Oppo ma szczęście w nieszczęściu – zacząłem przygodę z ich słuchawkami od bajecznych Enco X, które powstały we współpracy z Dynaudio. Niestety, test Oppo Enco Air bez „X” pokazuje jedno: to była genialna kooperacja, bez której znika magia i zostaje… No właśnie, co?
Nie wiem, czy czasem zbyt dobre pierwsze wrażenie nie jest bardziej krzywdzące, niż pozytywna niespodzianka po nieprzychylnych początkach.
Przygodę z Oppo zacząłem od kapitalnych słuchawek True Wireless Enco X (recenzja Oppo Enco X), które dzięki współpracy z Dynaudio pozwoliły sięgnąć temu modelowi tam, gdzie najlepsze konstrukcje tego typu. Enco X uwodził mocnym, zrównoważonym brzmieniem, które sprawdzało się w każdym gatunku i było niezwykle muzykalne!
Kiedy więc dotarła do mnie paczka z tańszym o ponad połowę mniejszym bratem z rodziny Enco (producent wycenił go na 349 zł, a za Enco X zapłacimy 799 zł), który łączy otwartą, w pełni autorską konstrukcję z brakiem ANC i dużym, tytanowym przetwornikiem, byłem bardzo ciekaw efektów samodzielnej pracy domowej, wykonanej bez pomocy starszego kumpla.
Jak Enco Air wypadł w naszym ManiaKalnym teście? No cóż: uchylę rąbka tajemnicy i powiem, że… różnie.
Oppo Enco Air: specyfikacja
- Łączność: Bluetooth 5.2
- Budowa: douszne
- Średnica przetwornika: 12 mm
- Pasmo przenoszenia: 20 ~ 20000 Hz
- Czułość: 112 dB
- Obsługiwane kodeki: AAC, SBC
- Wbudowany mikrofon o czułości -38 dB
- Pojemność baterii: 25 mAh (słuchawki) / 440 mAh (etui ładujące)
- Maksymalny czas pracy: do 4 h na jednym ładowaniu, do 24 h łącznie z etui
- Szybkie ładowanie
- Dotykowy panel sterowania z regulacją głośności
- Wodoszczelność IPX4
- Współpraca z asystentem głosowym
- Tryb niskiego opóźnienia
- Automatyczne parowanie
- Waga jednej słuchawki: 3,75 g
- Waga słuchawki+etui: 40,4g
Enco Air to słuchawki wyróżniające się przede wszystkim… samym etui, którego spora część jest przeźroczysta i pozwala nam podejrzeć spoczywające w jego wnętrzu słuchawki. Cała reszta specyfikacji jest zaskakująco zwyczajna i nie znajdziemy tu niczego (no, może poza „tytanowym” przetwornikiem), co pozwalałoby je jakoś pozycjonować na tle konkurencji.
Zobaczcie sami: płacimy za nie około 350 zł, a w zamian nie otrzymujemy:
- obsługi aptX,
- ANC,
- czujnika zbliżeniowego,
- ładowania bezprzewodowego,
jednym słowem niczego, co pozwala nam poczuć, że nie przepłacamy.
Owszem, mamy obsługę dotykową z dedykowaną aplikacją, ale dziś to potrafią słuchawki 3x tańsze i dla mnie trudno uznać to za sensowny argument, uzasadniający taką wycenę. Mikrofony z redukcją szumów otoczenia w czasie rozmów również znajdziemy w tanich słuchawkach rodem z Aliexpress (słynne cVc w różnych wersjach). Tryb niskiego opóźnienia? To akurat zasługa samego Bluetooth w wersji 5.2 … Na osłodę dostajemy szybkie ładowanie: 10 minut ładowania daje do 8 godzin odtwarzania muzyki (przy max. 50% głośności).
No właśnie – coś mało tych zalet a sporo zwykłości, co po romansie z Oppo Enco X nie wróży zbyt dobrze.
Oppo Enco Air: budowa, jakość wykonania i komfort użytkowania
Słuchawki dostajemy w opakowaniu, które przypomina to skrywające Enco X. Ze względu na budowę douszną w zestawie nie znajdziemy nic poza krótkim przewodem ładowania USB do USB-C i odrobiną papierologii. Słuchawki są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych (czerń i biel) i ja otrzymałem do testów wersję białą.
Obie cechują się przeźroczystym wieczkiem, ukazującym nam ułożone w nim „pąki” – wygląda to ciekawie i odróżnia słuchawki od konkurentów. Etui zostało wykonane z przyjemnego w dotyku plastiku, który nie sprawia wrażenia premium, jak w przypadku Enco X, ale nie ma żadnych powodów do kompleksów w swojej kategorii cenowej. Na zawiasie klapki umieszczono nazwę marki, na froncie – jedną diodę informacyjną (stan naładowania baterii etui), a na spodzie – nieosłonięte gniazdo ładowania USB-C.
Etui otwiera się łatwo, a jego zamykanie ułatwia silny zatrzask. Słuchawki przed wypadnięciem chroni magnes – nawet po otworzeniu klapki i odwróceniu pudełeczka do góry nogami, nie ma szans na ich wypadniecie. Niestety, nie podoba mi się sposób, w jaki wyjmujemy z niego „pąki” – dostęp jest utrudniony, a słuchawek nie ma za co złapać i osobom o sporych dłoniach trudno będzie je wyciągnąć na zewnątrz.
Enco Air możemy sparować z aplikacją HeyMelody, o której szerzej pisałem w recenzji wersji z X. Podejrzymy tu stan baterii czy spersonalizujemy sterowanie, które wyjściowo prezentuje się następująco:
- dwukrotne tapnięcie – następny utwór,
- trzykrotne – asystent głosowy,
- przytrzymanie lewej – ciszej,
- przytrzymanie prawej – głośniej,
- dwukrotne podczas połączenia – odebranie/zakończenie rozmowy.
Sterowanie działa dobrze i nie spotkałem się z problemami z interpretacją komend. Podobnie jakość rozmów głosowych stoi na wysokim poziomie i słuchawki oferują stabilne, głośne i klarowne połączenie. Nieco zatopienie się w rozmowach utrudnia brak ANC, a sama redukcja szumów sprawdza się różnie – na przykład z wiatrem radzi sobie przeciętnie.
Nie do końca podoba mi się czas pracy urządzenia – o ile etui zapewnia już rozsądną moc, to do 4h z 50% głośnością (lub 2,5 h rozmów!) to dziś nieco mało.
Jak brzmi Oppo Enco Air?
Bez dwóch zdań nie są to słuchawki dla osób, które lubią zapuszczać się w rejony współczesnych, polskich nieoczywistych brzmień. Czy to będą „Pociągi towarowe” Skorupy, „Marsjanie” Leepecka i Mazola, „Operacja na otwartym sercu” Mikromusic i Roguca, nie mówiąc już o dźwiękowych ulepach Swiernalisa – to nadmiar dołu da się nam we znaki i sprawi, że będziemy musieli wyławiać bardziej delikatne tony z basowej zupy.
Podobnie słuchanie kawałków w rodzaju „Butelki z benzyną i kamienie” CKOD czy „Dom nauki wrażeń” Lenny Valentino pozostawiają niedosyt, ale nie przez nadmiar niskich tonów, a raczej delikatny chaos, jaki oferują. Nie znajdziemy tu harmonijnego współgrania całości, a raczej coś w rodzaju kolażu z poszczególnych instrumentów.
Air mają też problem z okiełznaniem wymagających kawałków w rodzaju „Bring Me the Disco King” Bowiego, bezceremonialnie tnąc górę perkusji i wycofując wokal o dwa kroki do tyłu.
Jest to brzmienie w rodzaju Huawei Freebuds 4 (ta sama douszna konstrukcja), które straszyło kołderką z niskich tonów – tu jednak bas nie zawsze przyćmiewa całości, a góra pasma nie została obcięta.
Zastanawiałem się, czy może po prostu nie wymagałem zbyt wiele od tego modelu, mając w pamięci to, co potrafił z siebie wykrzesać Enco X? Wracając do sedna: mimo początkowych zastrzeżeń Air nie są złym modelem, tylko będą miały problemy w pewnych gatunkach muzyki, ale w innych dadzą czadu – niżej znajdziecie, w jakich.
Puszczam Dżordża Majkela, tfu – Nocnego Kochanka ze „Zdrajcą Metalu” i tu jest już nieźle! Tego typu judasowo-maidenowy wokal i ostre gitary dają radę! Bałem się, że podobnie jak w przypadku wspomnianych FreeBuds 4 nie uda się uchwycić energicznego, ale jasnego stylu heavy metalu – okazało się, że zupełnie niesłusznie!
Fajnie brzmi na nich Mercyful Fate, Megadeth, Rush czy Ironi, ale tylko przy starszych albumach i to zwykle już zremasterowanych. Sporo popu i soulu też da nam masę radości, ale również będą to raczej podobne albumy, jak w przypadku rocka i metalu. W klasyce będzie całkiem nieźle, o ile pechowo nie traficie na album z dużą ilością instrumentarium emitującego niskie tony – zdarza się, że kontrabas potrafi przygasić wokal nawet samej Christiny Pluhar…
Nowszy metal, jak choćby Queensryche z druga częścią słynnej Operacji czy Metallica z „Death Magnetic”, rock w rodzaju Guano Apes, RHCP, Manic Street Preachers, techno-glamourowe kawałki Mery Spolsky – brzmi zbyt nosowo.
Niestety, Oppo Enco Air w kilku gatunkach muzyki radzą sobie nieźle, ale w większości – przeciętnie.
A marce, która maczała „pąki” we współpracy z Dynaudio to zwyczajnie nie wypada.
Czy warto kupić Oppo Enco Air?
To słuchawki, które będą podobały się wąskiej grupie użytkowników. Przede wszystkim sięgną po nie osoby unikające konstrukcji dokanałowych, bo ciągle modeli otwartych jak Air jest jak na lekarstwo, zwłaszcza w przyzwoitej cenie. Słuchawki mają też zaletę związaną z dobrym komfortem użytkowania – są lekkie i nie uwierają w uchu, dzięki czemu długie użytkowanie nie będzie meczące.
Niestety, jak same „pąki” pozwolą nam na długi odsłuch, tak wbudowana w nie bateria – nie. Cztery godziny w dobie tańszych i grających do 10 h Huawei FreeBuds 4i to zwykłe nieporozumienie.
Podobnie nieprzewidywalne brzmienie (zwykle zbyt basowe, ale silnie uzależnione od jakości produkcji i rodzaju muzyki) sprawia, że ciężko używać na co dzień modelu, który przy każdej kolejne płycie może nas rozczarować.
Dynaudio, wróć do Oppo!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.