Nothing Ear stick swoją premierę miały już ponad rok temu. Od tego czasu te douszne słuchawki bezprzewodowe otrzymały wiele aktualizacji, w tym taką, która… dodała ANC. Wypada więc sobie zadać pytanie, czy Nothing Ear stick są warte u progu 2024 roku? Sprawdźmy to!
No witam serdecznie Nothing Ear stick. Od czasu premiery trochę się staniało co? Do tego wiele aktualizacji, nawet ANC Ci dodali.
No właśnie, sprawdźmy więc, co po ponad roku zmieniło te słuchawki douszne w jeszcze lepszy, bądź gorszy produkt i odpowiedzmy na pytanie, czy warto je kupić.
Nie ma co ukrywać, firma Carla Peia nie była specjalnie chwalona za wycenę swojego nowego produktu w październiku 2022 roku. Na starcie bowiem za omawiane słuchawki TWS trzeba było zapłacić bagatela 559 złotych. Przez ten czas jednak cena stwierdziła, że nie wie, co to inflacja. Aktualnie kupicie je już za 249 złotych!
Daje to mniej niż połowę ceny z premiery. Nawet, jeżeli byłyby funkcjonalnie oraz dźwiękowo na tym samym poziomie, co wcześniej, to i tak duży plus – przynajmniej dla potencjalnie nowych zainteresowanych. Przypomnę bowiem, że rynek słuchawek dousznych TWS jest po prostu niszowy, co powoduje, że i konkurencji, zwłaszcza taniej, jest niewiele.
Jeżeli jesteście zainteresowani tymi aspektami, które przez aktualizacje się nie zmieniły, jak wygoda, komfort użytkowania, jakość wykonania etc, to sprawdźcie premierowy test Nothing Ear stick mojego autorstwa. Myślę, że wyczerpałem tam temat. Wracamy!
Jak już wspomniałem wyżej, słuchawki tego (nadal) nowego producenta na rynku dostały m.in. możliwość korzystania z ANC przy jednej z tegorocznych aktualizacji. Dlatego też firma postanowiła zmienić nieco opcje sterowania.
Mowa tutaj o dodaniu oczywiście personalizacji, która daje nam kontrolę z poziomu słuchawki nad redukcją szumów. Możemy ją tak włączyć, jak i wyłączyć. Trybu transparentnego nie ma, jednak w tego typu konstrukcji nie jest on specjalnie potrzebny moim skromnym zdaniem.
Głównie jednak zmiany przeróżnymi aktualizacjami oddziaływały oczywiście na jakość dźwięku w omawianych słuchawkach dousznych. Na premierze docenić było można w zasadzie prawie każdy aspekt w tym zakresie, a jak jest po ponad roku?
Ponieważ to ono również oddziałuje na to, jak zmieniło się brzmienie w Nothing Ear stick. Nie oczekujmy tutaj jednak cudów w kontekście oddzielania nas od otoczenia. Owa redukcja szumów działa co najwyżej poprawnie w tym zakresie.
Przede wszystkim „wyciszy” niespecjalnie głośne dźwięki ze średnich częstotliwości. Soprany oraz basy nie są już dla zastosowanego tutaj ANC tak łatwe do „wybronienia”. Wiele więcej w tym zakresie nie można moim zdaniem powiedzieć, ale z pewnością na plus, że taka funkcjonalność została po czasie dodana.
W premierowym teście Nothing Ear stick pochwaliłem je mimo wszystko za to, że jak na słuchawki douszne, oferują sporą ilość basu. Zdania tego nie zmieniam (choć już na premierę mogłoby go być więcej), a wraz z dodaniem ANC jego ilość czy głębia się po prostu polepszyły.
Słyszalnie lepiej radzą sobie te słuchawki po włączeniu tejże funkcji z niskimi tonami, a to dlatego, że odcina nas ona od otoczenia i niejako „zamyka” kanał słuchowy, dzięki czemu trafia do niego więcej dźwięków z przetwornika.
Co z tą „świetną średnicą”, która tak mi pasowała? W zasadzie w większości nic się nie zmieniło, nadal jest wysoki poziom, lecz może jej dolne partie nieco się ociepliły za sprawą właśnie lepszej izolacji. Czy to źle, czy to dobrze? To już zależy tak naprawdę od gustów i guścików, choć „technicznie” raczej tak nie powinno być.
No i sopran, który tak „kłuł”, aktualnie (także po przetestowaniu sporej ilości innych TWS-ów z różnych półek cenowych) powiedziałbym, że jest przyjemnie jasny, klarowny i bez problemów typu „przestery”. Nic się u mnie przez ten czas nie zmieniło w kontekście wrażliwości na wysokie dźwięki, więc podejrzewam, że to po prostu poprawa sticków tak zadziałała.
W zasadzie reszta aspektów powiedziałbym, że jest tak samo dobra. Mikrofony nadal zbierają niezniekształcony głos ludzkiej mowy oraz całkiem dobrze radzą sobie w głośnym otoczeniu. Bateria cały czas tak, jak dawała 4-5 godzin na jednym ładowaniu w etui, to nadal to potrafi robić. Z włączonym ANC bardziej powiedziałbym, że to takie 3,5-4 godziny.
Reszta aspektów audio również pozostała na tym samym poziomie, oprócz ww. części, która zmieniła się głównie za sprawą ANC, ale nie tylko. Warto jednak wspomnieć o nowym equalizerze w aplikacji Nothing X. Daje on możliwość dopasowania dźwięku naszych słuchawek na 8-miu suwakach, które odpowiadają za różne pasma.
Nie ma tutaj gotowych profili, więc jest to narzędzie typowo dla osób, które chcą się „pobawić” w personalizację brzmienia bardziej. Mamy nawet możliwość podkręcenia konkretnej częstotliwości po wybraniu pasma, więc całkiem rozbudowana „zabawka”. Czy użyteczna? Jak już wspomniałem, głównie dla osób, które mają czas i chęci ustawić słuchawki bardzo personalnie.
Biorąc pod uwagę ich aktualną cenę, jest to produkt zdecydowanie godny polecenia. Oferuje naprawdę przyjemne brzmienie, szczególnie dla fanów instrumentalnych utworów, czy tych skupionych na wokalach. Do tego niezmiennie to, co opisałem dla Was w okolicach premiery, jak świetny moim zdaniem design, wygodę, czy fajną aplikację. Oczywiście znajdziecie tam również wady, jak brak kodeku poziomu aptX, czy LDAC / LH2C, czy podatność etui na rysowanie się.
Oczywiście są pewne warunki, a w zasadzie jeden, który stoi przed ewentualną decyzją, czy to słuchawki TWS dla Was. Jest to ich konstrukcja – to słuchawki douszne, które z dokanałowymi (w podobnej cenie) nie będą mogły konkurować pod niektórymi względami, jak chociażby ANC i ogólna izolacja od otoczenia, czy ilość głębokiego basu.
Warto mieć to na uwadze, ponieważ każdy model został stworzony w jakimś celu, do jakiejś grupy odbiorców. Czasem jest ona szersza, jak w przypadku standardowych Nothing Ear 2, a czasami węższa, jak w przypadku omawianych po raz drugi na łamach portalu Nothing Ear stick.
I to by było w zasadzie na tyle, mam nadzieję, że pomogłem Wam w, niejako, odświeżeniu poglądu na te ciekawe słuchawki bezprzewodowe w przyjemnej cenie. Jeżeli macie chwile, możecie zajrzeć do mojego tekstu o podróży z Amazfit do Berlina. Myślę całkiem przyjemny i nieco inny materiał od innych 😉
Cya!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…