Dwóch pracowników punktu na Florydzie trafiło w zeszłym tygodniu do aresztu. Powód? Kradzież nagich zdjęć klientki, która przyszła przenieść dane ze starego smartfonu na nowe urządzenie. Samo to nie jest jeszcze głupotą, co najwyżej szaloną nieuczciwością i narażeniem zaufania abonenta na szwank, ale dalszy ciąg historii jest klasycznym przykładem totalnego braku wyobraźni.
Zaczęło się to tak: 24-letni sprzedawca Verizonu przesłał zdjęcia ze smartfonu kobiety na swój prywatny telefon. Następnie pokazał obrazki koledze z pracy. W chwilę później obaj prezentowali fotografie kolejnemu klientowi. Nieznajomemu i przypadkowemu.
Męzczyżna okazał się przyjacielem dziewczyny. Powiadomił ją o wydarzeniu zaraz po opuszczeniu salonu, ta z kolei momentalnie skontaktowała się z lokalną policją.
Telewizji ABC sierżant David Wyant powiedział tak:
Pokazywanie tych fotografii nieznajomej osobie to jawne przechwałki, okazywanie dumy z podjętych działań.
W areszcie pozostał do tej pory jeden z pracowników Verizonu. Po policyjnym przeszukaniu jego telefonu i komputera policja odkryła intymne zdjęcia innej nieznajomej kobiety. Obaj niedługo mają trafić na salę sądową.
Abstrahując od wybrakowanego kręgosłupa moralnego u wspomnianych mężczyzn należy spojrzeć też na drugą stronę tej historii. Dlaczego ktoś miałby oddawać do serwisu telefon, w którego pamięci można łatwo znaleźć tego rodzaju fotografie? Jedna sprawa to nieznajomość nowych technologii, ale jeśli właścicielka smartfonu potrafiła zrobić sobie zdjęcia, to musiała zdawać sobie sprawę z faktu, że mogą one zostać wyświetlone. Not exactly rocket science, jak to się w Stanach mawia.
Muszę odstawić na chwilę kwestię uczciwości i postawić retoryczne pytanie: kto wykazał się tu większą głupotą?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.