Co powstanie z połączenia przewodnictwa kostnego, tradycyjnych mikrofonów, kultowych przetworników, genialnej aplikacji, ANC z HearThrough i niezłej ceny? Oto test Jabra Elite 7 Pro: słuchawek dla tych, którzy stawiają na muzykę!
Całkiem niedawno pisaliśmy o niższym modelu z nowej serii Jabry (test Jabra Elite 3), który pokazał, że słynna marka postanowiła zawalczyć także w lidze tańszych słuchawek True Wireless. Nowa rodzina składa się również z 2ki oraz 7ki w wersji Pro i Active: dziś mamy przyjemność podzielić się wrażeniami z długodystansowej recenzji Jabra Elite 7 Pro!
Spróbujemy umieścić testowane słuchawki wśród podobnie wycenionej konkurencji i sprawdzamy, czy Elite 7 może zaoferować tak potężne i niezwykle energetyczne brzmienie, jak słynne 75t/85t!
Pierwsze, co uderza podczas lektury specyfikacji, to brak gęstych kodeków – choć w „starej” serii 75/85 również bazowaliśmy na AAC, to nowy średniak w postaci Elite 3, wyceniony na około 300 zł, posiadał już aptX i dawał nadzieję, że droższy model zaoferuje coś więcej.
Poza tą kwestią cała reszta nie daje powodów do obaw: znajdziemy tu wysoką normę odporności na wodę IP57 (pełne zanurzenie na 30 minut!); mocną baterię (do 8h autonomicznie/30h dzięki etui); odświeżoną, ergonomiczną konstrukcję; ANC z trybem transparentnym; świetną aplikację Sound+; możliwość pracy jednej słuchawki oraz nowość w postaci… wsparcia rozmów głosowych przez Jabra MultiSensor Voice, czyli kombinacji tradycyjnych mikrofonów oraz przewodnictwa kostnego.
Na deser zostawiłem cenę, bo to ona pozwoli nam ustawić słuchawki na odpowiednim ringu. Obecnie (połowa grudnia 2021) według Ceneo zapłacimy za nie 799 zł.
Słuchawki otrzymujemy w opakowaniu, do jakiego Jabra zdążyła nas już przyzwyczaić: mamy tu do czynienia podobnym rozwiązaniem, co w przypadku Elite 3 (test Jabra Elite 3) i ponarzekać można jedynie na to, że w zestawie znajdziemy tylko 3 silikonowe nakładki oraz przewód ładujący.
Troszkę tych akcesoriów niewiele (bo Technics AZ60 daje aż 6 nakładek), ale to chyba trend wyznaczony przez Sony najnowszą odsłoną WF-1000 (test Sony WF-1000XM4), gdzie z porównaniu z poprzednim modelem zredukowano ilość „gumek” z 6 do 3. Na szczęście Jabra ponownie oferuje nam nakładki bardzo dobrej jakości, które są grube, mięsiste i świetnie wypełniają kanał ucha.
Etui to przykład kapitalnej sztuki projektowej: jest niższe, szersze i bardziej obłe niż to, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie generacje słuchawek Jabry, a do tego na pierwszy rzut oka zauważymy, że wykonano je z lepszych materiałów niż niższy model Elite 3. Podoba mi się zestawienie twardego, odpornego na zarysowania i idealnie spasowanego plastiku na zewnątrz konstrukcji i miękkiego, gumowanego wykończenia w środku.
Wnętrze etui potęguje odczucie obcowania z produktem klasy premium i jednocześnie jest jednym z najwygodniejszych na rynku, jeśli chodzi o wyjmowanie/odkładanie z niego „pąków” – pod względem ergonomii nie sposób się tu do niczego przyczepić.
Wieczko etui jest oczywiście wspomagane sprężyną i pracuje tak, jak można oczekiwać w tej klasie cenowej. Na górze znajdziemy wytłoczoną nazwę producenta, na spodzie – symbol szybkiego ładowania bezprzewodowego Qi, natomiast nietypowym posunięciem jest umieszczenie nieosłoniętego gniazda ładowania na froncie, tuż pod diodą, potrafiącą komunikować stan ładowania, baterii czy aktualizacji słuchawek.
„Pąki” są świetnie wyprofilowane i wyglądają na mniejsze, niż są w rzeczywistości. W zasadzie to bardzo podobna konstrukcja to Elite 3, ale nieco inaczej wygląda panel sterowania (mniejszy i bardziej owalny), a końcówka słuchawek głębiej wypełnia kanał ucha.
Nie do końca podoba mi się kwestia konstrukcji, która zapewnia świetną pasywną izolację, jednak powoduje efekt zatyczek w uszach. Zabrakło tu kanału doprowadzającego powietrze, za który tak chwaliłem przedstawiciela poprzedniej generacji w postaci 85t. Szkoda, bo część wrażliwszych na tym punkcie użytkowników nie będzie mogła używać tych słuchawek przez dłuższy czas w jednym podejściu.
Jabra wymusza dokładne ułożenie słuchawek w kanale ucha i znajdziemy nawet służący do tego element aplikacji, sprawdzający poprawność jej umiejscowienia.
Jabra od dawna potrafiła skroić idealną aplikację i nie będzie zaskoczeniem, że także w przypadku Elite 7 mamy do czynienia ze świetnym narzędziem, wspomagającym pracę słuchawek.
Tym, co odróżnia Sound+ od wielu konkurencyjnych rozwiązań jest przejrzysty design i wiele możliwości, od dostosowania brzmienia (6 preinstalowanych presetów + tworzenie własnych dzięki 5 pasmowemu korektorowi) po personalizację sterowania.
Sterowanie realizujemy poprzez wciskane przyciski, które są tak zaprojektowane, że trudno je zauważyć – panel wygląda tak, jak na standardowych, dotykowych słuchawkach. Dopiero kiedy przejedziemy po nich palcem, wyczujemy krawędzie, które je okalają. Sterowanie w taki sposób jest wygodne i o wiele bardziej dokładne, niż dotykowe, a do tego nie stwarza żadnych problemów, kiedy używamy słuchawek pod czapką czy kapturem.
Podoba mi się skok przycisków, który jest łatwo wyczuwalny i miękki, a jednocześnie stawiający wyraźny opór. Co ważne, nie ma tu problemu, jaki irytuje w budżetowych konstrukcjach, gdzie fizyczne sterowanie często jest głośne i powoduje dyskomfort – tu praca mechanizmu jest niemal niedostrzegalna.
Domyślne sterowanie pozwala nam przejąć kontrolę nad połączeniami i muzyką. Oba „pąki” pomogą odrzucić, odebrać czy zawiesić połączenie, natomiast obsługa muzyki jest podzielona na prawą i lewą słuchawkę, gdzie zastosowano kombinacje gestów:
na prawej –
na lewej –
Jabra stawia na personalizację i to widać choćby w tym, że możemy dostosować do swoich upodobań wszystkie kluczowe cechy słuchawek:
Na szczęście wciąż znajdziemy tu pejzaże dźwiękowe, pozwalające stworzyć sobie wymarzoną atmosferę do pracy czy zasypiania. Są to odgłosy maskujące hałas wokół nas, takie jak różne rodzaje szumów (biały czy różowy), „komfortowa atmosfera” i odgłosy natury (z majestatycznym szumami oceanu czy sennym deszczem na czele).
Wiem – brzmi to dziwnie, ale spróbujcie sami: to jedne z najlepszych wyciszaczy, dostępnych bez konieczności okazania dowodu osobistego 🙂
Jeśli miałbym dziś odpowiadać na pytanie, jaka marka może pochwalić się topową aplikacją dla słuchawek, odpowiedź byłaby prosta; Jabra oraz … Soundcore!
No cóż – wspominałem już o tym, że słuchawki zapewniają niezwykłą wręcz pasywną izolację i to właśnie ona mocno wspiera działanie ANC. Bierne wyciszenie jest tak silne, że w zasadzie bez trybu transparentnego jesteśmy już odcięci od odgłosów na przeciętnym poziomie głośności, jak rozmowa czy odpalony wieczorem TV.
To już bardzo dużo i można by spodziewać się, że z takim wsparciem ANC będzie miało tu jak rozwinąć skrzydła – powiem jednak wprost, że spodziewałem się mocniejszej redukcji hałasów otoczenia, bo do Technicsa (test Technics EAH-AZ60) czy Sony (test Sony WF-1000XM4) co nieco tu brakuje. Ale z drugiej strony trzeba patrzeć na to wszystko z perspektywy ceny, bo Jabra jest najtańsza z całego tego topowego towarzystwa (800 zł vs. 930 zł Sony vs. 999 zł Technics) i jakieś fory z tej przyczyny się jej należą.
Muszę wyraźnie zaznaczyć, że 7-ka jest niezwykle wrażliwa na wybór nakładek – w moim przypadku początkowe rozczarowanie brzmieniem i mocą ANC miało swoją przyczynę w tym, że w przypadku tych słuchawek okazało się, że moje zwyczajowe nakładki w średnim rozmiarze są za duże i muszę przejść na najmniejsze. Dopiero wtedy pojawiła się lepsza izolacja, a brzmienie nabrało mocy. Korzystając z tych słuchawek nie sugerujcie się więc dotychczasowymi doświadczeniami z doborem wkładek, ale sprawdźcie wszystkie na spokojnie.
O ile jakość ANC jest dobra, ale nie plasuje się na tym samym poziomie, co wspomniane Sony i Technics, to już jakość rozmów stanowi wyznacznik górnej półki w słuchawkach True Wireless za około 1000 zł. Nie spotkałem się dotąd z tym, by osoby, z którymi rozmawiałem, jednoznacznie twierdziły, że słyszą mnie bardzo dobrze i wyraźnie, ba – lepiej niż zwykle! Ten sukces to wypadkowa pracy klasycznych mikrofonów oraz przewodnictwa kostnego, które uzupełnia pejzaż brzmienia naszej mowy. Całość jest kontrolowana przez algorytmy, pozwalające 2 mikrofonom rejestrować to, co mówimy, a dwóm kolejnym wyciszać odgłosy otoczenia.
W praktyce nie mam zastrzeżeń do możliwości Elite 7 Pro jako zestawu do prowadzenia rozmów – głos jest mocny, głośny i wyraźny po obu stronach połączenia, a same słuchawki trzymają stabilność Bluetooth nawet wtedy, kiedy przemieszczamy się po mieszkaniu, a telefon został w drugim pokoju.
Słuchawki są naprawdę głośne i warto o tym pamiętać – połowa skali głośności spokojnie wystarcza tam, gdzie konkurencja potrzebuje większego podkręcenia. Dawno nie miałem takiego odczucia, słuchając słuchawek True Wireless, że brzmienie jest klarowne i nienapuszone, bez efekciarstwa w żadną stronę.
Na wyzerowanym equalizerze dźwięk jest skierowany w stronę neutralności, nie faworyzując skrajów pasma, co jest przypadłością niemal wszystkich urządzeń tej klasy. Takie zestrojenie świetnie sprawdza się w przypadku klasyki czy rocka, ale osoby wychowane na loudness war będą odczuwały niedobór niskich tonów – jednak dzięki aplikacji nic nie stoi na przeszkodzie, żeby je podkręcić tak, jak uznamy za słuszne.
Poniższe uwagi dotyczące brzmienia odnoszą się do wyzerowanego korektora:
Nocny pociąg Nocnego Kochanka to solidny kopniak rocka rodem z lat 80-tych, które świetnie odzwierciedla surowiznę charakterystyczną dla tamtych lat. Wszystko jest tu na swoim miejscu – drapieżny, krzykliwy wokal, ostre gitary, zwarta sekcja rytmiczna. Ale muszę przyznać, że ręka świerzbiła, żeby nieco podbić niskie tony, przynajmniej o 1 na skali korektora.
Wstyd, wstyd, wstyd Dildo Bagginsa i Swiernalisa w interpretacji Jabry odkrywa karty: ten kawałek przy bardziej nosowych słuchawkach traci undergroundowy sznyt i zamienia się w lekko popowa pulpę, natomiast Elite 7 nadały mu oddechu, odsłoniły rockową naturę, dały wybrzmieć smaczkom tła. Dla współczesnych, loundessowych produkcji te słuchawki są świetnym i naturalnym „odmulaczem”.
Barbara, dira effera,ZWV164 Zelenki pod batutą Cortiego ze zjawiskowym Orlińskim to prawdziwa uczta dla ucha, pozwalająca wybrzmieć temu niezwykłemu utworowi, zachowując jego lekkość, przestrzenność, bogactwo dźwięków, a nawet odzwierciedlić jego rozmach.
OK Boomer Fisz Emade Tworzywo: przyznam, bałem się, że zabraknie siły podkładu, ale … nie! Nawet na wyzerowanym korektorze brzmi to mocno, a jednocześnie z niezwykłą jasnością, która podkreśla genialną dykcję Fisza i jego talent do oryginalnego frazowania. Czasem warto dać szansę zagrać samym słuchawkom, nawet jeśli nie są to planarniaki za worki monet i ekogroszku.
W przypadku tego modelu ma się przede wszystkim wrażenie kontaktu z samą muzyką, a nie tym, co dodają do niej słuchawki. Nie znaczy to, że nagle Jabra wskoczyła w przestrzenie nieznane innym słuchawkom True Wireless i wprowadza tu jakieś aspekty audiofilskie, ale raczej, że potrafi zaufać bardziej samym utworom niż trendom grania skrajami pasma.
Może na koniec warto dodać, kto może być niezadowolony z brzmienia Elite 7 Pro – na pewno będą to fani tłustego basu, który musi wypełniać każdą sekundę muzyki. Jabra preferuje zrównoważone, dość spokojne i harmonijne zestrojenie, które zamiast efektowności skłania się ku przestrzeni i uniwersalności, gdzie poszczególne pasma tworzą spójną całość.
Nieczęsto zdarza mi się tak komfortowa sytuacja, w której po teście mogę po prostu powiedzieć: kawał dobrej roboty. Jabra Elite 7 Pro to urządzenie dla każdego, kto patrzy na słuchawki przez pryzmat muzyki, a nie ceny, kosmicznych kodeków czy funkcji, z których skorzysta z ciekawości (albo i nie) podczas pierwszego odpalenia TWSów.
Elite 7 to ten przypadek, który po rozłożeniu na czynniki pierwsze teoretycznie nie ma prawa osiągnąć czegoś, co wyrośnie ponad solidny, ale nie wybitny poziom, a mimo to suma cech tego modelu daje zaskakuje rezultaty.
Przede wszystkim to słuchawki przeźroczyste w pozytywnym znaczeniu tego słowa:
Przy okazji doszło do ciekawej sytuacji, bo Jabra zróżnicowała brzmienie poszczególnych modeli i o ile dużo tańsza 3-ka ma dość ocieplone brzmienie, które potrafi zaskoczyć miękkim basem, to 7-ka stawia na równowagę i przestrzeń.
Co wybieracie?
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…
Apple iPhone SE 4 będzie miał premierę w Polsce jeszcze wcześniej, niż oczekiwałem. Smartfon zadebiutuje…
Zadebiutował OPPO Find X8 Pro: superflagowiec stworzony z myślą o Europie, a co za tym…
Podkręcony Snapdragon 8 Gen 3 w połączeniu z 7000 mAh to marzenie niejednego ManiaKa. Sam…
Z zakupem telefon do zdjęć czekasz do premiery Huawei Mate 70? Możesz mieć rację, bo…