cmf by Nothing wchodzi oficjalnie do Europy, w tym do Polski! Oznacza to premierę CMF Buds Pro 2, czyli nowych słuchawek bezprzewodowych od marki specjalizującej się w tańszym sprzęcie. Co takiego mają do zaoferowania? Zapraszam na test CMF Buds Pro 2!
Witam w nowym tygodniu i na premierze CMF Buds Pro 2, czyli nowych słuchawek bezprzewodowych od podmarki firmy Nothing. Jak ten model słuchawek TWS do 250 złotych sprawuje się na co dzień? Przychodzę z odpowiedziami, które daje test CMF Buds Pro 2!
Zostały one wycenione korzystnie w kontekście tego, ile osób będzie mogło sobie na nie pozwolić. W dzień premiery dostępne są w kwocie 249 złotych.
Jest to nieco mniej, niż poprzedni model w postaci cmf by Nothing Buds Pro, który jednak nie był także oficjalnie dostępny w Europie, a jedynie za sprawą „pośredników”.
Zajrzyjmy jednak do danych technicznych, które powiedzą, co takiego na papierze mają zaoferować nowe słuchawki bezprzewodowe od Carla Pei.
Cieszy obecność lepszego kodeka, ale zastosowanie w takiej cenie dwóch przetworników różnie się kończyło w kontekście testowanych przeze mnie modeli. Jak będzie tym razem? Zobaczymy.
Pudełeczko jest nakierowaniem mocniej w stronę tego, co widzimy przy marce Nothing, niżeli było to w poprzedniku, który miał nieco inny pomysł na „pakunek”. Znajdziemy na nim całkiem sporo informacji o produkcie, aczkolwiek będą to głównie te, które producent chciałby „wyróżnić” dla potencjalnego klienta. Co jednak znajdziemy w jego wnętrzu?
Jest więc standard, nic do wyróżnienia się, a szkoda, bo raczej dodanie kolejnego tipsa to nie jest koszt, który mógłby wpłynąć na końcową cenę słuchawek.
Zacznijmy tutaj od etui, które naprawdę po części mnie urzekło. Oczywiście mamy tutaj w większości tworzywa sztuczne, aczkolwiek dobrej jakości, a do tego wykończone jakby „gumową powłoką”, dzięki czemu ma się wrażenie obcowania z droższym produktem niżeli w rzeczywistości. Enkoder (pokrętło) z kolei został wykonany z metalu, czym rzecz jasna wyróżnia się na tle etui, ale i słuchawek.
No właśnie, a co ze słuchawkami? Tutaj również praktycznie całość to tworzywa sztuczne, z częściowo matowym, a częściowo błyszczącym wykończeniem. Raczej nie mam tutaj do nich zastrzeżeń, są zwyczajnie w porządku, a jak na ten budżet, to może i nawet lepiej niż „ok”. Obydwa elementy składowe nie mają także skłonności do „rysowania się” co jest zdecydowanym plusem tego modelu. Nie jest to bowiem takie oczywiste w tym budżecie.
Uwagi dotyczące wykonania można mieć głównie do enkodera, który ma wyczuwalne i zauważalne „luzy” pomiędzy „poziomami”. Z jednej strony, można było się tego spodziewać po tak tanim produkcie, z drugiej strony, kryje się za nim całkiem ciekawy ficzer, ale o tym nieco później. Wspomnę jeszcze, że realnie sluchawka waży 4,99 grama, natomiast etui 46,15 grama.
Tak można by podsumować ten rozdział, zwyczajnie w większości jest mi ciężko się przyczepić o któryś element związany z wygodą użytkowania. Osadzenie jest na poprawnym poziomie, mogłoby być nieco głębiej, jednak to chyba jedyny aspekt w tym obszarze. Reszta, czyli trzymanie się uszach, „męczenie” kanału słuchowego itd – jest po prostu bardzo przyjemnie pod kątem korzystania z nich. Nie musiałem także wymieniać żadnego z tipsów, co w moim przypadku jest częstym problemem.
Nie powinniście mieć więc problemu, po ewentualnym dopasowaniu odpowiednich rozmiarów tipsów, z wypadaniem tych słuchawek. Oczywiście, każdy jest inny, więc ciężko zagwarantować taki stan rzeczy. Nie mniej jednak, u mnie się sprawdzały bardzo dobrze, czy to podczas różnych aktywności, czy zwyczajnie w trakcie chociażby pisania tej recenzji.
Dziwnym zabiegiem jest z pewnością to, że nie ma czegoś takiego jak „pojedyncze tapnięcie” w panel dotykowy, który jest stosunkowo mały i niektórzy mogą mieć problem z trafieniem w niego na początku. Znajduje się ona w górnej części stema po zewnętrznej jego stronie. Co w takim razie umożliwiają nam one w kontekście „władania” słuchawkami?
Jak już wspomniałem, mamy także enkoder (pokrętło) na etui, któremu możemy również przypisać funkcje dotyczące sterowania. Mamy takie możliwości:
Jak to w takim razie działa? Zacznijmy od standardowego sterowania na słuchawkach. Jest w porządku, raczej nie zdarza się, by łapało „niechciane” dotknięcia. Oczywiście, jest także całkiem bogate, choć tego pojedynczego „tapnięcia” niekiedy brakuje. Całościowo jednak „bogactwo” sterowania w tym modelu jest niedoścignione przez obecność wspomnianego enkodera. Niestety, nie jest on najlepiej zaimplementowany, z uwagi na luzy, aczkolwiek nadal pozwala precyzyjnie ustawić np. głośność. Umiejscowiony pod nim przełącznik z kolei działa jak należy i nie mam do niego zastrzeżeń.
Przede wszystkim, nieco zaczynając już tutaj omawianie tego, jak „grają” – basowo, V-ką, gdzie właśnie duży nacisk kładziony jest na najniższe pasmo, a także to najwyższe. Nazwałbym całość „imprezowym brzmieniem” bo właśnie w takich utworach najlepiej się sprawdzają i osoby lubujące się m.in. w muzyce elektronicznej powinni je docenić za ich charakterystykę brzmienia.
Jest dominującym pasmem, którego jest najwięcej w brzmieniu testowanych TWS-ów. Jest głęboki, „mocny”, ale przy tym raczej przyjemny. Momentami jednak można odnieść wrażenie, że jest go za dużo, aczkolwiek to jest oczywiście kwestia preferencji każdego z osobna.
Najgorzej niestety wypada średnica, która przez takie, a nie inne zestrojenie CMF Buds Pro 2 jest wycofana względem dolnego i górnego pasma. Oczywiście jest słyszalna, jednak nie jest to klarowność i szczegółowość, której by się oczekiwało.
Drugie z dominujących pasm i wychodzą nam słuchawki bezprzewodowe grające V-ką, czyli – można powiedzieć – imprezowo. Szczególnie zyskują na tym dynamiczne, imprezowe utwory, w których jest zwyczajnie sporo i basu i sopranu, bo na tych pasmach się owe utwory skupiają.
Zmienia nieco charakterystykę, ale na jeszcze mocniejszą V-kę, gdzie średnica nieco mocniej się wycofuje, a bas i sopran nieco mocniej zaznaczają swoją obecność w utworach.
W zasadzie ciężko powiedzieć coś złego, choć ze względów ograniczeń w takim budżecie, nie będzie to najbardziej obszerna scena, jaką usłyszycie. Nie mniej jednak jest równa w każdym kierunku i radzi sobie zwyczajnie dobrze.
Podkręca ją trochę tryb dźwięku przestrzennego, który możemy włączyć w aplikacji. Słuchawki zyskują wtedy właśnie pod kątem pozycjonowania, jednak nieco – moim zdaniem – tracą pod kątem dźwiękowym.
Jest pomijalne, więc spokojnie będziecie mogli wykorzystać ten model słuchawek bezprzewodowych do grania w szybsze tytuły, jak CS, a także te nieco wolniejsze.
Chcecie z kimś porozmawiać przy użyciu tych słuchawek? No to jak najbardziej można. Jakościowo w cichym pomieszczeniu wypadają tak:
Natomiast w głośnym tak:
Powiedziałbym, że jest to przyzwoity poziom, tym bardziej w tym zakresie cenowym, w który „wjeżdża” testowany dziś model TWS-ów. Oczywiście, słychać niechciane efekty działania odszumiania, ale są one na całkiem niskim poziomie w stosunku do tego, jak słychać nas samych.
Generalnie rzecz biorąc, z jednej strony całkiem nieźle, aczkolwiek tylko na początku. Tryb transparentny z kolei nie robił już większego pozytywnego wrażenia na początku, zmieniając barwę otaczających nas dźwięków, a także dosyć istotnie je ściszając. No niestety, ale nie było niespodzianki, której można było się spodziewać po tym, jak ten tryb wygląda w droższych produktach firmy Nothing.
Co do ANC, jest ono zwyczajnie przeciętne, daje sobie całkiem dobrze rade, ale tylko w raczej „spokojnych scenariuszach”, a nie w głośniejszych miejscach. Trochę standard w tym budżecie.
Prosta, przejrzysta, bogata w funkcje – tak w skrócie można byłoby opisać aplikację Nothing X, w której w zasadzie nie ma zmian. Jedyne funkcje „ekskluzywne” dla tego modelu słuchawek kryją się pod ikoną aktywującą chociażby dźwięk przestrzenny.
Oprócz tego znajdziemy je także w „equalizerze”, a konkretniej w trybie „grania” Direct Opteo. Należy tutaj także wymienić dostosowywanie sterowania poprzez enkoder wbudowany w etui, który – jak już wspomniałem – całkiem dużo zmienia w zakresie korzystania z tych słuchawek.
Producent zapewnia (w najlepszym scenariuszu) o 11 godzinach na jednym ładowaniu słuchawek oraz łącznie 42 godzinach z wykorzystaniem etui ładującego. W najgorszym przypadku, korzystając z kodeka LDAC i ANC, będzie to nieco ponad 4 godziny dla słuchawek i niespełna 17 godzin z wykorzystaniem etui.
Jak jest w praktyce? Używałem ich w różnych scenariuszach, ale głównie z włączonym ANC. Jakiś czas korzystałem także z kodeka LDAC i realnie rzecz biorąc 3-4 dni bez ładowania etui jesteście w stanie z tego wyciągnąć w takim „trybie mieszanym”. Oczywiście zależne jest to, jak mocno eksploatujecie te słuchawki, aczkolwiek 3-4 dni jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, jeżeli codziennie po parę godzin słuchacie z ich wykorzystaniem muzyki i nie tylko. Jest to dobry wynik warty „plusa”.
Doszliśmy do końcowego etapu, czyli podsumowania wszystkiego, co wynika z tej recenzji CMF Buds Pro 2. Na początku przywołajmy jeszcze raz cenę, czyli 249 złotych. Jest to przystępna cenowo propozycja, która jest skierowana – moim zdaniem – przede wszystkim do osób szukających słuchawek basowych, grających „V-ką”, imprezowych i ogólnie rzecz biorąc dynamicznych.
Jeżeli jednak już mówimy o konkretach, które mogą zachęcać do ich zakupu, to zacząć należy od kodeka LDAC, który nie jest oczywistością nawet w droższych słuchawkach. Obcując już ze słuchawkami dowiemy się, że ogólna jakość wykonania jest naprawdę dobra jak na tak tani produkt. To samo tyczy się wygody użytkowania, która jest na iście wysokim poziomie.
Sterowanie to bardzo ciekawy temat, bowiem mamy do dyspozycji nie tylko panele dotykowe na słuchawkach, a także enkoder wbudowany w etui. Dzięki temu całość jest bogata i należy ją oceniać w pozytywnych słowach. Jak już wspomniałem, to słuchawki stawiające mocno na bas, więc to pasmo zostało najbardziej dopieszczone, a oprócz niego także sopran, który również wypada tak, jak po „V-ce” można było się tego spodziewać.
Scena to kolejny obszar, który zasługuje na pochwałę, z uwagi na swoją obszerność. Pomijalne opóźnienia, czy aplikacja Nothing X także zachęcą do zakupu, a na koniec zrobi to bateria, która sprawuje się bardzo dobrze.
Wyposażenia tutaj bogatego nie znajdziemy, a wspomniany „wspaniały” enkoder nie jest wcale bez wad. Jest luźny, przez co korzystanie z jego „obrotowej” funkcji nie jest tak przyjemne, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Ilość basu niektórym osobom może nie odpowiadać, bo jest go naprawdę dużo. Średnica z kolei jest niestety mocno wycofana, przez co tracą wokale, niektóre instrumenty, czy dialogi w filmach. Całość „wad” zamyka przeciętne ANC oraz tryb transparentny.
Szczerze mówiąc, gdybym miał około 250 złotych na nowe słuchawki, to przez moje preferencje brzmieniowe rozważyłbym je jak najbardziej. Chociaż osobiście wolałbym jednak coś nieco lepiej zbalansowanego, posiadającego mniej wycofaną średnicę i najchętniej jeszcze lepszą scenę.
I to już koniec kolejnej recenzji ode mnie. Trzymajcie się zdrowo i do następnego.
Cya!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Zadebiutował OPPO Find X8 Pro: superflagowiec stworzony z myślą o Europie, a co za tym…
Podkręcony Snapdragon 8 Gen 3 w połączeniu z 7000 mAh to marzenie niejednego ManiaKa. Sam…
Z zakupem telefon do zdjęć czekasz do premiery Huawei Mate 70? Możesz mieć rację, bo…
Seria vivo S20 zaoferuje użytkownikom mocarną specyfikację. Zwłaszcza vivo S20 Pro zapowiada się na jednego…
Aplikacja Uber wzbogaca się o udane nowości, które mogą przydać się także w okresie świątecznym.…
Najbliższy weekend może być uciążliwy dla klientów banku mBank. Bank zaplanował przerwę w działaniu swoich…