tchem z Ankerem czy Huawei.
ZALETY
|
WADY
|
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Xiaomi Redmi K80 Pro będzie świetnym smartfonem dla gracza. Wyniki w wymagających tytułach mówią same…
Smartwatche Huawei otrzymują właśnie aktualizację, która daje użytkownikom możliwość korzystania z płatności zbliżeniowych we współpracy…
Motorola potężnie zyskuje na popularności w USA. Producent zajmuje już zasłużone 3 miejsce. Czyżby Amerykanom…
Spróbujesz zgadnąć w ciemno, co tak naprawdę zmieni się w specyfikacji Samsunga Galaxy S25? To…
Który smartfon wśród tych ze składanym ekranem będzie mieć największą baterię? vivo X Fold 4…
Składany smartfon Samsung Galaxy Z Flip6 może być Twój całkiem za darmo. O ten model…