Wczoraj wieczorem miała nastać era zupełnie nowego Facebooka. W sumie do końca nikt nie wiedział, czy należy wyczekiwać nowego telefonu z autorskim systemem od korporacji Marka Zuckenberga, czy też młody miliarder postanowi pójść na łatwiznę i będzie dążył do zamiany każdego telefonu z Androidem w „fejsbukofon”. Okazało się, że największy na świecie portal społecznościowy wybrał prostszy wariant. Pojawia się tylko pytanie: czy świat tego potrzebuje?
Główne zmiany, jakie ma przynieść Facebook’owa nakładka na Androida (4.0 i wzwyż), to dynamiczne przeglądanie zdjęć naszych znajomych z poziomu blokady ekranu, wraz z kilkoma przyjaznymi gestami, jak chociażby podwójnym tapnięciem na danej grafice. Ów podwójne tapnięcie będzie równoznaczne z polubieniem danej fotki. Funkcja ta, ochrzczona jako Cover Feed i w pewnym stopniu, to właśnie ta część odświeżonego Facebooka będzie teraz główną osią całej aplikacji.
Zuckenberg pokazał po raz kolejny, że ma głowę na karku. Takie umiejscowienie Cover Feed’a w launcherze od Facebooka (bo jak inaczej nazwać tę aplikację?) jest niemal równoznaczne z uruchomieniem jej przy każdym wybudzaniu naszego smartfona. Jeśli do tego dopowiemy, że w ramach tej funkcji znaleziono miejsce na obsługę popularnego Facebook Messengera, który już teraz skutecznie wbija kolejne gwoździe do grobu kiedyś popularnych komunikatorów internetowych, nie pozostaje nic innego, jak tylko…kibicowanie Facebookowi, aby aplikacja jak najszybciej pojawiła się w Google Play, bowiem uczynienie z niemal każdego w miarę nowego urządzenia pracującego pod kontrolą Androida „Facebook Phone’a” to najpewniej kwestia stosunkowo krótkiego czasu. Moda na social media cały czas trwa a ta aplikacja może tchnąć zupełnie nową jakość w ten segment rynku.
Zastanawiające jest tylko i wyłącznie to, czy użytkownicy przełkną wyświetlanie reklam na swoim ekranie blokady. CEO Facebooka nie zaprzeczył kiedyś, że one się tam pojawią. Zapewne tak samo jak w przypadku witryny internetowej, nie będzie to jakaś relatywnie duża ilość reklam, jednak fakt pozostaje faktem. Nie mam pojęcia, czy wszyscy pokochamy lajki, które zdają się nas osaczać z każdej ze stron. Wiem natomiast, że coraz to bardziej obawiam się o to, czy aby w niedalekiej przyszłości nie będę bał się otworzyć lodówki czy konserwy z obawą przed tym, że i tam jakiś łebski marketingowiec schowa magiczną literkę „f” na doskonale znanym nam wszystkim tle. Facebook Home zdaje się być zaledwie przyczółkiem…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.