Huawei P50 Pocket to składany telefon o przepięknym designie i kilku irytujących wadach. Mam go od tygodnia i już wiem, dlaczego powstał. Nie wiem za to, kto kupi go w Polsce.
Po testach Oppo Find N przyszedł czas na inny, składany telefon z Chin. Huawei P50 Pocket jest w mojej kieszeni już od ponad tygodnia. Choć na pełną recenzję jest jeszcze za wcześniej, to mogę podzielić się pierwszymi wrażeniami. Czy ktoś powinien w ogóle rozważyć jego zakup?
Smartfon w Polsce został wyceniony na 6499 złotych. To czyni z niego jeden z najdroższych modeli, które oficjalnie są dostępne w naszym kraju.
Na testy dostałem biały wariant kolorystyczny. Jest jeszcze złoty – moim zdaniem jeszcze ładniejszy, ale jego nie znajdziesz w polskich sklepach. Już po tym czasie testów mogę powiedzieć, że Huawei odwaliło kawał dobrej roboty. Odwaliło też kawał średniej, ale o tym zaraz. Huawei P50 Pocket genialnie leży w dłoni i użytkowanie jedną ręką jest bajecznie wygodne.
Częściowo odpowiada za to aspekt ekranu (21:9), a częściowo tekstura obudowy. Producent chciał, by P50 Pocket był modny. Gadżeciarski. Pożądany. I chyba im się udało. Przez ponad tydzień każdy, kto brał go do ręki, był oczarowany designem. Problem w tym, że nie sam design czyni dobrego smartfona. A ja muszę ponarzekać na coś, co w sprzęcie za 6500 złotych nie ma racji bytu.
Żeby nie było – telefon przyjechał do mnie fabrycznie zapakowany, zafoliowany i całkowicie nowy. Nie mam pojęcia, jak można w takim razie usprawiedliwić luźny przycisk do regulacji głośności. Coś takiego w 2022 roku nie przystoi nawet tanim smartfonom za tysiaka. W przypadku flagowca to już kpina. To tak, jakby w nowym Porsche klamka zostawała w dłoni po odbiorze z salonu.
Druga sprawa to zawias. Miałem już do czynienia z każdym składanym smartfonem na rynku. I wydaje mi się, że ten w Huawei P50 Pocket jest po prostu zbyt luźny. Jasne – to ułatwia wygodne otwieranie i pozwala na zamknięcie jedną dłonią. Po tygodniu słyszę jednak delikatne chrupanie, a na plaży to za nim nie byłem. Po prostu nosiłem go w kieszeni.
Ostatnia kwestia to fałda na ekranie. Od razu mówię – nie ma jej. To znaczy – jest, ale można ją jedynie wyczuć pod palcem, bo na pewno jej nie zobaczysz. Tutaj Huawei P50 Pocket wygrywa z Samsungiem i dorównuje Oppo Find N. To akurat zrobili idealnie i nie można się do niczego przyczepić.
Huawei P50 Pocket można pokochać od pierwszego wejrzenia, ale po ślubie wychodzą na jaw problemy. Głównemu jest na imię Snapdragon 888 i niestety to mocno rzutuje na możliwości urządzenia. Każdy składany smartfon z flagowym procesorem robi się ciepły podczas użytkowania i nic z tym nie zrobimy. Dopóki producenci nie sięgną po SoC ze średniej półki, przegrzewanie i throttling będą normą.
Można to jednak rozwiązać lepiej – lub gorzej. Lepiej zrobiło to Oppo, ale oni mieli łatwiej, bo to po prostu większy sprzęt. Huawei zrobiło to niestety słabo – P50 Pocket robi się naprawdę gorący podczas grania. Co gorsza, rozczarowuje czasem pracy i to mnie zdziwiło najbardziej. Smartfon ma dużo większą baterię, niż Samsung Galaxy Z Flip 3 (3300 vs 4000 mAh). I mimo tego pracuje krócej.
To może chociaż da się go szybko naładować? Teoretycznie tak, choć po 40 W ładowarce oczekiwałem trochę więcej. Powiedzmy, że standardowo zajmuje to trochę poniżej godziny. Huawei musiało więc ograniczyć to programowo, pewnie w celu oszczędzania ogniwa.
Jeśli jest jakiś aspekt, w którym Huawei P50 Pocket błyszczy, to jest nim aparat. Jeśli chodzi o tego typu konstrukcje, to jest liderem. Ani Galaxy Z Flip 3, ani – tym bardziej – Motorola nie mają z nim szans. Zrobiłem jeszcze za mało zdjęć, by sprawdzić wszystkie możliwości, ale pierwsze kilkaset jest obiecujące. Główna matryca ma 40 MP (zdjęcia robione są w 10 MP). Jest też szeroki kąt 13 MP oraz obiektyw do trybu fluorescencja.
Ten ostatni to fajna zabawa, ale do osiągnięcia rezultatów obiecywanych przez producenta potrzeba dość specyficznych obiektów do fotografowania. Główna matryca w dzień jest świetna, ale w nocy daje się we znaki brak OIS. Nie to, że jest źle – przeciwnie, jest całkiem dobrze. Narzekam tylko dlatego, że od flagowców Huawei po prostu wymaga się więcej w dziedzinie mobilnej fotografii.
Z ostatecznym werdyktem wstrzymam się do pełnej recenzji. Obecnie mogę powiedzieć, że sam raczej bym tego nie zrobił. Ograniczenia w aplikacjach to już nie jest problem – Huawei naprawdę obeszło wszystkie przeszkody. Po kilku godzinach pracowałem na nim tak samo, jak na prywatnym smartfonie. Jest jednak inny problem – ten telefon jest koszmarnie drogi.
Patrzyłbym na niego zupełnie inaczej, gdyby kosztował podobną kasę, co model Samsunga. Jest fajny i rozumiem podejście, że to bardziej moda niż technologia. Modzie można więcej wybaczyć. Nie można jednak wybaczyć tak rażących niedociągnięć, jak luźno osadzone przyciski. To od razu rujnuje wrażenie użytkowania produktu premium.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…