Jakiś czas temu zastanawialiśmy się nad tym, czy niedługo na rynku może się pojawić sensowna alternatywa dla Androida oraz iOS. Wskazaliśmy wówczas na kilka mobilnych systemów operacyjnych, które mają szansę (mniejszą lub większą) zaistnieć w tym sektorze. Podobne rozważania należą się także zagadnieniu producentów sprzętu. Czy znajdziemy wśród nich czarnego konia?
Nie ulega wątpliwości, że na rynku mobilnym rządzą dzisiaj Apple oraz duet Google – Samsung. Giganta z Mountain View już na wstępie odstawimy na boczny tor, ponieważ nie produkuje sprzętu. Zostają nam zatem dwie wielkie korporacje, które wiele łączy. Po pierwsze, zarabiają na produkcji sprzętu mobilnego miliardy dolarów (i to w każdym kwartale), a po drugie współpracują ze sobą, co obu markom przynosi poważne zyski. Ostatnimi czasy wspominamy jednak częściej o tym, co dzieli tych gigantów: wojna patentowa, w której poważne zwycięstwo odniosło niedawno Apple, raczej nie jest tematem zamkniętym i zapewne już niedługo będziemy świadkami poważnych starć. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż w myśl porzekadła, gdzie dwóch się bije…
Od kilku kwartałów w sektorze smartfonów na produkcji tego sprzętu zarabia tylko trzech graczy: Apple, Samsung i HTC. Tajwański producent boryka się ostatnio z poważnymi problemami i zarabia coraz mniej – niewykluczone, że za jakiś czas dołączy do grona firm, które dokładają do tego biznesu. Jednocześnie korporacje z Ameryki i Korei Południowej powiększają swoje zyski i informują o kolejnych rekordach. Raczej nie należy się spodziewać, by w najbliższym czasie ten stan rzeczy miał się zmienić – obaj producenci wywalczyli sobie bardzo (!) silną pozycję w branży i po dobroci jej nie oddadzą – aby utracili wpływy musiałby nastąpić kataklizm wewnątrz samej firmy lub do wyścigu musiałby stanąć niezwykle zdeterminowany przeciwnik z przynajmniej kilkoma asami w rękawie. Znajdzie się taki?
Producentów smartfonów, o których słyszała zdecydowana większość z Was znajdziemy na rynku przynajmniej kilkunastu. Są wśród nich zarówno legendy tej branży (Nokia czy Motorola), jak i firmy, które dopiero zaczynają rozpychać się łokciami w branży i torują sobie drogę do podium segmentu mobilnego (wystarczy tu wspomnieć o ZTE, ale to jeden z wielu azjatyckich producentów o globalnych aspiracjach). Wybrałem z tego sporego grona kilka firm, które, moim skromnym zdaniem, mogą walczyć o miejsce za Samsungiem i Apple. Miejsce dające nie tylko prestiż, ale też satysfakcjonujące zyski.
LG
Stosunkowo niedawno w mediach omawiano opinię specjalistów Samsunga (z oddziału Samsung Securities), którzy wskazali na LG jako na firmę, która powinna zająć trzecią lokatę w sektorze producentów smartfonów. Topowe słuchawki tego koncernu (przede wszystkim Optimus G) powinny przekonać do niego klientów i pomóc mu szybko zredukować straty generowane przez oddział mobilny. Przyznam szczerze, iż z jednej strony sceptycznie podchodzę do tej analizy, ponieważ LG zapowiadało na początku bieżącego roku poważne zmiany na lepsze i póki co niewiele z tego wynika. Trudno zakładać, że nagle poprawią wszystkie niedociągnięcia, na które od lat uwagę zwracają analitycy, dziennikarze i przede wszystkim użytkownicy. Jednak z drugiej strony, nie podejrzewam Samsunga o to, iż wskazywaliby na swego wielkiego rywala przez grzeczność. W tym wypadku kierują się zapewne solidnymi argumentami, a tych na dobrą sprawę nie brakuje.
Wspomniany już model Optimus G to tylko jeden z solidnych ciosów, które w najbliższym czasie może wyprowadzić LG. Za prawdziwe wunderwaffe należy uznać smartfon LG Nexus. Nadal nie wiadomo, czy to tylko pogłoska, czy faktycznie gigant z Mountain View postanowił stworzyć swój flagowy produkt z tą firmą, więc nie ma większego sensu zagłębiać się w te kwestię. Można jedynie założyć, że potwierdzenie plotek byłoby dla LG świetną szansą do pokazania swych możliwości i promocji. Korporacja zapewne zdaje sobie sprawę z tego, że wielka szansa, to także wielka odpowiedzialność – jeśli przy projekcie LG Nexus powinęłaby się im noga (problemy z wprowadzaniem sprzętu na rynek lub aktualizacją oprogramowania), to trudno będzie im się podnieść po takiej porażce.
LG ma wielki potencjał, który od kilku dobrych kwartałów (właściwie można już mówić o latach) konsekwentnie marnuje. W czasie, gdy ich największy konkurent – Samsung – stał się światowym liderem sektora smartfonów, firma wykonywała jeden krok naprzód, by za chwilę cofnąć się o dwa. Konsekwentnie dokładają do swojego oddziału mobilnego, ponieważ doskonale rozumieją, że jest to przyszłość i szansa na wielkie zyski, ale powinni sobie w końcu zdać sprawę z tego, że utrzymywanie status quo raczej im się nie przysłuży i zamiast mówić o zmianach, należy je wprowadzać w życie. Jeśli w końcu tego dokonają, to analizy Samsunga okażą się jak najbardziej trafione.
Huawei
To druga po LG firma, która na początku roku obiecywała nie tylko skok ilościowy w produkcji, ale przede wszystkim progres jakościowy. Chiński gigant bardzo chciał zerwać z obrazem producenta taniego sprzętu dla masowego odbiorcy i mówił głośno o swych aspiracjach wypuszczenia na rynek sprzętu klasy premium. Nie ulega wątpliwości, iż plany te nie zostały zrealizowane i w pewnym sensie możemy nawet mówić o strzale w stopę – korporacja bardzo chciała umieścić na pokładzie swojego flagowego modelu wydajny procesor własnej produkcji i doprowadziło to do poważnych problemów. Takimi wpadkami trudno przekonać do siebie odbiorców w USA, Europie czy Japonii.
Jedna wpadka, nawet bardzo poważna, nie może oczywiście przesądzić o dalszych losach Huawei na globalnym rynku. Na dobrą sprawę, powinno im to wyjść na dobre – wszak najlepiej uczymy się na błędach. Korporacja ma świetne zaplecze inżynierskie, jest w stanie przeznaczać na badania i promocję olbrzymie sumy pieniędzy i zapewne może liczyć na wsparcie chińskich władz (choć to jest miecz obosieczny – w USA postawiono ostatnio pod wielkim znakiem zapytania kwestię bezpieczeństwa usług i produktów oferowanych przez ZTE i Huawei – może się to odbić negatywnie na ich sprzedaży i wynikach finansowych). Gdyby firma w przyszłości dodała do swojego portfolio innowacyjny i atrakcyjny mobilny OS (już trwają prace nad tym projektem), to mogłaby się stać bardzo ciekawym graczem na tym rynku.
Sony
Nadal pozostajemy na Dalekim Wschodzie. Tym razem zaglądamy na podwórko Sony. Wiele wskazuje na to, że firmie wyszły na dobre ostatnie zmiany. Mam tu na myśli zatrudnienie nowego CEO (obecnie jest nim Kazuo Hirai) oraz rozwód z korporacją Ericsson. Producent od kilku miesięcy konsekwentnie udowadnia, że jest w stanie tworzyć dobre słuchawki, a zapowiedzi kolejnych produktów brzmią bardzo obiecująco. Japoński koncern może poważnie zyskać, dzięki kolejnej odsłonie przygód Jamesa Bonda – jeżeli ta karta zostanie odpowiednio rozegrana, to smartfon Xperia T zapewne stanie się powszechnie kojarzonym modelem. A to powinno się przełożyć na sprzedaż. Na jednorazowym wystrzale, nawet bardzo udanym, nie można jednak zbudować solidnego brandu, więc przydadzą się kolejne sensowne (i głośne) posunięcia.
Przed Sony jeszcze długa droga – japoński gigant skostniał przez ostatnie lata i przyda mu się prowadzona obecnie restrukturyzacja. Pozytywnie wpłynie to także na ich oddział mobilny (jeśli źle dzieje się w całej firmie, to negatywne zjawiska mogą oddziaływać nawet na sprawnie działające jednostki korporacji). Na korzyść Sony świadczą przede wszystkim bardzo duże doświadczenie w tworzeniu sprzętu mobilnego, pozytywny obraz firmy w oczach milionów klientów oraz bardzo rozbudowane zaplecze – w przeciwieństwie do np. Nokii nadal mogą sobie oni pozwolić na różnego typu eksperymenty i podejmowanie ryzyka. Ryzyka, które w dłuższej perspektywie może być bardzo opłacalne.
RIM
Z Azji przenosimy się do Ameryki Północnej, a konkretnie do firmy RIM. Także i tu widać już efekty zmian, do jakich doszło w tym roku. Dwóch szefów zastąpił jeden (Thorsten Heins) i wiele wskazuje na to, że może on pomóc firmie wygrzebać się z gigantycznego kryzysu, w jakim obecnie się ona znajduje. Na rynku krążą już plotki na temat smartfonów, które w przyszłym roku może zaprezentować kanadyjska korporacja (i robią one spore wrażenie), ale zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszy się nowa platforma firmy – BlackBerry 10. Choć może się to spotkać z poważnym sprzeciwem sporej rzeszy naszych Czytelników, to zakładam scenariusz, w którym platforma RIM zdobędzie więcej użytkowników, niż mobilny OS Microsoftu.
RIM zapowiada od kilku kwartałów, że ich nowy system mobilny będzie można śmiało określić mianem innowacyjnego. Ma to być powiew świeżości na rynku i na podstawie dotychczasowych prezentacji faktycznie można odnieść wrażenie, iż pracują nad czymś ciekawym. Niektórzy zarzucą im zapewne, że w swojej nowej strategii koncentrują się bardziej na masowym odbiorcy i podążają za modą wyznaczaną przez obecnych liderów rynku. Sprawa jest jednak dużo bardziej złożona i nie można tak upraszczać – dajmy Kanadyjczykom jeszcze kilka miesięcy (oby tylko nie przekładali po raz kolejny premiery swoich smartfonów z BB 10 – to może im poważnie zaszkodzić), a być może doczekamy się czegoś nowego w tym sektorze.
Zapewne znalazłoby się jeszcze kilak firm wartych uwagi, ale to właśnie producenci wspomniani powyżej wydają się posiadać atuty, które mogą im zapewnić miejsce na podium sektora mobilnego lub w jego bliskich okolicach. Nie ulega wątpliwości, iż każdy z nich mógłby czerpać zyski z rynku mobilnego i ograniczać w ten sposób wpływy Samsunga i Apple. Już niedługo powinniśmy się przekonać czy wystarczy im sił i zapału, by zmierzyć się z obecnymi liderami omawianej branży?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.