Jesteście pewni, że Sony WF-1000XM4 to referencyjne słuchawki True Wireless? Owszem, mamy tu piękny miks LDAC, DSEE, ANC i magicznie rozrywkowe zestrojenie, ale konkurencja nie śpi! Przed Wami test Sony WF-1000XM4 i kilka odniesień do innych TWSów.
Kiedy sprawdziłem, ile czasu minęło od recki poprzednika WF-1000XM4 (zobacz test Sony WF-1000XM3), odczułem to niezbyt przyjemne wrażenie, że rzeczywistość wokół nas już nie przyśpieszyła, a po prostu pędzi.
Najnowsza odsłona True Wireless od japońskiego producenta świetnie to ucieleśnia – zupełnie przeprojektowano zarówno „pąki”, jak i etui, a do tego dodano kilka smaczków.
Czy Sony WF-1000XM4 to ciągle przedstawiciel referencyjnego urządzenia w tej klasie słuchawek? Sprawdzamy!
Przeglądając specyfikację tego modelu można powiedzieć jedno: jeśli ktoś chciałby opisać topowe urządzenie, zrobiłby to tak, jak widzimy powyżej.
Mamy gęste kodeki, mocną baterię, słynne ANC, które jest przywoływane jako punkt odniesienia dla konkurencji, autorskie systemy, jakich ze świecą szukać u konkurencji (360 Audio i DSEE) i aplikację, oferującą nie tylko to, czego się po niej zwykle spodziewamy, ale też rozbudowaną automatykę dostosowującą ANC i tryb transparentny do warunków zewnętrznych.
Renoma i wyposażenie kosztują – nawet teraz, kiedy już minęło trochę czasu od premiery WF-1000XM4, na stronie domowej Sony każe sobie za nie płacić 1 199 zł.
Słuchawki otrzymujemy w maleńkim opakowaniu, które bardziej wygląda jakby skrywało parę skarpetek, niż urządzenie za ponad 1000 zł. Ja rozumiem ekologię, ale czy nie można było zrobić tego jakoś bardziej z głową?
Zobaczcie sami – pudełeczko opięte jest papierową etykietą, które nie tylko pełni funkcję informacyjną czy ozdobną, ale jest też opaską trzymającą opakowanie „w kupie”. Kiedy tylko je ściągniemy, to pudełeczko rozpada się na dwie części, których nie złączycie w jedną całość – a po rozpięciu etykiety już jej nie zepniemy, bo trzyma ją jednorazowy klej. Zostajecie więc z opakowaniem, które można w zasadzie tylko wywalić – bo i tak do niczego się nie przyda.
Najgorsze jest to, że mam wrażenie, jakby ten eko sznyt był trochę na pokaz – bo 1/3 opakowania zajmuje kilka papierowych książeczek, z których nic nie wynika, ponieważ opisane są takim maczkiem, że jedyne, co bez trudu zobaczymy, to kod QR prowadzący do strony internetowej.
W środku znajdziemy także krótki przewód ładowania i 2 pary pianek w rozmiarze L i S – te, które są nałożone fabrycznie na słuchawki, to XL. Szkoda, że producent nie dał nam takiego wyboru, jaki oferowała poprzednia generacja – tam mieliśmy 6 (!) nakładek.
„Pąki” są ogromne. Marudziłem kiedyś na Senki Momentum TWS, ale tamte przynajmniej były bardziej równomiernie wyważone i w ich designie było coś, co pozwalało traktować je jako ozdobę. Sony poszło na całość i zmieniło zupełnie koncepcję kształtu – zamiast podłużnej kopuły mamy tu owalną, beczkowatą, wyglądającą jak któryś z topowych modeli Samsunga na sterydach.
Polotu mają dodać wstawki w kolorze miedzi, ale jakoś mnie to nie przekonuje. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak Sony mogło popełnić taki kształt słuchawek – ani to ładne, ani tym bardziej wygodne.
Etui jest również spore i pękate – na szczęście nie aż tak, jak w przypadku poprzedniej generacji. Mimo, że stało się bardziej typowe, to wciąż ze względu na grubość będzie wyróżniało się w kieszeni jeansów.
Nie podoba mi się, że w testowanym egzemplarzu wieczko miało wyraźny luz i nieprzyjemnie skrzypiało, ale składam to na karb tego, że byłem którymś tam testerem z kolei a kto wie, jak z pudełeczkiem obchodzili się wcześniejsi użytkownicy.
Na froncie znajdziemy wyraźną, ale przyjemnie świecącą diodę ładowania, z tyłu nieosłonięte gniazdo USB-C. Na plus na pewno trzeba zaliczyć potężny magnes wewnątrz etui, który właściwie sam prawidłowo układa w nim słuchawki – nie ma mowy o ty, żeby je źle odłożyć albo by wypadły po otwarciu wieczka.
Tak, jak poprzednie generacja była średnio wygodna, tak i – mimo totalnego przemodelowania – najnowszy model powtarza wady serii. Niestety, WF-1000XM4 mają na tyle specyficzną konstrukcję, że część użytkowników zwyczajnie z nich zrezygnuje ze względu na wypadanie z ucha lub dyskomfort dłuższego użytkowania.
„Pąki” są zbyt duże i wystają z uszu tak, że łatwo tracą środek ciężkości i trzeba je często poprawiać – treningi sportowe zdecydowanie nie są domeną tego urządzenia.
Za to komfort obsługi poprzez panel dotykowy jest świetny – tym razem nie opisuję komend sterowania, bo w aplikacji możemy je całkowicie dostosować do swoich preferencji. Czas reakcji i responsywność dotyku „pąków” jest wzorcowa.
Skoro już jesteśmy przy wzorcach, to podobnie jest z jakością rozmów głosowych, która dzięki połączeniu tradycyjnych mikrofonów i przewodnictwa kostnego jest topowa. Producent wspomina też o układzie redukującym szum wiatru na zewnątrz i rzeczywiście, przy spacerze w październikowej aurze bez problemu można było prowadzić połączenia głosowe.
Bateria to klasa sama w sobie – mówię tu oczywiście o czasie pracy na jednym ładowaniu, bo patrząc na ilość zastosowanych technologii, z którymi musza radzić sobie słuchawki, jest obłędna. Bez trudu uzyskiwałem 4 h pracy na LDAC, z ANC i DSEE (tak, wiem że producent reklamuje je jako działające do 8 h, ale bez wszystkich systemów, a jedynie z ANC) – to dobry czas pracy jak na obciążenie i gęsty kodek.
Aplikacja do obsługi słuchawek to słynna Sony | Headphones Connect, dzięki której nasze urządzenie zostaje prawdziwie inteligentnym gadżetem.
Standardowe funkcje, jakie tu znajdziemy, to:
To, co w tej apce jest dodane ekstra, obejmuje:
To jednak nie rozbudowana aplikacja, ale ANC uczyniło już dawno Sony królem TWSów i modelem referencyjnym, w stosunku do którego oceniamy inne urządzenia. Zaskoczenia nie będzie i w tej odsłonie WF1000, ponieważ producent połączył pasywną izolację, którą zapewnia piankowa końcówka, z potęgą systemu redukcji hałasu, jaki nie odbiega od poprzednika.
O ile jednak jeszcze niedawno ANC Sony było wyraźne lepsze od konkurencji, to już przy recenzji trzeciej odsłony WF wspominałem o przełomie, jakiego dokonał Panasonic RZ-S500W – dziś te rozwiązania Technics EAH-AZ60 wprowadza na ten sam pułap, co słynny konkurent!
Owszem, ANC Sony to ścisła czołówka, ale marka nie stoi już samotnie na najwyższym podium.
Powiem od razu – jeśli masz poprzednika i zależy Ci na nowej odsłonie ze względu na brzmienie, to wstrzymaj się z zakupem dotąd, dopóki 3-ki będą dawały radę z wytrzymałością baterii. Rewolucji na polu zestrojenia i jakości dźwięku nie ma i to w sumie oczywiste: niby po co Sony miałoby zabijać kurę znoszącą złote jajka?
Dalej jest efektownie (ale nie efekciarsko!), rozrywkowo i z kopniakiem energii, jaki potrafi rozruszać nawet pokryte tytoniem i resztkami whiskey Lemmiego nagrania z lat 70-tych. Początkowo myślałem, że to zasługa DSEE EXTREME (słynne algorytmy Sony, mające wydobywać to, co muzyka utraciła przez mocną kompresję), ale przecież w Tidalu po LDAC rzeczona funkcja nie wprowadza żadnej różnicy! Ta seria jest po prostu tak zestrojona, żeby podrywać umarlaka do tańca i nic na to nie poradzimy – ale jest to brzmienie, jakie nie zniekształca tego, co słyszymy w średnicy.
Każda muzyka, która jest z natury szybka i radosna, na Sony zabrzmi świetnie: czy będzie to Overkill z „A Mother’s Prayer” czy „Экспонат” kamandy Ленинград, to otrzymamy orgię energii, jakiej ze świecą szukać wśród konkurencji. Identycznie jest z hip-hopem, rapem, techno i wszystkim, co jest oparte na sile basu i podrywaniu nóżek do przytupu. Najświeższy kawałek Bisza/Radexa i Julii Pietruchy (za cholerę bym nie trafił, że takie połączenie jest możliwe!) w postaci „Offlajn Rework” na WF-1000XM4 staje się rozrywką przez duże R i pozwala cieszyć się kapitalnym podkładem tego utworu i … cudownie miękkim, głębokim, zmysłowym głosem Julii, która kradnie całe szoł!
Ale byłbym skrajnie niesprawiedliwy, jeśli bym nie dodał, że też bardziej kameralna, stonowana i wymagająca muzyka brzmi tu bardzo dobrze – świetnym testem jest leciwy kawałek Gawlińskiego „O sobie samym”, w którym charakterystyczne dla lat 90-tych brzmienie sekcji rytmicznej nabiera tylko delikatnie współczesnego posmaku, a sam trudny do reprodukcji wokal brzmi wybornie. Sony potrafi delikatnie podbarwić brzmienie, sprawić, że bas będzie bardziej jędrny, a jego wszelkie odcienie bardziej wyraziste, ale przy tym zabiegu gitary i perkusja są ciągle czyste i względnie naturalne!
To samo dzieje się w kawałkach Pearl Jamu, RHCP, FF czy Nocnego Kochanka – to jedne z lepszych słuchawek dla fanów rocka i ciężkich brzmień, o ile nie są oni jednocześnie skręceni w stronę neutralnego zestrojenia, bo Sony (będę to ManiaKalnie podkreślał) dodaje co nieco od siebie do głównego zbiorni… tfu – muzyki, sprawiając, że staje się ona bardziej tłusta i zawiesista.
Jak osadzić Sony na tle swojej półki cenowej i jego możliwości brzmieniowych?
Nieco zbliża się do niego Sennheiser, ale ten z kolei od ostatniej odsłony Momentum True Wireless nie potrafi pozbyć się lekko nosowej barwy, która w tej lidze jest coraz trudniejsza do zaakceptowania.
Nie jest to też to, co w topowych konstrukcjach proponuje Jabra – bas w Sony jest mniej zwarty i kontrolowany, a całość delikatnie bardziej ocielona.
Na antypodach WF-1000XM4 stanie Technics EAH-AZ60, który prezentuje inną filozofię grania, opartą na większej neutralności i chęci prezentowania czystego utworu, nie przepuszczonego przez różne maszynki do poprawy (czytaj: uwspółcześnienia i doboostowania) brzmienia.
Można mieć delikatne zastrzeżenia do tego, w jaki sposób Sony koloryzuje brzmienie muzyki, ale i tak są to słuchawki, z którymi rozstawałem się z bólem serca. Magia Sony, choć nieco uszczuplona o mit wszechpotężnego ANC, ciągle działa i nie zamierza odejść!
Japończykom udało się stworzyć słuchawki, których sporawa obudowa jest wyjaśniana przez kilkanaście technologii, jakie w nich upchnięto.
W zasadzie, jeśli wziąć pod uwagę kompletność wyposażenia – mamy tu:
to Sony WF-1000XM4 są ciągle na szczycie.
Ale … poprzednia generacja nie miała tak silnej konkurencji, a w ostatnim czasie dosłownie obrodziło słuchawkami, które może nie mają wszystkich funkcjonalności Sonego, ale za to sporo taniej zapewnią podobną jakość dźwięku. Brzmi jak bluźnierstwo? No to sprawdźcie choćby Oppo Enco X, które zagrają nie gorzej, a kosztują dziś 680 zł!
Oczywiście, ANC będzie gorsze, apka mniej rozbudowana, a blask marki sporo mniejszy, jednak pod względem muzycznym to podobna liga. A dokładając trochę grosza okaże się, że pojawi się tu jeszcze Jabra Elite 85t, Technics EAH-AZ70W czy dwie świeżynki w postaci Technics TWS EAH-AZ60 i Jabra Elite 7 Pro (oba modele właśnie testujemy i nie będę ukrywał, że to niezwykłe urządzenia).
O ile o połowę tańsze Oppo muzycznie sobie radziło z Sony, to ANC od razu ustawiało oba modele w takiej samej hierarchii, jak cena. Jednak w przypadku podobnie wycenionego (ale i tak tańszego!) EAH-AZ60 okazuje się, że zarówno muzyka, jak redukcja hałasów, obsługa kodeków, komfort użytkowania jest na analogicznym poziomie!
WF-1000XM4 to świetny model, ale wśród topowych słuchawek True Wireless robi się ciasno i nawet Sony nie powinno czuć się bezpieczne!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…
Apple iPhone SE 4 będzie miał premierę w Polsce jeszcze wcześniej, niż oczekiwałem. Smartfon zadebiutuje…