Chińskie flagowce to kiedyś były sprzęty gorsze, wybrakowane i nieco ryzykowne w zakupie. Czy teraz jest tak samo? Moim zdaniem nie, ponieważ producenci z Państwa Środka przeszli długą drogę. Już się ich nie boję!
W ostatnim czasie przez moje ręce przewinęło się całkiem sporo chińskich flagowców, jak chociażby Lenovo ThinkPhone by Motorola, Oppo Find X5 Pro, OnePlus 11, Vivo X80 Pro czy też Realme GT3 240W. Sprzęty ze średniej półki również chętnie sprawdzam, ale w zeszłych miesiącach topowe sprzęty dużo częściej do mnie trafiały.
Co bardzo istotne, nie są to produkty wpisujące się w ideę „Pokolenia Xiaomi”, czyli mocne sprzęty w niskich cenach. Powyższe modele kosztują po 4 czy 5 tysięcy złotych, więc nie są to tanie smartfony.
Chińskie flagowce = gorsze flagowce?
Możecie się ze mną nie zgodzić, ale jeszcze kilka lat temu – w dużej mierze właśnie przez Xiaomi – określenie chiński flagowiec oznaczało topowy sprzęt, ale jednak pod niektórymi względami gorszy. Zasada działania była przeważnie prosta, dajmy dużo mocy oraz opcjonalnie jakieś bajery, ale na czymś musimy wtedy zaoszczędzić.
Chińskie topowe sprzęty przez lata odstawały pod względem możliwości fotograficznych i jedynie Huawei bronił honoru pod tym względem. Cała reszta nie mogła równać się z iPhone’ami czy Samsungami.
Nieciekawie również wyglądała sytuacja jeśli chodzi o certyfikaty wodoszczelności. W sprzętach z Państwa Środka próżno było tego szukać, więc każdy kontakt z wodą był swego rodzaju loterią.
Na obydwa elementy pewnie mógłbym przymknąć oko, gdyby nie fakt, że nakładki w chińskich flagowcach sprzed kilku lat były tragiczne. Znam kilku zagorzałych fanów Xiaomi, którzy chwalili te rozwiązania. Jednak gdy ja musiałem z nich korzystać, przeważnie była to udręka.
Zdarzało się, że kulały tłumaczenia i dostawaliśmy telefon z językiem polskim, który czasem jednak był angielskim… lub nawet chińskim. O stabilności można byłoby napisać osobny, bardzo długi tekst, choć raczej nie nadający się do publikacji. Zdecydowanie nie było dobrze.
Mimo, iż dla mnie długość wsparcia nie jest kluczowa, wiem że dla wielu osób jest całkowicie odwrotnie. W przypadku chińskich sprzętów, bywało z tym różnie. Sprzęty te czasem dostawały jakieś aktualizacje, a czasem nie i ciężko było to przewidzieć. Co więcej, jak już pojawiały się nowe wersje, były równie niedopracowane jak poprzednie.
Tak wyglądało to kiedyś, a jak jest teraz?
Chińskie flagowce = kompletne flagowce!
Tak jak wspomniałem, w ostatnim czasie dość sporo chińskich flagowców do mnie trafiło, ale pierwszym, który zmienił moje myślenie był Xiaomi Mi 10 Pro 5G. Miałem wtedy świetnie porównanie, gdyż w mniej więcej tym samym czasie testowałem Xiaomi Poco F2 Pro.
POCO był idealnym przykładem sprzętu wpisującego się w moją tezę o pokoleniu Xiaomi. Miał sporą moc i niską cenę, ale nakładka czy aparat nie stały na zbyt wysokim poziomie. Z drugiej strony, Mi 10 Pro 5G to był sprzęt bardzo drogi jak na tamte czasy i swoją markę, ale za to był flagowcem, który nie był gorszy od konkurencji.
Wymienione na początku modele mają świetne ekrany, ogromną moc i dobrą optymalizację, a nakładka jest przyjemna. Kwestie wizualne to już indywidualne preferencje, ale wszystko działa bez zarzutu i to mnie interesuje najbardziej.
Co więcej, wiele producentów oferuje aktualizacje przez co najmniej 3 lata, a łatki bezpieczeństwa nawet i dłużej. Niektórzy pod tym względem są atrakcyjniejsi niż samo Google!
Nie mogę nie wspomnieć o wodoszczelności. Ze wspomnianych modeli Vivo i Oppo mają IP68, OnePlus może pochwalić się IP64, a ThinkPhone oprócz IP68, spełnia również wymogi MIL-STD-810H.
Wcale nie gorzej jest w przypadku możliwości fotograficznych. Wiem, że DXOMark dla wielu nie jest wyznacznikiem, ale to to i tak jednak najlepszy ranking aparatów w smartfonach, dlatego rzućmy na niego okiem.
Pierwsza piątka to 2x Huawei, 2x Oppo i Honor. Dopiero potem pojawia się Google Pixel 7 Pro, dwa iPhone’y 14 Pro oraz ponownie Huawei i Honor. Na dalszych miejscach można spotkać już więcej produktów Apple’a, Samsunga czy Google’a, ale nadal chińskie urządzenia wiodą prym.
Jeśli to was nie przekonuje, dodam że ostatnio testowałem Oppo Find X5 Pro i zakochałem się w jego możliwościach fotograficznych. Miałem już sporo mocnych urządzeń ze świetnymi aparatami, ale to właśnie ten model wprawił mnie w zachwyt przy większości swoich zdjęć. Nie mogę się doczekać, aż w ręce wpadnie mi następca.
Już nie boję się chińskich flagowców!
Kiedyś obawiałem się chińskich flagowców, gdyż były one tykającą bombą. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało świetnie, a drobne niedociągnięcia rekompensowała cena. Dopiero wraz z kolejnymi miesiącami wychodziły kwiatki.
Nadal wiele elementów można byłoby przeboleć, gdyby nie fakt, że te smartfon działały z każdym miesiącem coraz gorzej. Tak, w tym miejscu pewnie odezwą się rycerze Xiaomi, którzy powiedzą, że albo się nie znam, albo wszystkie Androidy tak mają.
Macie racje, problemem było jednak to, że poprzez słabą optymalizację, błędy nakładki czy brak lub bardzo skromne aktualizacje, w chińskich sprzętach bywało to szczególnie bolesne. Zakup takich sprzętów to była swego rodzaju loteria, albo się trafiło dobrze, albo w naszych rękach lądował szrot.
Teraz już kompletnie się tego nie boję. Nie tylko coraz częściej testuję chińskie flagowce, ale i mam wielu znajomych, którzy z nich korzystają. Tak jak kiedyś było całkiem sporo skarg na swoje urządzenia, tak teraz żadne do mnie nie trafiają.
To nie oznacza, że te marki są idealne, nie zdarzają im się wpadki czy błędy. Oczywiście, że są lepsze i gorsze modele, a niektóre nadal sprawiają wrażenie nie do końca przetestowanych przed wypuszczeniem na rynek. Mimo tego, takie sprzęty są rzadkością.
Aktualnie sam korzystam prywatnie z Motoroli edge 30 fusion (średniak, ale jednak też chiński) i mimo tego, że miałem pewne obawy, nie mogę się do niczego przyczepić. Nie brakuje mi iPhone’a, a po nocach nie myślę o przesiadce na Pixela czy Samsunga.
Chińskie smartfony są po prostu na tyle dobre, że śmiało mogą rywalizować z najlepszymi i to bez żadnej taryfy ulgowej. Co więcej, coraz częściej to one wychodzą zwycięsko z takich starć.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.