Blackview W50 Pro to smartwatch z latarką, baterią na 3 tygodnie pracy i beznadziejną dokładnością pomiarów. Z mojej recenzji dowiesz się, czy to najlepszy zegarek do 100 złotych.
Po zaskakująco udanym Zeblaze Stratos 2 Ultra czas rozprawić się z innym tanim smartwatchem. Blackview W50 Pro testowałem dość długo, bo tego wymagała jego ogromna bateria.
Już teraz zdradzę, że dla samego czasu pracy ten zegarek warto kupić. W zasadzie warto go kupić tylko dla baterii i latarki.
Na początek zaznaczę, że Blackview W50 Pro możesz taniej kupić w ramach promocji na start sprzedaży. Cena pomiędzy 11 i 18 listopada wynosi zaledwie 22.99 dolarów, czyli 93 złotych. I to przez jej pryzmat zamierzam oceniać ten smartwatch.
Specyfikacja Blackview W50 Pro:
- Ekran: LCD 1.45″, automatyczna jasność do 700 nitów.
- System: własny, kompatybilność – Android 5.0, iOS 11.
- Wodoodporność: IP68 / 10 ATM.
- Łączność: Bluetooth 5.3, GPS.
- Pomiary: tętna, snu, stresu, saturacji krwi, analiza snu, ponad 100 dyscyplin sportowych w aplikacji.
- Bateria: 960 mAh.
- Dodatkowe: latarka.
- Waga: 63 g (bez paska)
Blackview W50 Pro wygląda jak G-Shock i ma latarkę
Zacznijmy od pozytywów. Blackview W50 Pro ma latarkę. Całkowicie nieironicznie uważasz, że podobnie jak w smartfonie, taka funkcja powinna stać się standardem w każdym smartwatchu. Przez ponad tydzień testów sam zdziwiłem się, jak często z tego korzystam.
Światło latarki jest wystarczająco mocne, by posłużyć do znalezienia odpowiedniego klucza przy otwieraniu drzwi piwnicy (Wam też tak często kradną stamtąd żarówki?). Przydało mi się też przy otwieraniu szyfrowego zamka roweru po zmroku.
Jeśli chodzi o design, to mamy do czynienia z bardzo typowych dla chińskich producentów zegarkiem. To kolejna wariacja na temat odpornych zegarków Casio, czyli kultowych G-Shocków. Żeby to podkreślić, smartwatch spełnia normę IP68.
Producent obiecuje, że zegarek wytrzyma upadek z drugiego piętra na beton. Postanowiłem tego nie sprawdzać, bo mieszkam na 3 piętrze, a tego specyfikacja nie obejmowała. Zauważę jednak, że przez cały okres testów na obudowie nie pojawiło się nawet jedno zarysowanie.
Nieco poniżej oczekiwań wypadł pasek. Jest trochę zbyt elastyczny, a sposób osadzenia teleskopu również nie wzbudzał mojego zaufania w 100%. Na szczęście można bez problemu wymienić go we własnym zakresie.
W tej sekcji tradycyjnie kilka słów na temat wibracji. Haptyka w Blackview W50 Pro jest kiepska. Można co prawda ustawić siłę wibracji, ale nawet po wybraniu opcji „słabe” czuć tu taniość. Zastosowany silnik wibracyjny jest niskiej jakości i odczuje to każdy, choćby korzystając z budzika.
Ekran to nie AMOLED, ale odporność jest na plus
Tanie smartwatche Zeblaze tak mocno ostatnio mnie rozpieściły, że na zegarek z ekranem LCD reaguję uniesieniem brwi. Na szczęście zastosowany w Blackview W50 Pro wyświetlacz jest dobrej jakości.
Według producenta Blackview W50 Pro osiąga do 700 nitów w piku. Nie mierzyłem tego, ale nawet w mocnym słońcu nie miałem problemów z czytelnością. Przy listopadowych chmurach nawet 50% dawało więcej niż wystarczający poziom do czytania powiadomień. Czujnika jasności niestety brak, trzeba to robić manualnie.
Bateria to wystarczający powód do zakupu
Blackview W50 Pro zaczyna błyszczeć dopiero w momencie, kiedy szukamy smartwatcha z naprawdę dobrą baterią. Te 800 mAh robi wrażenie, bo smartwatche oferują zwykle góra połowę tej wartości. I to widać po czasie pracy.
Przez 9 dni testów stan naładowania baterii spadł ze 100% do… 59%. Nie udało mi się go rozładować, a 4 razy w tygodniu zabierałem go na treningi (nieco na wyrost, ale o tym za chwilę). Dość często korzystałem też z latarki, co powinno poważnie drenować baterię.
Zakładam więc, że Blackview W50 Pro bez ładowania wytrzyma przez bite 3 tygodnie. Biorąc po uwagę jego cenę, to niezły wyczyn. Mały prztyczek za kabelek do ładowania, który wyjątkowo mizernie trzyma się dzięki zbyt słabym magnesom.
Dokładność pomiarów w jest beznadziejna
O ile w kontekście baterii nie można się do niczego przyczepić, tak dokładność pomiarów w przypadku Blackview W50 Pro po prostu nie istnieje. Niezależnie od tego, jak mocno dociskałem pasek i jakich cudów dokonywałem w aplikacji, to po prostu nie działa.
Tętno? Wydaje mi się, że jest wyświetlane na zasadzie generatora liczb losowych z zakresu od 80 do 160. Znam swoje ciało na tyle, żeby potrafić przewidzieć puls na danym odcinku biegu. Na drugim nadgarstku miałem też inny smartwatch do potwierdzenia moich przypuszczeń, ale tu nie było to konieczne. Jest absurdalnie źle.
To dość ciekawe, bo niedawno testowany przeze mnie Blackview R60 nie był w tym aż tak tragiczny, a był przecież jeszcze tańszy. Być może implementacja latarki pożarła cały budżet na dokładność pomiarów.
Do tego dochodzi naprawdę kiepsko przetłumaczona i zoptymalizowana aplikacja. DaFit to znane mi oprogramowanie, z którego producenci powinni jak najszybciej zrezygnować. Spróbuj tylko odmówić dostępu do powiadomień – przypomni Ci o tym przy każdym włączeniu. To po prostu słaby, brzydki i irytujący soft.
Czy warto kupić Blackview W50 Pro?
Mimo beznadziejnej dokładność pomiarów uważam, że jest to smartwatch wart zakupu. Nikt nie wybierze go jako towarzysza treningów, może za to skusić się na zakup ze względu na inne zalety.
Największym plusem Blackview W50 Pro jest czas pracy. Te 3 tygodnie bez ładowania sprawiają, że warto wydać na niego te niecałe 100 złotych. Przy pominięciu treningów bateria wytrzyma pewnie jeszcze kilka dodatkowych dni.
Do tego dochodzi elementarny bajer w postaci latarki. Teraz będę oczekiwać jej w każdym tanim smartwatchu o odpornym zacięciu. Nie czepiam się też jakości wykonania.
Poza dokładnością pomiarów wśród wad wyróżniłbym jakość wibracji. Zegarki w tej cenie potrafiły mnie tu już pozytywnie zaskoczyć, ale Blackview W50 Pro do nich nie należy.
Na koniec przypominam o promocji na start, dzięki której Blackview W50 Pro kupisz taniej pomiędzy 11 a 18 listopada. Cena spada tam do poziomu 93 złotych.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.