Amazfit Wellness Wonderland, cóż to było za wydarzenie, na którym obwieszczono światu m.in. Amazfit Balance SE. Odwiedziłem wraz z grupą dziennikarzy z Polski Berlin, by osobiście zobaczyć, jak wszystko zostało zorganizowane przez tego producenta, a przy okazji trochę pozwiedzałem. Jak było?
Dzięki uprzejmości firmy Amazfit, miałem okazję udać się w „Mikołajki” do Berlina, by uczestniczyć w wydarzeniu Amazfit Wellness Wonderland (i nie tylko). Co z tym Balance SE? O czym mówili przedstawiciele producenta? Oto moje wrażenie z wycieczki oraz podzielenie się z Wami także jej bardziej prywatną stroną!
Spotkanie z polskimi przedstawicielami Amazfit
Oczywiście spotkanie poprzedzone było samą podróżą, która rozpoczęła się w moim przypadku dzień wcześniej, kiedy to musiałem dojechać do Warszawy ze swojego rodzinnego miasta, jakim jest Mielec. Na drugi dzień oczywiście spacerek na lotnisko Chopina, z którego mieliśmy wylecieć na Berlin Brandenburg Airport.
Jako, że była to dla mnie druga wycieczka lotnicza, to nadal towarzyszyło mi sporo emocji z tym związanych, ale w większości pozytywnych, bo lubię latać. Gdzieś tam są jakieś zajawki odnośnie lotnictwa, głównie biorące się – a jakże – z gier. Mniejsza o większe, z lotniska dostaliśmy się busem do Sana Hotel w zachodniej części Berlina i gdy już odłożyliśmy bagaże do pokoi, rozpoczęło się…
Spotkanie z Maciejem Deką, Head of CEE & Balkans
Wspierał go Damian Walknowski, PR & Marketing Manager. Przedstawili oni nam tak kierunek, w którym marka Amazfit oraz cała firma Zepp chce w najbliższym czasie podążać, jak i najnowszy model producenta, czyli Amazfit Active Edge, o którym mogliście przeczytać w moich pierwszych wrażeniach z tym zegarkiem. Kierunek ten obrany ma być także na podstawie badań, które również zostały nam przedstawione.
Owe badanie skupiało się oczywiście na tym, czego potrzebują najbardziej konsumenci od smartwatchy. Generalnie rzecz ujmując, chcecie tego, aby zegarki coraz lepiej radziły sobie z funkcjami zdrowotnymi, podawały dokładniejsze dane o metabolizmie i zapotrzebowaniu kalorycznym, a także umożliwiały monitorowanie nie tylko naszej fizyki, ale także i aspektu mentalnego – psychiki.
Spokojnie, nie znajdzie się w niej funkcja automatycznego powiadomienia szpitala psychiatrycznego ;). Po spotkaniu posililiśmy się pysznym obiadem, a następnie wyruszyłem w miasto, by sprawdzić, co takiego oferuje Berlin, a także Amazfit Active Edge!
Berliński jarmark świąteczny, architektura i ludzie
Końcowo po chwili zastanowienia, wybrałem się w kierunku jarmarku świątecznego, który znajduje się na Breitscheidplatz. Jest to, jak określił jeden z Niemców, których spotkałem, prawdopodobnie najbezpieczniejszy jarmark bożonarodzeniowy w Europie. Do tego jednak dojdziemy. Po drodze mogłem podziwiać mieszaną architekturę niemieckiej stolicy, gdzie były budynki tak starsze, jak i bardziej nowoczesne.
Z pewnością ciekawostką jest tutaj kultura przechodniów, gdzie nie raz widziałem kogoś przechodzącego na czerwonym świetle, jeżeli droga była pusta. W zasadzie prawie wszystkie drogi są przyozdobione w świątecznym klimacie, tak samo, jak wiele budynków, co potrafi robić wrażenie. Można powiedzieć krótko, że wyglądało to ślicznie!
Sam w sobie jarmark świąteczny to ogrom wręcz „budek”, tak z jedzeniem, jak i pamiątkami wszelakiego rodzaju. Czapka? Nie ma problemu, pasek, kapcie? Też się znajdą. W kontekście czegoś do zniwelowania głodu, przodował Currywürst, ale było również sporo słodyczy, a także frytek. Po prostu ogrom.
Nie mogło obyć się bez czegoś na rozgrzanie
Do picia natomiast oczywiście „złoty” trunek, bo jesteśmy w Niemczech, ale także Glühwein, czyli popularny grzaniec.
Klimat po prostu TOP, jeżeli macie okazję odwiedzić Berlin w obecnym około-świątecznym czasie, to zdecydowanie polecam zajrzeć na jarmark na Breitscheidplatz! Swoją drogą, tutejszy grzaniec z rumem jest naprawdę godny polecenia. Osobiście nie gustuję w winach, a pomimo tego muszę przyznać, że w takiej formie było to pyszne, rozgrzewające i dodające energii.
Piękny również był kościół pośrodku wspomnianego placu. Jest to Kościół Pamięci Cesarza Wilhelma, który aktualnie jest jednak cieniem tego, czym był. Po wojnie pozostawiono 68-metrową ruinę głównej wierzy, która to jest aktualnie symbolem antywojennym. Niemniej jednak wygląda nadal imponująco, kiedy w tle widać berlińskie wieżowce chociażby.
Amazfit Wellness Wonderland event. Smartwatche, balet i skromny upominek
No i w końcu nadszedł czas, by wybrać się na główne wydarzenie podczas całej wycieczki. Kolejny więc spacerek po Berlinie zaliczony, aż w końcu dotarliśmy na miejsce całego „zamieszania”. Raczej nieduża sala, ale wypełniona tak, że nie sposób byłoby przejść obok niej obojętnie, widząc ją z zewnątrz.
Przede wszystkim po dwie sztuki smartwatchy Amazfit Balance SE w każdym dostępnym kolorze zawieszone na ścianie zwracały na siebie uwagę. Można było spędzić z nimi nieco czasu, ale jedynie sprawdzając płynność interfejsu, czy jego wygląd. Z resztą, co ja będę, sami zobaczcie, co znalazło się ciekawego w tym miejscu.
Chwilę oczywiście poczekaliśmy, zanim wystartowała główna część eventu, a rozpoczął ją…
Występ grupy baletowej
Szczerze mówiąc nie jestem fanem takiej rozrywki, ale nie da się ukryć, że było to ciekawe doświadczenie. Następnie zostaliśmy zapoznani z prezentacją, która omawiała tak to, co oferują produkty firmy, jak i oczywiście odpowiedzialne podejście do rozwoju.
Głównym „aktorem” był oczywiście Amafit Balance SE, który został wszystkim zaprezentowany. Wyjaśniono, dlaczego zdecydowano się na jego wprowadzenie, a powodem jest pomoc w ponownym zalesianiu lasów w Europie. Każdy sprzedany smartwatch to część dochodu przekazana na ten właśnie cel!
Po całej prezentacji otrzymaliśmy kolejną dawkę baletu, a resztę czasu osobiście spędziłem na konwersacjach z obecnymi tam dziennikarzami, ale także i chociażby „Panią fotograf”, która obsługiwała wydarzenie, czy próbowaniu serwowanych przekąsek i napojów.
Wszystko co dobre zawsze się kończy, więc tak i dotarliśmy do końca owego eventu. Koniec jednak był zadziwiający, ponieważ oprócz zostawionych wcześniej kurtek, czy płaszczy, otrzymaliśmy również zapakowane prezenty. Szczerze mówiąc, myślałem, że będą to jakieś breloki czy inne tego typu gadżety. W środku jednak czekał… smartwatch Amazfit Balance SE, a oprócz niego mieszanka nasion kwiatów.
Cóż by tu mówić, zacny upominek z okazji premiery owego modelu – trafił mi się konkretniej w wersji z ciemno-zielonym paskiem, zwany Meadow. Kwiaty natomiast zapewne zasieję przed blokiem na wiosnę. Czy coś z tego wyrośnie? Przekonamy się za mniej więcej pół roku 😉
Berliński jarmark świąteczny od strony kulinarnej – przepyszny Currywürst!
Dzień w tym momencie się jednak jeszcze nie zakończył, ponieważ w małej grupce wybraliśmy się pieszo w kierunku tego samego jarmarku, który już wcześniej zdążyłem odwiedzić, lecz nie skorzystałem zbytnio z oferty gastronomicznej. Teraz jednak zamówiliśmy dwie ciekawe pozycji z menu, czyli polecany przez wiele osób Currywürst, a także tutejsze frytki.
Powiem Wam, że naprawdę pomysł z grillowaną kiełbasą zalaną sosem curry oraz jeszcze dodatkowo jakimiś przyprawami jest świetny! Z pewnością jeżeli będę miał okazję odwiedzić Berlin w podobnym czasie, to wstąpię na to danie. Frytki natomiast to już trochę inna historia, ponieważ były po prostu specyficzne – bardzo chrupkie, kompletnie nie przypominające tych z „fastfoodów”. Oprócz tego solone „od serca”, co nie każdemu przypada do gustu.
Osobiście zjadłbym, ale w mniejszej ilości, jako taki dodatek do właśnie Currywürsta. Będąc w Niemczech nie można jednak nie skosztować tego, czego Czesi piją statystycznie „na głowę” najwięcej w Europie. Szczerze mówiąc nie jestem smakoszem tego trunku, jednak smakował nad wyraz dobrze, choć dla mnie grzaniec był zdecydowanie lepszym pomysłem!
I w zasadzie na tym zakończyłem pierwszy dzień tej przygody, wracając do hotelu, by wypocząć przed kolejnym dniem, który miał być pełen wrażeń.
Spacer po Berlinie na luzie: Bundestag, Reichstag, metro i… kebap Gemüse
No i zaczynamy drugi dzień, który to był już luźniejszy, z uwagi na to, że nie było organizowanych żadnych wydarzeń przez Amazfit. W związku z czym, do odjazdu busa na lotnisko, który podjechać miał chwilę po 15-stej, mieliśmy po prostu czas wolny. Wiadomo, rano śniadańko, jakieś pogawędki o tym i tamtym, a później wyruszenie w pieszą wycieczkę na Bramę Brandenburską.
Co by nie było, chwilę zajęło przejście pod nią, bo dzieliło nas (pozdrowienia dla Borysa z „Androida”!) od niej jakieś 4 kilometry, a nie przylecieliśmy tutaj biegać… chyba. Tak czy owak, w trakcie oczywiście mogliśmy podziwiać po raz kolejny architekturę Berlina, kolejne ciekawe budowle i monumenty, a także występ artystyczny na środku ulicy, bo czemu nie?
Po drodze z ciekawszych rzeczy natknęliśmy się także na kolejną, historyczną budowlę, a raczej „konstrukcję” – no z pewnością nie było to nic małego i było „paru-częściowe”. Mianowicie chodzi o…
Pomnik żołnierzy radzieckich, którzy zginęli w trakcie bitwy o Berlin
Jeżeli dobrze pamiętam, mowa była o 2000 poległych obywatelach Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (i nie tylko).
Oprócz głównej części, którą możecie podziwiać powyżej, można było także zobaczyć dwie armato-haubice 152mm, a także czołgi T-34-57 (a przynajmniej podejrzewam, że właśnie w takiej wersji). Co by nie mówić, gratka dla fanów tego okresu historycznego, jakim jest Druga Wojna Światowa i historii wojskowości, a ja właśnie do takich osób się zaliczam, więc bawiłem się przednio ;D
Co zaskoczyło jeszcze w drodze do Bramy Brandenburskiej to ciekawie urządzone chociażby ambasady takich państwa jak Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii, Francji, a także Węgier. To jednak nic przy tym, co widzicie poniżej. Powiedziałbym, że wygląda jak prototyp „Cyberbike” od Tesli, ale oczywiście dla każdego będzie to nie co coś innego 🙂
Wreszcie jednak dotarliśmy do frontalnej części Bramy Brandenburskiej
Z jakiegoś powodu niestety była otoczona barierkami oraz patrolami policji. Jak się dowiedzieliśmy, wynikało to z przygotowań do świętowania… Chanuki, święta społeczności żydowskiej. W zasadzie można było się domyślić, po tym, jak wyglądał obszar bezpośrednio przy bramie.
No nic, zdarza się, niestety nie mieliśmy wystarczająco czasu, by poczekać, aż będzie można „normalnie” przejść pod bramę, czy przez nią. Z tego też powodu skierowaliśmy swoje kroki w kierunku Reichstagu, czyli mówiąc bardziej „nowocześnie” – Bundestagu, gmachu parlamentu RFN. Jeżeli graliście w Call of Duty: World at War, to z pewnością mogą odpalić się wspomnienia z „rajdu” na tenże budynek w ostatnich misjach.
Ah, była to świetna gra. W Call of Duty 2 również zdobywaliśmy gmach parlamentu Rzeszy, jednak osobiście bardziej w pamięci została mi ww. część tej kultowej serii FPS. Wracając jednak do samego miejsca, robi wrażenie, jak sami możecie zobaczyć na powyższej fotografii, ale i poniższej. Szkoda tylko, że i wokół niego były „roboty”, przez które nie dało się chociażby wejść po schodach w górę.
No ale jak już się tak spaceruje i zobaczyło się trochę historii tego miasta, ale również i świata, to pasowałoby coś zjeść, nieprawdaż? A skoro jest się w Berlinie, to koniecznie spróbować należy…
Tutejszego kebaba!
Poszliśmy więc przejechać się metrem, by dostać się w okolice lokalu, który jest przez wielu nazywany najlepszym kebabem w tymże mieście! Swoją drogą, osobiście słyszałem wiele „złego” nt owego metra, jednak nie spotkała mnie żadna niemiła sytuacja, czy chociażby „obrazek”. Czysto, klimatycznie i raczej bezpiecznie.
Oczywiście po przejażdżce metrem czekał nas kolejny króciutki spacerek pod lokal, który widzicie poniżej. Oczywiście rzuca w oczy się ilość ludzi, którzy siedzą przed lokalem, ale również tych, którzy jeszcze stoją w kolejce. W środku natomiast – klimacik, muzyczka, po prostu świetne miejsce już przed tym, jak się spróbowało jedzenia. W gratisie klienci dostawali gorącą turecką herbatę, co pasowało do panującej aury zimy.
Swoją drogą, dacie wiarę, że sporych rozmiarów kebab w bułce kosztował tam 6,30 euro? Czyli w zasadzie podobnie do polskich realiów, a w porównaniu z 11 euro za połowę kanapki z Subwaya to w ogóle okazja. Po w zasadzie około 10 minutach czekania, otrzymaliśmy nasze zamówienie, które było tutejszą klasyką – Gemüse Kebap z mięsem z kurczaka i sosem mieszanym (zachęcam do skorzystania z linku dla lepszego obrazka). Jak wyglądał? A no tak:
Świeże warzywa, znalazły się także grillowane, chociażby ziemniaczek, sporo mięska, świetne sosy, super bułka… Cytując jednego z polskich YouTuberów – muala, po prostu muala. Wszystko idealnie pasujące do siebie, aż chciałoby się tam wracać naprawdę często, a mieszkając w okolicy z pewnością parę razy w tygodniu. Spokojnie mógłby zastępować obiad, bo nie jest to „typowy, polski, chamski kebab”.
Pasowało jednak…
Wrócić do hotelu
Z uwagi na to, że została godzina do odjazdu na lotnisko BER, z którego mieliśmy wrócić do Polski. Warto także wspomnieć, że za tym pięknym miejscem był również bardzo ładny Chevrolet, podejrzewam, że z lat 20-30 ubiegłego wieku. Gratka dla fanów motoryzacji? Z pewnością, choć w tym miejscu w zasadzie kończy się ta świetna przygoda.
Niech uraczy Was na koniec, drodzy Czytelnicy i drogie Czytelniczki, widok Berlina podczas odlotu. Jak dla mnie – cieszy oko. Mam nadzieję, że podróż, w którą Was zabrałem okazało się po prostu fajnym spędzeniem czasu. Do następnego i pamiętajcie – ubierajcie się ciepło!
Cya!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.