Czy warto kupić Huawei P50 Pocket? Na to pytanie staram się odpowiedzieć w recenzji po miesiącu użytkowania tego składanego smartfona. Jest świetny, ale i bardzo drogi.
Huawei P50 Pocket był moim głównym smartfonem przez niemal miesiąc. Przez ten czas miałem okazję dokładnie sprawdzić, czy to najlepszy składany telefon na rynku. I chyba już znam odpowiedź, chociaż sam telefon to jedna wielka zagadka. Czy jest wart 6499 złotych?
Huawei P50 Pocket to pokaz mody i technologii
Tutaj w zasadzie mógłbym przekleić moje pierwsze wrażenie. Po miesiącu moja opinia na temat Huawei P50 Pocket, jego jakości wykonania i zastosowanych materiałów, nie zmieniła się prawie wcale. Dlaczego prawie wcale? Ponieważ Huawei przysłało mi drugi egzemplarz. W pierwszym przycisk regulacji głośności był luźno osadzony. W smartfonie za 6500 złotych.
Prostuję więc – to była bolączka mojego egzemplarza i drugi model był lepszy. Nadal nie oferuje najprzyjemniejszego kliku, jakiego oczekuję od flagowca. Daleko mu do iPhone’a czy topowych Galaxy. Przed zakupem sprawdziłbym jednak, czy kupowany egzemplarz również nie cierpi na taką przypadłość.
Druga sprawa to zawias. Tutaj też mój felerny, pierwszy egzemplarz nie błyszczał. Był zbyt luźny, więc po mniej więcej tygodniu przesiadłem się na drugi. Tutaj problemu już nie ma – otwarcie i zamknięcie daje satysfakcjonujący klik. Ważne jest też, że pomiędzy połówkami wyświetlacza nie ma żadnej szczeliny, a to dobrze wpłynie na długowieczność.
Nie ma też fałdy. Ta obecnie pojawia się tylko u Samsunga. Oppo Find N też poradził sobie lepiej, gdzie wyświetlacz nie jest zaburzony przez żadne fałdy. Sam wyświetlacz to ładny OLED 120 Hz. Jest jasny i przy ponad 800 nitach nie miałem problemów z czytelnością w żadnym świetle.
Na koniec kilka słów o ergonomii. Huawei P50 Pocket świetnie leży w dłoni i kapitalnie korzysta się z niego przy użyciu tylko jednej ręki. Wyjątkiem jest tu jedynie otwieranie, bo do tego akurat potrzeba asysty drugiej ręki. Częściowo odpowiada za to aspekt ekranu (21:9), a częściowo tekstura obudowy.
Wydajność, bateria i oprogramowanie
Jak wydajny jest Huawei P50 Pocket? Bardzo wydajny, jak przystało na telefon ze Snapdragonem 888. Bardziej interesowało mnie, jak mocno przegrzewa się ten flagowy układ w telefonie o tak smukłej bryle.
Cóż – przegrzewa się i to mocno, a oprogramowanie tak samo mocno „dusi” go. Throttling jest duży, ale nie wpływa to na kulturę pracy. Faktem jest jednak, że Huawei P50 Pocket podczas grania potrafi zrobić się naprawdę gorący.
Snapdragon 888 nie jest też znany z dużej energooszczędności. Huawei P50 Pocket ma dość dużą baterię (jak na składany smartfon). Ogniwo ma pojemność 4000 mAh, czyli aż o 700 więcej, niż w Samsungu Galaxy Z Flip 3. Miałem więc spore oczekiwania i mocno się rozczarowałem. Potwierdziłem to z innymi recenzentami – jest gorzej.
Jeśli nie grasz, to jakoś dociągniesz od rana do wieczora. Zaczniesz dużo fotografować, kręcić wideo, często otwierać główny ekran? Krótko mówiąc – zacznie korzystać z niego normalnie? No to w trakcie dnia przygotuj się na podładowanie. Ładowarka o mocy 40 W pozwoli na uzupełnienie energii w nieco ponad 50 minut od 0 d0 100%. To znacznie lepszy wynik, niż u Samsunga.
A co słychać w HarmonyOS? Nie wiem, bo ten w Huawei P50 Pocket jest dostępny tylko w Chinach. Podczas miesiąca testów nie zauważyłem, żeby oprogramowaniem różniło się znacząco od tego, które Damian opisywał w swojej recenzji Huawei P50 Pro. Nie będę się tu więc powtarzał, a dociekliwych odsyłam do testu.
Piekielnie drogi, ale czy piekielnie dobry? Test Huawei P50 Pro po miesiącu użytkowania
Od siebie dodam jedynie, że poza Pokemon Go żadna z używanych przeze mniej aplikacji nie miała problemów zdziałaniem na tym modelu. Płaciłem z Curve, korzystał z map, nie mam na co narzekać. Detoks od Google jest możliwy i jeszcze nigdy nie był łatwiejszy, niż w 2022 roku.
Aparat Huawei P50 Pocket to nie jest flagowa półka, ale..
Ale to nadal najlepszy aparat w składanym smartfonie tego typu. Nie to, żeby było ich jakoś szczególnie dużo, ale nadal. Niestety bogowie transferu plików byli dla mnie wyjątkowo niemili, a ja jestem idiotą i nie zrobiłem dodatkowej kopii. W rezultacie muszę posłużyć się fotografiami z moich pierwszych wrażeń. Uzupełnionymi oczywiście o wszystkie wnioski z miesiąca robienia zdjęć.
Na początek trochę o zapleczu fotograficznym. Huawei P50 Pocket ma trzy aparaty. Główna matryca ma 40 MP, światło F/1.8, PDAF i nie ma OIS. Szeroki kąt to 13 MP, pole widzenia 120 stopni i również nie jest stabilizowany optycznie. Jest jeszcze obiektyw UV, który ma 32 MP. I co taki zestaw potrafi?
Zacznijmy może od trzeciego obiektywu, który potrafi robić bardzo atrakcyjne zdjęcia i… nic poza tym. Poszperałem w sieci i żaden z recenzentów nie znalazł dla niego innego zastosowania. To bajer i można się nim pochwalić na Social Media, ale na co dzień raczej nie będzie go używał. Potrzeba do tego mało światła i dużo bieli (ale już nie szarości, co widać na zdjęciu z obrazem na ścianie). Ciekawostka, nic więcej.
Zdjęcia z głównej matrycy ostatecznie mają 10 MP. Łączenie sąsiadujących pikseli w jeden to popularne rozwiązanie w niemal każdym flagowcu. W Huawei P50 Pocket przekłada się to na śliczne fotki za dnia. To zdecydowanie lepszy fotosmartfon, niż Samsung Galaxy Z Flip 3 czy Motorola. Zakres tonalny jest doskonały, kolory też.
Im światła jest mniej, tym zdjęcia są gorsze. Problemem jest też tryb nocny, bo nie zauważyłem, żeby zmieniał… cokolwiek. Przez dłuższą ekspozycję zdjęcia często wychodzą rozmazane. Trochę rozmazane, ale wyraźnie widać to na powyższych samplach. Lepiej robić zdjęcia w automacie i pozwolić AI zdziałać cuda.
Podoba mi się też aplikacja. To, że jest „pożyczona” z iPhone’a nie budzi wątpliwości. Ma to jednak też pozytywne strony, bo przez to jest przejrzysta i „idiotoodporna”. Udowodniłem poprzednio, że jestem jednym z nich. Nawet totalny amator nie zrobi złego zdjęcia w dobrym świetle. I o to chyba chodzi w nowych smartfonach.
Czy warto kupić Huawei P50 Pocket w polskiej cenie?
Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć. Za mało mam kontaktu ze światem mody, żeby patrzeć na niego jak na coś więcej, niż tylko smartfon. Wiem jedno – Huawei P50 Pocket zawsze wywoływał efekt WOW i nikt nie przechodził koło niego obojętnie. Każdy chciał się nim pobawić, każdy chciał zakończyć połączenie przez zamknięcie klapki.
Sęk w tym, że poza gorszym aparatem, brzydszym designem i większą fałdą pomiędzy połówkami ekranu to samo potrafi Samsung Galaxy Z Flip 3. Ten ostatnio był dostępny w promocji za 3599 złotych. To tylko nieco ponad połowa ceny Huawei P50 Pocket. I gdybym już miał kupić składany telefon, to na pewno wybrałbym Samsunga.
Ceny Huawei P50 Pocket
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.