Wiele osób twierdzi, iż rynek mobilny jest dzisiaj bardzo rozbudowany i zapewnia klientom możliwość swobodnego wyboru produktów. Dotyczy to jednak jedynie kwestii sprzętu – w przyapdku oprogramowania sprawy nie wyglądają już tak dobrze. W chwili obecnej w sektorze dominują dwie firmy i trudno mówić tu o bogactwie możliwości. Pytania o trzecią platformę (i ewentualnie kolejne systemy) pojawiają się już od dłuższego czasu, ale na razie nikt nie udzielił na nie klarownej odpowiedzi. Czy ta sytuacja ulegnie zmianie? Zapraszamy do ManiaKalnego przeglądu mobilnych OS.
Rozważania na temat sektora platform mobilnych wypada zacząć od systemów, które stanowią dziś jego trzon: Androida oraz iOS. Apple i Google kontrolują obecnie tę branżę i ciężko sobie wyobrazić, by ten stan rzeczy miał się szybko zmienić. Niczego nie można jednak wykluczać – czy pięć lat temu ktoś przewidywał, że iPhone i zielony robot staną się powszechnie rozpoznawanymi produktami, a nawet ikonami kultury masowej? Stąd szybki przegląd tego segmentu – a nuż za rogiem czai się kolejna gwiazda?
Liderzy rynku
Pisząc o Androidzie, nie sposób nie sięgnąć do danych, jakimi „chwali się” korporacja z Mountain View. I nie można im się dziwić – na ich miejscu robiłbym to samo. Przytoczę tylko część z nich, by tekst nie stał się zwykłą wyliczanką. Otóż na początku września na rynku pojawiło się prawdopodobnie urządzenie, które zamknęło liczbę 500 mln aktywowanych smartfonów i tabletów z Androidem na pokładzie. Obecnie każdego dnia dokonywanych jest blisko 1,3 mln takich aktywacji, z czego 1,2 mln przypada na smartfony. Dla porównania w pierwszym pełnym roku funkcjonowania Androida na rynku (2009) sprzedano 7 mln gadżetów z tym systemem. Jeśli dynamika wzrostu sprzedaży utrzyma się na prognozowanym poziomie, to już w przyszłym roku ogólna liczba aktywacji przekroczy granicę 1 mld. W roku 2016 minie z kolei próg 3 mld. Te dane i prognozy nie wymagają praktycznie żadnego komentarza – Google powoli staje się prawdziwym hegemonem i z każdym miesiącem coraz trudniej będzie zagrozić tej platformie.
Android w chwili obecnej kontroluje ponad 60% runku, a niedługo może osiągnąć pułap 70%. Choć wpływy iOS są dużo mniejsze, to firma i tak nie może narzekać – pozycja ich mobilnego OS nadal się umacnia. W lipcu bieżącego roku amerykański gigant mógł się pochwalić świetnym wynikiem 250 mln iPhone’ów aktywowanych od momentu wprowadzenia pierwszego modelu na rynek (łącznie było to już 410 mln urządzeń z iOS). Teraz wynik ten zapewne poważnie podbije iPhone 5, który do końca roku może trafić do około 45 mln odbiorców. Gdyby Apple potwierdziło krążące od dawna plotki i wprowadziło na rynek iPada mini, to wpływy iOS wzrosną jeszcze bardziej.
Mamy zatem dwójkę liderów, która według wszelkich znaków na niebie i ziemi nadal zamierza poszerzać swoje wpływy. Zjawisko to zapewne odpowiada Apple i Google, ale dla pozostałych firm i użytkowników jest to już problem. Producenci urządzeń mobilnych i operatorzy komórkowi chcieliby większej konkurencji w sektorze platform, ponieważ zmniejszyłoby to ryzyko zbytniego uzależnienia się od jednej firmy i jej decyzji (wystarczy spojrzeć na monopol Microsoftu na rynku OS dla komputerów, by zrozumieć, o czym mowa). Z kolei użytkownicy, nawet jeśli są zadowoleni z Androida czy iOS, powinni mieć możliwość większego wyboru i gwarancję, iż ich system będzie solidnie rozwijany w ramach współzawodnictwa z innymi graczami. Gdy Apple i Google poczują, że nie posiadają konkurencji i nie ma szans na pojawienie się alternatywy dla ich systemów, to czy wspomniane firmy nadal będą inwestowały spore sumy w rozwój swoich produktów?
Kolejna próba Microsoftu
Największe nadzieje na ustanowienie takiej konkurencji są dziś oczywiście wiązane z Microsoftem i platformą Windows Phone. Część analityków twierdzi, że w tym roku sprzedaż smartfonów z mobilnym OS korporacji z Redmond wzrośnie o ponad 100% (w porównaniu do roku 2011). Na pierwszy rzut oka, wynik ten robi spore wrażenie, ale po chwili dochodzi się do wniosku, iż do tej pory sprzedaż słuchawek z WP była tak kiepska (na tle liderów rynku), że jej ostre „podkręcenie” nie powinno stanowić większego problemu. Zwłaszcza, gdy posiada się wsparcie ze strony największych producentów, do których można zaliczyć Samsunga, Nokię czy HTC (w perspektywie grono to mogą poszerzyć firmy Acer, Huawei oraz ZTE). Jeżeli wspomniani producenci oraz Microsoft odpowiednio przygotowali się od tej rozgrywki (czyt. dogadali się z operatorami), to platforma może w końcu przestać być jednym z marginalnych OS i stanie się trzecią siłą na tym rynku. Największym zagrożeniem dla tego systemu nie jest jednak presja ze strony Androida czy iOS lecz ewentualne kłótnie między Microsoftem i producentami sprzętu, a także walka pomiędzy poszczególnymi producentami.
Jeszcze kilka tygodni temu mogło się wydawać, że sojusz Nokii i korporacji z Redmond stawia tę pierwszą firmę na uprzywilejowanej pozycji. Obraz ten zaburzyły jednak prezentacja modelu Ativ S (wszyscy spodziewali się, że Nokia jako pierwsza pokaże modele z WP8), a potem także obecność Steve’a Ballmera na premierze słuchawek HTC 8X oraz 8S. Mnie osobiście wcale nie dziwi fakt, iż CEO Microsoftu postanowił udzielić wsparcia tajwańskiemu producentowi – jeżeli słuchawki tej firmy staną się hitem (w co wątpię), to zyska na tym także korporacja z Redmond. Problem polega na tym, że to dość ryzykowna gra ze strony Ballmera. Jeśli będzie chciał złapać za ogon zbyt wiele srok, to ostatecznie zostanie z niczym. Firma musi uważać, ponieważ stąpa po kruchym lodzie, a niewykluczone, iż jest to ostatnia szansa na to, by ich system w końcu „zaskoczył”.
Zmian dokona Samsung
Czy jedyną platformą, która może się stać prawdziwą alternatywą dla iOS oraz Androida jest Windows Phone? Zdania są tu podzielone. Część analityków, dziennikarzy i specjalistów uważa, iż tylko Microsoft posiada na tyle rozbudowane zaplecze, odpowiednie środki i wpływy, by stawić czoła Apple i Google. Są jednak i tacy, którzy nie wykluczają, że na rynku może się pojawić jakiś „czarny koń”. Do tego grona zalicza się np. Lowell McAdam – CEO amerykańskiego operatora Verizon. Jego zdaniem, szanse na sukces miałby np. Samsung ze swoim systemem. Najciekawsze jest to, iż McAdam nie sprecyzował, o jakim systemie mowa. Twierdzenie, że koreański gigant stałby się najpotężniejszą firmą rynku mobilnego, gdyby stworzył zamknięty ekosystem opiera się na kilku mocnych argumentach, ale jednocześnie można wymienić przynajmniej tyle samo słabych punktów tego konceptu. Nad tym jednak nie będziemy się rozwodzić i pozostaniemy na właściwych torach: czy Samsung ma platformę, która dałaby mu niezależność? Na dzień dzisiejszy odpowiedź brzmi: nie.
Jeszcze kilka kwartałów temu, gdy pisałem o platformach w sektorze mobilnym, w tekstach pojawiał się projekt o nazwie bada. Dzisiaj próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz wspominałem o tym OS i mam z tym poważny problem. Ten system po prostu trafił na banicję. Nie wiem, jak do tej kwestii podchodzi Samsung, ale z boku wygląda to następująco: sprzedaż smartfonów z Androidem przynosi nam ogromne zyski i nic nie wskazuje na to, by coś się miało zmienić, więc nie ma sensu pakować setek milionów dolarów w platformę, która może się okazać niewypałem. Bada jest po prostu utrzymywana przy życiu, ale nikt chyba nie zamierza zmieniać status quo. Warto jednak mieć w zanadrzu produkt tego typu, by wyciągnąć go z niebytu, gdyby na rynku zrobiło się gorąco i Samsung musiałby szukać alternatywy dla Androida. Bada jest zatem czymś w rodzaju kamizelki ratunkowej.
Ktoś powie: jest jeszcze Tizen. Problem polega na tym, że o tym systemie było głośno przez kilka tygodni, a potem sprawa przycichła. Być może Samsung oraz Intel szykują prawdziwą petardę, która wywróci ten rynek do góry nogami, ale jakoś trudno mi w to uwierzyć. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, a którym każda z korporacji doszła do wniosku, iż mają na głowie ważniejsze zadania, niż rozwój systemu na nie do końca określonych zasadach i w celu, który wydaje się równie mało klarowny. Być może sprawa zacznie inaczej wyglądać, gdy Intel stanie się poważnym graczem w sektorze mobilnym i zechce to w jakiś sposób zaakcentować. Na razie jednak walczą o to, by przestać być jedynie ciekawostką w branży, więc ciężko oczekiwać, że porwą się na gruntowną przebudowę segmentu w zakresie oprogramowania.
Przetasowania dokonają Chińczycy
Skoro jesteśmy już przy platformie Tizen, to warto wspomnieć o innym projekcie, który kilka miesięcy temu na krótko przykuł do siebie uwagę mediów. Mowa o kontynuacji MeeGo, której podjęła się firma Jolla Mobile. Na temat tego OS wiadomo stosunkowo niewiele, więc nie ma się nad czym rozpisywać – być może wszystko stanie się jasne już za kilka miesięcy (firma obiecała, że zobaczymy smartfony z tym systemem jeszcze w roku 2012) i nie trzeba będzie zgadywać, czy mamy do czynienia z prawdziwym produktem czy jedynie blefem. Mocną stroną całego przedsięwzięcia jest to, iż decydenci Jolla Mobile po wsparcie zwrócili się w stronę Chin. I wiele wskazuje na to, że znaleźli tam to, czego szukali – jeśli ich partner (D.Phone) nie wycofa się z tego projektu i zainwestuje w to przedsięwzięcie, to możemy być świadkami narodzin czegoś bardzo ciekawego.
Poruszyłem temat Chin i należy się przy nim zatrzymać z przynajmniej trzech powodów. Jeden nazywa się Alibaba, drugi Huawei, a trzeci ZTE. Chińczycy coraz śmielej poczynają sobie w sektorze IT i przestali już być wyłącznie dostawcami komponentów i podwykonawcami urządzeń – ich firmy zaczynają pukać do bram światowej czołówki tego sektora. Świetne widać to na przykładzie rynku mobilnego. Co prawda firmy ZTE i Huawei nadal kojarzą się nam przede wszystkim z tanimi smartfonami kiepskiej jakości, ale stopniowo zaczyna się to zmieniać (podobną drogę przeszedł w przeszłości Samsung). A nikt nie powiedział, że na tych producentach Chiny zakończą swą ekspansję – być może pojawi się jeszcze kilku producentów z Państwa Środka, którzy rzucą wyzwanie obecnym liderom rynku. W całej koncepcji chińskiej ekspansji brakuje jednak pewnego bardzo istotnego elementu: własnego systemu mobilnego.
Na dzień dzisiejszy producenci z Państwa Środka są uzależnieni od Androida. Co prawda, obie strony czerpią z tego zyski, ale historia pokazała już, że na linii Google-Chiny może dojść do poważnej scysji, której skutki trudno przewidzieć. I co wtedy? Stąd dążenie chińskich firm (zapewne podsycane przez władze najludniejszego państwa świata), by zapewnić sobie jakieś zabezpieczenie na wypadek „problemów z Google”. Wspomniany wcześniej mariaż D.Phone i Jolla Mobile to tylko jeden z przejawów tej polityki.
Stosunkowo niedawno głośno zrobiło się na temat korporacji Alibaba i jej systemu operacyjnego Aliyun. Platforma powstała w roku 2011 i jest to pochodna Androida. System dość ciekawy i obdarzony sporym potencjałem, ale nie wiadomo, czy kiedykolwiek przekonamy się, jakie możliwości ze sobą niesie. Na dzień dzisiejszy platforma stanowi margines na chińskim rynku. Sytuację miała odmienić współpraca Alibaby z korporacją Acer. Sprawę opisywaliśmy tu, a jej kontynuację prezentowaliśmy tu, więc nie będziemy się zagłębiać w temat. W skrócie można jednak napisać, iż Google zniszczyło w zarodku wspólne plany Acera i Alibaby i rzuciło cień na dalszy rozwój Aliyun. Nie skreślałbym jeszcze tego projektu, ponieważ Chińczycy wydali już na niego sporo pieniędzy i zdziwiłbym się gdyby poddali się bez walki, ale trzeba przyznać, iż ich sytuacja jest ciężka i będą się musieli bardzo postarać, jeśli chcą coś zdziałać na rynku. Zwłaszcza tym globalnym.
A co ze wspomnianymi już Huawei i ZTE? Podobno obie firmy szukają własnej drogi w zakresie oprogramowania dla urządzeń mobilnych. Pierwsza korporacja pracuje ponoć nad swoim systemem, a ZTE prawdopodobnie opracowuje smartfon z nowym OS w kooperacji z Mozillą. Nie do końca wiadomo, czy mówimy w tym przypadku o projekcie Firefox OS, zbudowanym na bazie Boot to Gecko, czy całkowicie odrębnym przedsięwzięciu, ale sygnał jest dość jasny: ZTE również chce mieć swoją „kamizelkę ratunkową”. W przypadku chińskich firm najbardziej dziwi mnie to, iż każda szuka wunderwaffe na własną rękę. Huawei i ZTE stanowią dla siebie konkurencję i brak współrodacy między firmami nie powinien być zaskoczeniem. Ale dlaczego Alibaba nie działa w sojuszu z którąś ze wspomnianych korporacji? Mam nadzieję, że uzyskam niedługo odpowiedź na to pytanie.
Wielcy przegrani, szansa na powrót i nowa nadzieja
Wspomniałem przed chwilą o platformie Mozilli i warto w tym przypadku dodać, że to właśnie Firefox OS może się okazać poszukiwanym przez nas czarnym koniem. Na dzień dzisiejszy projekt jest jeszcze w powijakach, ale jego twórcy dość szybko zwrócili uwagę na dwa bardzo ważne aspekty: po pierwsze, system ma płynnie działać nawet na smartfonach z niższej półki cenowej. Dzięki temu trafi na budżetowe modele, które cieszą się wielkim powodzeniem w Chinach, Indiach, Ameryce Południowej, czy Afryce – rynkach, na których w najbliższych latach popyt nie będzie spadał, lecz powinien dynamicznie rosnąć. Po drugie, Mozilla w odpowiednim momencie zapewniła sobie wsparcie operatorów (już teraz wspomina się o firmach Deutsche Telekom, Etisalat, Smart, Sprint, Telecom Italia, Telenor oraz Telefonica), a to właśnie oni mogą zapewnić przedsięwzięciu sukces.
Warto rzucić okiem jeszcze na trzy systemy, z których większe szanse na powrót ma tylko jedna platforma. Użyłem słowa powrót, ponieważ nie są to OS, o których usłyszycie po raz pierwszy. Mowa o Symbianie (obecnie nazywa się inaczej), webOS oraz BlackBerry OS. Platforma fińskiej firmy przeszła niedawno całkiem udaną operację plastyczną, ale to trochę za mało, by wrócić do gry. Zwłaszcza, gdy wsparcie ze strony Nokii na dobrą sprawę widnieje jedynie na papierze: producent skupił się na platformie Windows Phone i zapewne będzie się kurczowo trzymać tego systemu. Udziały Symbiana w globalnym rynku będą zatem spadać aż platforma podzieli losy Windows Mobile. Dzisiaj ciężko sobie wyobrazić inny scenariusz. WebOS również ma nikłe szanse na zawojowanie rynku, ale w tym przypadku można mówić o prawdziwym pechu, ponieważ projekt na dobrą sprawę nie dostał szansy, by powalczyć o miejsce w sektorze. Po zmianie CEO HP, los tego OS postanowiono pozostawić w rękach „innych”, czyniąc go otwartym. Jednak bez wsparcia wielkiej firmy, trudno sobie wyobrazić, byśmy jeszcze kiedyś mogli rozmawiać o powrocie tej platformy. Pozostaje nam jeszcze BB OS. I tu mamy do czynienia z prawdziwą zagadką.
Niektórzy postawili już krzyżyk na firmie RIM. Producent od dłuższego czasu zapowiada, iż jego kolejna platforma oraz sprzęt, który będzie z nią działał, dokonają rewolucji w sektorze mobilnym (ostatnio stało się to dość popularnym sloganem – każdy producent chce uchodzić za rewolucjonistę). Premiera tych produktów jest przekładana już od kilku kwartałów, co z jednej strony dobrze świadczy o firmie (chcą dopracować swój projekt), ale też zmniejsza szanse RIM na sukces. Ostatnio zrobiło się cicho na temat kanadyjskiej korporacji, ale nie powinno to nas dziwić – w sektorze tyle się dzieje (końcówka sierpnia i wrzesień to w tym roku bardzo gorący okres), że niewiele osób ma ochotę zastanawiać się, co szykuje legenda z Kanady. Zapewne zmieni się to na początku przyszłego roku, gdy opadnie już trochę fala zainteresowania zaprezentowanymi ostatnio produktami i zbliżymy się do premiery BB OS 10 (chyba, że firma znów przełoży premierę na kolejny kwartał). Jeżeli platforma zachowa swoje atuty, za które cenili ją użytkownicy w minionych latach (a także dziś) i firma doda do produktu innowacje, które zostaną pozytywnie odebrane na rynku, to ma szansę wrócić do gry. I to w niezłym stylu.
Na koniec warto zwrócić uwagę na dość ważna kwestię: w tekście nie pojawiły się systemy, które maja być „Android killerami”. Platformy te, w zależności od wsparcia ze strony twórców, mogą liczyć na kilka-kilkanaście procenty rynku. Jeżeli już osiągną ten pułap, to mogą być rozpatrywane w kategoriach jednego z liderów rynku. Dotyczy to nawet systemu Windows Phone, którego sukces nie jest dzisiaj tak oczywisty. Należy także pamiętać, iż zajęcie miejsca dzisiejszego Androida będzie zadaniem niezwykle karkołomnym: poszczególne systemy mogą ukrócić jego hegemonię, ale raczej nie doprowadzą do detronizacji OS ze stajni Google.
Źródła: Onliner, Astera, Compulenta, CNET, ZDNet, phoneArena
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.