Samsung Galaxy S22 Ultra to doskonały flagowiec i naprawdę chciałem go kupić w przedsprzedaży. Po 24 godzinach już wiem, że tego nie zrobię. Dlaczego?
Emocje po premierze Samsung Galaxy S22 już opadły. Dałem sobie 24 godziny na zastanowienie się, dla kogo w ogóle jest Ultra. Dla fanów flagowców? Dla fanów aparatów? Dla fanów Note’a? Dzisiaj już wiem, że na pewno nie jest dla mnie.
Dlaczego chciałbym kupić Samsung Galaxy S22 Ultra?
Bo to Note. I na tym stwierdzeniu mógłbym zakończyć całą sekcję. Nie mam pojęcia, dlaczego Samsung nie chce go tak nazywać. Może dlatego, że Galaxy Note były „nudne”, a przecież Samsung teraz jest Awesome i K-Pop. Marketing na bok. Obecność stylusa i proporcje pozwalające na wygodniejsze korzystanie z dwóch aplikacji jednocześnie to coś, dlaczego warto kupić ten telefon.
Druga sprawa – design. S21 Ultra całkiem mi się podobał, a ta metalowa wyspa aparatów była pewnym powiewem świeżości. Tylny panel w Galaxy S22 Ultra nie jest może aż tak oryginalny, ale za to nie ma żadnej wyspy. Być może nie zmienia to wcale tego, jak mocno obiektywy wystają ponad obrys obudowy. Sprawia jednak, że smartfon wygląda na lżejszy, niż jest w rzeczywistości.
Trzecia sprawa to ekran. Całe szczęście Samsung nie chciał wprowadzać do swojego flagowca „ulepszeń” z Galaxy Z Fold 3. Jestem pewien, że za rok, może dwa, aparat pod wyświetlaczem będzie standardem – i to niewidocznym. Póki co jednak ten ulepek pikseli koszmarnie raziłby w oczy. W 6.8-calowej matrycy ta dziurka aż tak nie przeszkadza.
Ostatnia kwestia to aktualizacje. Samsung Galaxy S22 Ultra – i pozostałe wersje – dostaną aż 5 lat wsparcia. Nie sądzę, bym miał korzystać z niego tak długo, ale za to bardzo ułatwia to odsprzedaż po kilkunastu miesiącach. Świadomość, że możemy kupić go z drugiej ręki i używać jeszcze dwa lata to ważny krok do lepszego Androida w przyszłości.
Dlaczego nie warto tego zrobić?
Po pierwsze – cena. Kupowanie Samsunga Galaxy S22 Ultra z 8 GB RAM to jak wybranie Ferrari z silnikiem 1.2. W dieslu. Wygląda super, ale jednak czegoś mu brakuje. Nawet taki model kosztuje 5899 złotych. Za interesującą mnie wersję 12/256 GB w Polsce trzeba wyłożyć 6399 złotych.
Sorry – ale nie jest tego wart. Kilka powodów wyjaśnię w kolejnych akapitach, ale wróćmy do ceny. W Polsce – w przeliczeniu – Ultra jest o 450 dolarów droższy, niż w USA. To naprawdę jest kiepski moment na zakup flagowca – zwłaszcza takiego, którego okrojono względem poprzednika.
Gdzie to „okrojenie”? Na pierwszy ogień idzie aparat. Idealnie podsumował to tester o najlepszym aliasie w historii kosmosu, czyli Golden Reviewer. Dla mnie to mały problem, ale mam inny. Samsung Galaxy S22 Ultra po prostu ma za dużo aparatów. Dużo bardziej podoba mi się podejście Apple. Serio – kiedy ostatnio skorzystałeś z 10-krotnego zoomu? Ja też nigdy.
No i jest jeszcze procesor. Exynos 2200 został już przetestowany i oferuje całe 5% lepszą wydajność. Fakt, że ma dużo lepszy czip do AI i będzie lepiej przetwarzał obraz. To ma jednak znaczenie dla purystów, którzy od aparatu wymagają jak najwięcej. Nie dla mnie. Do tego nic nie wskazuje na to, by miał się przegrzewać mniej, niż Exynos 2100. Są tańsze sposoby na ogrzanie rąk zimą.
To tyle ode mnie. Pierwsze wrażenia z użytkowania serii Samsung Galaxy S22 opublikował już Damian. Tam dowiesz się dużo więcej na temat mniejszym modeli, które akurat mnie kompletnie znudziły.
Samsung Galaxy S22: pierwsze wrażenia. Jeden z nich mógłby wylądować w mojej kieszeni!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.