Innowacja? Test Huawei FreeClip ma za zadanie pokazać, czy nowe słuchawki TWS to tylko „zabawka”, czy jednak zastosowane rozwiązanie rzeczywiście daje jakieś korzyści. No ale w sumie to co takiego zrobił producent przy tych słuchawkach? Czy warto je kupić?
Ahh, proszę Państwa, ostatnia (a może nie?) recenzja w 2023 roku – przynajmniej ode mnie. Rok ten kończy test Huawei FreeClip, czyli nowości prosto z Państwa Środka, która wygląda naprawdę ciekawie. Powiedzieć, że jest to nowe podejście do słuchawek bezprzewodowych to tak, jakby nic nie powiedzieć. Czy warto jednak się nimi zainteresować?
Nie przedłużając, zapraszam, oto recenzja Huawei FreeClip – słuchawek TWS, które są całkowicie inne od reszty!
Omawiane dzisiaj TWS-y dostaniecie w cenie 899 złotych, czyli „standardowej” jak na nowy produkt z wyższej półki. Oprócz tego trzeba mieć na uwadze, że jest to jakaś innowacja, coś nowego, ale czy usprawiedliwi to tę wycenę? Przekonamy się w trakcie testów.
Omawianie stricte produktu i jego cech zacznijmy jednak od suchych danych, które oczywiście znajdziemy m.in. na stronie producenta.
No i już tutaj powiem, że uzależnianie możliwości skorzystania z lepszego kodeku od tego, czy posiadamy smartfon od tej samej firmy jest słabą praktyką.
Niektórzy producenci próbują pakunkiem, w którym skryty jest produkt opowiedzieć jego historię, po prostu zachęcić do kupna – Huawei jednak tak nie robi, nie w tym przypadku. Mamy do czynienia z białym opakowaniem, które od frontu ma jedynie logo firmy oraz nazwę modelu słuchawek.
Z tyłu zaś dowiemy się o paru głównych cechach testowanych dziś TWS-ów, takich jak:
No ale dobra, co jednak takiego znajdziemy w takim razie w środku?
Oczywiście na pierwszy ogień idą słuchawki Huawei FreeClip, owinięte folią na czas transportu. Pod nimi natomiast umieszczono akcesoria, a raczej jedno akcesorium, jakim jest przewód USB-C do ich ładowania przewodowego. Nie zabrakło także „papierologii”. Trochę biednie, ale czy coś więcej mogło się znaleźć przy tak „egzotycznym” modelu słuchawek? Ciężko powiedzieć. Brak historii, lecimy dalej.
Tutaj zacząłbym od omówienia etui. To zostało wykonanie głównie z tworzyw sztucznych, z małą domieszką metalu, którego użyto w zawiasie. Całość jest bardzo dobrze spasowana i przyjemna w odbiorze pod kątem faktury. Nic nie skrzypi, nic się nie gibie w sposób zauważalny – jest bardzo dobrze.
Sam w sobie zawias również działa bez większych zarzutów, poza jedynie małym minusem w postaci takiej, że w pozycji otwartej nie jest w 100% zablokowany i można go „dalej otwierać”, przez co po prostu zepsuć. To jednak jest rzecz, którą równie dobrze można pominąć, szczególnie, jeżeli ktoś szanuje sprzęt.
Co z samymi TWS-ami? Tutaj w zasadzie jedynym słabym punktem jest łączenie kopuły słuchawki z „fasolką”, która służy chociażby jako kolejny akumulator, element stabilizujący czy sterujący. Jest to gumowy przewód, nieco twardawy, ale nadal wystarczająco giętki, by przy normalnym użytkowaniu nie było z nim problemów.
W skrajnych przypadkach jednak może być tak, że ta część będzie narażona najbardziej na uszkodzenie. Poza nią, kopuła i „fasolka” są dobrze spasowane i wykonane z tworzyw wysokiej jakości. Nie ma się do czego przyczepić w tym zakresie.
Przynajmniej tak twierdzi producent, przy tym zapewniając, że owe słuchawki są idealne dla każdego rozmiaru uszu. Czy to jednak prawda? Tutaj zacząłbym moją polemikę z tym, co znajdziemy w materiałach promocyjnych, a rzeczywistością.
Sam design słuchawek pod kątem ergonomii szczerze do mnie nie przemawia. Oprócz tego, że mamy słuchawkę w uchu, to czujemy również nacisk „fasolki” na zewnętrzną jego stronę, a także nie zapominamy o przewodzie, łączącym te dwa elementy. Moim zdaniem jest to po prostu przekombinowane.
Czy są jakieś zalety? Gdyby nie ten nacisk drugiego elementu, to wraz z czasem można zauważyć, że coraz mniej czujemy słuchawkę w uchu. To z uwagi zapewne na jej bardzo niewielki rozmiar. Wygoda to kwestia osobista, dlatego też oczywiście zawsze podkreślam, że to moje odczucia z korzystania z danego produktu.
W tym przypadku nie znajduję uzasadnienia tego innowacyjnego wyglądu nowych Huawei FreeClip. Nie przekłada się on na wygodę użytkowania, ergonomię i ogólne wrażenia w tych kategoriach. Wpływa to także na brzmienie, ale o tym nieco dalej.
Pozwólcie, że może zacznę tak. Według producenta dotyk (jako sterowanie) działa na każdym elemencie konstrukcji, czyli tak na słuchawce, złączu, jak i „klipsie”. Brzmi super w teorii, w praktyce jednak… sterowanie łapało bardzo rzadko, co było nieco irytujące.
Ile to razy próbowałem zastopować utwór, aż w końcu sięgałem po telefon, by to zrobić, tudzież robiłem to skrótem klawiszowym będąc przy stacjonarce. Jak dla mnie ono po prostu nie działa, nie istnieje w obecnej formie. Oprócz tego jest „biedne”, umożliwia jedynie:
No ale gdyby jeszcze właśnie umożliwiało te funkcje, to nie byłoby tak źle, a tak… cóż. Jest źle.
Mięsko, czyli o tym, jak grają testowane dzisiaj słuchawki TWS o innowacyjnym podejściu do tematu. Czy będzie tak również w kontekście dźwięku? Producent raczej na starcie podpowiada, sugerując otwartą budowę, jak mają one grać, jednak sprawdźmy kolejne pasma.
Nie ma – koniec. Mówiąc jednak trochę bardziej rozbudowanie oraz poważnie, to rzeczywiście fani niższych brzmień nie będą zadowoleni z tej propozycji. Niższe rejestry są po prostu bardzo jasne, kompletnie bez głębi, której by się od nich oczekiwało.
Dla porównania, Nothing Ear stick za ~250 złotych radzą sobie z nim lepiej. Tutaj jest on po prostu wypłaszczony, bardziej jak niskie pasmo średnicy, niżeli bas. Nie twierdzę jednak, że nie znajdzie się ktoś, komu takie brzmienie będzie odpowiadać. Mi (oraz podejrzewam dużej grupie osób) jednak taka „wersja” basu nie odpowiada.
Przechodząc do kolejnego pasma zauważyć trzeba, że w nim omawiane dziś słuchawki TWS rozkładają skrzydła. Mamy tutaj naprawdę wiele szczegółów, jakości oraz przyjemności ze słuchania dźwięków, które znajdują się w średnich częstotliwościach. Są to głównie głosy czy instrumenty.
Ciężko powiedzieć o niej coś złego w tej cenie. Jest po prostu bardzo dobrze. To jest ten element, którym zachęcają one do kupna – zdecydowanie.
Najwyższe częstotliwości można opisać podobnie, jak średnice – jest jasno, czysto, a także nie sprawiające wrażenia, że zaraz „rozwali” bębenki uszne. Po tym można dojść do całkiem prostego wniosku – Huawei FreeClip to słuchawki TWS, które charakteryzują się po prostu jasną barwą brzmienia, skupiając się na średnich i wysokich tonach.
Jest bardzo dobra, jeżeli stwierdzimy, że nie zależy nam na basie, którego i tak mało co uświadczymy. Problem jest właśnie w tym miejscu, że dolne rejestry brzmią bardziej średnicowo, niż basowo, co sprawia, że słuchawki tracą pazur.
Ten elementy w Huawei FreeClip jest naprawdę dobry na boki, gorzej z kierunkiem przód-tył. Nieco go brakuje, chociaż nadal to całkiem dobry poziom. To samo tyczy się kierunków pomiędzy przykładowo przodem a prawym, jednak w mniejszym stopniu. Ogólnie jest dobrze, ale mogłoby być w tej cenie lepiej.
Jest niewielkie, raczej nie zauważalne przy normalnym użytkowaniu, co jednak z grami? Tutaj rzekłbym, że nie wpływa negatywnie na wrażenia z rozgrywki, tak w bardziej spokojnych grach, jak i szybkich FPS-ach. Jest wszystko tak, jak być powinno – poprawnie.
Standardowo jak na ten budżet, na każdej ze słuchawek (czyt. na całej konstrukcji) mamy po 3 mikrofony, które mają za zadanie zebrać nasz głos oraz oddzielić go od otoczenia. Jak to wychodzi w dobrych warunkach?
Przesłuchajcie także próbkę w trudniejszych warunkach:
W pierwszym przypadku Huawei FreeClip poradziły sobie bardzo dobrze, nie zniekształcając naszego głosu, a całość jest zrozumiała w 100%. Drugi scenariusz to już bardzo „przygaszony” głos, czasami z metalicznymi podźwiękami, w tle słychać oczywiście muzykę… Generalnie testowane słuchawki nie wyróżniają się pozytywnie na tle konkurencji w tym aspekcie.
A jest to nic innego, jak aplikacja, która posłuży nam do sterowania słuchawkami oraz dopasowania ich względnie pod swoje preferencje. Jak mogliście już zobaczyć przy okazji testu Huawei FreeBuds 5 chociażby, jest ona prosta i poruszanie się po niej nie powinno sprawić komukolwiek problemów.
Tutaj jednak mamy mniej opcji personalizacji. Brakuje chociażby equalizera, w którym moglibyśmy dostosować brzmienie pod swoje preferencje. Są jedynie 4 pre-definiowane ustawienia:
Szczerze mówiąc, żadne nie sprawiło, że słuchawki grały lepiej. Grały inaczej, ale moim zdaniem nie lepiej. Oprócz tego możliwości personalizacji sterowania również są biedne, co widać na screenach z aplikacji.
Teoretycznie, skoro mamy większą baterię dzięki takiej, a nie innej konstrukcji, to prawdopodobnie będą to świetne słuchawki TWS na długie odsłuchy, prawda? W sumie, to tak. Bateria w Huawei FreeClip naprawdę wymiata i zapewnienia producenta są realne, nawet, jeżeli nie specjalnie je „oszczędzamy”. Zarówno jak chodzi o „całościowy” czas, jak i samych w sobie TWS-ów.
Nie ma co ukrywać, to udało się tutaj chińskiemu producentowi. Ładowanie indukcyjne również może Was ratować w razie potrzeby. Może gdyby dopracować całą konstrukcję pod kątem wygody i brzmienia, to kto wie, co by było? Jakiś potencjał jest, pytanie, czy zostanie wykorzystany.
No to może zacznijmy od ogólnego stwierdzenia czy produkt, z którym spędziłem nieco czasu, jest opłacalny. Jak już wspomniałem na początku recenzji, Huawei FreeClip dostępne są w cenie 899 złotych. Na rynku raczej nie znajdziemy drugich takich słuchawek, jednak można je również porównywać z konstrukcjami dousznymi. W tej cenie dostaniemy Apple AirPods 3-generacji, a taniej chociażby Huawei FreeBuds 5.
Na pewno oferują ciekawe, jasne brzmienie, ale czy to wystarczy, żeby klienci kupili je zamiast tańszego rozwiązania, lub produktów konkurencyjnych? Polemizowałbym, właśnie przez wzgląd na ogólne „wyniki testów”, które przeprowadziłem. Przejdźmy do podsumowań.
Z pewnością dla niektórych osób aspekt innowacyjności będzie tutaj zaletą. Co by nie mówić, jest to „bardzo świeże” podejście do konstruowania bezprzewodowych słuchawek dousznych. Kolejnym aspektem jest tutaj jakość wykonania całości, która leży na wysokim poziomie, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę, że jest „słaby punkt” w postaci przewodu łączącego dwa elementy całej konstrukcji.
W kontekście brzmienia z pewnością spodobać może się średnica, pełna detali, po prostu bardzo dobra. Są to słuchawki o jasnej charakterystyce, co także potwierdza skupienie się producenta na doznaniach idących z odsłuchu sopranu. Ten również jest klarowny, wokale czy inne elementy są bardzo przyjemne.
Warto wspomnieć także o niskim opóźnieniu, dzięki czemu możemy używać tych słuchawek także do gier bez większego problemu. Komunikacja również daje radę, z uwagi na dobrej jakości mikrofony, które w tej cenie robią swoją robotę tak, jak można by się tego spodziewać w większości scenariuszy. No i oczywiście – bateria, która jest genialna. Całościowo zapewnienia producenta powinny pokrywać się z realnym użytkiem.
Pierwszy „benc” już w specyfikacji, czyli rezerwacja kodeku Hi-Res jedynie dla urządzeń tego samego producenta – to jest po prostu antykonsumencka zagrywka. Niezbyt dobre jest również to, że w zasadzie prócz przewodu USB-C nie ma żadnego innego akcesorium.
Idąc dalej mamy sterowanie, które jest tak złe, że powiedzenie, iż nie działa, jest całkiem trafne w mojej opinii. Do tego ten bas, którego nie ma, jest płasko, jest bez „mięska”, po prostu go bardzo brakuje. Na koniec natomiast warto wspomnieć o kwestii personalizacji brzmienia i sterowania, która jest biedna – nie ma zbyt wielu opcji w tym zakresie.
Nie. Może nie dlatego, że nie znajduję w nim zalet czy spełniania konkretnych wymagań, ale to, że nie spełnia bardzo istotnych. Głównie w kontekście wygody i brzmienia. Jest to produkt, który nie jest skierowany do mnie przez to, jaką ma charakterystykę (i nie tylko)
No nic, trzymajcie się ciepło i do następnych testów oraz recenzji.
Cya!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Apple iPhone SE 4 będzie miał premierę w Polsce jeszcze wcześniej, niż oczekiwałem. Smartfon zadebiutuje…
Zadebiutował OPPO Find X8 Pro: superflagowiec stworzony z myślą o Europie, a co za tym…
Podkręcony Snapdragon 8 Gen 3 w połączeniu z 7000 mAh to marzenie niejednego ManiaKa. Sam…
Z zakupem telefon do zdjęć czekasz do premiery Huawei Mate 70? Możesz mieć rację, bo…
Seria vivo S20 zaoferuje użytkownikom mocarną specyfikację. Zwłaszcza vivo S20 Pro zapowiada się na jednego…
Aplikacja Uber wzbogaca się o udane nowości, które mogą przydać się także w okresie świątecznym.…