I nadszedł ten dzień – premiera Nothing Ear 2 stała się faktem. Miałem możliwość korzystania z tych słuchawek bezprzewodowych już jakiś czas, więc pora na ocenę nowego modelu. Jaka jest ich cena? Czy w pełni autorski projekt firmy wypali? Zapraszam na test Nothing Ear 2!
Ostatnio mogliście przeczytać recenzję Jabra Elite 4. Dziś przechodzimy do czegoś, na co sporo osób mogło czekać firma Carla Pei tworzy naprawdę ciekawe produkty jak do tej pory, więc to nic dziwnego, że nadal rośnie nimi zainteresowanie.
Kolejnym są słuchawki bezprzewodowe, których premiera przypada na dzisiaj. Nie przedłużając jednak, oto test Nothing Ear 2!
Specyfikacja Nothing Ear 2
Przejdźmy na sam początek przez to, co nowe słuchawki TWS oferują na papierze.
- Rodzaj łączności: Bluetooth 5.3
- Zgodne profile: BLE, SPP, HFP, A2DP, AVRCP
- Kodeki: SBC, AAC, LHDC 5.0
- Budowa: dokanałowe
- Redukcja szumów: aktywna, 3-stopniowa z opcją adaptacyjnej
- Średnica przetwornika: 11,6 mm
- Mikrofony: trzy (na słuchawkę)
- Maksymalny czas pracy: do 6,3 h na jednym ładowaniu, do 36 h dzięki etui (bez ANC)
- Wodoszczelność: IP55 / IP54 (etui, słuchawki)
- Waga jednej słuchawki: 4,5 g
- Waga etui: 51,9 g
Satysfakcjonujący unboxing Nothing Ear 2, co w środku pudełka?
Testowane słuchawki bezprzewodowe zostały zapakowane tak, jak Nothing lubi najbardziej – prosto i satysfakcjonująco. Pudełko skupia się głównie na designie omawianego modelu, ale znajdziemy na nim również informacje dotyczące jego specyfikacji.
Przede wszystkim mowa tutaj o znaczku High-Res Audio Wireless, który oznacza obecność dobrego kodeka audio. Przejdźmy jednak do środka.
Wnętrze skrywa następujące przedmioty:
- Dokumenty (instrukcje, kod QR do pobrania aplikacji Nothing X);
- Słuchawki;
- Przewód USB-C do USB-C;
- 2 pary dodatkowych gumek.
Całość robi bardzo fajne pierwsze wrażenie, tym bardziej dla osób, które jeszcze nie spotkały się z produktami firmy Nothing.
Jak zawsze pozostaje pytanie, czy mogło znaleźć się coś dodatkowego? Znów – jak zawsze powiem, że dodatkowe gumki, bo to zawsze mile widziane.
Design Nothing Ear 2 bez większych zmian, a wykonanie?
Zacznijmy myślę od tego drugiego. Etui zostało wykonane w ogromnej większości z tworzywa sztucznego, oprócz zawiasu oraz „zatrzasku”, które to części bazują na.
Całość zdaje się być solidna, z jednym wyjątkiem. Takie asymetryczne umieszczenie zawiasu oraz zatrzasku powoduje, że jedna strona wieczka pod lekkim naciskiem jest w stanie skrzypieć. Może być też tak, że to jedynie moja sztuka, ale raczej podejrzewam, że to „błąd konstrukcyjny”.
Po za tą jedną niedogodnością, nie ma się jednak do czego przyczepić. Na co dzień nie będzie z pewnością to tak przeszkadzać, jak luz na zawiasie. Przejdźmy w takim razie do samych słuchawek. Tutaj oczywiście również dominuje tworzywo sztuczne, a wyjątkami są piny ładowania oraz kratka osłaniająca membranę głośnika wykonane z metalu.
Spasowanie i wykończenie stoi na bardzo dobrym poziomie, aczkolwiek z jednym małym „ale”. W okolicy przycisku do sterowania na stemie czuć, jakby nie do końca został obrobiony plastik. Na co dzień – nic takiego, ale uwagę zwrócić należy w tego typu produkcie na takie niuanse. No i jednak jest to naprawdę malutki obszar.
W kontekście wyglądu całości, tutaj trzymamy się linii wyznaczonej przez poprzednie słuchawki bezprzewodowe Nothing Ear 1. Przezroczystość, biały środek, kwadratowe pudełko, wypustki – to może się podobać. Oczywiście same w sobie słuchawki również wyglądają bardzo przyjemnie dla oka. Ja otrzymałem wersję białą, aczkolwiek jeżeli dobrze jestem poinformowany, to czarnej zwyczajnie w świecie nie będzie.
Podsumowując więc, mamy tutaj do czynienia z dobrze wykonanym produktem (z małymi ale), a do tego świetnie zaprojektowanym od strony wyglądu. Oczywiście jest to rzecz gustu, aczkolwiek mnie kupuje cały design marki.
Wygląd wyglądem, a jak wygodne są Nothing Ear 2?
Jeżeli pamiętacie test Nothing Ear stick, to zapewne wiecie, że te słuchawki są (jak dla mnie) w topce pod kątem wygody. Czy zatem nowe, dokanałowe TWS-y również takimi się okazały?
Samo poprawne włożenie ich do ucha i kanału słuchowego nie jest czymś ciężkim. Wpasowują się one bardzo dobrze tak w ucho, jak i kanał. Czy po tym jednak magicznie „znikają” z uszu? Cóż, nie do końca. Fakt, są wygodne, ale nie jest to poziom, o którym można by powiedzieć, że nie czuje się w ogóle słuchawek w uszach. Nie jest to również poziom, w którym czuje się przez nie dyskomfort.
Nie wymagają również tego, by po paru godzinnej sesji koniecznie je wyjąć z uszu, co można zdecydowanie zaliczyć na plus. Końcowo więc mamy słuchawki, w których wygodę oceniłbym (w skali ocen szkolnych) na czwórkę z plusem. Jest solidnie, ale do ideału trochę brakuje. Jest jeszcze jednak jedna kwestia, którą należy tutaj omówić.
To oczywiście sterowanie
Osobiście jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, gdzie na stemie znajdziemy przycisk, który nie wymaga specjalnie dużej siły do aktywacji. Możemy dzięki nim wykonać następujące akcje:
- Pojedyncze naciśnięcie:
- Play / pauza;
- Odebranie połączenia;
- Podwójne naciśnięcie:
- Utwór w przód / w tył;
- Aktywacja asystenta głosowego;
- Odrzucenie połączenia;
- Potrójne naciśnięcie:
- Utwór w przód / w tył;
- Aktywacja asystenta głosowego;
- Naciśnięcie i przytrzymanie:
- Przełączanie ANC / tryb transparentny / neutralny;
- Manipulacja głośnością;
- Aktywacja asystenta głosowego;
- Podwójne naciśnięcie i przytrzymanie:
- Przełączanie ANC / tryb transparentny / neutralny;
- Manipulacja głośnością;
- Aktywacja asystenta głosowego;
- Brak akcji;
Jest więc naprawdę sporo rzeczy, które możemy ustawić pod siebie. Każda z wymienionych funkcji jest możliwa do personalizacji, oprócz pierwszej z pojedynczym naciśnięciem. No i całość można rozdzielić na prawą i lewą słuchawkę – sztos. Można było jednak w jakiś sposób zostawić panel dotykowy na boku stema do manipulacji głośnością.
Tak czy owak – tę sekcję należy zaliczyć jako swojaki spory plus.
Czy autorskie przetworniki i strojenie Nothing Ear 2 daje super jakość dźwięku?
No i dotarliśmy do sekcji, którą misie lubią najbardziej w kontekście sprzętu audio. Firma chwali się, że zarówno przetworniki, jak i strojenie to ich autorska robota. Czy odbija się to pozytywnie na efekcie końcowym?
Bas
Zaczynamy tradycyjnie od najniższego z pasm. Testowane słuchawki bezprzewodowe radzą sobie w nim bardzo dobrze. Całość ma fajną dynamikę, a do tego nie jest „pusta / kartonowa”. Czuć to, co powinno się czuć w przypadku dobrze zestrojonych przetworników w tym zakresie.
Mowa oczywiście o przyjemnym, ciepłym basie, który umila nam czas. W kontekście muzyki elektronicznej, to jej fani będą zadowoleni z wyboru tych słuchawek. Jest jednak więcej szybkich gatunków opierających się w dużej mierze na dolnych rejestrach. Nie doświadczyłem tutaj problemów z przesterami czy innymi, nieprzyjemnymi zjawiskami.
Średnica
Tutaj jest siła słuchawek Nothing Ear 2, chociaż można to powiedzieć o każdym paśmie, ponieważ są one zestrojone (w moim odczuciu) naprawdę równo. Przechodząc jednak do tego konkretnego zakresu częstotliwości, mamy do czynienia z bogatym brzmieniem, pełnym szczegółów i nie znalazłem się w sytuacji, kiedy były one zalewane przez bas, czy sopran.
Może nawet powiedziałbym, że prędzej to właśnie średnica leciutko wychyla się przed szereg. Daje to naprawdę ciekawy efekt. Jak w poprzednim paśmie, tak i tutaj nie usłyszałem żadnych artefaktów. Można o niej również powiedzieć, że jest lekko ocieplona, aczkolwiek to nie przeszkadza w odbiorze całości.
Sopran
No i ostatnie, najwyższe pasmo. Tutaj idziemy za trendem szczegółowości oraz bogatego oddzielania od siebie kolejnych jego warstw. Całość zdaje się również być lekko ocieplona, dzięki czemu osoby, które niekoniecznie lubią taki bezpośredni sopran, powinny się z nim polubić.
Nie ma mowy o problemach w jego brzmieniu, całość pomimo ocieplenia oferuje nadal wyrazistość i oddziela się bardzo wyraźnie od pozostałych pasm. Można więc powiedzieć, że w Nothing lubią nieco ocieplone brzmienie każdego z pasm (chociaż bas zwykle sam w sobie taki powinien być).
Scena i pozycjonowanie
Tutaj jest kolejna siła tychże słuchawek. Scena jest naprawdę spora, tak na boki, jak i w przód oraz w tył. Najgorzej w moim odczuciu radzi sobie tył, chociaż to nadal dobry poziom. Najlepiej oczywiście boki, to naturalna kolej rzeczy.
Nie mniej jednak ten aspekt jak i pozycjonowanie to cechy, które w Nothing Ear 2 stoją na wysokim poziomie, przez co przyjemnie się nawet w nich gra pod tym kątem. Jest jeszcze oczywiście kwestia opóźnienia, o której jednak nieco później.
Tryb spersonalizowanego brzmienia
Firma udostępniła w equalizerze opcje dostosowania dźwięku specjalnie pod nasz słuch. Najpierw wykonujemy test, który zajmuje parę minut i wymaga cichego otoczenia, a po nim otrzymujemy opcję włączenia trybu specjalnie dla nas.
Jak to działa? W moim przypadku słuchawki bardzo mocnego „boosta” otrzymały w dolnych rejestrach, co przekłada się jednak na to, że trochę traci tak średnica, jak i sopran. Osobiście wykonałem jeden test, który został „zaliczony”, więc czysto teoretycznie takie ustawienie powinno być „pico bello” dla mnie. Czy było? Raczej nie, raczej preferowałem słuchanie na domyślnych ustawieniach.
Opóźnienie
W zasadzie daje się we znaki jedynie w kwestii sterowania. Mniej więcej jest to 50-100 ms między naciśnięciem przycisku, a reakcją słuchawek i (najczęściej) smartfona na wykonaną akcję.
W grach przedstawia się to już na tyle dobrze, że będę musiał spędzić więcej czasu, by wydać końcowy werdykt. Wstępnie jednak mogę powiedzieć, że mogą to być słuchawki, które nadadzą się do grania w szybsze tytuły. Oczywiście to nie tak, że opóźnienia nie ma – jest, ale na tyle niskie, że możliwie pomijalne.
Mikrofony
No i mikrofony, tutaj może być ciekawie. Znajdziemy oczywiście po trzy na każdej słuchawce z redukcją szumów. Jak więc działają? Zacznijmy od cichego otoczenia.
Jak dla mnie, jest naprawdę dobrze, głos nie jest zniekształcony w sposób rażący, całość jest zrozumiała, klarowna. Jak w takim razie poradzi sobie w gorszych warunkach?
Tutaj jest wręcz świetnie. Nadal w tle słychać, że „coś gra”, ale na piedestał wysuwa się bardzo mocno nasz głos. Po raz kolejny czysty, zrozumiały – ludzki.
Jak sprawuje się ANC w Nothing Ear 2?
Mamy tutaj aktywną redukcję szumów do 40 dB wg zapewnień producenta. Oczywiście nie mam takiego sprzętu, by sprawdzić ją w sposób odcinania na danym poziomie. Sprawdziłem ją więc w naturalnych warunkach, czyli w mieszkaniu, czy przy ruchliwej ulicy.
Na co dzień działa ono naprawdę dobrze, szczególnie w mieszkaniu. Obok jest lokum, w którym trwa, można powiedzieć, wieczny remont, więc to całkiem dobry sprawdzian ANC. Wychodząc na zewnątrz i przechodząc obok ruchliwej ulicy, sprawy nadal maja się dobrze. Nie jest może idealnie nie słuchają muzyki, ale jest solidnie. Przy włączonym utworze typu Nothing Else Matters Metallici, jest tylko on.
Warto w tym miejscu wspomnieć również o świetnym trybie transparentnym. Siebie nadal słyszymy nieco zniekształconych, co jest dosyć normalne, ale otoczenie – bajka wręcz bym powiedział. Wyraźnie, głośno, jakbyśmy nie mieli słuchawek w uszach.
Nothing X App to centrum sterowania Nothing Ear 2
Jak już mogliście się dowiedzieć, kwestia personalizacji samych przycisków do sterowania słuchawkami jest naprawdę bogata. Co jeszcze jednak możemy zmienić w samej aplikacji?
Przede wszystkim z jej poziomu możemy oczywiście wybrać tryb działania ANC, zaktualizować oprogramowanie słuchawek, czy też włączyć opcję, w której korzystamy z kodeka LHDC 5.0 oraz tryb niskiego opóźnienia. Jest także opcja łączności z dwoma urządzeniami na raz, test „fitowania” słuchawek w uchu, czy „znajdź moje słuchawki”.
Dodać należy również kwestię equalizera, który możemy ustawić pod siebie, a także włączyć spersonalizowane pod nasz słuch ustawienia. Jest również opcja spersonalizowanego ANC, czy włączenia funkcji wykrywania tego, czy słuchawka znajduje się w uchu, czy nie, dzięki czemu przykładowo samoczynnie wyłączy utwór, jeżeli zdejmiemy słuchawki.
Bogato? Bogato, a do tego prosto w obsłudze, więc dwie pieczenie przy jednym ogniu można by rzec.
O baterii w Nothing Ear 2 słów kilka
Ta trzyma naprawdę długo i nie omieszkam potwierdzić tego, co twierdzi producent w tej sprawie. Zależnie od użytkowania (ANC włączone/wyłączone) możemy spodziewać się nieco różniących się wyników, ale nie dramatycznie.
2-4 dni intensywnego użytkowania bez doładowania etui samego w sobie jest jak najbardziej osiągalne. Pod pojęciem „intensywne” mam na myśli 8-10 godzin dziennie. Ten aspekt jest więc, w mojej ocenie, bez zarzutów.
No to jak to jest mieć Nothing Ear 2, dobrze? – Podsumowanie
A, wie Pan, moim zdaniem to nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze. Gdybym miał powiedzieć, co cenię w życiu najbardziej, powiedziałbym, że muzykę. Muzykę, która podała mi pomocną dłoń, kiedy sobie nie radziłem, kiedy byłem sam, i co ciekawe, to właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie.
Chodzi o to, że kiedy wyznaje się pewne wartości, nawet pozornie uniwersalne, bywa, że nie znajduje się zrozumienia, które by tak rzec, które pomaga się nam rozwijać.
Ja miałem szczęście, by tak rzec, ponieważ je znalazłem, i dziękuję życiu! Dziękuję mu; życie to śpiew, życie to taniec, życie to miłość! Wielu ludzi pyta mnie o to samo: ale jak ty to robisz, skąd czerpiesz tę radość? A ja odpowiadam, że to proste! To umiłowanie życia. To właśnie ono sprawia, że dzisiaj na przykład recenzuję słuchawki, a jutro – kto wie? Dlaczego by nie – oddam się pracy społecznej i będę, ot, choćby, pomagać nieznajomym w wyborze sprzętu audio.
Takim wstępem żartobliwym, przechodzimy do podsumowania. Zacznijmy od tego, ile te słuchawki mają kosztować w Polsce. Mowa tutaj o cenie 699 złotych i dostępności już od teraz na stronie producenta. Od 28 marca do sprzedaży wejdą u partnerów, czyli sklepów takich jak x-kom, Media Expert, czy Amazon. Jest to więc zauważalnie więcej niż cena poprzedników w trakcie ich premiery.
Jest również oferta specjalna. Jeżeli posiadacie Nothing Ear 1, to otrzymacie 12-miesięczną, rozszerzoną gwarancję. Dla osób natomiast, które po prostu zamówią je jako jedne z pierwszych (do wyczerpania zapasów), otrzymają upominek w postaci przedmiotów z logotypem Nothing. Nasuwa się więc pytanie, czy taka wycena się broni?
Zbierzmy może najpierw to, co jest zrobione tutaj dobrze oraz to, co niekoniecznie.
Co przemawia za kupnem Nothing Ear 2?
W sumie naprawdę wiele – poczynając od pierwszych wrażeń spowodowanych pudełkiem, poprzez dobre wykonanie i naprawdę fajny design, idąc do komfortu użytkowania.
Idąc dalej mamy naprawdę obszerne opcje personalizacji naszych słuchawek i wysoką jakość dźwięku, na którą składa się każde z pasm – bas, średnica i sopran. Należy docenić również scenę i pozycjonowanie, a do tego personalizację brzmienia pod nasz słuch.
Niskie opóźnienie to kolejny ważnych plusów, szczególnie dla graczy, to jednak jeszcze będę sprawdzał dogłębniej. Naprawdę porządne mikrofony, czy bardzo dobre ANC i świetny tryb transparentny jeszcze mocniej wzmacniają pozytywny odbiór tych słuchawek.
Na sam koniec pozostaje przyjemna w użytkowaniu aplikacja, czy długi czas pracy na jednym ładowaniu tak bez, jak i z etui.
Są też jednak minusy w Nothing Ear 2
Względem poprzednika nie mamy opcji sunięcia po stemie, by regulować głośność, a szkoda. Oprócz tego scena w tylnej części jest dosyć płaska. Idąc dalej, fajnie, że jest personalizacja dźwięku pod słuch, ale w moim przypadku nie dała wymiernych korzyści. Na koniec natomiast nadal wysokie opóźnienie w kontekście sterowania.
I to by było na tyle! Przeszliśmy razem kolejną już recenzję sprzętu audio. Mam nadzieję, że dogłębnie wytłumaczyłem Wam, z „czym się je” Nothing Ear 2. Pytania? Sekcja komentarzy pozostaje jak zawsze do Waszej dyspozycji!
ZALETY
|
WADY
|
TEST Jabra Elite 4. Przeciętniak w dobrym opakowaniu, czy coś więcej?
Ceny Nothing Ear 2
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe. Jesteśmy Partnerem Amazon i otrzymujemy wynagrodzenie z tytułu określonych zakupów dokonywanych za pośrednictwem linków.