Flagowce, czyli modele o topowych specyfikacjach, od lat wzbudzają największe zainteresowanie mediów, branżowych ekspertów oraz klientów. Chociaż ich udział w ogólnej sprzedaży inteligentnych telefonów spada, to uwaga rynku nadal skupia się na najdroższych urządzeniach Samsunga, Apple, HTC czy LG. Możliwe, że niedługo górna półka cenowa będzie wywoływała jeszcze większe emocje, a wszystko za sprawą superflagowców.
Osoby zainteresowane sektorem mobilnym zapewne niejednokrotnie słyszały o smartfonach Samsung Galaxy S5 Prime oraz HTC One M8 Prime. Na naszym blogu doniesienia na ich temat pojawiały się niejednokrotnie i wystarczy kliknąć, by się o tym przekonać. W obu przypadkach słowo Prime w nazwie nie jest pewniakiem, pojawia się jedynie w plotkach i ostatecznie urządzenia mogą się nazywać zupełnie inaczej. Nie jest też pewne, że w ogóle zobaczymy ten sprzęt w sprzedaży. Przedstawiciel Samsunga zarzekał się przecież kilka miesięcy temu, że korporacja nie zamierza poszerzać oferty o taki model, z komunikatów płynących z HTC również nie wynika, by szykowali się do premiery supersmartfonu. To zamyka spekulacje? Zdecydowanie nie.
Warto mieć w tym przypadku na uwadze, iż obie firmy nie mogłyby wspomnieć o swoich podrasowanych flagowcach przed ich premierą (zwłaszcza kilka miesięcy przed tym wydarzeniem), ponieważ to nie wpłynęłoby korzystnie na sprzedaż obecnych topowych modeli. Czy osoba zainteresowana kupnem Galaxy S5 szybko podjęłaby decyzję zakupową, gdyby wiedziała, że za dwa-trzy miesiące na rynek może trafić jego lepsza wersja? Raczej nie. Dlatego rynek sceptycznie reaguje na deklaracje producentów i nakręca spekulacje. A to skłania do zadania pytania, czy producentom faktycznie są potrzebne superflagowce?
Samsung w tarapatach
Branżę nowych technologii obiegła ostatnio wiadomość następującej treści: drugi kwartał w wykonaniu Samsunga nie był najlepszy. Korporacja spodziewa się gorszych wyników, a wpływ na to ma słabsza niż zakładano sprzedaż smartfonów. Wspomina się przede wszystkim o modelach z niższej i średniej półki cenowej, ale obrywa także Galaxy S5. I to z dwóch powodów. Po pierwsze, rolą topowego modelu jest m.in. nakręcanie zainteresowania pozostałymi smartfonami z oferty danego producenta. To swoista lokomotywa ciągnąca sprzedaż na nowe rekordy. Jeśli pojawia się widmo gorszych wyników na niższych półkach cenowych, to częścią winy zostanie obarczona owa lokomotywa – najwyraźniej nie spełnia w należytym stopniu swojej roli. Po drugie, chodzi o sprzedaż samego flagowca i atmosferę wokół niego. Sprzęt nie bije (z przytupem) rekordów, do czego przyzwyczaili jego poprzednicy i jednocześnie musi cały czas bronić się przed atakami konkurencji, mediów, rozczarowanych klientów. Co mu zarzucają? Przede wszystkim nudę, brak polotu oraz innowacji, jakimi powinien odznaczać się najlepszy produkt największego gracza na rynku.
Zapowiedź gorszych wyników nie jest pierwszą złą informacją (z punktu widzenia Samsunga i jego akcjonariuszy), jaka pojawiła się w mediach w ostatnich tygodniach. Na początku czerwca branżowe serwisy informowały, iż smartfon LG G3 zanotował w Korei Południowej znacznie lepsze wyniki sprzedaży, niż jego lokalny konkurent, Galaxy S5. Dotyczy to co prawda tylko jednego rynku i zaledwie kilku dni, trudno na tej podstawie wyciągać wnioski, ale dla niektórych przekaz był jasny: Samsung nie może już być taki pewny swego. Kolejną kiepską wiadomością dla azjatyckiego giganta jest nadchodząca wielkimi krokami premiera iPhone’a 6. Co prawda dzieli nas od niej jeszcze kilka miesięcy, ale sektor już żyje tym smartfonem, a to z pewnością nie pomoże Samsungowi.
Nadchodząca premiera smartfonu Apple, ciekawe propozycje topowych urządzeń z logo LG czy HTC, brak powszechnego entuzjazmu po premierze Galaxy S5 nadal nie wyczerpują problemów koreańskiego producenta. Do pakietu należy dorzucić rosnącą aktywność chińskich producentów (zarówno tych dużych i rozpoznawalnych, jak i wschodzących gwiazd) oraz słabsze wzrosty sprzedaży flagowców. Klienci są teraz zainteresowani przede wszystkim modelami ze średniej i niższej półki (znacznej poprawie uległa ich jakość i wydajność), ta tendencja będzie się nasilać. Koreańczycy muszą zatem szukać sposobu, dzięki któremu uda im się powstrzymać ekspansję innych firm i przeciwdziałać ewentualnym spadkom sprzedaży swojego flagowca. Sposobem na to może być wspominany już supersmartfon.
Częściej, czyli lepiej
Największym problemem nie jest samo stworzenie supersmartfonu, lecz uzasadnienie tego kroku i przekonanie klientów, że to ma sens. Samsung i HTC mogą w najbliższym czasie poszerzyć swoje oferty o modele z lepszymi podzespołami, inną obudową, większą liczbą funkcji czy nowych technologii, ale wtedy pojawi się pytanie: dlaczego nie zaserwowaliście tego w zaprezentowanym kilka miesięcy wcześniej flagowcu? Zapewne nie zabraknie też opinii przekonujących, że to zwykłe nabijanie klientów w butelkę. Producenci mogą się jednak posiłkować argumentem, jaki przywołał jeden z top menedżerów Sony, Pierre Perron. Podczas targów Mobile World Congress 2014 tłumaczył on, dlaczego japoński producent zaprezentował smartfon Xperia Z2 zaledwie kilka miesięcy po premierze modelu Xperia Z1. Co powiedział?
Perron stwierdził, że odświeżanie produktu w cyklu rocznym, preferowanym np. przez Apple, nie jest dobrym rozwiązaniem i tracą na nim klienci. Rynek nowych technologii rozwija się dzisiaj bardzo dynamicznie, pojawiają się nowe rozwiązania i trzeba z nich korzystać na bieżąco. Jeżeli pod koniec roku sektor jest wzbogacany o świeżą gamę komponentów, np. procesorów czy wyświetlaczy, a producenci już zaprojektowali flagowce, które pokażą w pierwszych miesiącach kolejnego roku, to nie ma sensu czekać z wprowadzaniem nowinek ponad rok – wystarczy stworzyć kolejnego flagowca i zaprezentować go w trzecim kwartale. Brzmi logicznie? Zdania będą pewnie podzielone. Najważniejsze jest jednak to, że taki plan wygląda atrakcyjnie z punktu widzenia producentów, ponieważ stwarza szanse na podkręcenie zysków.
Prime, czyli drożej
Samo wprowadzenie do oferty kolejnego flagowca, skrócenie cyklu premierowego, mogłoby zwiększyć sprzedaż, ale producenci stanęli przed pytaniem, jak wyciągnąć z tego pomysłu maksymalne korzyści? Sony wprowadziło do sprzedaży smartfon Xperia Z2 dwa kwartały po Xperii Z1 i możliwe, że podkręciło dzięki temu wyniki, ale zapewne nie w bardzo widoczny i przekonujący sposób. Dla kogo przekonujący? Dla komentatorów i akcjonariuszy. Przecież te firmy muszą prezentować raporty, a z tych powinno wynikać, że robione są postępy i korporacja osiąga coraz lepsze rezultaty. Dotyczy to przede wszystkim Samsunga, który przez lata z przytupem bił własne rekordy i rósł w niesamowitym tempie. Gdyby nagle (dla jednych nagle, dla innych już nie – od pewnego czasu zwracano uwagę na to, że wzrosty nie mogą trwać w nieskończoność i firma prędzej czy później zderzy się z tym problemem) zaprezentowano raport kwartalny ze znacznie gorszymi wynikami i powtórzyłoby się to po trzech miesiącach, to zaczęłoby się odczarowywanie firmy. Potrzebny jest zatem ofertowy magnes, który nie tylko poprawi wyniki, ale zrobi to w zauważalny sposób.
Supersmartfony określane w mediach nazwą Prime stwarzają możliwość wyciągnięcia sporych korzyści. Firmy będę mogły wprowadzić do oferty nowy produkt, skupią na nim uwagę rynku, zyskają szansę na ponowne zainteresowanie klientów topowymi produktami. Należy przy tym podkreślić, że cena tych urządzeń prawdopodobnie nie będzie tożsama z ceną obecnych flagowców – producenci ją podniosą, bo to przecież supersmartfon. O jakich kwotach mowa? Trudno stwierdzić, ponieważ byłoby to uzależnione od stopnia zmian dokonanych względem zaprezentowanego wcześniej flagowca. Jeśli będą one kosmetyczne, to korporacji trudno będzie przekonać ludzi, że nowy produkt powinien być kilkaset dolarów droższy od tego, jaki pokazano pół roku wcześniej. Ktoś powie, że akurat na polu marketingowym firmy potrafią wyczyniać cuda, ale wszystko ma swoje granice.
Samsung, HTC, będą też inni
Do tej pory w mediach przewijają się plotki dotyczące dwóch supertelefonów, czyli wspominane już modele Samsunga i HTC. Powody działań koreańskiego producenta są w miarę oczywiste. W przypadku tajwańskiej korporacji również chodzi o pieniądze – do tego sprowadza się zdecydowana większość ruchów tego typu. Dla HTC ma to być jednak nie tyle walka o utrzymanie rynkowego status quo i dalszą dominację (przypadek Samsunga), co bój o przetrwanie. Producent musi zwiększyć sprzedaż, by móc funkcjonować. Oszczędności firmy stopniały, majątek został w znacznej mierze wyprzedany, dokonano cięć – teraz pozostaje już tylko liczyć na to, że zyski zaczną rosnąć. Aby to osiągnąć, należy wprowadzić do sprzedaży coś naprawdę imponującego lub przynajmniej przekonać rynek, iż dokonano czegoś niezwykłego.
Od pewnego czasu korporacja HTC podąża śladami Samsunga, dokonuje korekty w swojej strategii rozwoju w oparciu o lekcje udzielane przez koreańskiego producenta i bacznie obserwuje wydarzenia mające miejsce na rynku. Jeśli w sprzedaży pojawi się supersmartfon z logo Samsunga, to Tajwańczycy powinni na to szybko zareagować. Kto wie, może nawet przejmą inicjatywę i „zaatakują” pierwsi? Inna sprawą jest to czy faktycznie będą pierwsi – przecież mniej znani chińscy gracze już od pewnego czasu dostarczają na rynek supersmartfony (przykładem pokazany wyżej Vivo Xplay 3S). Brakuje im jednak rozgłosu i odpowiedniej siły marki, dzięki którym to pojęcie mogłoby nabrać mocy. Samsung i HTC są w stanie to zrobić. Za nimi pojawią się pewnie kolejni gracze – przecież nie pozwolą, by rynek rozwijał się bez nich. Skoro wyłania się szansa na podkręcenie wyników, to trzeba z niej korzystać.
Podrasowane flagowce Samsunga i HTC nie są pewniakami, trudno stwierdzić, czy na rynek faktycznie trafią Galaxy S5 Prime i HTC One Prime. Sama idea supersmartfonu zostanie jednak prędzej czy później wykorzystana przez któregoś z dużych graczy zdecydowanego rozkręcić nowy segment smartfonowej branży. To szansa na zarobienie przyzwoitych pieniędzy przy relatywnie niewielkim nakładzie pracy i z pewnością jest o co walczyć. Inną sprawą jest to, czy firmy wykorzystają tę szansę właściwie i czy uda im się przekonać do swojego pomysłu klientów. Ostatecznie to przecież oni głosują na dany pomysł swoimi portfelami.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
O autorze
Maciej Sikorski
Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.
Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.