Eleganckie głośniczki Bluetooth, które mają być ikoną stylu zamiast mobilności? Ciekawe, o ile nie zapomniano o równie stylowym brzmieniu: przed Wami test Fresh n Rebel Soul!
Fanom audio, którzy poza brzmieniem cenią nietypowy design, zamiłowanie do szczegółu oraz magię unikatowych kolorów, marki Fresh n Rebel przedstawiać nie trzeba.
Na naszych łamach mieliśmy już do czynienia z kilkoma urządzeniami Holendrów, ale najbardziej w pamięci utkwiły mi dwa:
- maleńki, ale niezwykle wytrzymały i wodoodporny (topiłem go bez skutku w … wazonie!) głośnik Bluetooth Bold X (test Fresh 'n Rebel Rockbox Bold X),
- wygodne i dość wszechstronne słuchawki True Wireless Twins ANC (test Fresh N Rebel Twins ANC).
Te dość odległe od siebie produkty łączy jedno: zamiłowanie Fresha do zabawy designem czy kolorystyką i za to dla marki mam sporą estymę, bo wprowadza trochę szaleństwa w dość skostniały rynek konsumenckich sprzętów audio.
Niestety, za fajnym wizualnie projektem nie zawsze nadążało wyposażenie i możliwości urządzenia. Mam wrażenie, jakby dopiero wyższe modele słuchawek nausznych marki oraz TWSy w postaci Twins ANC udowodniły, że Fresh potrafi zaskoczyć niezłym brzmieniem.
Całkiem jednak możliwe, że moje odczucia były związane z tym, że Holendrzy skupiali się przede wszystkim na rozwiązaniach z budżetowej półki cenowej i właśnie na tym tle ciekawym wyjątkiem jest recenzowany głośnik, czyli Soul.
Fresh n Rebel Soul na stronie producenta wyceniono na 139 euro – na oficjalnym koncie marki na Allegro zapłacimy za niego 600 zł.
Fresh n Rebel Soul: tajemnicza specyfikacja i wygląd jak z żurnala
- Łączność Bluetooth
- Wejście audio 3,5 mm
- Odporność na zachlapanie IPX5
- Tryb Double Fun – parowania dwóch głośników w stereo
- Funkcja zestawu głośnomówiącego dzięki wbudowanemu mikrofonowi
- Zasilanie prądem stałym (DC): 5V/1A maks., złącze USB-C
- Czas pracy do 15 h, czas ładowania 2,5 h
- Wymiary: 170 x 169 x 86 mm
- Waga: 675 g
Po raz kolejny spotykam się z sytuacją, kiedy producent traktuje dane techniczne urządzenia na równi z tym, jak rząd USA prawdę o Roswell 😉
Choć piekliłem się na to niejednokrotnie, to powtórzę: nie może być zgody na podobne lekceważenie użytkownika! Ja rozumiem, że to głośnik aspirujący do kategorii glamour, ale brak wersji Bluetooth czy średnicy przetwornika to już spora przesada…
Głośnik spoczywa w opakowaniu w specjalnej miękkiej wytłoczce, dzięki czemu można być pewnym, że nic mu się nie przydarzy w czasie transportu. W eleganckim kartoniku (ten sam kolor co Soula) znajdziemy przewód do ładowania USC-C ->USB oraz kabelek minijack, ale niestety marka odeszła od zachowania takiej samej kolorystyki akcesoriów, jak całego urządzenia (zamiast w autorskim odcieniu Deep Mauve są one po prostu białe).
Dwa słowa o dostępnej kolorystyce, bo nazwy odcieni mają dziwnie magnetyczne działanie: Silky Sand, Storm Grey, Dried Green, Safari Red, Brave Bronze, Deep Mauve i Dive Blue (no dobra, może waleczny brąz brzmi nieco szemranie).
Świetne wrażenie na żywo wywierają zastosowane materiały:
- tkanina jest zwarta, przyjemna w dotyku i nie zbiera wody, a co ważne – świetnie się prezentuje, bo w zależności od kąta padania światła możemy zobaczyć na niej efektowne refleksy,
- choć okalająca głośnik ramka jest wykonana z tworzywa sztucznego, to jest ono odporne na upadki, a jednocześnie zostało pokryte delikatnie miękką, satynową powłoką, przyjemną w dotyku i pozwalającą stabilnie uchwycić urządzenie,
- przyciski sterowania pracują z wyraźnym, sprężystym i dość niskim skokiem, a chroni je gumowana powierzchnia, na której wytłoczono piktogramy objaśniające ich funkcje,
- podstawa z szorstkiej gumy zapobiega przypadkowemu przesuwaniu głośnika.
Głośnik nie posiada żadnych funkcji inteligentnych, więc jeśli zależy Wam na Wi-Fi i tym podobnych bajerach, to nie ten adres – poza eleganckim designem Fresh nie ma czym dorównać Sonosowi i trzeba powiedzieć to wprost.
Obsługa urządzenia jest maksymalnie uproszczona: na górnej części umieszczono fizycznie wciskane przyciski play/pauza, następny utwór, poprzedni utwór, głośniej i ciszej. To wszystko, bo poza tym nie dostajemy do dyspozycji żadnej aplikacji ani możliwości zmiany brzmienia głośniczka – choć muszę przyznać, że zestrojono go całkiem apetycznie, o ile lubimy sporo jędrnego basu!
Elegancki maluszek, który tworzy bas z niczego!
Jak można się domyśleć, Fresh stanął przed mocnym dylematem, związanym z wyborem zestrojenia: czy ma być lekko i klarownie, czy też pomajstrować nieco przy głośniczku i podkręcić mu basy tak, żeby nikt nie powiedział, że „to przecież nie gra”. Holendrzy wybrali tę drugą drogę i Soul został nieco mroczną i pogrążoną w otchłani duszyczką, która potrafi zadudnić tak, że przecieramy uszy ze zdumienia, jak takie niepozorne maleństwo o modowych inspiracjach może zejść nisko z basem.
Nie obyło się jednak bez ofiar, którymi są wszelkiej maści gatunki oparte na gitarze, zwłaszcza te bardziej leciwe. W ramach eksperymentu puściłem kilka kawałków niesławnego Celtic Frost i owszem, muzyka dostała tu so(u)lidnego dodatku niskich tonów, ale przekuły się one przede wszystkim na sekcję rytmiczną, przez co gitara basowa i perkusja w bardziej pędzących fragmentach zagłuszały całą resztę.
Z kolei współcześnie wyprodukowany Motorhead z „Wake the Dead” na czele brzmi już bardziej radośnie i nieco klarowniej, generując przy 3/4 skali mocy Fresha tyle energii, że bez trudu wypełnimy nią przestrzenie średniej wielkości pokoju (do 20 m2).
Kameralna, filmowa muzyka w rodzaju „My Father’s Daughter” Olivii i Eddiego Vedderów potrafi tu zaskoczyć umiejętnością przenoszenia smyczków i miękkich, kobiecych wokali. Nawet basowe podbicie podkładu rytmicznego zgrabnie się tu wplata w całość i w przeciwieństwie do piwnicznego metalu z początku lat 80-tych, który był realizowany chyba przez duchy kóz i kotów sąsiadów, takie współczesne miksy wypadają tu po prostu dobrze.
Po tym pozytywnym zaskoczeniu postanowiłem puścić na Freshu Bisza i to było to: „Poświęć wszystko” zabrzmiało tak, że momentalnie zapomniałem gitarowe niepowodzenia. Soul ma naturalny talent do czarowania głębią plastycznych, miękkich basów, które rozkwitają wraz z głośnością i tworzą gęsty pejzaż, gdzie znajdzie się miejsce dla tętniącego basu, delikatnego tła, chórków i wokalu.
Podobnie szalona podróż w dyskotekowe lata 80 z Tiffany i jej „I Think We’re Alone Now” to świetny wypełniacz domówki – przy tego rodzaju muzyce Fresh po prostu zmusza nas jeśli nawet nie do tańca, to przynajmniej do radosnego podrygiwania w rytmie muzyki.
Jak widzicie, Soul to mały i z pozoru ugrzeczniony głośniczek, który pomimo swoich rozmiarów i eleganckiego designu najlepiej sprawdzi się nie w klasyce czy chillowym graniu w tle, ale w muzyce imprezowej.
Czy warto kupić Fresh n Rebel Soul?
Muszę przyznać, że w stosunku do Soula mam dość mieszane uczucia, bo jest to mocno niejednoznaczne urządzenie. Z jednej strony brakuje mu dedykowanej aplikacji czy gęstych kodeków, z drugiej zadziwia mocnym basem i dźwiękiem, który jest w stanie nagłośnić spore pomieszczenie.
Ale przede wszystkim idea głośnika Bluetooth, który sam w sobie jest ucieleśnieniem mobilności, jako urządzenia domowego, będącego czymś w rodzaju grającej dekoracji, wydało mi się dziwne i ta dziwność towarzyszyła mi do czasu, aż Fresh niepostrzeżenie nie stał się wyposażeniem pokoju mojej córki, gdzie zostało mu przydzielone odpowiedzialne zadanie odtwarzania audiobooków.
No właśnie – to model, który może się podobać, a przy tym z racji oryginalnej konstrukcji ustawimy go tak, że dźwięk będzie rozchodził się po całym pomieszczeniu bez kombinowania, jak w przypadku głośników o kształcie tuby, bardzo wrażliwych na lokalizację. Soul ma do tego znaczny zapas mocy i potrafi grać tak, że osoby słyszące go w akcji po raz pierwszy odruchowo szukają wzrokiem drugiego głośnika!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.