Długi czas użytkowaniem Amazfit GTR 47 mm, bagatela parę lat. Zastąpił go jednak Amazfit Balance SE, dużo nowszy, ale czy dużo lepszy? Oto subiektywna recenzja nowego modelu. Czy warto go kupić? Co takiego oferuje dla użytkowników starszych modeli?
3 lata – prawie tyle użytkowałem Amazfit GTR 47 mm. Przyszła jednak okazja do zmiany, wraz z premierą Amazfit Balance SE oraz mojej podróży do Berlina, by zrelacjonować dla Was to wydarzenie. Dlatego też postanowiłem napisać dla Was ten tekst, który to ma funkcjonować jako recenzja Amazfit Balance SE z punku widzenia użytkownika, który przesiada się ze starszego urządzenia tego producenta.
Smartwatch otrzymałem od Amazfit jako prezent przy udziale w wydarzeniu Amazfit Wonderland, na którym został on zaprezentowany. Producent nie miał jednak wpływu na powstanie tego materiału, a wszystkie opinie są w 100% moimi przemyśleniami na jego temat.
… ale smartwatche wyposażone w tego typu funkcje, o których sobie będziemy rozmawiać w trakcie tej recenzji nie należą właśnie do tanich rozwiązań. Obecnie jest niedostępny w polskich sklepach, jednak cenowo nie różni się od wersji „podstawowej”.
Dla porównania, bazowa wersja, która nie różni się funkcjonalnie niczym, jest dostępna za 1149 złotych. Można więc wziąć poprawkę, że wszystko co opowiem o „Special Edition” ma zastosowanie również do użytkowania tej standardowej. Nie przedłużając jednak, przejdźmy do specyfikacji, następnie kolejnych elementów recenzji.
Podobnie jak w poprzednio testowanym przeze mnie modelu, czyli Amazfit Active Edge, tak i tutaj mamy do czynienia z pudełkiem głównie w jasnych kolorach, z dodatkiem wyglądu zegarka oraz szarości. Na nim znajdziemy informacje dotyczące częściowej specyfikacji urządzenia, czy jego najważniejszych funkcjach.
Oczywiście najważniejsze jest jednak to, co znajduje się w jego wnętrzu. Na początku jest to kolejne pudełko, a także naklejka informująca, iż wspólnie z Amazfit oraz organizacją One Tree Planted zasadziliśmy nowe drzewo. Na odwrocie znajdziemy natomiast podziękowania od firmy i tejże organizacji.
Docieramy do clue, czyli smartwatcha, który jest pierwszym, co ujrzymy w „ostatnim” pudełku. Pod nim natomiast znajduje się, można powiedzieć, kolejne pudełko, w którym z kolei możemy natknąć się na akcesoria:
Nie jest więc tego wiele, ale co mogło się znaleźć? Choćby folia hydrożelowa na smartwatcha do samodzielnego naklejenia – miły i naprawdę niespecjalnie trudny w realizacji (czy drogi) dodatek.
Nie ma więc tutaj nic nadzwyczajnego w tym zakresie, jest tak, jak w przypadku większości tego typu produktów. Warto jednak odnotować, że zostało ono wykonane (tak samo jak naklejka) w 100% z materiałów biodegradowalnych, robiąc ukłon w stronę zrównoważonego rozwoju.
Naprawdę, spadkobierca serii GTR naprawdę dobrze dźwiga zamysł, który ta już nieco legendarna seria inteligentnych zegarków prowadziła. Mowa jest o połączeniu elegancji, funkcjonalności oraz właśnie wysokiej jakości wykonania.
Zaczynając od koperty, została ona wykonana z aluminium, przez co smartwatch jest lekki, aczkolwiek nadal wytrzymały. Uprzedzając pytania – tak, spadł mi – i tak, przeżył to, a do tego nie odnotowałem na nim żadnych choćby rys, nie mówiąc o wgnieceniach.
Smartwatch ten otrzymał ochronę wyświetlacza w postaci szkła hartowanego. Cechuje się ono również obecnością powłoki anty-palcującej, która nie jest idealna, lecz spełnia częściowo swoje zadanie. Szkło to materiał pojawiający się także jako ochrona bezela, konkretniej jest to szkło przeciwodblaskowe – całkiem ciekawe zastosowanie muszę przyznać.
Jak można było się domyślać, pasek jest z tworzyw sztucznych, konkretniej z płynnego silikonu. Balansuje między sztywnością, a rozciągliwością. Nie można jednoznacznie powiedzieć, że jest bardziej w tą lub w drugą stronę w tym zakresie. Oceniłbym go jako naprawdę udany, raczej wygodny, choć o tym aspekcie porozmawiamy sobie w dalszej części tych odczuć z użytkowania, recenzji, opinii 😉
Boleć może natomiast jedynie certyfikat wodoszczelności 5 ATM, choć trzeba pamiętać, że jest to zupełnie inna konstrukcja, niż już wspomniany Active Edge, czy seria T-Rex. Nie mniej jednak chętnie zobaczyłbym tak wyposażony smartwatch z 10 ATM, choć może to marzenie ściętej głowy w tym budżecie.
Generalnie rzecz biorąc naprawdę przeskok pomiędzy omawianym dzisiaj modelem, a moim starym Amazfit GRR 47 mm jest ogromny, czego oczywiście można było się spodziewać. Korzystając jednak ze smartwatcha myślę, że nie jestem specjalnie wymagającym użytkownikiem (prywatnie). Postarałem się jednak sprawdzić go w jak najszerszym zakresie (jako, że owy artykuł to bardziej recenzja, opinia o tym sprzęcie w moich oczach).
Myślę, że to dobry początek na wrażenia z użytkowania. Przede wszystkim pochwaliłbym duży zakres regulacji na pasku, czyli gęste rozmieszczenie oczek, ale także samą sprzączkę (również z aluminium), czy szlufki, które również plusują.
Całość „osadza się” na nadgarstku pewnie, bez konieczności poprawek (a jeżeli już, to bardzo rzadkich). Można go spokojnie nosić godzinami, chociaż jest jedno ale, które tyczy się typowo mnie. Ze względu na to, że mam prawdopodobnie uczulenie na materiał, z którego wykonany jest pasek, to skóra (szczególnie w miejscu szlufek i sprzączki) robi się bardzo sucha, szorstka i czerwona.
Dlaczego strzelam w uczulenie (reakcję alergiczną)? Ponieważ w zasadzie pierwszy raz się z takim czymś spotkałem. Poprzednio używany GTR miał pasek skórzany oraz materiałowy, Active Edge natomiast wykonany z TPU. Przy nich tak, jak można się domyślać, odznaczały się na powierzchni skóry, jednak nigdy nie powodowały dużej suchości, czy zwyczajnego łuszczenia się.
Oprócz tego skorzystałem z tak materiałowego, jak i skórzanego paska, które mimo, że „przeznaczone” do modelu GTR 47 mm, pasują również do najnowszego Amazfit Balance SE. Jaki był efekt? No właśnie taki, jak podejrzewałem. Skórzany pasek załatwił problem, z nim oczywiście, jak można się domyśleć, dużo przyjemniej używało się nowego smartwatcha.
Wiadomo, że nie chcielibyśmy, aby nasz smartwatch zwyczajnie działał jak przysłowiowy żółw, tylko szybciej oraz płynniej. Jak to w takim razie wygląda z Amazfit Balance SE? W moim odczuciu bardzo dobrze, raczej nie zdarzało się, żeby animacje się zacinały, czy smartwatch zwyczajnie „łapał zadyszkę”. Jak można się domyśleć, poprawa względem Amazfit GTR 47 mm jest olbrzymia.
Nie dość, że mamy sporo więcej funkcji, czy także bardziej precyzyjne sensory, to całość działa zwyczajnie lepiej. Mamy wyższą responsywność, a także dokładność w akcjach, które chcemy wykonać. W zespoleniu z aplikacją, która zmieniła się mocno w stosunku do czasów świetności starszego ze smartwatchów, mamy naprawdę duży skok technologiczny.
Korzystało mi się również z niego wygodniej w porównaniu do poprzednio testowanego przeze mnie Amazfit Active Edge. Głównie za sprawą „płaskiego ekranu”. Podsumowując więc, mamy do czynienia ze sprawnie działającym sprzętem, który użytkownikom mało-średnio wymagającym powinien przypaść do gustu. Dlaczego nie „power-userom”? Ponieważ ja w przypadku smartwatchy takim nie jestem, więc ciężko mi to stwierdzić.
Odczucia z użytkowania tego modelu były naprawdę pozytywne. Z jednej strony można było się spodziewać sporego przeskoku względem „GTR-a”, jednak czy aż takiego? Byłem raczej przyzwyczajony do postępu z segmentu smartfonów, czy nawet komputerów stacjonarnych, gdzie po paru latach nie było aż takich różnic w podobnej półce cenowej.
Kwestia elegancji, jakości wykonania, wygody – no wszystko się zgadza, ciężko mi się do czegoś przyczepić – oczywiście przypominając, że mówię tutaj o swoich odczuciach i przemyśleniach, przekazuję subiektywne spojrzenie na temat. Są one w większości pozytywne, ale mogą wynikać chociażby z tego, że od smartwatcha prywatnie wiele do tej pory nie wymagałem, miał głównie „zadania estetyczne”.
Szczerze mówiąc byłem trochę zaskoczony tym, jak mocno do przodu poszły smartwatche, od kolejnych funkcji, sensorów, przez lepszą precyzję pomiarów, po samo w sobie działanie interfejsu. Jakość wykonania, jak i cechy stylistyczne również moim zdaniem rozwinęły się w kierunku, w którym można powiedzieć, że jest progres, a nie regres.
Jest to realnie bardzo przyjemny smartwatch, który oferuje wiele w moim odczuciu jak za taką cenę (około 1000 złotych). Oczywiście nie jest tak, że jest bez wad – chociażby sytuacja z paskiem, z którym standardowo jest dostarczany. W moim przypadku skończyło się na jego wymianie, bo zwyczajnie podrażniał mocno skórę.
Trzeba mieć też więc i to na uwadze przy wyborze jakiegokolwiek w zasadzie inteligentnego zegarka, czy materiał, z którego został wykonany pasek nas nie uczula, tudzież nie zareaguje z naszą skórą w sposób, którego byśmy nie chcieli. Oprócz tego nie każdemu do gustu może przypaść ograniczone sterowanie przyciskami, czy magnetyczne złącze ładowania.
To drugie jest „niemiłym” zaskoczeniem, zwyczajnie brakuje postępu względem „starego GTR-a” w zakresie ładowania właśnie. Mimo wszystko Amazfit Balance SE to model, który mogę polecić z czystym sumieniem, o ile jesteś właśnie mało-średnio wymagającym użytkownikiem, a także „godzisz się” z minusami, które owe urządzenie posiada.
I to byłoby na tyle w tej skrótowej recenzji, a może bardziej przemyśleniach o tym zegarku. Do zobaczenia w kolejnych tekstach.
Cya!
ZALETY
|
WADY
|
Sprawdź mój test Amazfit Active Edge!
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…