Apple to jeden z przykładów firm, które nie muszą zabiegać o zainteresowanie mediów, konkurencji, klientów, a i tak znajdują się w centrum uwagi. Branża bacznie śledzi ich wyniki finansowe, roszady personalne, analizuje strategię rozwoju, próbuje zgadywać, jakie będą kolejne ruchy korporacji. W tym ostatnim przypadku wystarczy wspomnieć o pogłoskach i spekulacjach dotyczących kolejnego iPhone’a. Na nowym smartfonie sprawa się jednak nie kończy – rynek jest też zainteresowany zegarkiem giganta z Cupertino: iWatch funkcjonuje póki co tylko w plotkach, ale już wzbudza wielkie emocje.
iWatch nie pojawił się w branżowych doniesieniach w ubiegłym miesiącu czy dwa kwartały temu – mówi się o nim od kilku lat. Branża od dawna próbuje przewidzieć, czym zaskoczy nas Apple i spekuluje. Dotyczy to zarówno kolejnych wersji już istniejących produktów, jak i zupełnie nowych urządzeń oraz usług. Przez lata w mediach pojawiały się doniesienia dotyczące telewizora z nadgryzionym jabłkiem w logo (obserwowaliśmy to, gdy firmą zarządzał jeszcze Steve Jobs), nie brakowało plotek na temat samochodu czy konsoli tej firmy. Jedne pogłoski wydawały się dość wiarygodne, inne od razu wskazywały na zbyt wybujałą wyobraźnię osób rozprowadzających wieści tego typu. iWatch nie był pierwszym, ani tym bardziej jedynym projektem wyczekiwanym przez szeroko pojęty rynek. Ostatecznie są jednak spore szanse na to, że Apple poszerzy swoją ofertę właśnie o inteligentny zegarek. I zrobi to niebawem.
Najwyższy czas na coś świeżego
Apple przyzwyczaiło wszystkich do tego, że co kilka lat prezentuje nową gamę produktów. Na początku poprzedniej dekady był iPod, który zdobył olbrzymią popularność, namieszał na rynku muzycznym (wraz z iTunes) i przez lata był intensywnie rozwijany. W roku 2007 korporacja z Cupertino zrewolucjonizowała sektor telefonów, wypromowała smartfony, a w roku 2010 powróciła do zagadnienia tabletu i odniosła na tym polu olbrzymi sukces. Trzy mocne uderzenia, trzy filary, które pozwoliły firmie zgromadzić na kontach fortunę. Chociaż te urządzenia nadal sprzedają się w dziesiątkach milionów egzemplarzy w każdym kwartale, to od Apple wymaga się czegoś nowego. Całkowicie nowego.
Amerykańska firma zmienia swoje produkty, nieustannie je poprawia i czyni bardziej atrakcyjnymi, dzięki czemu sprzęt świetnie się sprzedaje. Przez dłuższy czas to nie ulegnie zmianie – Apple nadal będzie sprzedawać iPhone’a oraz iPada (może też iPoda) i zarabiać na tym krocie. Nie znikną jednak pytania o nowy rozdział w historii firmy. Cały czas będą się pojawiać uszczypliwe uwagi, przekonujące, iż za Jobsa było inaczej, z polotem i masą innowacji, a teraz oglądamy odcinanie kuponów od jego sukcesu oraz firmę, która nie tylko przestała być liderem na rynku nowych technologii, ale wręcz prosi się o kolejny wewnętrzny kryzys. Taki sam, jakiego doznała lata temu, gdy opuścił ją Jobs.
iWatch ma być dowodem na to, że Tim Cook nie objął stanowiska po swoim mentorze przez przypadek, że jest człowiekiem, który zdoła pchnąć ten biznes do przodu. Na dobrą sprawę, to test dla całej załogi, a zwłaszcza kadry kierowniczej. Dzięki niemu poznamy odpowiedź na to, czy Apple było firmą jednego człowieka, czy też jest w stanie funkcjonować (prawidłowo) bez względu na to, czyje nazwisko znajduje się na drzwiach gabinetu szefa. Zegarek jest po prostu potrzebny korporacji. Jest też potrzebny ich konkurencji oraz rodzącej się branży urządzeń ubieralnych.
iPad hamuje, potrzebne wsparcie
Pisałem przed momentem o powodach, dla których Apple powinno poszerzyć ofertę o nowy produkt i można je streścić jako chęć pokazania (ponownego) swojej siły, potencjału, udowodnienia, że wciąż jest się liderem, że firmą zarządzają właściwi ludzie. Na tym jednak sprawa się nie kończy – Apple ma jeszcze jeden powód i nie chodzi tu już o prestiż, ale o pieniądze. Te ostatnie najbardziej interesują akcjonariuszy, a gigant z Cupertino jest przecież notowany na giełdzie. Jego celem jest przede wszystkim zarabianie dużych sum i nieustanne podkręcanie wyników. Z tym ostatnim może być niedługo problem.
Dzisiaj Apple czerpie zyski głównie ze sprzedaży iPhone’a. To najmocniejszy produkt w ich ofercie, perła w koronie. Korporacja zarabia na sprzedaży komputerów, iPodów czy aplikacji i nie są to grosze, ale prawdziwe kokosy zapewnia sprzedaż smartfonów. Przecież w każdym kwartale do klientów trafia kilkadziesiąt milionów sztuk iPhone’a, a na każdym telefonie Apple zarabia kilkaset dolarów. Ta dominacja ma jednak poważny mankament: Apple w pewnym stopniu uzależniło się od sukcesu swojego telefonu. Gdyby jego sprzedaż uległa pogorszeniu (a nigdy nie można tego wykluczać), to natychmiast stałoby się to widoczne w ogólnych wynikach firmy.
Wedle pogłosek (poświęciliśmy temu zagadnieniu osobny tekst), Apple za kilka miesięcy zaprezentuje światu zupełnie nowego iPhone’a, większego i wyposażonego w szereg funkcji, które mogą przyciągnąć uwagę klientów. Nie brakuje nawet opinii, iż korporacja zaprezentuje dwa duże smartfony, z czego jeden będzie już reprezentował segment fabletów. Jeśli te doniesienia znajdą potwierdzenie w rzeczywistości, to korporacja faktycznie może złapać wiatr w żagle: sprzedaż z pewnością wzrośnie i producent będzie mógł pochwalić się kolejnymi rekordami. Nie można jednak wykluczyć, że te plotki nie zostaną w pełni zrealizowane i nowy iPhone nie wywoła histerii wśród klientów. A nawet jeśli uda mu się osiągnąć cel, to jest to działanie na krótką metę – smartfonu nie można przecież powiększać w nieskończoność. Apple nieźle zarobi na nowym sprzęcie, ale potem będzie im jeszcze trudniej zaskoczyć rynek czymś nowym.
Patrząc na ofertę Apple z tej perspektywy, oczywista wydaje się potrzeba jej dywersyfikacji. Korporacja potrzebuje drugiego mocnego filaru swojego biznesu, swego rodzaju drugiego płuca, które może się okazać bardzo przydatne, gdy pierwsze zacznie szwankować. Takim filarem nie będą ani komputery, bo ten rynek się kurczy, ani iPody, które lata świetności mają za sobą. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że rolę tę miał odegrać iPad, ale… No właśnie, jest pewne „ale”. Wyniki sprzedaży iPada w pierwszym kwartale 2014 roku pokazały, że ten segment rynku nie będzie dla Apple kolejnym eldorado. Sprzedaż tabletu skurczyła się w porównaniu do analogicznego okresu roku 2013, a spadek wyniósł aż 16%. Czy to jednorazowa wpadka? Raczej nie – ten segment rynku prawdopodobnie nie będzie już dynamicznie rósł, jednocześnie przybywa na nim ciekawych propozycji, więc o klienta może być coraz trudniej.
Tu pojawia się iWatch – sprzęt, który powinien pomóc Apple. Z jednej strony, odciąży trochę iPhone’a w sferze generowania zysków, z drugiej strony, może pozytywnie wpłynąć na sprzedaż innych produktów. Dotyczy to m.in. iPada. Trudno stwierdzić dzisiaj, co zaprezentuje Apple (o ile do tego dojdzie), ale wydaje się wielce prawdopodobne, iż ich zegarek stworzy świetny duet z tabletami oraz fabletem, którego wyczekuje rynek. Korporacja już postara się o to, by iWatch zachęcał do kupna innych urządzeń z logo nadgryzionego jabłka, do poważnego wejścia w ekosystem giganta z Cupertino.
Konkurencja działa, ale po omacku
Czy iWatch stworzy rynek smartwatchy? I tak, i nie. Inteligentne zegarki pojawiają się w tej branży od lat, na dobrą sprawę, można szukać pierwszych prób jeszcze w wieku XX. Swoją ofertę poszerzyła już o produkty tego typu korporacja Samsung, ma je Sony, gorsze nie chcą być LG czy Motorola. A to zaledwie czubek góry lodowej – przecież wiele firm (mniej i bardziej znanych) stworzyło smartwatcha, pracuje nad takim urządzeniem lub przynajmniej poważnie o nim myśli. Lawina ruszyła. Sęk w tym, że jest to po prostu lawina – kolejni producenci włączają się do gry, chcą zasypać klientów swoimi propozycjami, ale sami do końca nad tym nie panują i nie są w stanie obronić smartwatcha, przekonać miliony ludzi, że właśnie na to czekają.
Samsung już w ubiegłym roku pokazał światu inteligentne zegarki, był pewnie podekscytowany faktem, że wygrał wyścig z Apple: teraz nikt nie może oskarżyć Koreańczyków o skopiowanie produktu. Ich sprzęt pozostawiał jednak wiele do życzenia, nie cieszył się olbrzymią, ani nawet dużą popularnością, azjatycki koncern nie był w stanie przekonać rynku, że ta premiera to wielkie wydarzenie i początek czegoś dużego. Jest temat, ale firmy po prostu nie widzą, jak się za niego zabrać. Paradoksalnie to właśnie Apple może się okazać dla konkurencji wybawieniem. Skoro amerykański gigant rozkręcił segmenty smartfonów i tabletów, to niech teraz zrobi to ze smartwatchami.
Jeżeli Apple zaprezentuje światu iWatch, to po pierwsze, przekona miliony klientów oraz swoją konkurencję, że ten kierunek rozwoju mam sens, a po drugie, pokaże wszystkim, jak należy podejść do tego tematu. Lub przynajmniej nastawi rzesze odbiorców na konkretny typ produktu. Póki co jednym z poważnych problemów smartwatchy jest to, iż przenosi się na nie rozwiązania znane z innych urządzeń, przede wszystkim ze smartfonów. Często nie ma to sensu lub nie daje dobrego efektu. Może do zagadnienia należy podejść zupełnie inaczej, stworzyć inteligentny zegarek od podstaw? W branży nie brakuje opinii, iż jeśli komuś ma się to udać, to właśnie Apple.
Ze wspomnianą opinią można się oczywiście nie zgodzić i przywołać firmę Google – ta korporacja coraz śmielej poczyna sobie na rynku technologii ubieralnych, dotyczy to również smartwatchy i próbuje rozkręcić tę branżę. Firma z Mountain View ma ciekawe pomysły, w wielu aspektach podchodzi do sprawy niesztampowo. W tym przypadku problem polega jednak na tym, że Google nie jest jednocześnie producentem oprogramowania i sprzętu. Mogą stworzyć świetny system dla zegarków, ale trudno stwierdzić, jak poradzą sobie z nim partnerzy korporacji i jak wykorzystają ten potencjał. Apple nie ma tego problemu – kontroluje cały proces produkcyjny, cały ekosystem, może dokonywać istotnych zmian na różnych etapach. Przykład smartfonów czy tabletów pokazał, że jest to spory atut.
To szansa dla całej branży
Przed momentem napisałem, że na premierze iWatcha może skorzystać konkurencja Apple. Wielu Czytelników pewnie to oburzy, ponieważ w ich oczach to właśnie firma z Cupertino jest kopistą, producentem wykorzystującym osiągnięcia innych i przypisującym sobie wykonanie licznych milowych kroków w IT. Nawet, jeśli uznamy, że strategia i poczynania Apple faktycznie wywołują pewne kontrowersje, to nie ulega wątpliwości, że wpływ tej korporacji na sektor nowych technologii jest olbrzymi. Firma może i nie stworzyła pierwszego smartfonu i tableta, ale czy dzisiaj produkty te cieszyłyby się taką popularnością, gdyby nie Apple?
Ten sam mechanizm promocji nowych rozwiązań jest dzisiaj potrzebny sektorowi urządzeń/technologii ubieralnych. I nie ma sensu ograniczać się wyłącznie do zegarków, bo to bardzo rozległa, ale jednocześnie powiązana ze sobą branża. Składają się na nią smartwatche, okulary, odzież, obuwie, bransoletki, breloki, czapki… Masa rzeczy, która cały czas ulega poszerzeniu. Wiele osób mówi już o modzie na technologie ubieralne, a nawet o nowej erze w świecie IT, ale to chyba zbyt daleko posunięte opinie. Póki co wkraczamy na tę ścieżkę rozwoju branży, ale dzieje się to stosunkowo powoli i bez wielkiego przekonania. Zegarek Apple stanowiłby swego rodzaju potwierdzenie, że nie jest to ślepa uliczka. To mogłoby podziałać mobilizująco na producentów, ale też zachęciłoby klientów do wyciągnięcia portfela. Mogłoby, ale najpierw musi trafić do sprzedaży.
Czego należy się spodziewać i kiedy?
Zacznijmy od odpowiedzi na drugi człon pytania: kiedy? Nie brakowało doniesień, wedle których, iWatch miał zostać zaprezentowany podczas WWDC. Jesteśmy już jednak po tej imprezie i nie doczekaliśmy się premiery zegarka. Kolejny termin? Jesień 2014. Premiera nowego sprzętu może być połączona z premierą kolejnego iPhone’a. Z jednej strony miałoby to sens, ponieważ Apple wiązałoby zegarek z innym produktem ze swoje oferty (szczególnie istotne, jeśli będzie to duży smartfon), ale z drugiej strony, zbyt dużo niespodzianek na jednej imprezie może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego. Inna sprawa, że rynek czeka na bardzo mocne uderzenie amerykańskiej firmy i jeśli Apple nie zawiedzie, to przed okresem świątecznego szału zakupów może zdominować branżowe doniesienia i ponownie stać się głównym obiektem zainteresowania mediów. Z poważną przewagą nad konkurencją.
Załóżmy zatem, że wiemy kiedy dojdzie do premiery. A co konkretnie może pokazać Apple? Tu rozpoczyna się prawdziwy festiwal domysłów. Nie brakuje plotek na temat podzespołów użytych w budowie iWatcha, partnerów (nie będę się na tym skupiał – warto poczekać do dnia premiery), z jakimi może przy tym projekcie współpracować amerykańska korporacja (ostatnio pojawił się Nike), ceny sprzętu oraz jego wyglądu. Projektanci i pasjonaci prześcigają się w publikacji wizualizacji zegarka, jedne wyglądają bardzo futurystycznie, inne nawiązują do klasycznych zegarków. Nie brakuje też spekulacji na temat innowacji oraz funkcji, jakie Apple zapewni swemu produktowi.
Wspomina się m.in. o zmianach w zakresie ładowania urządzenia. To dzisiaj spory problem w przypadku smartwatchy (a szerzej całego sprzętu mobilnego) i gigant z Cupertino mógłby sporo wygrać, gdyby osiągnął na tym polu sukces. Trudno jednak odpowiedzieć na pytanie, czy ewentualna rewolucja w tej materii jest w zasięgu Apple i to w najbliższym czasie? Kolejna mocno akcentowana kwestia to zdrowie/sport/fitness. Zagadnienie eksploatowane ostatnio przez innych graczy z IT, a wedle plotek, eksplorowane również przez Apple. Pojawiają się też pytania o pozycjonowanie iWatcha: czy od początku będzie on przedstawiany jako dodatek do smartfonów i tabletów czy też Apple tworzy autonomiczny produkt? Wiele pytań/sugestii/pogłosek, ale wciąż mało konkretów.
Za kilka miesięcy może się okazać, że iWatch funkcjonuje jedynie w naszej wyobraźni i Apple nie planuje wprowadzać na rynek takiego sprzętu. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Z pewnością byłby to spory zawód – uwagę temu urządzeniu poświęcają media na całym świecie (na jego temat rozpisują się m.in. The New York Times oraz The Wall Street Journal), czekają na niego rzesze fanów Apple i nie dziwi, że wspomina się o kilkudziesięciu milionach sprzedanych zegarków i to w ciągu kilkunastu miesięcy miesięcy od dnia premiery. Rynek został już nakręcony, można pisać o wstrzymaniu oddechu. Teraz pozostaje wypatrywać ruchu Apple. I liczyć na to, że produkt faktycznie okaże się godnym poszerzeniem już istniejącej oferty.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
O autorze
Maciej Sikorski
Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.
Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.