Znacie pewnie te sytuacje, w których mimo nadziei macie pewność, że coś po prostu nie może się udać. Właśnie tak myślałem o idei połączenia obrazu/ramki z głośnikiem, a Ikea SYMFONISK po 3 minutach udowodnił mi, jak bardzo się myliłem!
Kooperacja Ikei z Sonosem ma już pewne tradycje i grający obraz nie jest aż takim zaskoczeniem, jakim była na przykład grająca lampka.
Co innego jednak wiedzieć o takim gadżecie, a co innego korzystać z niego na co dzień i powiem wprost: nie spodziewałem się, że dźwięk wydobywający się z dekoracji wiszącej na ścianie może być tak dobry!
Dziwne i piękne: design i jakość wykonania na medal
Już samo rozpakowywanie Symfoniska jest przygodą: w poręcznym opakowaniu znajdziemy bohatera testu zgrabnie opakowanego w coś w rodzaju koperty, zapieczętowanej logotypem marki. Nie dość, że wygląda to świetnie, to można odebrać to jako formę zaproszenia do spróbowania czegoś nowego.
Muszę przyznać, że choć miałem do tej pory większość urządzeń Sonosa, to lampka z głośnikiem od Ikei jakoś mi umknęła i w zasadzie nie wiedziałem, czego spodziewać się po takim – jakby nie patrzeć niecodziennym – połączeniu.
W zestawie poza głośnikiem i przewodem zasilającym znajdziemy jedynie małe opakowanie, które zawiera nóżki umożliwiające ustawienie Symfoniska w pozycji stojącej (np. bezpośrednio na podłodze).
Kabel jest nieprzyzwoicie długi jak na dzisiejsze standardy i ma około 3,5 m. To naprawdę dużo i aż miło, że w dobie dzisiejszej oszczędności producentów na wszystkim (już niedługo mało kto będzie pamiętał, że ładowarka czy słuchawki w zestawie ze smartfonem były standardem) mamy tu nadmiar, a nie niedostatek.
Jeśli obawiacie się klęski urodzaju w postaci zagwozdki, co zrobić z niewykorzystaną długością przewodu, to Ikea nie byłaby sobą, gdyby o tym nie pomyślała. Z tyłu wykonanego z plastiku głośniko-ramki umieszczono specjalne wgłębienie, dodatkowo posiadające mocno trzymający rzep – w połączeniu z materiałowym, elastycznym oplotem przewodu łatwo go opanować i ułożyć we wspomnianej wnęce.
Spodnia część urządzenia posiada miękkie zabezpieczenia, chroniące ścianę przed zarysowaniem, a kilka punktów zaczepienia pozwala łatwo go zamontować w dowolnej pozycji.
Spod maskownicy wyziera jedna dioda, informująca o stanie urządzenia – jest na tyle nieinwazyjna, że nie przeszkadza nawet w zaciemnionych pomieszczeniach.
Cały pomysł z Symfoniskiem-obrazem jest o tyle intrygujący, że maskownica jest wymienna, dzięki czemu możemy wybierać spośród różnych wzorów i kolorów. Miałem okazję testować białą wersję, ozdobioną fantazyjnym czarnym mazajem i powiem wprost – przemawiał on do mnie bardziej, niż jakakolwiek kombinacja w stylu tak modnych dziś tryptyków.
Ale nie jesteśmy skazani wyłącznie na czerń czy biel (choć może powinienem powiedzieć inaczej – na razie jesteśmy skazani na czerń i biel) bo niebawem w polskich oddziałach Ikei pojawi się 12 dodatkowych maskownic, przedstawiających zupełnie inne style (od nieco komiksowego przedstawienia płyty winylowej i ramienia gramofonu, przez kompozycję kolorowych kleksów po … jelenia, na szczęście bez rykowiska).
Dzięki wymiennym frontom mamy możliwość dostosowania głośnika do naszego gustu i nie ma obawy, że po przemalowaniu pokoju nagle nie będzie wiadomo, co z nim zrobić 😉
Grający obraz z Ikei: pierwsze kroki i radość z użytkowania
Ramka jest spora (41 cm szer. x 6 cm gł. x 57 wys.), dzięki czemu może efektownie wyglądać na ścianie czy postawiona poziomo oraz ma zapewnione podstawowe warunki, żeby mieć „mieć czym zagrać”.
Jeśli obawiacie się jakiegokolwiek problemu z konfiguracją, powiem od razu, że niepotrzebnie, bo to przecież Sonos – instalujemy aplikację (tę samą, co do autonomicznych produktów amerykańskiej marki) i jesteśmy przez nią prowadzeni za rękę przez cały proces, który obejmuje sparowanie ze smartfonem (wymagane NFC), połączenie z domowym Wi-Fi i konfigurację ulubionych stacji radiowych czy serwisów streamingowych.
Choć ramka posiada 3 wbudowane przyciski do sterowania, to zaręczam, że nawet do nich nie sięgniecie – wszystko szybciej i łatwiej da się zrobić poprzez aplikację, która ciągle jest klasą samą w sobie. Jeśli jesteście ciekawi, co oferuje, szerzej pisałem o niej przy okazji testów Sonos One i Five oraz Sonos Move.
Mam wrażenie, że Symfonisk oferuje łatwość korzystania, jakiej wymagamy od współczesnej elektroniki – wszystko ma działać szybko i bezbłędnie, bez potrzeby zastanawiania się nad rozgryzaniem tajników sterowania i funkcji.
Co ciekawe, jeśli lubisz pogmerać w mniej standardowych opcjach, aplikacja również to umożliwia – ale bez wchodzenia w zakładki „system” można cieszyć się całym jej bogactwem.
Jak brzmi SYMFONISK obraz z głośnikiem WiFi?
Dotąd zastanawiam się, jak Ikei i Sonosowi udało upchnąć tyle mocnego brzmienia w … dekoracyjnym obrazie. Mam świadomość, że płaskie głośniki istniały długo przed tym modelem, ale współczesny inteligentny głośnik tego rodzaju w cenie poniżej 1000 zł wydawał mi się troszkę szemrany.
Za SYMFONISK obraz z głośnikiem zapłacimy na stronie domowej Ikei 799 zł.
Zupełnie niesłusznie, bo SYMFONISK gra tak, że nie odstaje od pozostałych produktów Sonosa.
Po pierwszych taktach, jakie usłyszałem z głośnika, zdałem sobie sprawę, że producenci postawili tu na dźwięk rodem z Sonos Five, nie One i choć sam jestem zwolennikiem pary One zamiast Five (One są praktyczniejsze w mieszkaniu, oferują bardziej czyste i nastawione na przestrzeń brzmienie), to w przypadku grającego obrazu jestem w stanie zaakceptować takie zestrojenie.
Co najważniejsze, w pełni rozumiem taki wybór – inaczej byłaby masa śmiechu z płaskiego dźwięku, jaki wydobywa się z płaskiej ramki 🙂
A tak mamy tu do czynienia z efektem łał i okrzykiem: to ten obrazek tak gra? No właśnie – SYMFONISK potrafi zaskoczyć silnym i naprawdę nisko schodzącym basem, kojarzącym się z przetwornikami zamkniętymi w potężnych korpusach, a nie płytkich ramkach.
Przy „Hunger Strike” Temple Of The Dog mamy do czynienia z przekazem lekko ocieplonym, ale mimo aranżacji kawałka jest on spójny i pozwala wychwycić niuanse dwugłosu Cornell/Vedder. O dziwo mimo silnej partii basu i solidnego podkładu perkusji gitara nie ginie, podobnie jak wykrzyczane partie wokalne.
Death z „Bite The Pain” ma moc walca! Choć przy odsłuchu w okolicy 3/4 skali głośności robi się nieco tłoczno przez wszędobylską, podbitą perkusję, to gitara brzmi ciągle soczyście i tłusto.
DJ Shadow z klasycznym już albumem „The Outsider” to ponownie maestria potężnego brzmienia z dobrym wychwyceniem delikatnych partii klawiszowych i smaczków tła.
Niezwykłe jest to, że ten głośnik posiada moc tworzenia świetnego podkładu, przygrywającego nam w tle na zasadzie soundtracka do życia, a jeśli trzeba, to zrobimy z nim prawdziwą domówkę.
SYMFONISK dobrze radzi sobie z kameralnymi kompozycjami, a spodziewałem się, że choćby ilustracyjne albumy Hacketta zabrzmią na nim nienaturalnie loudnessowo. Jeśli znacie „Suspirię” i główny motyw z tego filmu, to powiem wprost – z tak zakręconą, delikatną i przedziwną muzyką o specyficznym brzmieniu Ikea również wygrywa.
Zastanawiam się, jak udało się tak zróżnicować brzmienie, że mimo tendencji do rozrywkowego raczenia nas niskimi tonami udaje się głośnikowi trzymać je w ryzach podczas spokojnego odsłuchu – bo to jest klucz do sukcesu tego urządzenia.
Czy warto kupić obraz z głośnikiem SYMFONISK?
Mam wrażenie, że ten gadżet (bo choć jest pełnoprawnym głośnikiem ze wsparciem Sonosa to jednak nie są to profesjonalne kolumny) ma szanse zaistnieć na rynku dzięki kombinacji odpowiedzi na TAK w kilku kwestiach:
- chcesz muzyczki w tle, która będzie towarzyszyła Ci podczas pracy czy lektury?
- szukasz głośnika, który nagłośni domówkę w typowym polskim mieszkaniu?
- uwielbiasz słuchać podcastów czy audiobooków?
- masz już jakieś urządzenie Sonosa/Ikei i rozbudowujesz zestaw do stereo (możemy połączyć dwa obrazy w taką parę) albo tworzysz multiroom?
- lubisz urządzenia wymykające się łatwej klasyfikacji i zwyczajnie ładne?
- chcesz łatwo streamować muzykę, a nie masz zaufania do jakości Bluetooth?
Jeśli na większość powyższych pytań odpowiesz pozytywnie, to najnowsza odsłona Symfoniska jest dla Ciebie.
Choć miałem masę radości z tego urządzenia, to muszę wspomnieć o łyżce dziegciu w postaci pracy tylko z wykorzystaniem Wi-Fi.
Szkoda, że nie pokuszono się o dodanie Bluetooth – to połączenie świetnie sprawdziło się przecież w Roam (zobacz test Sonos Roam) i bez niego Symfonisk wydaje mi się dziwnie wybrakowany.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.