Targi MWC 2014 przechodzą do historii – czas na posumowania, analizy i prognozy, które będą nam pewnie towarzyszyły przez długie tygodnie. Trzeba przyznać, że tegoroczna edycja największej branżowej imprezy nie była nudna, miała kilka hitów i wątków, o których z pewnością warto dyskutować. W gronie tym należy wymienić poczynania Microsoftu i Nokii, a wśród nich smartfony fińskiej legendy z Androidem na pokładzie…
Przed imprezą w Barcelonie sporo pisano o mariażu Nokii oraz Androida (wykastrowanego, ale o tym później) i chociaż prezentacja smartfonu występującego pod nazwą Normandy czy X wydawała się pewna, a wedle niektórych głosów, nawet uzasadniona, to nadal w powietrzu można było wyczuć lekkie niedowierzanie. Przecież mówimy o producencie, który od paru lat ściśle współpracował z Microsoftem, ostatecznie sprzedał mu swój komórkowy biznes. Nokia powoli opuszcza rynek telefonów i nagle decyduje się na zaskakujące posunięcie, wykorzystując mobilny system Google? Szok. Być może jednak, w tym szaleństwie tkwi metoda.
Kręta droga do Androida
Wśród naszych Czytelników zapewne nie brakuje osób, które przez ostatnie lata pytały, dlaczego Nokia zdecydowała się na współpracę z Microsoftem i tym samym zrezygnowała z szansy, jaką mógł być dla niej Android lub własne systemy. Często pojawiały się opinie, przekonujące, że losy fińskiej legendy potoczyłyby się zupełnie inaczej, gdyby na rynek trafiły jej smartfony z zielonym robotem na pokładzie czy z dopracowanym systemem MeeGo. Ile w tym prawdy? Tego nigdy się już nie dowiemy i będziemy jedynie spekulować – może faktycznie Finowie złapaliby wiatr w żagle i poskromili Samsunga? Nie można jednak wykluczać, że ten plan okazałby się totalnym niewypałem i firma zostałaby z niczym (czyt. byłaby w znacznie gorszej sytuacji, niż jest dzisiaj).
Wraz ze spekulacjami fanów Nokii, fanów Androida, wszelkiej maści ekspertów i analityków, pojawiały się doniesienia z (lub podobno z) fińskiej firmy, która posiadała ponoć „plan B” i rozważała wprowadzenie na rynek smartfonów z zielonym robotem na pokładzie. W połowie 2012 roku wspominał o tym m.in. Risto Siilasmaa, głowa zarządu Nokii (chociaż nie stwierdził wprost, że mowa o Androidzie, to wiele osób dopisało takie słowa). Wątek był nakręcany, ale pojawiły się pewne (nie)spodziewane okoliczności – transakcja z Microsoftem. Po przejęciu działu mobilnego Nokii mogło się wydawać, że jest po sprawie – smartfonu Nokii z platformą Google nie zobaczymy. Przynajmniej nie w najbliższych latach. Tymczasem…
Tymczasem kilka tygodni po ogłoszeniu decyzji o sprzedaży działu Devices & Services, pojawiły się plotki, z których wynikało, że chiński podwykonawca Foxconn, produkuje dla Nokii smartfony z platformą giganta z Mountain View. Niektórzy pukali się w głowę i przekonywali, że to niemożliwe, drudzy nie zwracali na to uwagi, jeszcze inni wierzyli w „nawrócenie Nokii”. Co ciekawe, sprawa nie cichła i nie odchodziła w zapomnienie – z każdym miesiącem robiło się coraz głośniej na temat smartfonów fińskiej legendy z Androidem na pokładzie. Kilka dni temu przekonaliśmy się, że warto poświęcać uwagę branżowym pogłoskom – nawet, jeśli wydają się niemożliwe w realizacji.
Po co Nokii smartfon z Androidem?
Gdy zrobiło się głośno na temat słuchawek produkowanych dla Nokii przez Foxconn, pojawiły się oczywiście pytania o sens tych działań – zwłaszcza, że wszystko działo się w czasie, gdy Microsoft i Nokia dogadywały się w sprawie przejęcia. To podsunęło niektórym myśl, iż Nokia chciała wykorzystać smartfon(y) z Androidem do podbicia swojej wartości lub przyspieszenia rozmów z korporacją z Redmond. To miał być swego rodzaju as z rękawa: albo się dogadujemy albo na rynek wyjdzie nasz sprzęt z zielonym robotem na pokładzie. Jeżeli rzeczywiście tak było, to można uznać, że tajna broń Finów podziałała.
Amerykanie zapewne zdawali sobie sprawę z tego, że Nokii byłoby trudno przebić się na rynku ze smartfonem z Androidem na pokładzie. To wymagałoby czasu i olbrzymich nakładów finansowych, a fińska legenda nie posiadała ani jednego ani drugiego. Europejczycy mogli zatem straszyć, ale Microsoft wiedział, że wspomniany krok w wykonaniu Nokii, swoisty bunt wobec giganta z Redmond, nie przysłuży się producentowi sprzętu mobilnego. Firma z USA mogłaby na to machnąć ręką i powiedzieć Nokii: sprawdzam. Nie można jednak zapominać, że wówczas problemy miałby sam Microsoft.
Z iloma producentami smartfonów współpracuje korporacja z Redmond? Teoretycznie jest ich kilku – w gronie sojuszników można wymienić Huawei, HTC czy nawet Samsunga. W praktyce sprawa nie wygląda tak kolorowo: Windows Phone trafia do użytkowników głównie dzięki wsparciu Nokii. To fińskie Lumie dają korporacji z Redmond kilku procentowy udział w rynku. Gdyby ich zabrakło, Amerykanie zderzyliby się z bardzo poważnym problemem i musieliby szybko szukać nowego partnera/nowych partnerów. Sytuację zapewne wykorzystaliby producenci, którzy zgodziliby się pomóc, ale na niekorzystnych dla MS warunkach. Korporacja z Redmond prawdopodobnie chciała uniknąć realizacji takiego scenariusza. Choć mógł on brzmieć nieprawdopodobnie, to firma wolała tego nie sprawdzać.
Nokia mogła prowadzić badania nad sprzętem z Androidem, bo faktycznie chciała mieć jakiś plan B, ostatecznie użyła tego smartfonu, by zachęcić Microsoft do podpisanie umowy o przejęciu komórkowego biznesu. Załóżmy, że tak właśnie było. Pojawia się jednak kolejne pytanie: dlaczego projekt Nokii z Androidem nie trafił do szuflady, gdy firmy się dogadały? Można przyjąć wersję, w której Nokia po prostu chciała pokazać na odchodne, nad czym pracowała w ostatnich kwartałach i postanowiła z przytupem pożegnać się ze swoimi fanami, całą branżą, mediami. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że prezentacja w Barcelonie to koncept Microsoftu. Kto wie, może Nokia z zielonym robotem od początku była pomysłem giganta z Redmond…?
Po co Microsoftowi smartfon z Androidem?
Korporacja z Redmond zaraz po podpisaniu umowy z Nokią mogła zapewne wpłynąć na fińską firmę, by ta wycofała się z pomysłu smartfonu z Androidem. Trudno uwierzyć w to, by po zawarciu porozumienia, Finom bardzo zależało na dokończeniu tego projektu. Od tego momentu (lub nawet wcześniej) karty rozdawał Microsoft. Po co firma z Redmond miałaby wspierać konkurencję swojego mobilnego OS? Przecież w ten sposób podkopuje i tak mizerną pozycję Windows Phone. Na pewno podkopuje? Być może byłoby tak, gdyby Nokia skorzystała z „Androida w wydaniu Google”. Stało się jednak inaczej – postawiono na system, który oficjalnie nawet nie jest nazywany Androidem.
Na początku tekstu wspominałem o „wykastrowanym Androidzie” i teraz należy rozwinąć ten wątek. Zapewne spora część z Was zdaje sobie sprawę z tego, że telefony Nokii zaprezentowane podczas MWC 2014 posiadają wersję Androida zmodyfikowaną przez Microsoft. Usunięto usługi Google (wystarczy wspomnieć Google Play, czyli sklep z aplikacjami), na pierwszy plan wysunięto usługi oferowane przez korporację z Redmond. Interfejs nowego systemu przypomina ten znany z Windows Phone, co też nie jest dziełem przypadku: użytkownicy smartfonu Nokia X przyzwyczajają się do kafelkowego interfejsu oraz serwisów MS. Od tych ostatnich na dobrą sprawę zostaną w pewnym stopniu uzależnieni – gdy znajdą się już w ekosystemie Microsoftu, to nie będzie im się chciało wiązać z nowym środowiskiem – np. Google.
Korporacja z Redmond przejmując klientów smartfonami z „wybrakowanym Androidem” zwiększa szanse Windows Phone na poszerzanie rynkowych udziałów – decydenci firmy zakładają pewnie, że spory odsetek użytkowników tego sprzętu zostanie w ekosystemie MS. Nawet, jeśli tak się nie stanie, to na jakiś czas firmie uda się odciągnąć tych klientów od produktów i usług będących częścią imperium Google. W wymiarze liczbowym i procentowym nie będą to pewnie oszałamiające rezultaty, bo trudno przypuszczać, by ludzie rzucili się na te smartfony masowo (zwłaszcza, gdy zniknie z nich logo Nokii – przecież Microsoft nie będzie mógł z niego korzystać w swoim sprzęcie mobilnym). Warto jednak mieć na uwadze, że wokół tematu zrobił się spory szum i jest on bardziej na rękę korporacji z Redmond niż Google. Menedżerowie internetowego giganta mogą zaciskać zęby z poirytowania, bo konkurencja zaczyna realizować strategię, która wygląda na totalne nieporozumienie, ale nie należy wykluczać, że w tym szaleństwie tkwi metoda – Microsoft ucieka się do ekstremalnych rozwiązań i mogą się one okazać skuteczne.
Na kłopoty Nokia z Androidem
Korporacja z Redmond przez parę lat próbowała przebić się na rynku mobilnych systemów operacyjnych. Udało się? Nie do końca – niby jest trzecią siłą w gronie największych mobilnych OS, ale pozycja i tak jest marginalna, bo branżę zdominował Android. Microsoftowi zajęło kilka lat przyjęcie do wiadomości, że sektor ultramobilny rządzi się innymi prawami niż sektor komputerowy, a producent Windowsa nie odgrywa na nim dominującej roli i z pewnością nie zmieni tego, przenosząc na smartfonowe podwórko mechanizmy funkcjonujące z powodzeniem w branży PC. Producenci sprzętu nie byli uzależnieni od jednej firmy, istniała realna konkurencja, która nie czekała na poczynania Microsoftu, lecz przeszła do ofensywy. Warto przy tym zauważyć, że najwięksi producenci komputerów, czyli sojusznicy Microsoftu nie są jednocześnie największymi producentami smartfonów (wyjątek stanowi Lenovo) – to obrazuje, jak bardzo zmieniły się reguły gry.
Microsoft trwał przy swojej wizji rozwoju Windows Phone będącej opozycją do strategii Google, ale w końcu musiał przyznać, że ta polityka jest nieskuteczna. Przynajmniej w ich wykonaniu. Jedna Nokia przysłowiowej wiosny nie uczyniła, a inne firmy wolały dokładać do biznesu mobilnego korzystając z Androida, niż zdecydować się na bliską współpracę z Microsoftem. Inna sprawa, że wybredny był sam producent oprogramowania – stawiał potencjalnym partnerom twarde warunki i był przekonany, iż ostatecznie i tak dopnie swego. W końcu musiał przyznać, że realizacja tego planu nie przynosi efektów, a na dobrą sprawę oddala firmę od celu. Zdecydowano się zatem na zmiany. I to poważne zmiany.
Amerykanie zainwestowali kilka miliardów dolarów w dział mobilny Nokii, dzięki czemu uzyskali gwarancję, iż sprzęt z WP na pokładzie będzie się pojawiał na rynku, a niejako przy okazji udowodnili, że są zdecydowani na radykalne kroki i nie odpuszczą projektu Windows Phone. Wypuszczanie na rynek smartfonów Lumia (i każdych innych) przez producenta oprogramowania obniża koszt sprzętu, sprawia, że może on być znacznie bardziej dopracowany, przyspiesza proces decyzyjny i wyklucza ewentualne tarcia między partnerami. Pisząc krotko: może być korzystne dla producenta. Jednocześnie jednak rozwiązanie takie stwarza pewne problemy, bo odstrasza pozostałych producentów od danego systemu. Nie byłoby tematu, gdyby Microsoft postanowił powielić model biznesowy Apple i stworzyć zamknięty ekosystem. Korporacja z Redmond chce jednak osiągnąć znacznie większy zasięg i konkurować o klientów z Google, a to wymaga wsparcia z zewnątrz. MS od dawna próbował przekonać producentów sprzętu do swojego systemu, ale to się nie udawało. Do czasu.
Wydarzenia ostatnich dni pokazały, że Microsoft zamierza jednocześnie użyć kija i marchewki. Zacznijmy od tej drugiej. Korporacja z Redmond łagodzi swoje wcześniejsze ustalenia w kwestii doboru partnerów biznesowych i zaprasza do współpracy mniej rozpoznawalnych graczy. Jednocześnie obniża wymagania sprzętowe dla platformy Windows Phone i rozszerza jej funkcjonalność (np. o obsługę dwóch kart SIM). Teraz producenci będą mogli tworzyć naprawdę tanie smartfony z mobilnymi okienkami, zwłaszcza, gdy okaże się, że Microsoft obniża opłatę za wykorzystanie ich systemu lub całkowicie z niej rezygnuje. Na rynkach wschodzących, które najbardziej przyciągają uwagę producentów, powinny się pojawić inteligentne telefony dualSIM z WP w cenie niższej niż 100 dolarów. I to od lokalnych producentów – na liście partnerów Microsoftu zaprezentowanej w Barcelonie znajdziemy kilkanaście firm i oprócz tych dużych, powszechnie rozpoznawalnych (HTC, Samsung, Lenovo, Huawei, ZTE, LG), mamy kilka niespodzianek – wystarczy wspomnieć indyjskie Karbonn oraz Lava czy chińskie Gionee, JSR, oraz Longcheer. To właśnie tym mniejszym producentom może zależeć na współpracy z MS, ponieważ jest to dla nich szansa na wybicie się w branży mobilnej. Jak przekonać większych?
Z jednej strony, pojawia się motyw marchewki – warunki poprawiły się nie tylko dla „producentów aspirujących”, ale też dla starych wyjadaczy. Microsoft zapewne zechce wykorzystać ich ambicje i przekonać, że dywersyfikacja systemów operacyjnych powinna im wyjść na dobre, bo zwiększa szanse na dobrą sprzedaż sprzętu. Jest też druga strona medalu, wspomniany kij, czyli… Nokia z Androidem. Niektórzy stwierdzą, że to naciągana teoria, ale w tym biznesie nie można wykluczać niczego. Zresztą, to nie odnosi się jedynie do sektora IT… Wracając do tematu: producenci mogli się przestraszyć faktu, iż Microsoft będzie eksperymentował z Androidem (póki co robi to Nokia, ale ta firma przecież opuszcza segment mobilny – projekt kontynuuje MS) i wypuszczał na rynek tani sprzęt, który może się stać konkurencją dla ich smartfonów.
Microsoft prawdopodobnie nie zarobiłby na tym pomyśle, mógłby nawet sporo dołożyć, ale korporację z Redmond stać na realizację takich konceptów – do wielu projektów dołożyli już grube miliardy dolarów. Amerykanie atakowaliby zatem rynki wschodzące swoją wariacją na temat Androida i odbieraliby klientów innym producentom. Lub przynajmniej przeszkadzali im w robieniu biznesu. Decydenci wielu firm mogli zatem dojść do wniosku, że lepiej dogadać się z Microsoftem (zwłaszcza, że warunki mogą być korzystne), niż walczyć z firmą posiadająca na kontach fortunę i udowadniająca, iż rynek mobilny nie jest dla nich wyłącznie kaprysem.
Gra na kilku frontach, czyli co dalej?
Analizując wydarzenia ostatnich dni, a w szerszej perspektywie, ostatnich miesięcy i kwartałów, pojawia się proste pytanie: co dalej? Microsoft będzie kontynuował poczynania Nokii czy szybko unicestwi ten pomysł? Spodziewam się, że odpowiedzi nie znają nawet decydenci korporacji z Redmond i uzależnią ją od wydarzeń na rynku. Póki co mają w rękach kilka mocnych kart: własny oddział produkujący sprzęt (komórkowy biznes Nokii), zapowiedź szerokiej grupy producentów, iż na rynek trafią smartfony z Windows Phone oraz będący wielką niewiadomą pakiet tanich smartfonów z poważnie zmodyfikowanym Androidem. W tym ostatnim przypadku możemy mówić o wiekiem hicie lub o spektakularnej klapie – tego nikt nie jest w stanie dzisiaj ocenić. Co z tym wszystkim zrobić?
Jeżeli producenci dotrzymają słowa i wypuszczą na rynek całą masę smartfonów z WP (przecież mówimy o ponad dziesięciu firmach – w ich gronie jest dobrze wszystkim znany Foxconn, który prawdopodobnie zajmie się produkcją smartfonów dla operatorów), jeżeli partnerzy Microsoftu postarają się, by ten sprzęt znajdował nabywców, jeżeli pojawi się spora szansa na to, że Windows Phone zacznie rozszerzać swoje rynkowe udziały, to korporacja z Redmond prawdopodobnie szybko uśmierci serię Nokia X (ciekawe, jak ten sprzęt będzie się nazywał po domknięciu transakcji obu firm?). Microsoftowi nie będą przecież potrzebne tanie smartfony z systemem przypominającym Windows Phone, gdy klienci uzyskają dostęp do tanich smartfonów z prawdziwym WP. Pozostawienie ich na rynku byłoby rzucaniem kłód pod własne nogi.
Jednocześnie jednak nie można wykluczać, że Amerykanie uzbroją się w cierpliwość i sprawdzą, czy ich partnerzy podejdą do sprawy poważnie czy może będzie to bardziej przypominało zachowanie Samsunga i HTC po wprowadzeniu na rynek systemu Windows Phone 8. W tym drugim przypadku zapewne postanowią dalej eksperymentować z Androidem. Przecież te smartfony i tak w domyśle będą przysparzać użytkowników ich usługom, więc Microsoft nie będzie bardzo stratny – poszerzy swoje grono odbiorców o klientów, których prawdopodobnie zgarnęłoby Google ze swoimi partnerami (swoją drogą, ciekawe, jak na te wydarzenia zareaguje internetowy gigant?). Teraz wiele zależy zatem od producentów i tego, czy pomogą amerykańskiej korporacji rzucić rękawicę gigantowi z Mountain View. Będzie się działo!
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.
Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.