Smukły powerbank to rzecz, która z pewnością ma swoich zwolenników. Test Baseus Blade 2 pokaże, czy konkretnie ten model, który oferuje szybkie ładowanie oraz pojemność 12000 mAh jest godnym polecenia powerbankiem tego typu. Nie przedłużając, zapraszam na tę recenzję.
Szukając dla siebie powerbanka sugerujemy się różnymi aspektami – ceną, pojemnością, mocą ładowania – ale także rozmiarami. Baseus Blade 2 to model, który charakteryzuje się tym, że jest zwyczajnie bardzo cienki. Czy jednak jest godny polecenia? Na to, oraz wiele innych pytań, odpowie ta recenzja Baseus Blade 2.
Ta jest ciekawa, z uwagi na to, że w praktyce startował z poziomu 199 złotych w ofercie premierowej, natomiast cena sugerowana została ustalona na poziomie 319 złotych. I właśnie w takiej jest obecnie dostępny w polskich sklepach.
Nie ma co ukrywać, to nieco zaporowa cena za powerbank, tym bardziej, że nie oferuje on specjalnie dużej pojemności. 12000 mAh to raczej taka niska-średnia półka pod tym względem. Nie ma co jednak go przekreślać w tym miejscu, a na podsumowania przyjdzie czas na końcu tego tekstu.
Spójrzmy zatem, jak wygląda na papierze omawiany dzisiaj powerbank od firmy Baseus.
Zdecydowanie ciekawym jest obecność aplikacji mobilnej i oczywiście porozmawiamy sobie o niej co nieco w późniejszej części tej recenzji.
A także w „codziennym” dla tego producenta opakowaniu. Chodzi głównie przede wszystkim o biało-żółtą kolorystykę, ale także styl zawartych informacji oraz wizualizacji produktu. Znajdziemy tutaj na odwrocie chociażby skróconą specyfikację. Co jednak znajduje się w jego wnętrzu? To bardziej istotne, a otwierając owe pudełko otrzymamy dostęp do:
Z jednej strony niewiele, ale z drugiej strony, obecność ww. etui to już jest coś ponad normatywnego i należy to moim zdaniem docenić. Swoją drogą, jest ono naprawdę miłe w dotyku.
Zacznijmy od tego, jakie materiały zostały użyte do produkcji omawianego powerbanka. Mowa jest tutaj o tworzywach sztucznych, z których wykonany został przód i tył oraz metalowej ramki, najprawdopodobniej z aluminium. Daje to odczucia korzystania z urządzenia, które jest zwyczajnie dobrze zrobione. Na spasowanie również nie można narzekać, całość jest dopasowana zwyczajnie bardzo dobrze. W tym miejscu dodam, że rzeczywista waga to 321,84 grama.
Przycisk działa przyjemnie, a wbudowany wyświetlacz jest wystarczająco jasny oraz czytelny, choć zastosowanie większego z pewnością nie byłoby na minus. No, jedyne do czego da się tutaj przyczepić, to krawędzie, które są trochę „ostre”. Zwyczajnie nie czuć płynnego przejścia. Dodałbym również w tym miejscu fakt, że moim zdaniem całość prezentuje się nadzwyczaj dobrze w kolorze pomarańczowym. Ten powerbank jest zwyczajnie ładny, choć kwestia zbierania odcisków palców nie została rozwiązana szczególnie dobrze.
Przejdźmy zatem do praktycznego sprawdzenia tego, jak radzi sobie Baseus Blade 2 z wyzwaniami, które stawia przed nim każdy kolejny dzień użytkowania. Tradycyjnie w tym miejscu wymieńmy sobie urządzenia, które posłużyły, by wykonać testy praktyczne:
Zapisywana była najwyższa moc uzyskana na dany porcie w kontekście testów obciążeniowych. Pojemność była wyznaczana poprzez testy ładowania tak wspomnianego wyżej laptopa, jak i smartfonów.
Pierwszym testem było ładowanie laptopa Lenovo ThinkPad X395 z użyciem portu USB-C. Tutaj opieramy się na wartościach w watto-godzinach. Powerbank był w stanie uzupełnić 30,06 Wh. W porównaniu z deklarowanymi 46,44 Wh pojemności, mowa tutaj o „sprawności” na poziomie 64,7%. Przywołując producenta – ten deklarował przynajmniej 75% lub więcej.
Jak jednak poszło mu ze smartfonami? (w nawiasie wartość, o jaką „ubyło” pojemności powerbanka)
Całościowo, dał z siebie 37,46 Wh, co przekłada się na nieco ponad 80% deklarowanej pojemności i w tym przypadku wypełnia obietnicę Baseusa.
Jeżeli rozładujemy omawiany powerbank do zera, to naładowanie go do 50% pojemności z użyciem 65W ładowarki Green Cell AD134AP zajmie 22 minuty, natomiast do pełna cały proces pochłonie około godziny. Są to wartości bardzo zadowalające moim zdaniem, choć wiadomo, trzeba brać poprawkę na to, że Baseus Blade 2 nie grzeszy pojemnością.
No dobrze, a jakie moce oferuje na poszczególnych portach? To również dla Was sprawdziłem i – jak się okazuje – reklamowane 65W nie jest do końca tym, czym powinno. Przejdźmy jednak do konkretów i sprawdźmy, jakie parametry oferują porty USB-C:
Do deklarowanej mocy trochę daleko, a owe wyniki zostały uzyskane przy użyciu ww. laptopa, który wspiera ładowanie o takiej mocy. W przypadku chęci współpracy z przykładowo smartfonem OnePlus 12, który operuje na „autorskim” protokole szybkiego ładowania, mówimy o wartości około 17W. Więcej niestety nie osiągniemy. W przypadku Google Pixel 8a jest to niezbyt porywające około 19W.
No i pojawia się problem – Nothing Phone 1, który wspiera 33W ładowanie przewodowe, uzyskuje w takim „teście” tylko 14W. Wcześniej przytoczony OnePlus 12 pod ładowarką wspierającą PD również robi wyższe wyniki, rzędu 28W. Z kolei, co ciekawe, Motorola Edge 30 Neo, wspierająca 68W ładowanie przewodowe, wykorzystuje moc równą 48W. Zwiększmy próbkę i dodajmy do niej realme GT5 Pro – 13W na powerbanku kontra 28W na ładowarce Nothing 45W.
Ale to nie koniec, bo sprawdzone zostało jeszcze 5 innych modeli:
Jak można zauważyć, w zasadzie żaden nie osiągnął nominalnych mocy ładowania. Miejcie to na uwadze, rozważając ten model. Sprawdźmy jednak jeszcze, co z ładowaniem przy użyciu 2-portów jednocześnie:
Znowu brakuje do deklarowanych 45W + 20W, jednak nie tak dużo, jak w przypadku użytkowania pojedynczego portu.
Mógłby być większy, aczkolwiek jest bardziej „bajerancki” niżeli w innych powerbankach, z którymi miałem do czynienia. Chociażby z uwagi na animacje. Informacje, jakie znajdziemy na nim to:
Jest to całkiem sporo informacji. Całość jest raczej czytelna w słońcu, aczkolwiek wspomniany mały rozmiar powoduje, że niektóre informacje dużo prościej sprawdzić w dołączonej aplikacji.
A skoro już o niej mowa. Link, a raczej kod QR prowadzący do jej pobrania, znajdziecie w instrukcji, w zasadzie w każdym „dziale językowym”. Wystarczy pobrać, włączyć (jest opcja logowania się, ale producent tego nie wymusza), wyrazić odpowiedni zgody i podążać za wskazówkami, jak połączyć się z naszym powerbankiem. Jak z kolei ona wygląda? A no tak, jak na poniższych obrazkach.
W głównym oknie możemy sprawdzić temperaturę, poziom naładowania oraz czas do rozładowania/naładowania. Oprócz tego można edytować motyw wyświetlacza oraz skonfigurować wygaszacz ekranu. Domyślnie jest to hasło przewodnie marki: Base on user. Jest także funkcja odmierzania czasu, czy „tryb niskiego prądu”, który można włączyć dla „oszczędzania energii”.
Oprócz tego możemy podglądać dane z dwóch portów USB-C, takie jak moc, aktualny prąd ładowania oraz napięcie. Niby tylko tyle, aczkolwiek zdaje się to być przydany dodatek co takiego urządzenia. Możemy mieć podgląd z poziomu telefonu co do parametrów, zamiast sięgać typowo po nasz powerbank. Oprócz tego wspomniane funkcje „minutnika”, czy dostosowania działania pod kątem oddawanej mocy przez porty – całkiem ciekawe. Można jeszcze wspomnieć, że całość wygląda schludnie i minimalistycznie.
No i tak oto dotarliśmy do podsumowania, w którym trzeba sobie wszystko „przerobić” na pigułkę wiedzy. Przypomnijmy w takim razie, jaka jest cena tego modelu powerbanka. Obecnie kupicie go za 319 złotych. Jest to – nie ma co ukrywać – całkiem wysoka cena jak za tego typu produkt mający tak małą pojemność oraz tak – moim zdaniem – spore problemy z kompatybilnością.
Te jednak są głębsze w swoich „zaczątkach” i zwyczajnie dotyczą traktowania „po omacku” standardów USB oraz Power Delivery przez producentów przewodów, ładowarek, powerbanków, ale także i smartfonów.
Przyjemny zestaw akcesoriów na start zdecydowanie należy rozpatrywać jako pozytyw. Zwyczajnie całość dzięki temu robi lepsze „pierwsze wrażenie”. Testowany powerbank charakteryzuje się także dobrą jakością wykonania z jednym „ale”, o którym jednak w kolejnym podpunkcie. Oprócz tego sama realna pojemność jest zadowalająca, choć zależnie od scenariusza, może (nie musi) spełnić zapewnień producenta.
Warto wspomnieć także o użytecznym ekranie LCD, a także aplikacji, która jest ciekawym dodatkiem, a sama w sobie jest zrobiona zwyczajnie dobrze.
Wykończenie mogłoby być lepsze – to jest to „ale”, które konkretniej dotyczy ostrych krawędzi. No i oczywiście główny „zarzut” to kwestia kompatybilności. Wiele smartfonów różnych producentów zostało sprawdzonych, jednak z praktycznie każdym był problem, by osiągnąć „zadowalającą prędkość”. Zwykle były to wartości niższe, niżeli na ładowarce (nawet takiej, która nie jest dedykowana do tego modelu).
Czy więc warto go kupić? To zależy, ale jeżeli będziecie korzystać z najpopularniejszych marek smartfonów w Polsce i na świecie, jak Apple czy Samsung, to ten produkt będzie dla Was całkiem dobry. Jeżeli nie, omijałbym, bo jak widać, loteriada.
Cya!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie tylko OPPO Find X8 Pro był gwiazdą dzisiejszej premiery. Wraz z nim debiutował OPPO…
Być może zbyt surowo oceniłem flagowce pracujące na procesorze Snapdragon 8 Elite. Są gorące, ale…
Epic Games Store znów rozdaje nową grę za darmo. Tym razem jest mrocznie i tajemniczo.…
Do globalnej premiery zmierza POCO F7 oraz POCO F7 Ultra. Certyfikacja smartfonów Xiaomi to świetna…
HONOR 300 na zdjęciach prezentuje się zjawiskowo. To będzie wyjątkowo cienka brzytwa, która nie przekroczy…
Oto oficjalny wygląd nowego Xiaomi, którego będziemy często polecać. Nazywa się Redmi K80, choć do…