John Wick 4 wziął mnie z zaskoczenia. Po nieco słabszej trzeciej części nie spodziewałem się tak dobrego kina akcji. Śmiało idź do kina, nic lepszego ostatnio nie weszło na wielkie ekrany.
Podrzynanie gardła kartami, powrót kultowego ołówka, niemiecki Kingpin w stylu techno, pies gryzący krocze i wybuchające pociski w izometrycznym rzucie kamery. Jeśli ten opis Cię nie zachęcił, to raczej nie masz czego szukać w kinach. John Wick 4 to Kung Fury na sterydach – przez trzy godziny bez przerwy bawiłem się świetnie. Jest jednak kilka rzeczy, których kompletnie nie rozumiem.
Materiał będzie zawierał pewną ilość spojlerów.
John Wick 4 absurdalną rozrywką przebija nawet Polar
Po mocnym rozczarowaniu, jakim moim zdaniem był ostatni James Bond, ostatnią deską ratunku dla fanów klasycznej rozpierduchy jest John Wick. Zwieńczenie (?) opowieści o niezniszczalnym zabójcy i przypowieści o tym, dlaczego nie warto znęcać się nad zwierzętami, wbija w fotel. Przez niemal 3 godziny byłem bombardowany kanonadą przemocy. Ostatnio tak dobrze na filmie akcji bawiłem się chyba na wspomnianym Kung Fury. I na Wściekłych Pięściach Węża. Tak, jestem wyrafinowanym widzem, a do tego taki ze mnie recenzent filmowy, jak z koziej rzyci waltornia.
Być może niektórzy z Was mieli okazję oglądać film Polar. To produkcja, którą możemy znaleźć na Netflixie. Opowiada ona o zabójcy, który bardzo chce już przejść na emeryturę. Całość jest mocno groteskowa i parodiuje większość klisz gatunku. John Wick 4 ich nie parodiuje. On tworzy je na nowo, a nawiązania do nich będą pojawiać się w kinie akcji przez lata.
Dobór obsady to klasa. Rola Killa, niemieckiego króla półświatka o aparycji, cóż, typowego Niemca z dowcipów o typowym Niemcu, jest świetna. Nienawidzisz go od samego początku, a kolejne cięcia i ciosy cieszą jak śliniący się po otruciu król Joffrey Baratheon. Ip Man, ale niewidomy (czyli zasadniczo Chirrut Îmwe), a do tego absurdalnie skuteczny w walce wręcz i strzelaninach? Masz to jak w banku. Dodajmy do tego akcję w hotelu Osaka i mamy przepyszne danie dla każdego fana jatki na ekranie.
Praca kamery i ujęcia w izometrycznym, a czasami nawet całkiem pionowym rzucie to uczta dla oczu. Nieśmiertelność głównego bohatera bez nich pewnie zrobiłaby się nieco nużąca. Dzięki różnym ujęciom nie mamy wrażenia, że oglądamy kolejne Kung Fury. Upadek z wysokości na belkę i podłogę berlińskiego techno klubu jest podobnie bolesny, jak potknięcie i przewrót przez kark Pana Walaszka we Wściekłych Pięściach Węża. Czujesz je na własnej skórze.
Czy John Wick 4 to dobry film?
Nie mogę jednak mówić o Johnie Wicku 4 w samych superlatywach. Podobnie, jak w przypadku ostatniego Bonda, główny antagonista jest miałki i irytujący. Odgrywana przez Bill’a Skarsgård’a postać markiza sprawia wrażenia gimnazjalisty, któremu przypadkiem w ręce dostało się nieco zbyt dużo władzy. Scena odgrywająca się przed arcydziełem „Wolność wiodąca lud na barykady” to chyba jedyny moment, w którym mi się podobał. Moim zdaniem niemiecki Killa byłby znacznie ciekawszy jako ten główny zły. Podobnie, jak moment jego śmierci.
John Wick 4 kończy się ujęciem na grób. No co, przecież mówiłem, że będą spojlery. Ta informacja jest nam zresztą podana na długo przed finałowym pojedynkiem, trudno traktować ją w kategoriach niespodzianki. To również chyba jedyny moment filmu, w którym poczułem ukłucie rozczarowania. Nie oznacza to jednak ostatecznie, że John Wick się skończył. Pozostały otwarte wątki, jak choćby obietnica zabicia Caine’a przez córkę dyrektora hotelu Osaka. Do tego samotna baletnica (Ana de Armas?) wskazuje, że w tym uniwersum pojawi się spin-off.
Czy John Wick 4 jest zatem filmem dobrym? Nie wiem, nie znam się filmowym rzemiośle. Dla mnie to niemal 3 godziny fantastycznej rozrywki, małych smaczków i radości, że moja edukacja całkiem nie zawiodła, skoro wspomniane dzieło sztuki malarskiej zidentyfikowałem sam. Idź na niego do kina, nie czekaj na premierę w streamingu. Bez trzęsących siedzeniem wybuchów stracisz wiele z tego doświadczenia.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.