OPPO Enco X to słuchawki namaszczone przez kultowe Dynaudio, które okrasiło je swoim brzmieniem i nie zrobiło tego jak dla obcego (czytaj – Devialet dla Huawei)! Oby więcej takich kooperacji, które przywracają wiarę w dobrze brzmiące słuchawki True Wireless!
Po nieźle brzmiących i świetnie wyglądających Twins ANC (test Fresh N Rebel Twins ANC) miałem szczęście testować słuchawki z nieco wyższej półki cenowej, które są świetnym przykładem, dlaczego istnieją dysproporcje w kosztach zakupu – wydawałoby się bardzo podobnych – urządzeń.
OPPO Enco X to słuchawki z ANC wzbogaconym przez tryb transparentny, mocną baterię, rozbudowane sterowanie, świetny design (czyli cechy, które miał już Twins ANC) oraz o rozwiązaniach, które w cuglach pozwalają mu pokonać tańsze średniaki jak przywołany Fresh, na czele których trzeba postawić ciekawą konstrukcję z podwójnymi przetwornikami, które zestroiło słynne Dynaudio.
Musicie uwierzyć mi na słowo – różnica brzmienia jest warta większości wydanych na Enco X złotówek!
Przyznam jednak, że nie do końca szczęśliwie wyceniono ten model – regularna cena to 799 zł, a za nieco ponad 800 zł można kupić choćby popularne Jabry Elite 85t.
Opo Enco X posiadają wszystko to, czego oczekujemy po słuchawkach w takiej półce cenowej. Niestety, mamy tu do czynienia z irytującą kwestią segregacji klientów na swoich i obcych – to samo rozwiązanie stosuje też Samsung przy Buds Pro, ale tam przynajmniej mamy do czynienia z kodekiem, który od A do Z jest własnością Samsunga! A Oppo reglamentuje możliwość korzystania z czegoś, co nie jest jego autorską własnością i to mi się zdecydowanie nie podoba.
Łatwiej jest mi pogodzić się z typowym czasem pracy słuchawek – do 4 h z ANC na jednym ładowaniu to przeciętna wartość, ale tu mamy usprawiedliwienie w postaci podwójnych przetworników, które gdzieś przecież trzeba upchnąć.
Słuchawki otrzymujemy w eleganckim, lśniącym bielą i srebrzonymi, tłoczonymi napisami, opakowaniu. Co zabawne, wewnątrz niego czeka nas nas kolejne, tym razem już czarne pudełeczko, które skrywa w sobie najcenniejszą zawartości, czyli:
Muszę przyznać, że już dawno nie miałem do czynienia z tak zgrabnym i wygodnym etui, jak w przypadku Enco X.
Producent chwali się, że jego wygląd nawiązuje do jednego z odtwarzaczy mp3 marki (swoją drogą kto by pomyślał, że tego rodzaju urządzenia ewoluują w stronę audiofilskich zabawek za grube tysiące złotych), ale pali licho inspiracje – i bez tego Oppo udało się zaprojektować małe cacko, które bez pudła odróżnimy z zalewu setek konkurentów.
Same „pąki” są podobne do Airpods Pro i ich jakość wykonania stoi na wysokim poziomie: wnętrze słuchawki chroni metalowa siateczka, a wygodę użytkowania zapewniają mięsiste silikonowe nakładki, podobne do tego, co oferował kapitalny pod tym względem i niesłusznie niedoceniany LG FN7 (test LG Tone Free HBS-FN7).
Aby sparować Enco X z naszym smartfonem, wystarczy otworzyć wieczko etui i … tyle. Choć nie korzystam z telefonu Oppo, mój Huawei P30 Pro w mgnieniu oka połączył się ze słuchawkami.
Samo sterowanie jest równie banalne:
Możemy je dostosować w dedykowanej aplikacji, ale nie liczcie na szeroką gamę możliwości:
HeyMelody pozwala nam na podstawowe operacje: zmianę trybów pracy słuchawek, dostosowanie sterowania, aktualizację oprogramowania (w czasie testów pojawiła się jedna), dostosowanie brzmienia (niestety mimo szumnej nazwy korektor otrzymujemy tu … całe 3 możliwości skorzystania z preinstalowanych ustawień, których nazwy są cokolwiek absurdalne: domyślnie, relaks i ukojenie, łagodnie i ciepło).
O ile aplikacja jest dość przeciętna, to już oferowany tryb ANC i Ambient są z wyższej półki. W zasadzie ANC sprawdza się na co dzień bardzo dobrze i nie miałem z nim problemów poza jednym – permanentnie nie radził sobie z odgłosami mechanicznej klawiatury, przepuszczając mocniejsze uderzenia. Cała typowa reszta – głośny wiatrak, odgłosy ruchliwej ulicy, ludzki głos o normalnym natężeniu, muzyka lecąca w tle na siłowni – to wszystko jest wyciszane na wysokim poziomie.
Czas pracy Enco X zgadza się z deklaracjami producenta i o ile w przypadku samych „pąków” 4 h z ANC to typowy rezultat, to już około 22 h ze wsparciem etui sprawia, że pierwszy raz ładowałem zestaw po tygodniu testów.
Nie mam zastrzeżeń do jakości połączeń głosowych, choć muszę przyznać, że spodziewałem się więcej – producent chwali się algorytmem redukcji szumów z trzema mikrofonami, filtrem adaptacyjnym i wykrywaniem wiatru, ale nie skutkowały one efektem łał.
Zacznę od czegoś, co może Was zdziwić – zawsze staram się poświęcić sporo czasu recenzowanym słuchawkom i sprawdzić wszystkie aspekty ich działania, a w przypadku Enco X dopiero pod koniec kilkutygodniowych testów przypomniałem sobie o tym, że przecież mają one dedykowaną aplikację!
Dlaczego?
Odpowiedź jest banalna – od czasów Fidelio (test Philips Fidelio X3) żadne słuchawki nie dały mi tyle radości, co Oppo! W zasadzie to urządzenie, które mimo nowoczesnej formy i niewielkich rozmiarów wraca do korzeni czerpania przyjemności z muzyki.
Enco X zgarnęły mnie w swój świat dźwięków tak niepostrzeżenie, że nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem używać ich na co dzień. Mówiąc w największym skrócie – jeśli szukasz słuchawek True Wireless, które potrafią w jakimś stopniu zapewnić wrażenie obcowania z szerokim i składającym się z wielu odcieni dźwiękiem, to Oppo Enco X będzie dla Ciebie jedną z najlepszych propozycji.
Te maluchy potrafią zagrać tak, że odczujemy emocje przypominające te, jakie oferują większe zestawy!
Mam wrażenie, że to zasługa nie tylko samego udziału w tym projekcie kultowego Dynaudio, ale raczej know-how tej marki, które pozwoliło wycisnąć wszystkie możliwości, jakie oferuje system DBEE 3.0.
W zasadzie jest to konstrukcja dwudrożna (w przeciwieństwie do zdecydowanej większości modeli Bluetooth mamy tu więc dwa, a nie jeden, przetworniki, odpowiadające za podział tonów niskie-wysokie). W kontrze do bardziej klasycznych rozwiązań, jak choćby tego, które zastosował Samsung w Budsach Pro (ManiaKalne wrażenia z Samsung Galaxy Buds Pro), przetworniki te są ułożone na jednej osi, co pozwala zmniejszyć wielkość obudowy „pąka”.
To nie koniec cech takiej konstrukcji, bo – jak twierdzi producent – ma ona także inne zalety:
Z przodu przetwornik z membraną zbalansowaną magnetycznie obsługuje wysokie częstotliwości, a z tyłu trójwarstwowy kompozytowy przetwornik dynamiczny obsługuje średnie i niskie częstotliwości. Podwójne głośniki umieszczone na równoległych osiach zapewniają naturalne i wysokiej jakości wyjście audio.
W praktyce okazuje się, że podwójne przetworniki Oppo skutkują szerokim, rozrywkowym ale jednocześnie dość zrównoważonym brzmieniem, które posiada coś, czego ze świecą szukać u większość konkurentów, czyli niezwykłą wręcz muzykalność!
Choć nie da się zapomnieć, że dźwięk, który słyszymy, pochodzi z niewielkich dokanałówek, to jest on zaskakująco żywy, energetyczny, wybrzmiewający na dającej się wyrazić w przestrzeni scenie. W przypadku Enco X nie ma sensu pisać o tym, z jakimi gatunkami muzyki sobie radzą – bo żaden z nich nie stanowi dla nich kłopotu.
W zasadzie można odradzić ten model jedynie tym słuchaczom, którzy nie przepadają za wyeksponowaną górą, potrafiącą niekiedy zaszeleścić.
Gdyby Oppo nie zawaliło sprawy z ograniczeniem dostępności LHDC na wszystkie modele smartfonów, mielibyśmy do czynienia z topową konstrukcją w cenie przydrogiego średniaka.
Nie wydaje mi się, że posiadacze smartfonów tej marki potrzebują dodatkowego podkręcenia swojej wyjątkowości przez takie sztuczne wycinanie konkurencji – jedynie uporowi Oppo zawdzięczam, że mój P30 Pro współpracował z Encore X „tylko” po AAC, mimo że radzi sobie z wyższymi kodekami.
Szkoda, bo podejrzewam, że gdyby słuchawkom pozwolić rozłożyć skrzydła, ograniczone kompresją transferu, to mogłyby wskoczyć jeszcze oczko wyżej w ostatecznej ocenie!
Ale dość marudzenia: mimo tego z czystym sumieniem polecam OPPO Enco X każdemu, kto ceni brzmienie z szerszym oddechem, w którym jest miejsce na solidne niskie tony i wyraźną górę, gdzie można delektować się uderzeniami talerzy perkusji i smaczkami tła. To kapitalna mieszanka zestrojenia bazującego na soczystej średnicy, potrafiącym zejść nisko, ale zawsze kontrolowanym basie i wyraźnej górze, rozjaśniającej brzmienie każdego rodzaju muzyki.
Dodajmy do tego przemyślane sterowanie (ostatnio przychylam się coraz bardziej do tego, że połączenie sterowania opartego na przesuwnym regulowaniu głośności i tradycyjnych stunięć, czyli kombo, jakie oferuje recenzowany Oppo i Huawei w 4 odsłonie FreeBudsów, to najwygodniejsze rozwiązanie), niezłą baterię, prostą aplikację, rewelacyjny komfort leżenia słuchawki w uchu i bardzo dobre ANC, a okaże się, że po cichu wyrósł nam prawdziwy killer w segmencie do 800 zł.
No właśnie – przy okazji wyceny muszę dodać swoje 3 grosze. Oppo niebezpiecznie blisko zbliżyło się do cen uznanych konstrukcji (Jabra czy Senki), z którymi trudno jej będzie konkurować. Szkoda, że producent nie zdecydował się na zmniejszenie ceny o przynajmniej 100 zł, tak, by oddalić widmo czyhających w promocjach 85t i MTW2.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…