Gigant z Cupertino zaprezentował dwa nowe tablety. Nie jest tajemnicą, że branża spodziewała się tylko jednego urządzenia – iPada mini. Towarzyszył mu iPad czwartej generacji, który można chyba uznać za dziwną niespodziankę. Na dobrą sprawę, urządzenie nie wnosi na rynek nic nowego i nie sposób pozbyć się wrażenia, że ta prezentacja odbyła się albo przez przypadek albo pod wpływem przymusu. Zaledwie pół roku wcześniej zaprezentowano iPada 3 (Nowy iPad) i nikt nie wymagał od Apple tak szybkiego odświeżania tego sprzętu. Co więcej, część klientów, która kilka miesięcy temu zainwestowała w iPada 3 i nie spodziewała się wprowadzenia na rynek jego następcy, może się czuć lekko oszukana. Jak już wspominałem, to był dziwny pomysł. Przejdźmy zatem do iPada mini.
Nie będę się zagłębiał ani w specyfikacje tego produktu, nie zamierzam też roztrząsać, czy jest to atrakcyjny sprzęt z punktu widzenia klienta – odsyłam do wpisów na tabletManiaKu, gdzie moi redaKcyjni Koledzy poświęcają więcej uwagi tym kwestiom. Warto jednak napisać, że rynek spodziewał się znacznie niższych cen iPada mini (cena droższych wersji tego urządzenia robi spore wrażenie). Apple odpowiedziało tym produktem na działania konkurencji, która pokazała, że 7-calowy tablet może się cieszyć powodzeniem wśród klientów.
Można to uznać za naturalną kolej rzeczy – konkurencja ma, my też mamy. Problem polega jednak na tym, że Apple przekonywało wcześniej, iż taki sprzęt nie ma większego sensu i nie odniesie sukcesu (przekonywał o tym głównie Steve Jobs, który z czasem zmienił ponoć zdanie w tej kwestii – tego nie da się już niestety potwierdzić). Rynek rządzi się jednak swoimi prawami, a firma musiała przyznać, że była w błędzie i teraz nadrabia straty względem innych korporacji. Nie uderza to, że producent wypuścił taki sprzęt (bo miał do tego pełne prawo), ale to, że powtarza działania innych, a jednocześnie chce uchodzić za innowatora i pioniera na rynku nowych technologii. Wiele osób razi takie zachowanie i raczej nie zainwestują one w produkty Apple.
iPhone’y z literką S nie są rozwiązaniem
Skoro przywołałem już słowo „produkty”, to zostawmy tablety i rzućmy okiem na smartfony. W chwili obecnej flagowcem Apple jest iPhone 5. Na temat tego produktu napisano już chyba wszystko, co można było i z pewnością nie odkryjemy tu Ameryki. Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy podsumować kwestii związanych z tym modelem.
Wypada chyba zacząć od wszelkiego typu problemów. A tych nie brakowało. Mówiono i pisano zarówno o problemach z urządzeniem, o których zrobiło się głośno zaraz po wprowadzeniu modelu do sprzedaży, jak i o opóźnieniach w dostawach – klientom kazano długo czekać na ich wymarzoną słuchawkę, co z pewnością nie pomogło wizerunkowi Apple. Od dnia prezentacji trwa także dyskusja na temat innowacyjności tego urządzenia. Czy posiada ono funkcje/technologie/podzespoły, które w jakikolwiek sposób wyróżniają smartfon na rynku (z pewnością można to powiedzieć o dość nietypowych wymiarach, ale to już odrębna kwestia – niektórzy uznają nową formę za niezwykle atrakcyjną, a nad gustami się nie dyskutuje)?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.