Pamiętacie, jak jeszcze kilkanaście lat temu ludzie snuli wizje o „technologicznych wojnach”, w których nawet proste funkcje, obecnie pełnione przez zwykłych wojskowych, będą zastępowane przez coraz nowocześniejsze maszyny? W nieco karykaturalnej formie, ta wizja zdaje się spełniać. Oto bowiem, amerykańscy żołnierze, za pomocą swoich komórek (fakt, jak można bez komórki udać się na pole bitwy) będą mogli między innymi informować dowództwo o swoim położeniu.
O ile zabawnie może wyglądać żołnierz ze swoim nowym iPhone’m, próbujący za pomocą nowego, wojskowego oprogramowania znaleźć swojego kumpla będącego paręset metrów dalej, o tyle trudno mi sobie wyobrazić przenikanie się technologii cywilnych i wojskowych na tak wielką skalę. Owszem, komórka może uratować życie, często słyszymy o takich przypadkach, ale jeśli ktoś pomyśli, że kosztem jednej aplikacji na Androida czy na iPhone’a może zaoszczędzić na profesjonalnym uzbrojeniu (wiadomo, kryzys, rosnące koszta wojny) o tyle szkoda mi tych wojaków, gdy ten zwykły, dostępny dla każdego człowieka telefon przegra z wybitnie trudnymi warunkami, jakie z całą pewnością są nieodłączną częścią tych działań operacyjnych.
Znana firma Harris Corp. pracuje nad oprogramowaniem dla tabletów, za pomocą którego będzie można kontrolować kamery przemysłowe w bezzałogowych aparatach latających, do tego wraz z transmisją tego obrazu do centrum dowodzenia. Nie chcę wiedzieć, jaka burza mózgów musiała przyświecać tym obydwu pomysłom, jednak mam nadzieję, że nawet jeśli te wszystkie „udogodnienia” wejdą w życie, pozostaną niszowymi i nie będą promowane przez wojsko Stanów Zjednoczonych jako dobra alternatywa wobec typowego sprzętu, jakim na dziś dzień dysponują tamtejsi żołnierze. Zarówno w sferze militarnej, technicznej, jak i każdej innej, nowoczesność od zgubnej awangardy dzieli bardzo niewiele.
źródło: chip.pl
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.