W moje ręce trafiły otwarte słuchawki bezprzewodowe. Zapraszam na test Nothing Ear open, czyli najnowszej konstrukcji tego producenta. Wygląda innowacyjnie, ale czy to nie jest przekombinowanie i szukanie na siłę nowych klientów?
Nothing Ear open to z jednej strony powiew świeżości, a z drugiej miałem już do czynienia z taką konstrukcją. Mówię tutaj o HUAWEI FreeClip, które już jakiś czas temu dla Was testowałem. Czy jednak Carl Pei oraz spółka zrobili to lepiej niż gigant z Państwa Środka? Zapraszam na test Nothing Ear open!
Ta w zasadzie kształtuje się na poziomie innego, flagowego produktu audio tego producenta. Mowa tutaj oczywiście o Nothing Ear, które również sprawdzałem w okolicach ich premiery.
Jest to 653 złote na stronie producenta. Nie widzę, by były dostępne w zasadzie gdziekolwiek indziej – czy to dziwne? Moim zdaniem nie, z uwagi na to, że jest (będzie) to produkt niszowy.
Ta jest rzecz jasna dosyć wyjątkowa, dlatego zagłębmy się w tym, co tutaj mamy:
Z pewnością duże przetworniki powinny dać odpowiednią głośność, ale co prócz tego? To zobaczymy. Boli jednak brak lepszego kodeka, który w tej cenie powinien się zdecydowanie pojawić.
Sprzęt do testów dostarczyła firma Nothing, za co serdecznie dziękujemy. Nie miało to jednak wpływu na ocenę testowanego urządzenia.
Już w zasadzie widząc po raz pierwszy opakowanie, w jakim testowane słuchawki bezprzewodowe do mnie dotarły, wiedziałem, że to nie jest tradycyjny pakunek. Nothing postanowił wysłać do recenzentów specjalnie przygotowane opakowania, które zdecydowanie wyróżniają się na tle konkurencji, co możecie zobaczyć na poniższym unboxingu.
W kontekście jednak głównej części, czyli samych słuchawek, oprócz nich znalazła się w środku papierologia oraz przewód ładujący. Ciężko o coś innego, kiedy mamy do czynienia z modelem pozbawionym tipsów.
Generalnie rzecz biorąc, to w dużej części można tutaj przytoczyć to, jak wykonane są pozostałe modele tego producenta. Etui więc składa się z dwóch części, wytworzonych z tworzyw sztucznych, które – niestety – będą miały tendencję do zbierania rys w dłuższym okresie czasu. Szczególnie „wieczko” tegoż etui. Całość jest jednak dobrze spasowana i ogólnie ciężko mieć do czegoś uwagi. No, może zawias powinien działać z nieco większym oporem.
Słuchawki natomiast to w obrębie samej… słuchawki – to samo, co poprzednie Nothing Ear. Mowa więc o tworzywie sztucznym i transparentnym designie. Nowością jest rzecz jasna „stabilizator”, który zakładamy wokół naszego ucha.
Jest on w dużej części gumowy oraz w większości elastyczny, jednak uważałbym na łączenie ze słuchawką właśnie. W tym miejscu jest zwyczajnie bardzo sztywny. Na końcu znajduje się element, w którym najprawdopodobniej jest schowana bateria, wykonany z tworzyw sztucznych.
Można więc podsumować tutaj krótko. Jest dobrze i bez większych wtop, Nothing kontynuuje rozpoczętą wraz z pierwszymi słuchawkami bezprzewodowymi drogę w kontekście wykonania oraz designu swoich produktów audio.
Do której się – niestety – zaliczam. Moim zdaniem osoby noszące na co dzień okulary, nie będą zadowolone z komfortu noszenia tychże słuchawek. Dlaczego? Otóż rzeczony stabilizator zwyczajnie „walczy” o miejsce za uchem z okularami, co tworzy nieco napięcia w tym miejscu.
Nie jest także z tego względu w stanie się odpowiednio ułożyć, co również jest lekko odczuwalne. A w tym modelu ułożenie jest istotne nie tylko dla wygody, ale i dla dźwięku.
Nie są to jednak słuchawki, które bardzo szybko – nawet w przypadku noszenia okularów – męczyłyby uszy. Są dobrze zbilansowane, choć niektórym to poczucie, że nie siedzą dobrze w uchu może zwyczajnie przeszkadzać.
I to jest też inny temat – osadzenie w uchu jest przeciętne. Gdyby było lepsze, to i brzmienie by zyskało. Zdejmując z kolei okulary, czuć poprawę komfortu użytkowania, więc zwyczajnie podsumowałbym to tak – jeżeli nosisz okulary, to zwyczajnie nie jest to model dla Ciebie.
A przynajmniej w kontekście tego, że są to „panele ściskowe”, tak samo, jak w innych produktach tego producenta. Zasada działania jest więc taka sama, aczkolwiek zakres owego sterowania już trochę inny. Sprawdźmy w takim razie, co ono umożliwia (boldem zaznaczone domyślne opcje):
Jest więc także aspekt dostosowania go pod swoje preferencje. Możemy to zrobić całkiem przyzwoicie, tym bardziej, że nie ma tutaj ANC czy trybu transparentnego, a i tak opcji jest sporo. Całościowo jest więc dobrze, a nawet rzekłbym, bardzo dobrze.
Niektóre modele słuchawek bezprzewodowych obierają – w kontekście brzmienia – raczej jednoznaczną drogę. Inaczej mówiąc – grają w „zdefiniowanych ramach” i takim właśnie produktem są Nothing Ear open. Sprawdźmy zatem, co takiego dokładnie oferują swoim brzmieniem.
Oj no tutaj będziecie raczej zawiedzeni, ale jest go niewiele i raczej jest to „wyższy bas”, bo tych najniższych partii tutaj nie zastaniecie. Są to słuchawki, które są pozbawione tego pasma w dużym stopniu, więc ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego w kwestii tego zakresu częstotliwości. Powiedziałbym, że nawet mniej od konkurencji w postaci przytoczonego wcześniej modelu od HUAWEI.
W przypadku średnicy sytuacja zmienia się diametralnie. Omawiany model właśnie w tym zakresie bryluje najmocniej, więc w utworach skupionych wokół wokalu, czy instrumentów. Wszystkiego, co jest po środku częstotliwości dźwięku. Jest klarownie, szczegółowo i zwyczajnie przyjemnie dla ucha.
Szczególnie urzekły mnie starsze utwory z typową dla siebie jakością nagrania – ale to już bardziej tak dla dodania, że naprawdę średnica jest tutaj bardzo dobra.
W kontekście najwyższego z pasm mamy do czynienia trochę z tym, co było odczuwalne w kontekście basu. Mianowicie najwyższe partie sopranu są zwyczajnie trochę ucięte, więc nie jest go tak dużo w najwyższym stadium, jak można byłoby się spodziewać. W kontekście jednak średniego i niskiego sopranu, mówimy o wyrazistym graniu testowanego produktu.
Tutaj jest jednak niejednoznacznie. Na boki jest naprawdę duża przestrzeń, z kolei przód-tył już zauważalnie mniejsza. Robi się taka elipsoida, która jest bardziej obszerna w poziomie, niżeli w pionie. Ciężko powiedzieć w tym wypadku o dobrej, ale i o złej scenie. Jest OK.
W czasie moich testów nie zauważyłem problemów z opóźnieniem w tych słuchawkach. Można więc je spokojnie używać w kontekście grania w szybsze gry chociażby.
Całkiem istotna część słuchawek, które mają umożliwiać pozostanie w kontakcie z otaczającym nas światem – a przynajmniej tak bym to ujął. Nie ma co jednak przedłużać, przesłuchajmy sobie z początku próbkę w cichym pomieszczeniu:
I następnie w głośnym:
Jak dla mnie, mamy tutaj do czynienia z bardzo dobrymi mikrofonami, które radzą sobie niezależnie od warunków z przekazaniem treści naszego zdania do naszego rozmówcy. Zarówno w sytuacji, kiedy jesteśmy w cichym pomieszczeniu, jak i w głośnym, możemy bez problemu dogadać się z osobą po drugiej stronie słuchawki.
Tutaj nic się nie zmienia w kontekście aplikacji od Carla Pei. Jest ona w dalszym ciągu bardzo dobrze zrobionym softem, w którym się nie zgubicie, a i oko ucieszy swoim wyglądem.
Całość umożliwia – rzecz jasna – sterowanie equalizerem, czy dostosowaniem sterowania. Możemy tutaj także zaktualizować nasze słuchawki, a także parę innych rzeczy.
8+30 – tyle mieliśmy dostać w kontekście działania tych słuchawek bez uzupełniania stanu naładowania naszego etui. I jak na moje, to można to uznać za jak najbardziej możliwy scenariusz.
Wydajność wbudowanych w słuchawki akumulatorów zasługuje zwyczajnie na pochwałę, gdyż zarówno w kontekście długich, nieprzerywanych sesji, jak i takich, gdzie często odkładamy je do etui, dają sobie radę. Oczywiście – za sprawą owego etui także.
A przynajmniej takie pierwsze skojarzenie mam po zakończeniu testów tego modelu słuchawek. Są one skrojone pod konkretną grupę klientów. Przede wszystkim będą to osoby, które cenią sobie możliwość braku izolacji od świata, jednocześnie mając na sobie słuchawki.
Oprócz tego – rzecz jasna – osoby szukające typowo słuchawek dousznych o otwartej konstrukcji. I wreszcie te, które szukają modelu grającego średnicą. 653 złote – dużo, czy mało? Ciężko powiedzieć, gdyż konkurencji jest jak kot napłakał.
Zacząć tutaj można od jakości wykonania, która jest zwyczajnie na dobrym poziomie. Wygoda sama w sobie w ogólnym tego słowa znaczeniu także, choć o tym jeszcze w drugim segmencie będzie. Idąc dalej mamy sterowanie, które również należy pochwalić za to, jak wygląda i działa. Brzmieniowo z kolei dominuje świetna średnica, choć sopran również należałoby tutaj pochwalić moim zdaniem.
Brak większych opóźnień także należy zaliczyć na plus i to samo tyczy się mikrofonów, które radzą sobie zarówno w cichym, jak i głośnym otoczeniu. Aplikacja służąca do obsługi testowanych słuchawek to od dawna trzymany wysoki poziom, a bateria powinna spełnić oczekiwania większości osób.
Przydałby się mimo wszystko lepszy kodek w tej cenie. Myślę, że bez problemu było można go tutaj zaimplementować, bez większego wpływu na cenę. Oprócz tego – wygoda. Tak jak wspomniałem, jest tutaj dwojako, bo zależy ona od tego, czy nosicie okulary, czy też nie. Jeżeli tak – to jest przeciętna. Brzmieniowo zawiedziecie się w kontekście basu, bo nie ma go tu za wiele.
Niekoniecznie, z uwagi na to, że noszę okulary na co dzień i zwyczajnie w takiej sytuacji nie są to najlepsze pod kątem komfortu słuchawki bezprzewodowe na rynku. Samo brzmienie średnicy mnie jednak na tyle urzekło, że pomimo tego byłbym w w stanie rozważyć ich zakup. Także – to zależy 😉
W tym miesiącu jeszcze testy sprzętu od Apple, cya!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Samsung Galaxy Z Flip7 i Z Fold7 dostaną większe ekrany, choć nic nie mówi się…
realme Neo7 pojawił się w Geekbench z MediaTekiem Dimensity 9300+ i 16 GB RAM. Smartfon…
Już nie mogę się doczekać, by w 2025 roku wydać własne pieniądze na telefony z…
Inteligentna opaska Fitbit może nie tylko mierzyć naszą kondycję fizyczną, ale i stan naszego zdrowia…
Graczu, tego RPG po prostu musisz mieć w swojej wirtualnej bibliotece. Mogę ci zagwarantować, że…
Xiaomi 15 Ultra po dzisiejszym przecieku nie ma już dla nas tajemnic. Poznaliśmy pojemność baterii,…