W ostatniej becie iOS-a 7 pojawiła się funkcja „często odwiedzane”. Dzięki niej system zapisuje wszystkie nasze lokalizacje, czyli gdzie i jak długo spędziliśmy czas, po czym zapisuje te informacje w pamięci urządzenia, umożliwiając potem przeglądanie zgromadzonych danych na mapie. Czy powinniśmy się bać tej funkcji iOS-a 7?
Chwilę po wydaniu piątej bety iOS 7 w ustawieniach prywatności pojawiła się karta „często odwiedzane”. Długo nie trzeba było jej penetrować, aby stwierdzić, że w tym miejscu iPhone kolekcjonuje szczegółowe informacje na temat wszystkich lokalizacji których dokonywaliśmy za pomocą tego urządzenia. Wyświetlane są nie tylko nazwy miejscowości, ale też konkretne daty i godziny lokalizacji. Do tego każdy zapis można wyświetlić na mapie, gdzie z uwzględnieniem kilkusetmetrowego promienia wyświetlana jest wybrana pozycja.
Brzmi groźnie, a już na pewno brzmi chwytliwe, stąd też wiele serwisów internetowych, w większości mających mało wspólnego ze światem IT, zaczęło wieszczyć zbliżającą się apokalipsę. Zaczęto wypisywać, że siódma generacja iOS-a będzie krok w krok nas śledzić i Bóg jeden wie co z tymi danym będzie się później działo. Za to jedno jest pewne – „będzie źle”.
Nie tak dawno temu, bo w połowie 2011 roku, gdy na rynku zadebiutował iOS 4.3, w sieci nastąpiło poruszenie, bo ktoś zauważył, że system Apple’a zapisuje wszystkie lokalizacje użytkowników i nawet jeżeli odtworzy się ustawienia fabryczne iPhone’a, to baza lokalizacji pojawia się ponownie wraz z przywróceniem kopii zapasowej. Rozpoczęła się nagonka na Apple’a i chwilę później pojawił się iOS 4.3.3, który użytkowników już nie śledził. A w zasadzie śledził, ale pozwalał użytkownikowi dane te usunąć. Podobnie jest tym razem.
Zanim pismaki zaczną bić na alarm i będą robić niepotrzebny szum, Apple już wziął się za wyjaśnianie obecności „często odwiedzanych”:
Twój iPhone będzie śledził miejsca w których ostatnio byłeś, jak i również jak często je odwiedzałeś, aby uczyć się, które miejsca są dla ciebie istotne.
Te dane są dostępne wyłącznie na twoim urządzeniu i nie zostaną wysłane do Apple’a bez twojej zgody. Będą one służyły świadczeniu spersonalizowanych usług, na przykład przewidywaniu ruchu na drogach.
O ile przewidywanie ruchu na drogach jest dla mnie średnim uzasadnieniem, o tyle warto przypomnieć sobie o patencie, którego ostatnio przyznano Apple’owi. W jego dokumentacji mogliśmy przeczytać, że koncern opracowuje technologię, w której system samoistnie zarządza aktywnością niektórych funkcji w celu „optymalnego zużycia energii”. Podstawowym narzędziem tego systemu jest odbiornik GPS. Dzięki niemu iPhone zapamiętuje odwiedzane przez użytkownika miejsca (a także ilość takich odwiedzin), przez co może mniej więcej przewidzieć jak długo użytkownika np. nie będzie w domu. To zaś pozwala określić tryb pracy urządzenia, aby nie doszło do sytuacji, w której iPhone się nagle rozładowuje.
Taka argumentacja istnienia funkcji „często odwiedzane” byłaby dość rozsądna. Jest bardzo możliwe, że Apple po prostu przystosowuje się do wdrożenia opatentowanej niedawno technologii, ale póki co nie chce się nią chwalić, więc udziela wymijających odpowiedzi.
Funkcja często odwiedzane dostępna jest kolejno w: Ustawienia > Prywatność > Usługi lokalizacji > Usługi systemowe > Często odwiedzane. Otwierając tę zakładkę ujrzysz dwie opcje: Często odwiedzane oraz Ulepszanie Map. Jeśli obie są aktywne, to nie dość, że iPhone zapisuje twoje lokalizacje, to dodatkowo dzieli się nimi z Apple’em. Możesz tylko zapisywać lokalizacje, ale nie przesyłać ich do Cupertino, aktywując wyłącznie Często odwiedzane. Obie funkcje są standardowo wyłączone, a podczas pierwszego uruchomienia sprzętu z iOS 7 zostaniesz zapytany czy system ma gromadzić te dane. Jeżeli się nie zgodzisz – nie było tematu. Niżej, pod przyciskami aktywującymi usługi, dostępna jest historia lokalizacji, którą możesz jednym przyciskiem usunąć.
Z pewnością na pierwszy rzut oka obecność takiej funkcji jest dość kontrowersyjną sprawą – w końcu zwykły sprzęt wie gdzie, kiedy i w jakich częstotliwościach przebywamy. Ponadto, jeżeli pojawiamy się gdzieś, gdzie pojawiać się nie powinniśmy, wzrasta też ryzyko narażenia się na ujawnienie. No i koniec końców, zwłaszcza mając na uwadze ostatnią aferę ze Snowdenem i projektem PRISM, ciężko wierzyć, że Apple, dysponując takim narzędziem, nie będzie śledził ponad 300 milionów użytkowników na całym świecie.
A mimo to warto zachować spokój. Jeżeli nie jesteś zainteresowany prezentowaniem swoich lokalizacji na mapie, w dość oryginalnej zresztą formie, to lepiej będzie, jeżeli opisywaną funkcję po prostu dezaktywujesz. Bynajmniej nie chodzi o panikę przed potencjalnym zamachem Apple’a na naszą prywatność, ale wydaje mi się, że dopóki Cook i jego załoga jasno nie powiedzą czemu miałoby to służyć, to z uwagi na zwykłą oszczędność energii lepiej będzie „często odwiedzane” dezaktywować.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.