Carl Pei wraz ze swoim zespołem zaprezentowali nowy produkt, jakim są słuchawki douszne. Ja natomiast dzięki możliwości korzystania z nich przez ostatni tydzień, przygotowałem dla Was test Nothing Ear (stick)! Czy są warte uwagi?
Pierwszym produktem, na jaki zdecydowała się firma z siedzibą w Londynie były słuchawki Nothing Ear (1) ANC. Były one kreowane na model, który zmieni półkę cenową, do której „wstępuje”. Tak też w zasadzie każdy kolejny produkt był wprowadzany i nie inaczej jest z nowym „dzieckiem” tej marki.
Zapraszam na recenzję Nothing Ear (stick), wyróżniających się wyglądem słuchawek dousznych. Czy jednak zaskakują czymś jeszcze?
Specyfikacja Nothing Ear (stick)
Są tutaj widoczne zmiany względem pierwszego produktu z tej kategorii Londyńskiej firmy, m.in. w przetwornikach.
- Rodzaj łączności: Bluetooth 5.2
- Zgodne profile: RFCOMM, SPP, HFP, A2DP, AVDTP, AVCTP,
AVRCP, GAVDP - Kodeki: SBC, AAC
- Budowa: douszne
- Redukcja szumów: pasywna
- Średnica przetwornika: 12,6 mm
- Mikrofony: trzy z redukcją szumów otoczenia
- Maksymalny czas pracy: do 7 h na jednym ładowaniu, do 29 h dzięki etui
- Wodoszczelność: IP54
- Waga jednej słuchawki: 4,4 g
- Waga etui: 46,3 g
Charakterystyczne opakowanie i jego zawartość
Nie mogło zabraknąć i tutaj tego, z czego znana jest firma Nothing, czyli swojej „innowacyjności” w podchodzeniu nawet do kwestii tego, jak zapakowane jest produkt, który do nas przychodzi. Mamy tutaj więc ich standardowo zaprojektowane pudełko, którego otwieranie jest zwykle przyjemne.
Ktoś podczas live chat-u na Discordzie Nothing trafnie zauważył, że wygląda ono jak pudełko po paście do zębów i w sumie, ma rację, trochę je przypomina. „Nitka”, której pociągnięcie ukazuje nam wnętrze, znajduje się w dwóch miejscach. Pierwsze to „papierologia”, czy przewód USB-C. Drugie zaś to oczywiście same w sobie słuchawki w etui.
Zestaw w zasadzie taki, jakiego można było się spodziewać. Gumek nie ma, bo to nie są słuchawki dokanałowe, więc co można było jeszcze dodać?
Design Nothing Ear (stick) jest świetny, a jak z jakością wykonania?
Zacznijmy może od samego etui, ponieważ jest ono po prostu ciekawie zaprojektowane. Zostało wykonanie w praktycznie całości z tworzyw sztucznych. Są to jednak materiały stosunkowo dobrej jakości, niepoddające się zbytnio pod mocniejszym naciskiem. Całość jest dobrze spasowana.
Zewnętrzna część jest oczywiście przezroczysta, ponieważ ten kierunek obrała firma od samego początku, stawiając na transparentny design swoich urządzeń. Osobiście mi się to bardzo podoba, jednak gusta i guściki są przeróżne. W tej warstwie jest oczywiście wycięcie w którym, gdy etui jest zamknięte, widzimy wewnętrzną jego część wykonaną z chropowatego plastiku o białym kolorze. Znajduje się tutaj także logo NOTHING.
Prawa część jest natomiast nieco odseparowana i służy jako pokrętło do otwierania samego w sobie case-a. W niej znajdziemy też gniazdo USB-C, pod które podpinamy źródło zasilania, by naładować ten przenośny powerbank. Jest ono otoczone czerwoną wstawką, która moim zdaniem znalazła się tam z uwagi na „przebicie” nudy. Oprócz tego jest także przycisk służący do włączenia trybu parowania Nothing Ear (stick).
No dobrze, otwieramy i tym samym uzyskujemy bezpośredni dostęp do słuchawek. Projekt zagłębień jest wręcz idealny, a pomiędzy słuchawkami jest także dioda, która informuje nas przykładowo o trybie parowania. Same w sobie TWS-y ładują się poprzez magnetyczne złącza w etui. Zapobiegają one również ich wypadnięciu, na wypadek nieumyślnego otwarcia case-a.
Na minus natomiast niestety, jak to bywa w tego typu etui, „rysolubność”. Zbieranie rys idzie im nad wyraz łatwo w przezroczystej partii.
Czy same w sobie słuchawki trzymają poziom?
To sedno to oczywiście Nothing Ear (stick). Zachowują one wygląd znany z Nothing Ear (1), czy Nothing Phone (1), będąc w dużej części przezroczyste. Oczywiście część, która wchodzi do ucha, a więc kopuła jest biała z czarnym łączeniem w miejscu, gdzie zaczyna się „słupek”. Oprócz tego oczywiście srebrne wstawki, którymi są maskownice głośników i mikrofonów.
Wspomniany „słupek” natomiast jest przezroczysty, a z jego wnętrza przebijają się czerń oraz srebrzyste elementy. Jego część, która jest widoczna, po włożeniu słuchawki do ucha, została zagospodarowana celem zaznaczenia nazwy modelu, a także tego, czy jest to lewa, czy prawa słuchawka. Jest także tutaj mikrofon do wyłapywania szumów otoczenia.
Główny mikrofon, który zbiera nasz głos, jest natomiast umieszczony na samym końcu, jak najbliżej twarzy. Widzimy tutaj także dwa piny od ładowania i srebrny panel dotykowy, za pomocą którego sterujemy naszymi Nothing Ear (stick). Całość nie wygląda tandetnie, a moim zdaniem futurystycznie i po prostu ciekawie. Tak samo jest wykonana, czyli solidnie.
Przetestowane na ponad 100 różnych parach uszu. Czy jednak Nothing Ear (stick) są wygodne?
Nothing poprzez Twittera chwalił się przed premierą, że kopuła Nothing Ear (stick) została zaprojektowana poprzez testy na ponad stu różnych parach uszu. Z tego powodu dokonywano ponad 200-stu zmian w designie kopuły. W domyśle oczywiście jest to zapewnienie, że praktycznie każdy będzie w stanie cieszyć się z komfortu, jaki ze sobą niosą owe słuchawki. Zapewnienia na wyrost?
Pierwsze dwa-trzy dni moje uszy przyzwyczajały się do korzystania ze słuchawek dousznych / dokanałowych przez dłuższy okres czasu, po tym praktycznie nie czuć żadnego obciążenia. Słuchawki bardzo dobrze wpasowują się w małżowinę uszną i równie skutecznie w niej pozostają. W codziennym noszeniu kompletnie nie ma co się martwić tym, że mogą wypaść.
Nawet w przypadku aktywności fizycznej, czy innej sytuacji, w której może być takowe ryzyko, to Nothing Ear (stick) dzielnie trzymają się naszych uszu. W moim przypadku w pierwszym okresie muszę zaznaczyć, że czasem zaczynałem czuć ucisk w jednym miejscu, aczkolwiek to ustąpiło.
Dopasowanie więc stoi na wysokim poziomie, a co ze sterowaniem? Firma Carla Pei odrobiła lekcję względem Nothing Ear (1), gdzie niektórzy użytkownicy skarżyli się na zbyt czuły panel dotykowy umiejscowiony na zewnętrznej stronie „słupka”. Nie dość, że przeniesiono go w inne, bardziej przyjazne miejsce, to by go nacisnąć, trzeba użyć większej siły. Reaguje on oczywiście dźwiękami na wszelakie akcje, które z jego pomocą wykonujemy.
Sterowanie poprzez panele dotykowe
Skoro już jednak przy nich jesteśmy, to trzeba się tutaj zatrzymać. Cóż mogą zaoferować w standardowych ustawieniach? Za pomocą owego panelu sterowania jesteśmy w stanie wykonać następujące akcje:
- Play / pauza, odebranie połączenia: pojedyncze naciśnięcie;
- Przewiń do przodu, odrzuć połączenie: podwójne;
- Przewiń do tyłu: potrójne;
- Podgłośnienie: naciśnięcie i przytrzymanie panelu na prawej słuchawce;
- Przyciszenie: naciśnięcie i przytrzymanie panelu na lewej słuchawce.
Działa to po prostu bardzo dobrze. Jedynie z początku kwestia dostosowania głośności była problemowa, ponieważ trzeba wyczuć, jak ona działa, inaczej możemy przykładowo za mocno podkręcić głośność, lub zbyt przyciszyć odtwarzane audio.
Dodatkowo trzeba zaznaczyć, że ww. akcje można spersonalizować z poziomu aplikacji Nothing X App. W moim przypadku odbywa się to z poziomu ustawień urządzenia podłączonego przez bluetooth, z uwagi na to, że posiadam Nothing Phone (1). Dodatkowa funkcja to podwójne naciśnięcie i przytrzymanie, gdzie można ustawić, chociażby asystenta głosowego.
Crème de la crème, czyli o jakości dźwięku w Nothing Ear (stick)
Oczywiście nie da się opisać tak szerokiego spectrum, jakim jest jakość dźwięku w jednym „podpunkcie”, dlatego w tym miejscu dowiecie się po kolei o tym, jak testowane słuchawki radzą sobie z niski pasmem (bassem), średnicą oraz sopranem. W tym segmencie nie mogło także zabraknąć wspomnienia o tym, by opisać scenę w Nothing Ear (stick), a także jakość mikrofonów. Nie przedłużając, zaczynajmy!
Bass
W zasadzie myśląc „słuchawki douszne” nie mamy w głowie tego, że radzą sobie one specjalnie dobrze z najniższym pasmem przenoszenia. Nothing Ear (stick) jednak pozytywnie mnie w tym aspekcie zaskoczyły. Oczywiście porównywanie ich do przykładowo Nothing Ear (1) nie ma tutaj większego sensu z uwagi na różnice w budowie.
Właśnie kwestia dostarczenia odpowiedniej ilości bassu spowodowała, że mamy tutaj większy przetwornik niżeli w dokanałowych TWS-ach producenta. Jest także technologia „Bass Lock”, o której wspomniałem w premierowym wpisie o Nothing Ear (stick). Jest to zbiór algorytmów, które dostosowują krzywą equalizera, w zależności od tego, ile niższych brzmień „uciekło” z uwagi na ułożenie, chociażby kopuły w uchu i odpowiednio tę wartość podbija.
Wychodzi to całkiem dobrze. Niemniej jednak wróćmy do samej w sobie jakości omawianego pasma. Osoby lubujące się w muzyce elektronicznej, wszelakiego rodzaju mashupach, czy po prostu wersjach bass boosted ulubionych utworów nie będą zawiedzione. Bassu jest sporo, jest on dosyć głęboki, ale nie jest to także „bezsensowne dudnienie”. Co to to nie.
Jedną z ważniejszych kwestii jest tutaj także oczywiście czystość tego brzmienia. Nie ma tutaj mowy o jakichkolwiek dziwnych przesterach, czy sytuacji, kiedy czuć brak możliwości „wydolenia” przez słuchawki przy takowym brzmieniu. Dzięki temu całość nie jest zamulona, a dynamiczna i trafna. Krótko podsumowując, jest przyjemnie, bezproblemowo, po prostu bardzo dobrze.
Oddalając się nieco od tematu na koniec, myślę, że same w sobie przetworniki połączone z dokanałową budową zrobiłyby naprawdę świetną robotę. Kto wie, może takowe pojawią się w Nothing Ear (2)?
Średnica
Nothing Ear (stick) to świetne słuchawki do słuchania podcastów (i nie tylko), a jest to głównie zasługa dobrze prezentującej się średnicy. Dla wyjaśnienia jest to pasmo, na które ludzkie ucho jest najbardziej wrażliwe.
Przechodząc jednak do meritum, ludzki głos, wokal, czy wiele instrumentów, które funkcjonują w tej „warstwie” dźwięków brzmi bardzo czysto, wyraźnie, po prostu tak, jak można by tego oczekiwać od wysokiej klasy słuchawek. Nie ma także sytuacji, kiedy byłaby „zagłuszana” przez wysokie i / lub niskie tony.
Słuchawki bardzo dobrze odwzorowują barwę ludzkiego głosu, gdy słuchamy ww. podcastu, oglądamy film, czy po prostu słuchamy utworu, który skupia się na wokalu. Są po prostu odpowiednio wyważone. Dlatego też fajnie sprawdzają się w przypadku rozmów telefonicznych, czy nawet wideokonforencji.
Nawet przy skomplikowanych utworach, gdzie mamy wiele instrumentów i różnym brzmieniu, czy generalnie wiele różnych źródeł dźwięku, testowane TWS-y się „nie gubiły”.
Sopran
Producent nie zapomniał również o „górze”. Tutaj jednak nie jest idealnie. W specyficznych momentach czułem, że sopran jest trochę zbyt mocny. Nie zakłócał on może innych brzmień, aczkolwiek wysuwał się na chwilę przed szereg.
Moje odczucia mogą też być spowodowane tym, że jestem dość wrażliwy na wysokie dźwięki, dlatego też zwykle jednak mój repertuar opiera się na utworach bardziej bassowych, czy skupiających się na wokalu oraz instrumentach.
Niemniej jednak trzeba oddać Nothing Ear (stick), że brzmią dobrze w praktycznie każdym paśmie, a Sopran nie jest tu wyjątkiem.
Separacja pasm
Jedną z ważniejszych kwestii jest także nie tylko jakość samych w sobie zakresów częstotliwości, ale także ich separacja. Czasem bywa tak, że słuchawki są przebassowione, lub „za jasne” (posiadają zbyt dużo tonów wysokich) i tym samym jedno z pasm „zalewa” resztę. Czy taki problem występuje w Nothing Ear (stick)?
Absolutnie nie. Są to słuchawki dobrze wyważone, moim zdaniem nie faworyzujące ani sopranu, ani bassu, a także i średnicy. Oczywiście możemy to zmienić w ustawieniach, ale o tym w innej części tego testu.
Scena, pozycjonowanie
Ostatnią w zasadzie kwestią, o jakiej należy wspomnieć, jest to, jak testowane TWS-y radzą sobie z przekazywaniem tego, gdzie znajduje się słuchany instrument, czy zza którego rogu wyskoczy wyczekiwany przeciwnik w grze. I radzą sobie dobrze.
Aczkolwiek brakuje przodu. Boki oraz tył działają bardzo wyraźnie, informując nas, skąd dochodzi dany dźwięk, jednak przydałoby się poprawić właśnie kwestię przodu. Po za tym nie mam zastrzeżeń pod tym względem do Nothing Ear (stick).
Mikrofony
Nie samym odsłuchem jednak człowiek żyje, czasem chce się porozmawiać, czy nagrać chociażby „głosówkę” na Messengerze. Z tym omawiane słuchawki również radzą sobie bardzo dobrze. W czasie ich użytkowania wykonałem sporo rozmów z ich użyciem i zawsze osoby po drugiej stronie zwracały uwagę na wysoką jakość rejestrowanego głosu.
Nie omieszkałem także sprawdzić tego sam, nagrywając dwie próbki. Pierwsza z nich znajduje się poniżej i została nagrana w cichym pomieszczeniu.
Przy drugiej zaś odpaliłem muzykę na Nothing Phone (1), ustawiając głośność na 100%, by symulować hałaśliwe otoczenie. Efekt usłyszycie w poniższej próbce.
Całościowo widać, że mając dobre warunki, mikrofony działają naprawdę dobrze. Gorzej jest, jeżeli jesteśmy w głośnym miejscu, aczkolwiek jest to algorytm odszumiania oparty na AI, więc im więcej takich sytuacji, tym staje się lepszy. Całościowo dają one sobie dobrze radę.
Nothing Ear (stick) to również przebudowana aplikacja Nothing X
Kwestia oprogramowania jest zależna od tego, z jakiego smartfona korzystasz. Jeżeli jak ja, posiadasz Nothing Phone (1), to w zasadzie wszystkie funkcjonalności masz wbudowane w system. Jeżeli jednak jest to inny smartfon z Androidem lub iOS, wtedy do akcji wkracza Nothing X, nowa aplikacja do sterowania urządzeniami firmy Nothing.
Jakie funkcje tutaj znajdziemy? W zasadzie sporo, tak, jak wbudowany equalizer, dostosowanie akcji w przypadku korzystania z paneli dotykowych na słuchawkach, czy funkcję wykrywania TWS-ów w uchu. Jest także tryb niskiego opóźnienia, czy funkcja „znajdź moje słuchawki”.
Działa ona w ten sposób, że będąc podłączonym pod nasze Nothing Ear (stick), możemy wydać z jednej, bądź drugiej dźwięk. Funkcja ta była już obecna w Nothing Ear (1). Oczywiście za pomocą owej aplikacji jesteśmy w stanie również zaktualizować firmware naszych słuchawek.
Warto wspomnieć w ramach szczegółu, że nie zabrakło również wskaźnika baterii dla każdej słuchawki z osobna oraz case-a. Tryb niskiego opóźnienia zdaje się natomiast działać poprawnie, aczkolwiek nawet i bez włączonej owej opcji niezbyt odczuwałem, by występowało jakiekolwiek opóźnienie.
Łączenie to istne cudo
Połączenie się z nowo nabytymi TWS-ami jest bardzo przyjemne, zarówno w przypadku Nothing Phone (1), jak i Galaxy S20 FE (takowego miałem pod ręką celem sprawdzenia Nothing X). Jak możecie zobaczyć, różnie wygląda to w przypadku smartfona od Londyńskiej firmy, a urządzenia innej marki, aczkolwiek nadal satysfakcjonująco.
Animacje podczas łączenia również dodają smaczku całemu procesowi oraz sprawiają wrażenie tego, że produkt, z którym obcujemy, jest mocno dopracowany. W tym segmencie warto wspomnieć, że nie miałem żadnych problemów w kontekście łączności z Nothing Ear (stick) podczas trwania testów.
Zapewnienia producenta ws. baterii Nothing Ear (stick) okazały się zasadne?
Cytując klasyka, oj byczku, jeszcze jak! W zasadzie na przestrzeni posiadania tych słuchawek przez tydzień ładowałem je dwa razy. Pierwszy, jak je dostałem (tydzień temu) oraz drugi, w przeddzień wypuszczenia tego testu. Bateria jest naprawdę niesamowicie dobra.
W czasie trwania moich testów przesłuchałem niezliczone ilości utworów, na co przeznaczyłem zdecydowanie parędziesiąt godzin. Nie mierzyłem oczywiście tego dokładnie, ale każdy dzień to jakieś 4-5 godzin korzystania z omawianego modelu słuchawek.
No dobrze, ale jak rozładujemy, to trzeba naładować, prawda? Zgadza się, a w tym pomoże złącze USB-C. Rozładowane do „dna” etui oraz słuchawki będą w 100 % gotowe do pracy po 70 minutach ładowania (godzinie i 10 minutach). W zamian za tyle czasu odsłuchu myślę, że jest w tym aspekcie również dobrze.
Podsumowanie: czy Nothing Ear (stick) to dobre słuchawki douszne w swojej cenie?
Tutaj zaczniemy od tego, jak Carl Pei wycenił swój nowy produkt. Oficjalnie w Polsce jest do kupienia w cenie 559 złotych, a możemy zamówić je z następujących źródeł:
Z tym że w przypadku posiadania innego produktu firmy, czyli Nothing Phone (1) lub Nothing Ear (1) dokonując zakupu bezpośrednio u producenta, otrzymujemy 10% cashback. Wystarczy skontaktować się z supportem, podając numer zamówienia oraz S/N jednego z ww. urządzeń.
No dobrze, ale czy są one warte takiej ceny? Odpowiedź na to pytanie jest złożona z wielu powodów, a jednym z nich jest sam fakt segmentu, który Londyńska firma postanowiła zaatakować, czyli ultra-lekkich słuchawek dousznych. W zasadzie takiego sprzętu na rynku nie ma oprócz Sony LinkBuds, czy Apple AirPods 2 / 3 generacji. Są to jednak produkty nieco lub sporo droższe od Nothing Ear (stick).
Co przemawia za kupnem Nothing Ear (stick)?
Jest to mocno subiektywne, aczkolwiek szukając słuchawek, które są jedyne w swoim rodzaju, raczej nie znajdziemy niczego lepszego od Nothing Ear (stick). Przezroczysty design, świetne połączenie kolorów, czy jakość wykonania oraz dbałość o szczegóły. To są rzeczy, które je mocno wyróżniają, jak z resztą cały aspekt wyglądu.
Obiektywnie natomiast jest to produkt dopracowany nie tylko pod kątem wykonania, ale także praktyczności. Etui jest poręczne, a system otwierania działa pewnie, płynnie i z odpowiednim oporem. Do tego należy dołączyć kwestię jakości dźwięku, nad którym rozpisałem się w odpowiednim dziale, a tutaj tylko skwituję. Nothing Ear (stick) to słuchawki douszne, które mają sporą ilość bassu, świetną średnicę oraz bardzo dobry sopran.
Scena, pozycjonowanie, czy separacja pasm to również kwestie, których producent nie pominął, aczkolwiek ta pierwsza nie jest już na tak wysokim poziomie, co ogólna jakość dostarczanego audio. Dobrze wypada także kwestia mikrofonów, nagrywają wyraźnie, nawet w przypadku głośnego otoczenia. W takiej sytuacji jednak nie jest to idealne. Za Nothing Ear (stick) przemawia również ich kupno posiadając inny produkt od firmy. Raz, że cashback, a dwa – ekosystem.
Kolejną rzeczą, która przekonuje do wyboru tych słuchawek, jest sterowanie. Składa się na nie oczywiście połączenie przyjemnego oprogramowania ze świetnymi panelami dotykowymi na samych w sobie TWS-ach. Nie ma możliwości naciśnięcia ich przypadkowo, a ogólne ich działanie stoi na wysokim poziomie. To samo można powiedzieć o łączeniu ze smartfonem czy jakimkolwiek innym urządzeniem.
No i wisienki na torcie, czyli czas pracy z użyciem etui ładującego oraz wygoda użytkowania. Do 29 godzin deklaruje producent i myślę, że jest to osiągalne nie oszczędzając zbytnio Nothing Ear (stick). Do tego słuchawek praktycznie nie czuć podczas parugodzinnych sesji. Daje to nam jedne z mocniejszych argumentów za zakupem tych słuchawek dousznych od Londyńskiego przedsiębiorstwa.
Czy jednak te słuchawki mają jakieś wady?
Tak, nie ma rzeczy idealnych, aczkolwiek im w zasadzie blisko moim zdaniem do takowego. Znalazło się jednak parę minusów, o których trzeba wspomnieć. Jeden z nich to sopran, ale jedynie w specyficznych utworach. Może dla niektórych być go zwyczajnie za dużo.
Inną kwestią w jakości samego dźwięku jest scena. Przodu nieco brakuje, co może okazać się kluczowe dla osób chcących używać tych słuchawek z komputerem i grać w przykładowo CS-a. Minusem może być także izolacja, a raczej jej brak. Wiadomo, są to słuchawki douszne, więc przez samą konstrukcję nie stawiają na ten aspekt, aczkolwiek warto o tym wspomnieć dla ścisłości.
Mogłyby być jeszcze lepsze, ale brakuje im odpowiednich kodeków, jak aptx, czy LDAC. Niestety nie znajdziemy ich tutaj, a co za tym idzie, zostajemy z wyborem SBC oraz AAC, a szkoda, bo sama konstrukcja ma spory potencjał.
Jeżeli jesteście pedantami w kontekście dbania o sprzęt, to nawet wtedy nie uda Wam się wystrzec zarysowań na etui Nothing Ear (stick). Niestety, jest ono podatne na łapanie rys. Można także przyczepić się do jakości mikrofonów, gdy jesteśmy w jakimś „tłoku”, jednak AI trzeba dać trochę czasu na naukę.
Pytanie ostateczne, czy warto kupić Nothing Ear (stick)?
Tak, ale pod warunkiem, że szukacie właśnie słuchawek dousznych, a nie dokanałowych. Nie bez powodu jest takie rozdzielenie na rynku. Produkt ten nie ma zbytnio konkurencji w swojej półce cenowej, a jedynie wyżej. Oferuje świetny design, jakość dźwięku, czy długi czas pracy na baterii oraz przyjemne sterowanie i aplikację.
Znajdziemy tu praktycznie wszystko, dlatego też zdecydowałem się wyróżnić Nothing Ear (1) jako „Wybór redakcji”. Zasługują na to w 100%.
ZALETY
|
WADY
|
Ceny Nothing Ear (stick)
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe. Jesteśmy Partnerem Amazon i otrzymujemy wynagrodzenie z tytułu określonych zakupów dokonywanych za pośrednictwem linków.